Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Opowieść o cierpieniu i... MIŁOŚCI prawdziwej

Tak kochających oczu nie widziałam nigdzie i u nikogo. Nie dostrzegłam ich ani w filmowych obrazach miłości, ani przypatrując się parom zakochanych, ani nawet u tych, którzy opowiadali o swoim poświęceniu, sercu i... miłości. Odwiedzałam go bardzo często i po każdym spotkaniu, choć to niby ja prowadziłam zajęcia, wychodziłam jak po lekcji prawdziwej miłości. Nie, nie ja byłam tutaj osobą uczącą... Przypatrywałam się, słuchałam uważnie, chłonęłam gesty, słowa i uczyłam się miłości pięknej i prawdziwej, bo zrodzonej z cierpienia i czułej troski o innych. Kim był mój nauczyciel? Kilkunastoletnim chłopcem z porażeniem mózgowym. Ktoś powiedziałby, że to dziecko niepełnosprawne, ale ja tak nie potrafię. Marcin był i jest dla mnie niezwykle ważnym człowiekiem, którego pojawienie się na mojej drodze życia odczytuję w kategoriach łaski.

A oczy Marcin ma niezwykłe. Duże, wyraziste, mieniące się barwami uczuć, troską, delikatnością i... mądrością. Nie zawsze rozumiałam to, co mówił, ale chyba umiałam czytać jego oczy. Tak jest nadal, choć nasze spotkania z racji dużej odległości stały się sporadyczne. Jednak te "rozmowy oczu" ciągle pamiętam. Przypominają mi się zwłaszcza wtedy gdy mam ochotę narzekać, twierdzić, że coś boli, zajmować sobą innych.

"Nie mów mamie, bo będzie się martwiła".

Pamiętam jedno niezwykle upalne lato. Żar lał się z nieba, wszyscy narzekali, że tego upału już nie wytrzymują, a on leżał niemal cały w gipsie. Przez dwa miesiące mógł poruszać tylko rękoma. Wszyscy wiedzieliśmy, że po przebytej operacji kręgosłupa, w tym wielkim gipsie, w ogromnym upale strasznie cierpi, ale on nigdy się nie skarżył. Za to pilnie obserwował rodziców i uważał, by żaden grymas bólu nie pojawił się na jego twarzy, żeby się nie martwili. Czasami, gdy zostawaliśmy sami, pytałam, czy bardzo boli. Wtedy bez słowa potakiwał głową, przymykał oczy, jakby chciał ukryć przebijające się przez nie cierpienie, kładł palec na usta i mówił: "Nie mów mamie, bo będzie się martwiła". Cierpienie go nie oszczędzało i nie oszczędza, a on w tym, co coraz bardziej trudne i bolesne, ma coraz bardziej kochające oczy i serce.

Najpierw dostrzegał troski innych, jakby własnych nie dostrzegając

Latem, gdy tylko było to możliwe, rodzice wyjeżdżali z nim do ośrodka wypoczynkowego nad jezioro. Wtedy Marcin mógł więcej przebywać na świeżym powietrzu, popatrzeć na świat, na przyrodę, przejechać się samochodem. Bardzo to lubił. Znoszenie go z piętra dla nie najmłodszych rodziców nie było łatwe, więc na takie dni Marcin bardzo się cieszył. Ale i w te dni radości wdarło się cierpienie. Przed kilkoma laty w czasie takiego wyjazdu tato Marcina nagle upadł nad brzegiem jeziora i już nie było ratunku. Rozległy zawał był nie do pokonania. Nie mogłam być na pogrzebie taty, ale odwiedziłam Marcina i jego mamę w niedługim czasie po tych bolesnych zdarzeniach. Szczerze mówiąc, bałam się tego spotkania. Wiedziałam, że w tej sytuacji wszystkie słowa zabrzmią pusto, nierealnie, niewłaściwie. Wiem, jak bardzo Marcin kochał ojca i jakim bólem była dla niego ta śmierć. Wiem, a przecież to znowu ja byłam uczennicą, to ja czerpałam w czasie tego spotkania. Tak, był ból, malująca się w oczach tęsknota i cierpienie, ale znowu nie było ani słowa skargi, ani jednego gestu, którym Marcin próbowałby skupić uwagę na sobie. Martwił się o mamę, o to, że jej jest ciężko i smutno. Patrzył na świat kochającymi oczami, dlatego najpierw dostrzegał wszystkich wokół, czuł troski innych, jakby własnych nie dostrzegając, a przecież jego tak wiele bolało...

Nie, nie jest smutnym i śmiertelnie poważnym chłopcem. Potrafi śmiać się do łez, a jego trafne i radosne stwierdzenia krążą wśród znajomych niemal jak anegdoty. Ma komputerową pamięć, w której mieszczą się numery telefonów, adresy znajomych, daych imienien i dokładnie zarejestrowany przegieg wielu zdarzeń, spotkań, rozmóów. Z niezwykłą precyzją wspomina, co się wydarzyło przed tygodniem, miesiącem, rokiem. Tylko ciągle nic nie mówi o własnym cierpieniu, a przecież mocno go doświadczył. Zapewne nie wie, jak wiele może nauczyć innych, niby w pełni sprawnych i silniejszych.

Jego kochające oczy są jak opowieść o miłości, która

cierpliwa jest (...),
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
(...) wszystko prsęetryyma,
(...) nigdy nie ustaje (...)

(1 Kor 13, 4-8).

Marcin nie mówi o miłości. On po prostu kocha, codziennie, chciałoby się powiedzieć: zwyczajnie, a przecież niezwykle. Kocha niemal wbrew cierpieniu, niemal na przekór temu, co zdaje się być ponad siły chorego chłopca. Może właśnie dlatego ma tak kochające oczy? Może dlatego, nie mówiąc nic o miłości i poświęceniu, mając tak mało fizycznych sił, stał się dla mnie nauczycielem. Od niego nauczyłam się jednej z największych tajemnic życia: że wartości człowieka nie mierzy się ani fizyczną sprawnością, ani miarą intelektu, ale wielkością serca, które obdarza miłością. Marcin pokazał mi, że nie ma takiej sytuacji i takiego cierpienia, w którym miłość i zrodzona z niej troska o innych byłyby niemożliwe. Jest to zapewne jedna z najważniejszych lekcji w życiu.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej