Człowiek jest wierny modlitwie, ale ona jest jak martwaProblem: bywa, że człowiek jest wierny modlitwie, ale ona jest jak martwa, po prostu z przyzwyczajenia.Należy i za to Panu Bogu podziękować. To jest jeden więcej materiał, który można ofiarować: kiedy modlitwa przestaje być przyjemnością. Modlitwa może być przyjemnością, ale kiedy przestaje nią być, to wtedy modlimy się dla Boga, a nie dla siebie. Modląc się jesteśmy w kontakcie z Bogiem, więc nie możemy modlić się źle, chyba że ktoś na modlitwie uwłacza bliźnim. Święty Benedykt w Regule pisze, że mnich powinien sobie wyrobić dobre przyzwyczajenia, a wtedy łatwiej mu pójdzie: to, czego dawniej przestrzegał nie bez trudności, teraz będzie wykonywał jak rzecz normalną, bo nabrał przyzwyczajenia i zagustował w cnocie. Pojęcie cnoty jest w naszych czasach gdzieś zagubione. W teologii ten termin oznacza sprawność, otrzymaną lub nabytą; i ta sprawność jest jak najbardziej do nabycia, ale z drugiej strony kaznodziejstwo, zwłaszcza popularne, straszy nas okropnie przed rutyną. Gdzie jest granica między cnotą a rutyną? Chyba tam, gdzie człowiek pełniąc dobro traci z oczu intencję. Jeżeli cokolwiek zagraża naszemu życiu modlitwy, to pierwsza zasada brzmi: "do góry z tym", pokazać to Panu Bogu. Jak to, czy On sam nie widzi? Widzi, ale chce, żebyśmy to my Mu pokazali. "Ja to widzę i Ty to widzisz, Panie". Chodzi o to, aby był jakiś moment porozumienia oboje to widzimy. I wtedy można znaleźć tę różnicę między rutyną, która nie będzie się przejmowała dobieraniem intencji, a cnotą, która chce dobra; i dlatego właśnie, że chce służby Bożej, nawiązuje ten kontakt. Każdy kontakt z Bogiem, w którejkolwiek chwili, jest modlitwą i jest tym, dla czego my żyjemy. Czy to będzie pacierz, czy to będzie akt strzelisty (krótka modlitwa w tej chwili aktualna), czy cokolwiek to będzie, to jest istota naszego bytu ta łączność. Znany jest problem rozproszeń. Jest na to jedyna rada: do góry z tym. Przyznać się do tego przed Bogiem. Mam wrażenie, że Pan Bóg czasami dopuszcza takie odskoki myślowe, czy też inne odejścia po to, żebym się mogła skruszyć, nawrócić choćby odrobinkę. I tym bardziej nawiązać z Nim kontakt. Jest też stare i znane zjawisko, że mnisi albo mniszki, którzy zastanawiali się nad czymś w czasie pracy, idą do kościoła i w trakcie pacierzy nagle podczas któregoś psalmu wpada do głowy rozwiązanie problemu. Podziękować Panu Bogu i modlić się dalej. Fragment książki "Rozważania o Wcieleniu Syna Bożego" Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. "Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku", "Czarna owca", "Sześć prawd wiary oraz ich skutki", "Oślica Balaama", "Ryk Oślicy", "Twarze Ojców Pustyni", tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka.
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |