Dary od błogosławionegoMinął rok od pamiętnego majowego dnia, który spędziliśmy na placu św. Piotra. Jak dziś wspominamy beatyfikację Jana Pawła II? Co zmieniła w naszym życiu?- Połączył nas Jan Paweł II - mówią o sobie uczestnicy pielgrzymek, które tamtego dnia ze wszystkich stron zjechały do Rzymu. - Pochodziliśmy z różnych krajów, mówiliśmy w różnych językach, ale byliśmy wspólnotą - wspomina Kalina Wa-sylów, która na beatyfikację pojechała warszawskim pociągiem "Popiełuszko". Po roku często wraca myślami do tamtych dni, które były dla niej jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem powszechności Kościoła. - Do Rzymu zjechał cały świat. Pamiętam, jak siedzieliśmy wprost na ziemi, w niewyobrażalnym wprost ścisku w noc przed beatyfikacją. Wiele godzin w niewygodnej pozycji wśród tłumu obcych, ale dziwnie bliskich sobie ludzi. Na Via delia Conciliazione długo rozmawiałam z pewnym Meksykaninem, który opowiadał o swoim życiu i rodzinie. Przed nami stała i śpiewała rodzina z Brazylii, za nami młodzież z Indonezji. A nad głowami mieliśmy gwiazdy i morze flag. OSOBISTE ZAPROSZENIE Słuchając historii pielgrzymów, można odnieść wrażenie, że choć każda jest inna, wszystkie łączy wspólny mianownik. Bo mimo że każdy jechał z inną intencją w sercu, to wszyscy czuli się osobiście zaproszeni. - Od kiedy dowiedziałam się o beatyfikacji, poczułam głębokie pragnienie, żeby tam pojechać, ale sądziłam, że nie pozwolą mi na to względy finansowe - mówi s. Wioletta Zając ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa. - Prosiłam Jana Pawła II o pomoc w tej sprawie i kiedy tylko pojawiła się możliwość niedrogiego dotarcia do Rzymu pociągiem, zobaczyłam w tym palec Boży. - W szczególny sposób doświadczyłam opieki bł. Jana Pawła II poprzez uzdrowienie moich rodziców z choroby nowotworowej - mówi Anna Dziekie-wicz, która w beatyfikacji uczestniczyła z całą rodziną. - Dlatego czułam, że tego dnia nie może mnie w Rzymie zabraknąć. - Musieliśmy tam z żoną pojechać, bez względu na koszty i przeciwności - dodaje Robert Sajdak, który do Rzymu pojechał pociągiem zorganizowanym przez wspólnotę Pomoc Kościołowi w Potrzebie. - Papież za życia tyle razy trudził się, żeby do nas dotrzeć. To było nasze dziękczynienie. A trzeba przyznać, że podróż, choć piękna, kosztowała sporo trudu. Na tych, którzy na środek lokomocji wybrali pociąg, czekała 24-godzinna podróż, a następnie niemal doba spędzona w tłumie stłoczonym na ulicach otaczających plac św. Piotra. Bo każdy, kto chciał mieć choć cień szansy na uczestnictwo w Eucharystii pod kolumnadą Berniniego, musiał koczować na rzymskich ulicach całą noc. - Ścisk był nie do opisania, trzeba było stać w przesuwającym się co chwilę o kilka kroków do przodu tłumie -wspomina Joanna z Warszawy. - To niesamowite, ale pomimo trudnych warunków był czas na modlitwę i skupienie - zaznacza Robert Sajdak. - Po ludziach widać było wewnętrzny pokój i radość, która wręcz z nich promieniała. Bo każdy dokładnie wiedział na co czeka. OWOCE BEATYFIKACJI Po roku odżywają wspomnienia. Pochyleni nad albumami pełnymi fotografii, ubiegłoroczni pielgrzymi zgadzają się podsumować z dziennikarzem minione dwanaście miesięcy. Dziś każdy wie, co otrzymał w darze od błogosławionego. Siostra Wioletta dziękuje za dar odkrycia ogromu Bożego Miłosierdzia -Jan Paweł II był wielkim orędownikiem tej sprawy i właśnie podczas beatyfikacji, pod wpływem rozmowy z innymi pielgrzymami, odczułam ogromną potrzebę przystąpienia do sakramentu pokuty w Niedzielę Bożego Miłosierdzia - wspomina. - Wszystko składało się na opak, więc stwierdziłam, że chyba nie będzie mi to dane. Ale po beatyfikacji, podczas zwiedzania Rzymu, w bazylice Santa Maria Maggiore spostrzegłam, że w jednym z konfesjonałów ksiądz spowiada po polsku. I udało się! Muszę przyznać, że od tego momentu w moim życiu większą wagę zaczęłam przykładać do Bożego Miłosierdzia. Po prostu odkryłam je dla siebie. Dla Asi największym beatyfikacyjnym prezentem był nowo odkryty dar wspólnoty. W pamięci wracają długie godziny spędzone w pociągu. - To nie była zwykła podróż z Polski do Włoch. Kiedy wchodziłam do pociągu, nie znałam nikogo. Wysiadałam w gronie przyjaciół, z którymi nadal utrzymuję kontakt. W dzisiejszym zlaicyzowanym świecie to takie ważne, żeby móc spotykać ludzi, którzy myślą podobnie, mają podobne cele i dążenia. - Mam wrażenie, że od dnia beatyfikacji Jan Paweł II jest w naszym domu stale obecny - mówi Anna Dziekiewicz. - Jego zdjęcie stoi na półce wśród rodzinnych zdjęć. Jest błogosławionym członkiem naszej rodziny. Wiemy, że czuwa nad nami z nieba. Iwona Świerżewska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |