Dlaczego tylu osobom kruszy się serce na widok cierpiącego kota, zabijanie zaś niewinnych dzieci zupełnie ich nie wzrusza? W jednym z niedawnych tekstów prof. Magdaleny Środy znalazłem bliską wielu osobom tezę: zwierzęta mówią do nas nie tylko w Wigilię o północy. Autorka potępia okrucieństwo wobec psów, kotów i koni, którego my ludzie nie umiemy zobaczyć. Daje także osobiste świadectwo pomocy, a nawet ratowania życia niektórym z nich. Oczywiście pani profesor nie byłaby sobą, gdyby nawet przy tak odległym temacie nie skrytykowała jakiegoś księdza i papieskich flag na plocie, ale z generalnym przesłaniem tekstu każdy chrześcijanin powinien się zgodzić. Słowa Boga do pierwszych rodziców: "Czyńcie sobie ziemię poddaną" (por. Rdz 1,28) to nic innego jak nakaz dobrego użytkowania świata stworzonego. Panować nad nim - to być za niego odpowiedzialnym, troszczyć się, by służył następnym pokoleniom. Dotyczy to także właściwego traktowania żywych stworzeń. Religia katolicka zresztą, wbrew temu, co niektórzy wypisują, od dawna tego naucza. Sam pamiętam pytanie z rachunku sumienia w książeczce do nabożeństwa: "czy nie dręczyłeś zwierząt?". Mógłbym więc przytaknąć autorce i podziękować za napisany tekst, gdyby nie jedno nurtujące mnie pytanie. Jak to możliwe, że Magdalena Środa, która słusznie sprzeciwia się maltretowaniu zwierząt, jest jednocześnie za zabijaniem ludzi? Przecież jest ona jedną ze sztandarowych wojowniczek o "prawo" do aborcji w naszym kraju! Dlaczego kruszy jej serce widok cierpiącego kota, zabijanie zaś niewinnych dzieci zupełnie jej nie wzrusza?
Jestem przeciw okrucieństwu wobec zwierząt i popieram pomoc dla nich. Jednocześnie sprzeciwiam się zrównywaniu ich z ludźmi. Nie ma "praw zwierząt". Są za to prawa człowieka, w tym to najbardziej podstawowe - prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Nie powinno się też używać słowa "adopcja", kiedy mówimy o - godnym zresztą pochwały - zabieraniu ze schroniska bezdomnego psa czy kota. To pomieszanie pojęć. Pamiętam, jak jeden z księży profesorów w seminarium podkreślał, że zwierzęta mamy dobrze traktować nie ze względu na ich rzekome prawa, lecz ze względu na nasze człowieczeństwo. Innymi słowy: skoro jestem człowiekiem, to zachowuję się, jak na moją ludzką godność przystało! Publicysta Jan Wróbel wspominał, jak kilkanaście lat temu dyskutował o aborcji ze swymi "postępowymi" przyjaciółmi: "Żal, okrutnie nam żal małych foczek na Grenlandii zabijanych uderzeniem pałki, a nie żal łyżeczkowanego płodu?". W zamian usłyszał: "Taki młody, a już fanatyk".
Dziś pewnie postępowcy uznają także takie poglądy za fanatyzm, dla mnie jednak bycie pro-life oznacza sprzeciw wobec jakiegokolwiek okrucieństwa. To przecież bardzo logiczne, bardzo spójne. Walczyć zaś z maltretowaniem zwierząt i popierać zabijanie nienarodzonych? Hmm... jak to określić? To jest dopiero zagadka!
ks. Michał Siwek Tekst pochodzi z Tygodnika Idziemy, 5 lutego 2012
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |