Nie! krzyknęłam przerażona - rodzimy!
Ukochana moja córeczka dziś jest licealistką, bardzo zdolną, wrażliwą i urodziwą. Dzięki Ci wielki Boże, że została przy życiu. Serce zawsze miałam przepełnione miłością do dzieci, angażując się od młodych lat w działalność przykościelną związaną z dziećmi (krucjata, sypanie kwiatów, katechizacja przedszkolaków, dziś grupa Miłosierni Wobec Najmniejszych). Myśląc o własnej rodzinie, planowałam ją bardzo liczną, ale rzeczywistość okazała się inna. Pierwszy poród bardzo ciężki. Mąż o następnych dzieciach słyszeć nie chciał. A we mnie tkwiło ciągle pragnienie urodzenia następnego dziecka, mimo ostrzeżenia lekarza o ewentualnym niebezpieczeństwie zagrożenia życia. Mijały lata w oczekiwaniu i wielkiej tęsknocie za drugą dzieciną. Wyczuwałam jej bliską, niemal namacalną obecność. Dręczyło mnie to. Zaglądałam do wózeczków dziecięcych i nadaremnie czekałam. Moje drugie dziecko fizycznego kształtu nie nabierało, choć duchowo już było przy mnie. Kiedy pierwszy synek miał 13 lat a ja 41, pamiętam, było to w maju, byłam w domu sama, pochwyciłam ze ściany obraz Matki Bożej Częstochowskiej i tuląc go w żarliwej modlitwie błagałam: Mateńko, proszę Cię, pomóż, spraw, by druga dziecina na świat przyszła, patrz, jestem już niemłoda, wkrótce będzie za późno. I okazała łaskawość i wysłuchała modlitwy. Po niedługim czasie, kiedy poszłam do lekarza myśląc o objawach przekwitania, usłyszałam po badaniu coś, co brzmiało jak najpiękniejszy śpiew: "Jest pani w ciąży, to już trzeci miesiąc". Ale równocześnie wyrzekł katowskie słowa: "No to co - skrobiemy". Nie - krzyknęłam przerażona - rodzimy. Po 13 latach czekania on chce mi je zabić. Boże ratuj. Wybiegłam stamtąd, prosto do pobliskiego kościoła, upadłam na kolana, płakałam i płakałam z przestrachu i wielkiej radości. Co teraz będzie? I było namawianie do usunięcia przez bliskie osoby, z różnymi uzasadnieniami, nawet rzeczowymi, a to warunków nie ma, a to stara jesteś, a możesz umrzeć przy tym porodzie, bo znów będą komplikacje i "cesarka", a stracisz pracę. Szefowa oburzała się na ten stan. Wszystko było nieważne. Cierpiałam, poniewierana i prosiłam Maryję o pomoc i czekałam na dziecinę. A to maleństwo ukryte pod moim sercem, bezbronne, uzależnione było od mojej tylko decyzji. Ja, matka, powiedziałam wszystkim - to dziecko będzie żyć.
I żyje. Wniosła do rodziny radość młodego życia, kochana jest przez wszystkich, a najbardziej przez osobę najusilniej namawiającą do aborcji.
JASIA Grupa Miłosierni Wobec Najmniejszych przy kościele św. St. Kostki w Szczecinie.
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |