Pod koniec 2004 roku odwiedził Polskę Gregg Cunningham, prawnik, prezes kalifornijskiego Centrum na Rzecz Reform Bioetycznych (CBR) z siedzibą w Los Angeles, organizacji walczącej w obronie prawa do życia dzieci poczętych, osób niepełnosprawnych, starych i chorych. Na spotkaniu ze środowiskiem pro-life w Warszawie przedstawił on metody działania, którymi posługuje się Centrum. Prezentacja, wykorzystująca najnowsze techniki video, wywarła duże wrażenie na zebranych. Poniżej zamieszczamy wywiad z Greggiem Cunninghamem, przeprowadzony specjalnie dla "Głosu dla Życia" przez Mariusza Dzierżawskiego, członka Zarządu Federacji Życia.
- W jakim stopniu prawo w Stanach Zjednoczonych chroni poczęte dzieci?
Aborcja na życzenie jest u nas legalna przez całe 9 miesięcy ciąży.
- Jaki wpływ mają ruchy pro-life na opinię publiczną?
Wpływ ruchu pro-life na opinię publiczną w USA jest niewielki. Systematycznie rośnie odsetek osób akceptujących aborcję w pierwszym trymestrze ciąży.
- Z czego wynika ta nieskuteczność?
Z tego między innymi, że działacze pro-life stosują nieskuteczne metody.
- W jaki sposób można według Pana tę sytuację zmienić?
Warto skorzystać z doświadczeń historycznych. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w USA kilka wielkich kampanii społecznych zakończyło się sukcesem. Na przykład kampanie przeciw pracy dzieci, o równe prawa dla czarnych, czy przeciw wojnie wietnamskiej. Wszystkie te kampanie wykorzystywały szokujące zdjęcia, które były szeroko kolportowane. To one zmieniły nastawienie opinii publicznej. Staramy się wykorzystać te doświadczenia w naszej działalności.
- W jaki sposób prowadzicie swoją kampanię?
Dysponujemy zdjęciami z klinik aborcyjnych, pokazującymi, jak odrażającą zbrodnią jest aborcja. Po obejrzeniu tych zdjęć ludzie nie mają wątpliwości, że aborcja jest zabójstwem. Zdjęcia w dużym formacie prezentujemy na billboardach na terenie kampusów uniwersyteckich. Dysponujemy też kilkoma ciężarówkami, oklejonymi takimi zdjęciami, które przez kilka dni lub tygodni podróżują po wybranych miastach amerykańskich.
- Jakie są skutki tych pokazów?
Ludzie są bardzo poruszeni. Można powiedzieć - wstrząśnięci. Przed akcją i po niej robimy badania poziomu akceptacji dla aborcji w danym środowisku. Po akcji poziom akceptacji zdecydowanie spada. Lekarze w przychodni na terenie jednego z kampusów powiedzieli, że w ciągu tygodnia po naszej akcji odbyli rozmowy z czterema studentkami w ciąży. Każda z nich mówiła, że była zdecydowana na aborcję, ale po tym co obejrzała, nie może tego zrobić.
- Czy wasza działalność wzbudza sprzeciw?
Bardzo duży. Aborcjoniści chcieliby zakazać naszej działalności, nie znajdująjednak podstaw prawnych. Podczas wystawy w jednym z kampusów usiłowali oni nawet zasłonić nasze billboardy prześcieradłami, co oczywiście tylko zwiększyło zainteresowanie. Czasami nasze akcje krytykują inni działacze pro-life argumentując, że szokujące zdjęcia psują klimat wokół całego środowiska. Częściowo mają rację. Ludzie, którzy pokazują czy mówią szokujące rzeczy, nie cieszą się na ogół sympatią. Jednak nasza akcja jest skuteczna. Jeśli ceną za to, że ludzie będą negatywnie nastawieni do aborcji jest to, że będą negatywnie nastawieni do mnie, jestem gotów taką cenę zapłacić.
- Czy sądzi Pan, że podobna akcja może być skuteczna w Polsce?
Jestem tego pewien.
Więcej informacji na temat
działalności CBR na stronie
www.abortionno.org
GŁOS DLA ŻYCIA
nr 5(76) wrzesień/październik 2004