Koreańscy męczennicyWprost baśnią wydaje się fakt, że w Korei zrodziła się wiara katolicka bez głoszenia Ewangelii przez misjonarzy i że pierwsi koreańscy męczennicy byli tylko ochrzczeni, i to nie ręką kapłana.W roku 1777 grupa uczonych, a wśród nich Yi Pyok, otrzymała od generała Honga, który pełnił funkcję ambasadora w Chinach, mnóstwo książek traktujących o Bogu; wśród nich znalazły się także książki katolickie, jak Pismo Św., katechizmy i traktat słynnego misjonarza o. Mateusza Ricciego o zasadach poznawania prawdziwego Boga. Yi Pyok zapalił się do tych książek. Po zapoznaniu się z ich treścią usiłował skontaktować się z głosicielami wiary katolickiej w Pekinie, ale ówczesne przepisy państwowe zabraniały przekraczania granicy nawet uczonym. Wykorzystał zatem sytuację, kiedy jego uczeń Yi Sung Hung udawał się wraz z ojcem w poselstwie do Pekinu. Polecił mu, by zetknął się z misjonarzami, przyjął od nich chrzest, o którym wyczytał w książkach, że jest potrzebny do zbawienia. Kiedy Sung Hung powrócił do kraju po przyjęciu chrztu z rąk biskupa Jana de Grammont, udzielił chrztu swemu mistrzowi oraz innemu uczonemu, Kwon II Shinowi, nadając im imiona Jana Chrzciciela i Franciszka Ksawerego. W ten sposób w roku 1784 zrodził się Kościół katolicki w Korei. Z zapałem prawdziwie apostolskim mistrz Yi Pyok podjął działalność celem pozyskania dla wiary jak największej liczby ludzi. W domu niejakiego Kim Bom Ou w Myeongdong (obecnie na tym miejscu znajduje się katedra w Seulu) urządził kaplicę. Wiara katolicka rozszerzała się szybko, tak że już w roku 1791 było 4000 osób ochrzczonych. Była to pierwsza wspólnota chrześcijańska w Korei, wspólnota unikalna w dziejach Kościoła, ponieważ została założona wyłącznie przez ludzi świeckich". Wiadomość o tym doszła do Pekinu. Ówczesny wikariusz apostolski, biskup Aleksander de Gouveia, przysłał w roku 1795 do Korei 24-letniego kapłana chińskiego, Jakuba Chu. W tym czasie Korea była całkowicie zamknięta dla wszystkich obcokrajowców, więc ks. Chu w puebramu i napwięksią ostrożnością pnybyl do stolicy Han-Hang (obecnie Seul) i zamieszkał w pobliżu pałacu królewskiego, w domu Kolumby Kang, chrześcijanki ze znakomitego rodu. W ciągu dnia tłumaczył na język koreański podstawowe dzieła religijne, a w nocy odwiedzał swoich wyznawców. Założył także Bractwo chrześcijańskiej nauki, na czele którego stanął jeden z najwybitniejszych ówczesnych uczonych koreańskich, Augustyn Tieng Jaktsiong. Odwaga, z jaką ks. Chu prowadził swoją działalność, wywołała nienawiść wśród zauszników królewskich. Po zdradzie uwięziono go, torturowano, a wreszcie 31 maja 1801 r. ścięto mieczem. W tym czasie poniosło śmierć męczeńską około 300 chrześcijan. Ks. Chu pozostawił w kraju około 10000 katolików, lecz dalsze prześladowania zdziesiątkowały te szeregi. Pozostali przy życiu chrześcijanie skierowali dwa listy do Rzymu, prosząc o przysłanie biskupa i kapłanów. Papież w roku 1831 ustanowił wikariat apostolski Korei, a jako pierwszego rządcę mianował biskupa Bartłomieja Bruguiere. Paryskie Stowarzyszenie Misji Zagranicznych przydzieliło mu trzech misjonarzy: ks. Wawrzyńca Imberta, ks. Piotra Maubanta i ks. Jakuba Chastana. Biskup Bruguiere po wyczerpującej podróży zmarł prawie u bram Korei 20 października 1835 r. Ks. Maubant, towarzyszący biskupowi, pierwszy przekroczył 12 stycznia 1836 r. granice tego kraju. Po ciężkiej przeprawie przedostał się tam także ks. Chastan. Dnia 14 maja 1837 r. został wyświęcony na biskupa ks. Imbert i zaraz potem wyruszył do Korei. W jakich warunkach odbywała się ewangelizacja, opisuje to biskup Imbert: "Jestem przemęczony i żyję w ciągłym niebezpieczeństwie. Wstaję codziennie o godzinie wpół do trzeciej. O trzeciej zwołuję domowników na modlitwę, a o wpół do czwartej zabieram się do spełniania moich obowiązków pasterskich: udzielam chrztu, o ile są katechumeni, bierzmuję; potem Msza Św., Komunia, dziękczynienie. Tym sposobem 15 do 20 osób opatrzonych sakramentami może opuścić dom jeszcze przed świtem. Drugie tyle przychodzi, ale już pojedynczo, w ciągu dnia. Spowiadają się i odchodzą dopiero nazajutrz po Komunii św. W każdym domu przebywam nie dłużej, jak dwa dni; tam schodzą się do mnie wierni; o świtaniu dnia następnego przenoszę się do drugiego domu. Często bywam głodny, bo wstawszy o wpół do trzeciej, muszę czekać do południa na mizerny obiad, niezbyt pożywny, co przy ostrym i suchym klimacie tutejszym daje mi się bardzo we znaki. Po obiedzie chwila spoczynku, potem lekcja teologii z moimi dorosłymi uczniami; później słucham spowiedzi do wieczora. Kładę się spać o dziewiątej..." Podobny tryb życia prowadzili także dwaj księża, jego pomocnicy. Choć trzej misjonarze pracowali nocami, władze koreańskie zostały jednak powiadomione o ich obecności. W lutym 1838 pochwycono rodzeństwo: 17 letnią Agatę Yi i młodszego jej brata Piotra. Poinformowano ich fałszywie, że ich rodzice zdradzili wiarę. A na to Agata: "To, czy moi rodzice zdradzili, czy nie, należy do nich. Co do nas, nie możemy zdradzić Pana Nieba, któremu zawsze służyliśmy". Po tym wyznaniu wydano ich na męki łamania kości. Potem sędzia myśląc, że zlamal opór Piotra, zaproponował mu: "Jeżeli nie chcesz zaprzeć się Boga słowem, każę napisać coś wielkimi literami, a ty postawisz na tym znak czy kropkę, albo naplujesz; ja uznam to za widomy znak twego odstępstwa". Na to odpowiedział Yi: "Nie, po tysiąc razy nie! Nie mogę się na to zgodzić". Wtedy sędzia nakazał, by czterej pachołcy kłuli jego ciało kijami ostro zakończonymi; powiedział mu przy tym: "Jeśli wydasz najlżejszy jęk, będę to uważał za odstępstwo". Piotr przetrzymał wszystkie te tortury i umarł w trzy lata później w więzieniu żałując, że nie został ścięty. O Agacie napisano: "Na wózku wiozącym ją na miejsce kaźni miała cały czas oczy spuszczone i zwykły wyraz słodyczy. Gdy zeszła z wózka, przeżegnała się i najspokojniej oddała głowę pod miecz". Sześciu dorosłych chrześcijan widząc heroiczną postawę rodzeństwa Yi dobrowolnie oddało się sędziemu, by ponieść śmierć męczeńską. Fala prześladowań w roku 1839 dotknęła również dzieci. Kaci uwzięli się na trzynastoletniego Piotra Yu, syna Augusta, męczennika. Jeden z pachołków przyłożył miedzianą fajkę do uda chłopca i zaczął nią wiercić jego ciało, jak świdrem, krzycząc przy tym: "Będziesz jeszcze chrześcijaninem?" "Naturalnie - odparł Piotr - tym mnie nie zastraszysz". Wtedy pachołek chwycił szczypcami rozżarzony węgielek i kazał mu otworzyć usta. "Proszę" - rzekł Piotr otwierając szeroko usta. Oprawca widocznie sam się zdumiał odwagą chłopca, bo odrzucił węgielek w ogień. Anastazję Ni Pongkeumi, dwunastoletnią dziewczynkę, można by nazwać Koreańską świętą Agnieszką. Kiedy przyprowadzono ją wraz z matką przed mandaryna, dziewczynka rzekła: "Jeszcze zanim doszłam do świadomości, służyłam Bogu, a dziś miałabym się Go zaprzeć lub Nim gardzić? O nie, choćbym miała tysiąc razy umierać, tego nie uczynię". Sędzia widząc jej stałość, nakazał katowi, by ją w nocy udusił. Przyszła także kolej na trzech misjonarzy. Wśród chrześcijan znalazł się apostata, który ofiarował się dostarczyć rządowi poszukiwanych misjonarzy. "In extremis bonus pastor dat vitam pro ovibus" - wypowiedział biskup Imbert (W sytuacji krytycznej dobry pasterz daje swe życie za owce). Tak biskup, jak i dwaj księża, mieli jeszcze okazję przesłać wzruszające listy do rodziny, do Rzymu, a także do wiernych, którym usługiwali. W sprawozdaniu do Rzymu podali: "Liczba chrześcijan - około 10000, chrzty - 1200, bierzmowanie - 2500, spowiedzi - 4500, Komunie - 4000, małżeństwa - 150, namaszczenie chorych - 60, katechumeni - 600". Ks. Maubant i ks. Chastan ufali, że przyjdą po nich następni misjonarze, dlatego w pożegnalnym liście tak ich zachęcają: "Aby umocnić naszych drogich współbraci, którzy będą wyznaczeni do zastąpienia nas, mamy zaszczyt im oznajmić, że premier Yi, obecnie wielki prześladowca, nakazał wykonać trzy wielkie miecze, aby ucinać głowy". Przed sądem odbyło się przesłuchanie. Dokumenty z przewodu sądowego pozostały w archiwum, z którego później mógł korzystać biskup Mutel. W aktach umieszczone są imiona i nazwiska, jakie przybrali misjonarze w Korei, a więc bp Imbert - Bom, ks. Maubant - Ra, ks. Chaston - Cheong. Po wydaniu wyroku śmierci ścięto ich głowy 21 września 1839 r. ,P> Prześladowanie rozpoczęte w roku 1838 trwało do roku 1841. Chrześcijanie byli zdziesiątkowani, rozproszeni po górach, zmuszeni byli wieść życie tułacze w największej nędzy. Jednak Kościół w Korei nie zginął. Biskup Imbert przed swą śmiercią męczeńską wysłał Koreańczyka Andrzeja Kima, syna męczennika Ignacego, na studia teologiczne do Szanghaju. 17 sierpnia 1845 bp Jan Ferreol wyświęcił go na kapłana. Był to pierwszy kapłan koreański. Wkrótce potem tenże biskup, ks. Andrzej Kim i ks. Maria Mikołaj A.Daveluy przybyli do Seulu, jak zwykle, ukradkiem. Andrzej przebiegał cały kraj jako uczony geograf. Pomagała mu w tym nie tylko znajomość rodzimego języka koreańskiego, ale także łatwość posługiwania się łaciną, francuskim i chińskim. Tak pracował przeszło rok czasu, aż wpadł w ręce jakiegoś strażnika królewskiego. Badany przez namiestnika w Hai-tsu przyznał się, że "lubi zdejmować plany gór i rzek, ale jeszcze więcej pragnie męczeństwa. Raz się urodzić i raz umierać - to los każdego człowieka. Pragnę umrzeć choćby dziś za mojego niebieskiego Pana". Przewieziono go do Seulu i stawiono przed najwyższym sądem. Ks. Andrzej Kim mówił im długo o istnieniu Jedynego Boga, o stworzeniu świata, o nieśmiertelności duszy, o błędach religii pogańskich. Kiedy skończył, powiedzieli sędziowie: "Twoja religia jest dobra, ale nasza również i dlatego ją praktykujemy". Na to odpowiedział ks. Kim: "Jeżeli tak sądzicie, to powinniście zostawić nas w spokoju i żyć z nami w zgodzie. Przyznajecie, że nasza religia jest dobra, że jest prawdziwa, a prześladujecie ją, jakby była jakąś potworną, wstrętną nauką. Sami sobie przeczycie". Na żądanie ministrów ks. Andrzej Kim ułożył w więzieniu mały zarys geografii i skopiował angielską mapę świata. Sędziowie chcieli uwolnić i sam król przychylał się do tego. A wtedy nadeszło pismo admirała Cecile, który domagał się od króla zadośćuczynienia za morderstwa popełnione w roku 1839 na trzech misjonarzach. Rozgniewany król rozkazał, aby wszystkich Koreańczyków, którzy by kontaktowali się z obcokrajowcami, ściąć mieczem. Ks. Andrzej Kim skierował list do swoich rodaków, zachęcając ich, by nie poddawali się przygnębieniu. Przed samą śmiercią wypowiedział swe ostatnie słowa: "Nadeszła moja ostatnia godzina, posłuchajcie mnie. Jeśli kontaktowałem się z obcymi, to tylko z miłości do mojej religii i do mojego Boga. Dla Niego umieram. Przede mną otwiera się wieczne życie. Jeśli chcecie po śmierci mieć szczęśliwe życie, stańcie się chrześcijanami. Gdyż Bóg skazuje na wieczną karę tego, kto Go nie chce uznać". Po tych słowach dwunastu żołnierzy zaczęło biegiem okrążać skazańca, zadając mu ciosy szablą w szyję. Głowa odpadła dopiero za ósmym uderzeniem. Stało się to 16 września 1846 r. nad rzeką Han blisko Seulu. W 40 dni po śmierci chrześcijanie uratowali święte szczątki i pochowali je na wzgórzu Miri-nai. Po przeprowadzeniu wymaganych dochodzeń Kościół święty ogłosił jako błogosławionych 79 Męczenników Koreańskich w dniu 5 lipca 1925 r. W ich gronie znaleźli się wyżej opisani męczennicy. Działalność misyjna w Korei nie upadła. W Seulu nadal przebywał biskup Ferreoł, który zmarł w roku 1853 na skutek wycieńczenia od nadmiernej pracy. Nadal działał jako misjonarz ks. Daveluy, który przez 11 lat począwszy od roku 1846 stał się dla katolików lekarzem i ojcem. W jednym roku w ciągu 50 dni odwiedził 25 miejscowości, a w każdej poświęcał się niemal bez wytchnienia. Przyzwyczaił się do warunków życia, jedząc ryż, stale ryż i tylko ryż. 27 grudnia 1854 r. został wyświęcony na biskupa ks. Symeon F.Berneux, poprzedni długoletni misjonarz w Chinach i Mandżurii. Po wielomiesięcznej podróży w towarzystwie dwóch księży dotarł do Korei. Zaledwie tu przybył, wyświęcił na biskupa ks. Daveluy'a 25 marca 1857 r., a potem w gronie swych misjonarzy przeprowadził trzydniowy synod, ustalając metody pracy duszpasterskiej, Przez osiem miesięcy razem ze swoimi misjonarzami wędrował po całej Korei, a w okresie letnim cztery miesiące przeznaczał na modlitwę i studium. Biskup Berneux czynił to wszystko cierpiąc na kamienie nerkowe, które mu nie pozwalały sypiać. W międzyczasie Paryskie Stowarzyszenie Misji Zagranicznych przysłało do pomocy pięciu innych księży. Biskup Daveluy, nie zaniedbując pracy duszpasterskiej, jako pierwszy podjął trud ułożenia słownika chińsko-koreańsko-francuskiego, a także przeprowadził korektę książek do nauki religii. Odwiedzając najdalsze gminy chrześcijańskie gromadził akta męczeństwa od samych początków Kościoła w Korei. Ten zebrany materiał w dość ozdobnej szacie literackiej przekazał do Paryża. W roku 1862 przybył także do Korei ks. Feliks Ridel, który potem został biskupem. Około roku 1860 wydawało się, że wytworzona sytuacja w kraju będzie sprzyjać rozwojowi katolicyzmu. Na skutek samowoli i gwałtów urzędników co chwilę wybuchały powstania chłopskie. Od zewnątrz zagrażała państwu ingerencja Rosji. W roku 1863 umarł król Chaj-jong, a wtedy królem został 12-letni chłopiec, który przybrał imię Ko Jong. Rządy powierzono królowej wdowie i regentowi Taewon Gun. W kraju było już 23000 wyznawców wiary katolickiej. Nadzieja na swobodę religijną była płonna. W kraju powstała nowa sekta religijna "Toghak" czyli Nauka Wschodnia. Głoszono, że Nauka Zachodnia, czyli chrześcijaństwo, jest fałszywa. Gniew regenta obrócił się przeciw Europejczykom. Ponieważ w tym czasie prawie jawnie biskupi i misjonarze głosili wiarę katolicką, nie było trudności w ich pochwyceniu. Dnia 8 marca 1866 roku ścięto głowy biskupa Berneux oraz księży: de Bretenieres, Beaułieu i Dorie, a 30 marca tego roku ponieśli śmierć męczeńską: biskup Daveluy i księża Aumaiter i Nuin. W roku 1882 relikwie ich przewieziono do Japonii. 11 września 1866 r. ukazał się nowy dekret zapowiadający prześladowanie chrześcijan. W tymże miesiącu utraciło życie około 2000 chrześcijan, a do końca roku 1871 zginęło ich około 10000. Należałoby wspomnieć choćby tylko o trzech nowych koreańskich męczennikach. Pierwszą ofiarą tego prześladowania był Piotr Ryou Tjyeng Eioul, 50-letni szewc. Przed chrztem, który przyjął w roku 1864, ustawicznie kłócił się ze swoją żoną, niekiedy nawet bił ją. Kiedy został chrześcijaninem, prowadził umartwione życie, jak gdyby chciał odpokutować za przeszłe winy. Zauważono, że uderzał w swe piersi szewskim kopytem, niekiedy aż do krwi. Gdy mu odradzano takie czyny, tłumaczył: "Tego nie da się porównać z ciosami, jakie ja zadawałem żonie". Wraz ze stu innymi katolikami został uwięziony i torturowany. Wielu odpadło od wiary, ale on stał przy niej twardo i przyjął 300 uderzeń, które przyprawiły go o śmierć. Najmłodszy z tej grupy męczennik to 17-letni Józef Tjyo. Stawiono go przed sędzią razem z ojcem. Prawo koreańskie zabraniało równoczesnego wyroku śmierci na ojcu i synie. lak więc ojciec był zmuszony patrzeć, jak jego syn przeżywa swoją ostatnią godzinę, a potem i on poniósł śmierć. Marek Chong, najstarszy, bo 72 lata liczący, koreański męczennik, był jednym z najznakomitszych i najuczeriszych ludzi. Jako profesor języka chińskiego obracał się w najlepszych kręgach społeczeństwa i początkowo, podobnie jak jego szlachetnie urodzeni krewni, z całej duszy gardził chrześcijaństwem. W roku 1839 był świadkiem męczeństwa trzech misjonarzy i to go skłoniło do nawrócenia. Mógł dzięki znajomościom uciec, ale uważał, że nie byłoby to godne ani religii, którą przyjął, ani jego osobistego honoru. Spośród tej tak licznej grupy męczenników wybrano 24 osoby, 17 Koreańczyków i 7 Francuzów. Ich beatyfikacja nastąpiła 6 października 1968 r. 6 maja 1984 r. podczas wizyty Papieża Jana Pawła II w Korei Południowej nastąpiła kanonizacja 103 Męczenników Koreańskich, wszystkich uprzednio ogłoszonych błogosławionymi. Przy kanonizacji Ojciec Święty podkreślił, że wśród męczenników obok misjonarzy (3 biskupów i 7 kapłanów francuskich) są w ogromnej większości Koreańczycy: "mężczyzni i niewiasty, księża i świeccy, bogaci i ubodzy, pochodzący z ludu i z warstw uprzywilejowanych, będący częstokroć potomkami wcześniejszych, nie znanych męczenników - wszyscy oni z radością umierali dla sprawy Chrystusa". I podziękował Panu Niebios za to, że dał nam w świętych Męczennikach wspaniały przykład wiary, odwagi i miłości. W roku 1871 zwolennicy tradycyjnej religii koreańskiej w triumfie wystawili pomnik na pamiątkę zwyciężenia "tej przewrotnej nauki z Zachodu". W roku 1883, kiedy wydano dekret o swobodzie religijnej, król stwierdził: "Z korzeniami wyrwaliśmy chrześcijaństwo i obcięliśmy jego gałęzie. Jednak niespodziewanie odrosło na nowo. Unicestwiliśmy je, a ono zazieleniło się i rozrosło jeszcze więcej".
Dziś Kościół katolicki w Korei Południowej liczy 2000200 członków. Nawrócenia są bardzo liczne. W roku 1979 przyjęło chrzest 30 tysięcy dorosłych, w 1980 r. - 54 tys., w 1981 - 87 tys., w 1983 - 170 tys., a w 1985 - 141 800. W ostatnich 30 latach liczba katolików wzrosła prawie 10 razy. Nawracają się przede wszystkim mieszkańcy miast, wielu spośród inteligencji. Komentując ten fakt, kard. Stefan Kim, abp Seulu, mówi: "Krew męczenników jeszcze raz jest nasieniem chrześcijan. Na 200 lat historii Kościoła w Korei 170 pierwszych lat były znaczone prześladowaniem. Przyjętą wiarę przeżywało się z wiernością posuniętą aż do męczeństwa". Kardynał widzi w tym wszystkim "palec Boży, apel, wezwanie historyczne".
ModlitwyModlitwa do św. Męczenników z KoreiKs. Tadeusz Dusza MSF
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |