Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

  Olka, 30 lat
1300
08.10.2006  
Jestem od kilku lat mężatką. Swoje małżeństwo uznaję za udane. Mam jednak pytanie dotyczące seksu. Nie wiem, co kościół mówi na ten temat, a głupio mi zapytać się o to osobiście jakiegoś księdza. Wiadomo, że kobieta nie zawsze przeżywa orgazm. Chciałabym się dowiedzieć, czy kościół pozwala pomagać doprowadzać do orgazmu. Może pytanie nie jest najtrafniejsze na tą stronkę, ale bardzo by mi zależało na odpowiedzi, może być na e-mail.

* * * * *

Proszę, zajrzyj na strone: www.szansaspotkania.pl lub zadaj pytanie na forum www.npr.pl lub www.opoka.org.pl. A księdza nie ma się co bać pytać, niejedno już w konfesjonale słyszał. A czasem trzeba indywidualnej porady i decyzji.

  Tomek, 22 lat
1299
06.10.2006  
Witam. Od roku jestem z dziewczyną, na której bardzo mi zależy. W ciągu tego roku zrywaliśmy jednak ze sobą kilka razy - za każdym razem przeze mnie. Dręczy mnie przy niej jakiś dziwny niepokój, którego źródła nie potrafię określić. Po prostu nagle coś zaczyna dosłownie \"gnieść\" mnie w sercu. I jak mnie napadnie, to trzyma (czasem 1 dzień, czasem nawet 3). Jestem wtedy zniechęcony do wszystkiego, nie umiem się niczym zająć (bo cały czas czuję to dręczące \"coś\" w sercu), nie umiem się modlić, najchętniej położyłbym się i spał. Po takim \"ataku\" wszystko wraca w miarę do normy. No i właśnie tak wygląda mój związek - są w nim dobre dni - kiedy potrafię być przy niej otwarty, radosny i dawać jej \"coś pozytywnego\" z siebie, ale są też złe dni (jest ich mniej więcej tyle samo, co dobrych) - kiedy tylko się męczę z tym czymś we mnie i jestem taki smutny, udręczony, zmęczony i zniechęcony. Brakuje mi takiej \"lekkości\" w moich uczuciach (ona jest moją pierwszą dziewczyną - zawsze myślałem, że zakochanie człowieka \"uskrzydla\", a mi jest ciągle jakoś tak - bardziej lub mniej - ciężko na sercu). Nie wiem co robić, bo dziewczynie bardzo na mnie zależy, ale strasznie ciężko znosi te moje złe dni. Staram się zawsze być z nią szczery - mówię jej jak się czuję, że coś mnie dręczy, ale oboje nie potrafimy odkryć co jest tego źródłem. A gdy zerwiemy ze sobą, to oboje bardzo tego żałujemy (no bo jeśli już miałbym się z nią rozstać to powinienem mieć chyba jakiś powód - coś konkretnego co by mi w niej przeszkadzało - żebym mógł sobie jakoś wytłumaczyć dlaczego nie jesteśmy razem i próbować żyć dalej) i wracamy do siebie. Naprawdę nie wiem co może być przyczyną moich lęków. Będę wdzięczny za jakąkolwiek pomoc.

* * * * *

No to po kolei. Oczywiście ja nie gwarantuję Ci, że "nic Ci nie jest", bo nie wiem czy miałeś wcześniej tego typu problemy czy na coś chorowałeś itp. Jeśli tak jest to być może będzie Ci potrzebna pomoc psychologa. Jeśli jednak nie to może po prostu...jesteś mężczyzną! Dwie kwestie Tomek:
Pierwsza: kup sobie książkę Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" i poczytaj tam o co chodzi z tą jaskinią. Jest bowiem tak, że facet czasem chce pobyć sam. Albo ma problem do rozwiązania, albo nad czymś myśli albo coś go boli - i wtedy zamyka się. Albo w pokoju a jak nie ma gdzie to w sobie. Nie chce z nikim gadać, a już do szału doprowadzają go troskliwe pytania kobiety czy coś mu jest, czy coś mu zrobić i czy nie zechciałby z nią porozmawiać. Nie zechciałby. Jak mężczyzna o tym wie to wytłumaczy dziewczynie, że akurat potrzebuje samotności. Jak nie wie to zaczyna się denerwować, bo nie wie co mu jest, wydaje mu się, że może to nie ta dziewczyna, może on nie kocha itp. Dziewczyna jest przerażona, bo ona w takiej sytuacji potrzebuje bliskości, a zatem jak chłopak reaguje odwrotnie to jej się wydaje, że nie kocha. To błędne koło i prowadzi do wielu nieporozumień. Dlatego chłopcy (dziewczyny zresztą też!) - "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" to lektura obowiązkowa!
Druga sprawa: widzisz, z tym zakochaniem i miłością to nie końca tak jak na filmach. Przede wszystkim dlatego, że to dwa różne pojęcia! Pisałam o tym w odp. nr 15 oraz w tym artykule: miłość. Jeśli jesteś z dziewczyną już rok to wydaje mi się prawie pewne, że Wy ów etap zakochania macie już za sobą. Teraz zaczyna się to co najprawdziwsze, czyli miłość właśnie. Tylko miłość to już wymaga pracy i dbałości no i uwidacznia prawdę o sobie nawzajem. Nie ma co się tego bać, bo to wcale nie grozi rozstaniem ani nie dowodzi braku uczuć. Wprost przeciwnie, dowodzi dobrych intencji, skoro już tyle przetrwaliśmy razem i wciąż chcemy ze sobą być. Tylko trzeba wiedzieć, że tak jest i rozwijać tą miłość. Pisałam na ten temat również w odp. nr: 255, 498, 773, 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1002.
Polecam Ci też gorąco książkę "Dzikie serce" Johna Eldredge - o męskości.
No i powodzenia w rozwoju związku!

  J., 22 lat
1298
06.10.2006  
moja historia pewnie będzie jedną z tych banalnych, ale mimo wszystko dręczy mnie... w 2000 roku po raz pierwszy poszłam na pielgrzymkę z Helu na Jasną Górę. poznałam tam mase wspaniałych ludzi, wśród nich był chłopak, z mojej parafii, lektor. znałam go wcześniej z widzenia ale dopiero tam mieliśmy okazję poznać osobiście i bliżej. od razu sie polubiliśmy, bardzo lubiłam z nim przebywac i rozmawiać, bo wyczuwałam w nim taką niewinność i szczerość, wiedziałam, że można na niego liczyć i mu zaufać. zawsze był, kiedy tego potrzebowałam. zaprzyjaźniliśmy się i utrzymywaliśmy kontakt również w ciągu roku. na następnej pielgrzymce nasza znajomość rozwinęła się jeszcze bardziej i z dnia na dzień coraz bardziej go lubiłam. ale ciągle lubiłam. przynajmniej tak mi się wydawało. jednak kiedy zaczęliśmy się częściej widywać i spotykać sami, bez innych znajomych, ta przyjaźń przerodziła się w coś więcej. z mojej strony. nie chciałam popsuć naszych stosunków dlatego nic nie powiedziałam mu o moim uczuciu do niego, ale wkrótce i tak wyszło to na jaw w jednej z naszych rozmów. bardzo się bałam ponieważ wiedziałam, że nie jest możliwe abym z nim była nie dlatego, że z kimś jest, czy nie jestem w jego \'typie\' ale dlatego, że był w seminarium. jednak jego reakcja na to, co powiedziałam była zupełnie inna niż myślałam. ucieszył się. byłam w szoku. wyznał mi wtedy, że seminarium to nie jest miejsce dla niego i nie jest pewien czy chce być księdzem. powiedział też, że bardzo mnie lubi i ceni i gdyby było to możliwe na pewno by cos z tego było. nasza znajomość zmieniła się wtedy całkowicie. traktowaliśmy siebie jakbyśmy naprawdę ze sobą byli. częściej się kłóciliśmy i zaczęło sie psuć. następowały też długie chwile milczenia. czasem nie mieliśmy ze sobą kontaktu prze kilka tygodni dlatego, że żadne z nas nie potrafiło pierwsze wyciągnąć ręki. ja bardzo chciałam ale myslałam, że w ten sposób udowodnię jemu, że to mi zależy bardziej na nim niz jemu na mnie i wychodziłam z założenia, że to on pierwszy powinien się odezwać. wiele razy później tego żałowałam. każda kolejna pielgrzymka to była okazja do spędzenia tych 3 tygodni razem. ale każda następna była gorsza pod tym względem, bo już nie potrafiliśmy się tak porozumieć jak wcześniej. zauważyłam też zainteresowanie z jego strony innymi dziewczynami. a we mnie rosła zazdrość. czego nigdy jemu nie okazywałam, bo wolałam porozmawiać i wyjaśnić. przez te wszystkie lata, kiedy widziałam, że \'nie ma czasu\' na rozmowę czy spotkanie ze mną, a w tym czasie jest z kimś innym, kiedy po prostu sie nie odzywał, bo tak było wygodniej, kiedy mnie ranił swoim zachowaniem, nie potrafiłam zapomnieć o nim a uczucie wbrew wszystkiemu się pogłębiało. w końcu nadszedł taki czas, kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy. było wspaniale. dogadywaliśmy się jak wcześniej, nawet lepiej. wyznał mi też swoje uczucia do mnie. naprawdę byłam z nim szczęsliwa, bo czułam, że spełnia się jedno z moich marzeń. był dla mnie \'ideałem\'. ale nic co piękne nie trwa wiecznie. znalazł się ktoś, kto zawsze był przeciw niemu, nam. myślałam, że jest też naszym przyjacielem. ufał mi, a ja choć wiedziałam, że jemu ufac nie powinnam, to w chwili, kiedy ON po tym wszystkim co było między nami, z dnia na dzień odszedł do innej, po prostu chciałam z kims o tym porozmawiać. i powiedziałam za dużo. wszystko obróciło się przeciwko mnie. wyszło na to, że nie można mi ufać i wszystko wszystkim rozgaduję. ON nie chciał nawet ze mną rozmawiać. nie wysłuchał mnie. powiedział tylko, że lepiej będzie, jak nie będziemy rozmawiać i że wszystkiego żałuje. te słowa zabolały mnie najbardziej. przez długi czas nie mogłam sie z tym pogodzic, przestać myśleć, zadręczać się, płakać. było naprawdę ciężko. teraz mija rok, kiedy to wszystko sie stało. ON nie jest juz z tamtą dziewczyną, którą uważałam za swoją największą rywalkę. ma inną. ja myślałam, że wszystko jest juz za mną, że zapomniałam, że potrafię bez niego żyć, że jest to możliwe, że moge być szczęśliwa bez niego. teraz kiedy mijamy się na ulicy ciężko nawet jemu wydusić z siebie wydawałoby się głupie CZEŚĆ. a mnie to nadal boli. nadal mi na nim zależy. uświadomiłam to sobie niedawno. ta pielgrzymka miała być bez niego. zrezygnował z seminarium po obronie pracy magisterskiej, nie przyjął święceń diakonackich, odeszdł. kiedy się o tym dowiedziała poczułam ukłucie w sercu. nie wierzyłam, że się na to odważy. a jednak. teraz wiem, że zupełnie nie ma szans na to, żeby było jak dawniej, wiem, że nawet jeśli on by chciał, ja już nie powinnam zawracać sobie nim głowy, tylko zapomnieć. ale nie potrafię. chciałam bardzo, starałam się, ale nie wyszło. próbowałam teraz zrobić pierwszy krok. ja pierwsza odważyłam się podejść i porozmawiać i choć coś wyjaśnić. rozmowa była nawet obiecująca. ale to było tylko moje złudzenie. niedawno napisałam do niego list, w którym ujęłam wszystko, to o czym chciałabym aby wiedział. ale nie było żadnej rekacji. wiem, że to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że on nie jest wart tego wszystkiego, że powinnam zapomnieć i się więcej nie przejmować, kimś kto nie zasługuje na to wspaniałe uczucie, ale to niestety nie jest takie proste. nie potrafię zrozumiec dlaczego tak się stało? czuję, że juz nigdy nie będę potrafiła nikomu zaufać ani nikogo tak pokochać jak jego... co mam robic w tej sytuacji?

* * * * *

Zaraz, zaraz. To już w 2000 roku doszedł do wniosku, że darzy Cię uczuciem i że seminarium nie jest dla niego i przez kilka lat nic z tym nie zrobił? Mało tego, uznawał to za sytuację normalną, że będąc w seminarium utrzymuje takie kontakty z Tobą? A potem odchodzi do innej dziewczyny - jak rozumiem jeszcze przed podjęciem decyzji o odejściu z seminarium? A Tobie nie przeszkadzało, że on nie podjął żadnej formalnej decyzji i mimo wszystko brnęłaś w związek z klerykiem? Tak po prostu "byłaś z nim" mimo, że on był w seminarium? Czy Ty w ogóle rozumiesz co to oznaczało? Niepojęte.
Powiem jedno: ciesz się dziewczyno, że z nim nie jesteś. Bo odpowiedzialności i dojrzałości to on się będzie jeszcze długo uczył. Różne rzeczy widziałam, ale jego postawa jest dla mnie kompletnie niezrozumiała i lekkomyślna. Co masz robić? Moim zdaniem dać sobie spokój z kimś tak lekko traktującym powołanie i czyjeś uczucia i niewiedzącym czego chce w życiu.
Prawdziwa miłość wie kogo kocha i co jest dla niej najważniejsze. Rozumiem, że ta historia Cię boli i musisz się z nią uporać. Życzę Ci tego uporania się i prawdziwej miłości, o którą powinnaś się modlić. Polecam św. Józefa: [zobacz]

  Arek, 25 lat
1297
06.10.2006  
Męczę się coraz bardziej od jakiegoś juz czasu. Mam przekonanie, że Bóg wybrał już dla mnie tę osobę z którą miałbym się ożenić, ale jest pewien problem ja tej osoby nie chcę albo tylko myślę, że jej nie chcę. Obecnie ona przebywa za granicą, a ja ciągle nie mogę pozbyć się tego przekonania wewnętrznego, że \"to ona\". Gdy się spotykaliśmy przed wyjazdem dobrze mi się z nią rozmawiało (jak do tej pory z rzadną dziewczyną tak dobrze nie było). Jestem świadomy jej wad, mimo to wewnętrzne przekonanie, że to byłoby dla mnie dobre nie znika. Boję się, zaufać Bogu ponieważ lękam się o to, że cokolwiek zrobię to i tak wszystko doprowadzi mnie do tej dziewczyny. Mam jakieś własne pragnienia; chciałbym, aby moja dziewczyna była dobra i ładna a tamta jest dobra tylko... hehe. Boję się, że jeżeli się na nią nie \"zgodzę\" to już nie będę w zyciu szczęśliwy, że nie wypełnię woli Bożej. Czy tylko jedna osoba jest mi dana przez Boga? A może ja się boję miłości? Proszę pomóżcie mi.

* * * * *

No to przeczytaj odp. nr: 58, 86 - są w sam raz dla Ciebie. Nie ma w życiu jednej osoby "przeznaczonej" przez Boga. Nie wiem skąd wzięło Ci się takie przeświadczenie, ale jeśli z jakichś względów nie chcesz z nią być to absolutnie do niczego się nie zmuszaj. Miłość to wolność, nigdy przymus i poczucie obowiązku. Zapewniam Cię, że Bóg nie chce Twojego "poświęcenia" w imię wyimaginowanej misji tylko Twojego szczęścia. I aby je osiągnąć dał Ci rozum i wolną wolę. Wybierasz Ty!

  Noelka, 15 lat
1296
05.10.2006  
Szukałam wcześniej odpowiedzi na moje pytanie. Nigdzie jednak nie znalazłam historii podobnej do mojej. Być może moja historia wyda Wam się naiwna, pewnie dostaliście takich setki, może nawet tysiące. Zacznę więc od początku. Wszystko zaczęło się rok temu. [jutro mija równy rok] Poszłam na szkolną dyskotekę. Tam poznałam pewngo chłopaka z mojej szkoły. Wcześniej znałam go tylko z widzenia, mijałam na korytarzach ale był dla mnie tylko znajomym. Nawet nie wiedziałam skąd jest i tak dalej. Na tej dyskotece podszedł do mnie, poprosił mnie do tańca. Przetańczyliśmy całą dyskotekę. Już wtedy coś mi w sercu kiełkowało, ale myślałam, że to tylko zauroczenie. Nie bardzo wierzyłam, że osoba w moim wieku potrafi KOCHAĆ. Nie być zakochaną, tylko KOCHAĆ. Coś mi podpowiadało, że ten chłopak będzie dla mnie kimś Wyjątkowym. i Jest ... do dzisiaj, od roku ... Cały szkopuł tkwi w tym, że nie wiem, co on czuje ... od tamtej ubiegłorocznej dyskoteki minął rok ... było później jeszcze kilka tego typu imprez, na każdej z nich tańczyliśmy razem i było super. W szkole jednak, w dzień powszedni, prawie ze sobą nie rozmawiamy, ten chłopak unika mojego wzroku, gołym okiem widać, że kiedy nawet powiemy sobie \"cześć\" on jest zmieszany i nie wie, gdzie ma oczy podziać. Ja to samo ;| Każda dyskoteka jest dla mnie czymś wyjątkowym, bo wiem, że on tam będzie ... ja wiem, że to wam się wyda głupie i naiwne. Nawet kiedy jesteśmy oboje na gg, przeważnie ja \"uciekam\" na Zaraz wracam, bo boję się do niego zagadać. W sumie to sama nie wiem, czego chcę. Tak nieporadnie to napisałam ... Gdzieś w środku czuje, że On jest dla mnie kimś niezwykłym, nie wiem, może to miłość a może nie .... :( ciężko mi się z tym wszystkim uporać, dlatego piszę. Nie mogę zrozumieć, dlaczego On tak się mnie boi (?) dlaczego ja się go tak bardzo wstydzę, nie rozumiem tego ... kiedy Go nie ma w szkole, jest mi smutno, źle ... nie mam nawet siły płakać, tylko w sercu czuję taki tępy ból. Nie zrozumiem tego ! Ten chłopak chyba też nie wie, co robić, ciężko mi to pisać bo nie wiem, jak to wszystko opisać, żeby chociaż w małym stopniu oddać to, co chciałam... wierzcie mi, że nie jest mi z tym wszystkim ławo ... co o tym wszystkim myślicie? ja już się pogubiłam ...

* * * * *

Myślę, że jest tak, że oboje uciekacie w ową niezwykłość, gdzie są przygaszone światła, gdzie czujecie się bezpiecznie i "jak z innej bajki". Tymczasem przychodzi szara codzienność, w której są szare problemy i praca. Za bardzo nie wiecie o czym moglibyście porozmawiać, jak się do siebie zwracać i co robić. Za zasłoną dyskoteki jest inaczej. Ja myślę, że po prostu musicie się przełamać. To trudne, ale całkiem możliwe. Na początek można zacząć od wspomnień lub podziękowania za dyskotekę. Po którejś z nich powiedzieć po prostu: "fajnie było wczoraj, dzięki!". I żeby na tym się nie skończyło spytać o coś jeszcze jakiś drobiazg. Spróbuj go zagadać również na gg albo chociaż kiedyś się przełam i nie uciekaj. W ten sposób przełamiecie lody. O propozycjach co do możliwości nawiązania kontaktu pisałam też w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912, poczytaj i wykorzystaj jakiś pomysł. Widzisz, ja rozumiem, że oboje boicie się zrobić pierwszy krok, ale tkwienie w takim stanie rzeczy nigdy nie pokaże Wam jak może być pięknie. Wystarczy troszkę odwagi. Zobaczysz, że po pierwszej rozmowie będziecie się czuli jak starzy znajomi. Warto!

  Anonim, 16 lat
1295
05.10.2006  
witam:)Pnai Kasiu! jest Pani bardzo mądrą osobą! zastanaiwa mnie skąd Pani bierze tyle pomyłow na odpowiedzi,zna Pani doskonale problemy ludzi którzy tu pisza i odpowiada Pani na nie w sposóba bardzo życiowy i konkretny.jestem pewna ze wiele ztych rad bardzo pomaga ludziom:) czy Pani jest psychologiem:D? (ile ma pani rad jeśli nie jest to tajemnicą:D)życzę pani wszystkiego dobrego i błogosławieństwa Bożego oraz światła Ducha Świętego kiedy odpisuje Pani na pytania innych:):)

* * * * *

Wszystko to zasługa Ducha świętego! :)

  Monika, 21 lat
1294
05.10.2006  
patrząc wstecz w moją przeszłość zaczynam zastanawiać się, czy myślałam, że jestem w stanie kogokolwiek pokochać... raczej w to wątpie. Jednak zjawił się w moim życiu On. Człowiek niesamowicie spokojny, opiekuńczy, delikatny i kochany a zarazem męski i szorstki. Jest dla mnie wszystkim... dla moich przyjaciół byłabym w stanie góry przenosić, a dla Niego mogłabym świat udźwignąć :) Kwintesencją uczuć jakich go darze są słowa:

\"Chciałabym, żebyś wiedział,
jak ważny jesteś dla mnie i że mógłbyś
stworzyć ze mnie osobę, jaką naprawdę jestem
- jeśli zechcesz.

Ty jeden potrafisz obalić mur,
za jakim w strachu się chronię.
Ty jeden potrafisz ujrzeć mnie pod moją maską.
Tylko ty możesz wyzwolić mnie z mojego ciemnego
świata pełnego strachu, niepewności i samotności.

Proszę cię zatem, nie omijaj mnie.
Wiem, że nie będzie to dla ciebie łatwe.
Przekonanie o braku własnej wartości wznosi
mury nie do przebycia. Im bliżej do mnie podejdziesz,
w tym bardziej nieprzewidziany sposób, być może,
zareaguję. Zobacz, wygląda na to, że walczę z tym,
czego najmocniej pragnę.

Powiedziano mi, że miłość jest silniejsza od
wszelkich barier i na tym opieram moją nadzieję.
Dlatego zburz ten mur twoimi silnymi,
lecz delikatnymi rękoma, ponieważ to,
co jest we mnie niedojrzałe,
jest bardzo wrażliwe i nie może wzrastać
w zamknięciu. Nie pozostawaj w ukryciu.
Potrzebuję Cię.\"

Jest tylko jeden problem... ona... choć tak mu daleka, to jednak bliska, choć powodująca wątpliwości, to przyciągająca go do siebie. A my... my jesteśmy przyjaciółmi... Powiedziałam o swoich uczuciach Jego przyjacielowi, skwitował to słowami: \"to może być piękna miłość, bo gdy jesteśmy na straconej pozycji potrafimy odnaleść w sobie więcej sił do walki\" Pytanie tylko czy walczyć, czy czekać, co robić? Czy taka miłość ma sens, czy jest fair w stosunku do innych osób?


* * * * *

A kim jest owa "ona"? Jego dziewczyną, narzeczoną, koleżanką? Jeśli on jest zaangażowany uczuciowa z tamtą dziewczyną to muszę Cię na ziemię sprowadzić i odesłać do odp. nr: 210, 501, 542, 583,768. Bardzo przykro gdy się kocha jednostronnie. Jeśli poszukujesz odpowiedzi na pytanie czy w takiej sytaucji warto to ja mówię: nie! Nie warto, bo zamęczymy się tylko, a obiekt naszych uczuć nawet nie wie co przeżywamy a gdyby nawet wiedział to nie ma żadnego oboowiązku podejmowania w stosunku do nas jakichkolwiek kroków. Nie wiem skąd taki pogląd u jego przyjaciela, może jego doświadczenia są właśnie takie, ja osobiście uważam, że bycie na straconej pozycji zniechęca a nie motywuje. Lepiej zatem poczekać na kogoś, kogo będziemy mogli pokochać z wzajemnością.
I nigdy nie mów Moniko, że wątpisz w to czy będziesz potrafiła kogoś pokochać. Nie masz żadnych dowodów na to, że tak by było. Mnie też się wydawało niemożliwe to, że w ogóle kogoś pokocham, a temat miłości był dla mnie najodleglejszym tematem w tej galaktyce. A dziś... odpisuję na Wasze pytania :) Wszystko w Twoich rękach i w rękach Boga. Musisz chcieć, musisz się modlić o prawdziwą miłość, zobacz np. tutaj: [zobacz].
Zobaczysz, że Bóg nie zostawi Cię samej.

  Łukasz(ek), 20 lat
1293
04.10.2006  
Pytanie w zasadzie banalne jest. Co ciekawe nie znalazłem tutaj odpowiedz na nie, pomimo tak wielu pozycji. Otóż, czy wzrost ma znaczenie? Mam na myśli różnicę rzędu 3 cm. W tym wypadku to kobieta jest wyższa...

* * * * *

Było takie pytanie :)
A moje pytanie jest takie: o jakie znaczenie Ci chodzi? Bo na miłość kompletnie nie ma wpływu, może być tylko czasem tylko taka dolegliwość, że kobieta nie może za bardzo nosić wysokich obcasów - jak lubi to ma mały problem.
Sama znam kilka małżeństw, gdzie kobieta jest wyższa (w jednym przypadku o półtorej głowy) i są bardzo szczęśliwe.

  iiiiiiii, 17 lat
1292
03.10.2006  
Co mam zrobić, jezeli jestem zakochana w koledze z klasy.Nie potrafie okreslic jaki jest stosunek jego do mnie. Trudno mi to zniesc.Tej niepewnosci. Jak mam poznac co on czuje do mn ie??

* * * * *

No nie ma żadnych prostych testów. Ale jeśli on jest dla Ciebie życzliwy, uśmiecha się, rozmawia z Tobą to już nieźle. Musisz teraz delikatnie go wybadać. W tym celu możesz skorzystać z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Poproś go o pomoc, zapytaj o coś. Jeśli będzie to robił chętnie to już połowa sukcesu. Wtedy kontynuuj znajomość, przebywaj z nim więcej. Jeśli mu się podobasz i on zauważy, że to odwzajemniasz to sytuacja w niedługim czasie się wyjaśni. Powodzenia!

  Konrad, 20 lat
1291
03.10.2006  
Dzień Dobry:) Moją dotychczasową historię opisałem w tematach: 1140, 1185 i 1248. Przepraszam, że znowu zawracam Pani głowę, ale sprawa z tą dziewczyną jest dla mnie ważna i w ogóle nie daje mi spokoju, że wolę o wszystko zapytać. Otóż ja też byłem bardzo zaskoczony tą całą sytuacją. Nie potrafiłem zrozumieć, co się w przeciągu tych kilku dni stało. Jeszcze 4 września do niej dzwoniłem i podawałem jej plan lekcji, bo mnie o to prosiła. Później trochę byłem zajęty swoimi sprawami, jednak 8 września wydarzyło się coś dziwnego. Otóż ta dziewczyna głuchnęła mi po lekcjach. Kiedy ja do niej zadzwoniłem ona stwierdziła, że ktoś jej się nagrał na pocztę i powiedział, że ja mam dla tej dziewczyny wiadomość. Jednak ja jej odpowiedziałem, że to jakieś nieporozumienie, bo ja nic takiego nikomu nie mówiłem. Dzisiaj już wiem, że to był mój błąd. Być może ta dziewczyna chciała gdzieś ze mną pójść i to miała być niby taki pretekst, żebym jej coś zaproponował. Ale cóż stało się:( Dalszy ciąg wydarzeń opisywałem Pani w odpowiedzi 1248. Do dzisiaj nie zmieniło się praktycznie nic. W szkole nadal traktujemy się jak powietrze. Nie rozmawiamy, ba nawet jak ta dziewczyna rozmawia z naszą paczką, to ja idę pogadać z innymi osobami, bo po co mam jej się pokazywać na oczy i budzić niepokój, skoro ona czuje się teraz taka zadowolona, że mnie nie ma. Jednak powoli zaczyna irytowac mnie coś innego. Otóż kiedy czasami zaberam głos w klasie, czy to z nauczycielami, czy to z innymi osobami, to ta dziewczyna na głos wyraża swoją dezaprobatę i mówi do swoich koleżanek, że ona za chwilę tego nie wytrzyma. Ja udaję, że tego nie słyszę i najzwyczajniej te komentarze ignoruje. Poza tym są jeszcze dwie rzeczy, które mnie zastanawiają. Po pierwsze, myślę, że ta dziewczyna opowiadała coś negatywnego o mnie innym koleżankom, ponieważ zdarzyło mi się raz rozmawiać z jedną z nich i ona stwierdziła, że niektóre moje zachowania ją drażnią i dodała, że nie tylko ją (wtedy domyśliłem się, że chodzi o tą dziewczynę). Tylko skoro ta dziewczyna nie akceptowała pewnych moich zachowań to dlaczego mi o tym nie powiedziała, tylko oczerniała mnie za moimi plecami i wymyśliła głupią wymówkę, że nie mamy wspólnych tematów, aby chyba zakończyć znajomość ze mną. Natomiast druga sprawa to ten chłopak, który pojawił się po Dniu Kobiet. Niedawno dowiedziałem się, że kiedy ta dziewczyna przebywa u siostry to rozmawia z nim przez GG i nawet usłyszałem, że pokłóciła się z nim na temat kochania drugiej osoby, ale nie wiem o co dokładnie chodziło. Niestety, nie wiem czy ta dziewczyna spotyka się z tym chłopakiem, czy tylko rozmawia z nim na GG i czy może z nim być widząc mnie codziennie w szkole, jednocześnie nie dając o sobie zapomnieć, że ja ciągle istnieje. Być może ta dziewczyna poprzez kontakty z tym chłopakiem, chce o mnie zapomnieć. Nie wiem. Powiem Pani więcej. Niby nasza sytuacja jest jasna, bo skoro ze sobą nie gadamy i nawzajem się unikamy to znaczy, że nic między nami nie będzie. Ale z drugiej strony, czy tak łatwo można zrezygnować z osoby, z którą trochę przez ten rok się przeżyło? Bardzo Panią prosze o wszelkie możliwe rady i spostrzeżenia, jakie przychodzą Pani do głowy. No i może się powtarzam, ale czy ta dziewczyna może jeszcze kiedyś się mną zainteresować, aby coś jeszcze między nami było, czy to już raczej koniec naszej znajomości i muszę nauczyć się żyć bez tej dziewczyny, mimo że będę ją codziennie widywał, przynajmniej do maja, bo później kończymy szkołę i nasze drogi się rozejdą. BARDZO PROSZĘ O WSZELKIE MOŻLIWE RADY. Z góry dziękuję:)

* * * * *

Konrad, radę mam tylko jedną: porozmawiaj z nią. Ale nie proś wcześniej o rozmowę, bo będzie miała tysiąc wymówek, tylko na długiej przerwie lub po lekcjach podejdź do niej i zapytaj za kogo ona Cię uważa? Kim dla niej jesteś? Powiedz, że chciałbyś wyjaśnić do końca tę sytaucję. Ona nie ma prawa Cię oskarżać i oczerniać. Powiedz wyraźnie, że jest Ci przykro gdy to robi. Spytaj do czego zmierza i jaki ma cel? Czy życzy sobie byś definitywnie usunął się z jej życia? Jeśli tak to niech powie jasno. Masz prawo usłyszeć wyjaśnienia, masz prawo powiedzieć co Cię gryzie. Ta historia wygląda nie najlepiej ale Ty masz prawo usłyszeć prawdę.
Co do tego chłopaka - nie wiem o co tak naprawdę chodzi, ale nim na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy, bo on ma tu jakieś drugorzędne znaczenie.
Po prostu musisz w końcu usłyszeć o co jej chodzi. Być może to będzie przykre ale będzie jednoznaczne. Jeśli masz ułożyć sobie życie inaczej musisz zrobić to z czystym kontem.

  Andrzej, 12 lat
1290
03.10.2006  
czejśc mam na imie andrzej mam dziewczyne i nieumiem wybrac dla niej prezentu. Potpowiedzcie mi trochce pomuszcie mi pliz!!!!!

* * * * *

No to Ty, facet, wykaż się pomysłowością! Pomyśl lub zapytaj co lubi, co jej sprawia przyjemność. W końcu jak wykazałeś się taką inwencją, że zgodziła się być Twoją dziewczyną to nie wierzę, że teraz nie wymyślisz czegoś sensownego.
P.s. No i nie zapominaj o kwiatach :)

  Marta, 22 lat
1289
03.10.2006  
Witam!mam pytanie w związku z podejmowaniem decyzji... Jestem z chłopakiem ok. 1,5 roku, już od pewnego czasu zauważyłam, że Łukasz ma problemy w podejmowaniu szybkich i dobrych decyzji. Np. miał we wrześniu 2 poprawki i 2 dni przed bardzo trudnym egz. odwiedził (siedział pół dnia)swojego chrześniaka, do którego spokojnie mógł pójść po zdanych egz. Rozumiem go z jednej strony, bo rzadko go odwiedza w porównaniu z chrzestną, i ma wyrzuty, bo jednak bycie chrzestnym zobowiązuje, ale w tamtej chwili to było nieodpowiedzalne,gdyż nie zdając egz. powtarzałby rok (nie było z tych przedmiotów warunków). Często także podejmowanie decyzji na codzień, tj.wybór soku w sklepie sprawia mu trudność. Kiedyś obracałam to w żart, ale coraz częściej mnie to irytuje,bo jak długo można zastanawiać się nad wyborem soku.Nie chcę go strofować, dawać mu rad, bo wiem, ze to zabija w nim mężczyznę. Dlatego chciałam się zapytać jak mogę nauczyc Łukasza podejmowania trafnych i szybkich decyzji umiejętnie, tak żeby nie czuł się przeze mnie pouczany.Jeśli mogłaby Pani podać także jakąś pozycje do przeczytania dla mnie i dla niego to bym się bardzo ucieszyła:) Z góry dziękuję za odpowiedź. PS. Dzięki Bogu zdał te egzaminy:)

* * * * *

Hmm, a może to też po prostu kwestia jego charakteru? Może jest klasycznym flegmatykiem? I czy owa trudność z podejmowaniem decyzji dotyczy sytuacji, w których jest z Tobą np. czy sam kupując sok w sklepie też ma problem czy będąc w sklepie z Tobą Tobie zawsze zostawia wybór? Bo to dwie różne rzeczy. Jeśli ma miejsce ta druga sytuacja to faktycznie trzeba coś z tym zrobić. Bo są mężczyźni, którym się wydaje, że największym uszczęśliwieniem dziewczyny jest pozostawienie jej wolnej ręki we wszystkim. I wtedy żadnej decyzji nie podejmą, chcą by ona o wszystkim decydowała, bo wydaje im się, że tacy są mili, kochający itp. To błędne myślenie. Pisałam o tym więcej w odp. nr 25, wprawdzie w innym kontekście, ale sytuacja dotyczyła właśnie takiego zachowania. A jeśli on z każdą decyzją ma problem...No cóż, w drobnych kwestaich można by przymknąć oko, bo to jaki sok wypije większego znaczenia nie ma, ale jeśli chodzi o życiowe decyzje to rozumiem, że musi Cię to mocno irytować. Bo Ty jako kobieta oczekujesz oparcia i poczucia bezpieczeństwa a okazuje się, że on jest słaby i miękki i Ty musisz wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za wszystko.
Polecam Wam (obojgu!) lekturę książek: "Dzikie serce" Johna Eldredge i "Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus" Johna Graya oraz tych odpowiedzi: 25, 50, 340, 1101, 234, 568, 674, 715, 966, 970, 1005, 1101, 1002 - pisałam w nich o funkcjonowaniu mężczyzny i kobiety w związku oraz dzielących ich różnicach. No i jeszcze jedno: rozmawiaj ze swoim chłopakiem o swoich potrzebach, o tym, że potrzebujesz stabilności, że chcesz by on też decydował. Że czujesz się przytłoczona gdy większość decyzji pozostawia Tobie. Musisz mu to uświadomić, bo on może nie zdawać sobie z tego sprawy. No a jak będzie sytuacja taka jak przed egzaminem: pozwól mu się czasem sparzyć. Rozumiem, że się denerwujesz i chcesz jak najlepiej. Ale pozwól mu się na czymś "przejechać", niech odczuje tego skutki. Wtedy może sam się przekona, że wybrał złą drogę. Nie możesz go chronić i zapobiegać bo to nie dziecko tylko mężczyzna i to on ma Ci dawać oparcie. Musisz o tym mówić i tego go uczyć i wymagać. Powodzenia!

  Justyna, 18 lat
1288
03.10.2006  
Nasza znajomosc internetowa przeksztalcila sie w cos glebszego! zrodzilo sie uczucie, ktore staramy sie pielegnowac.Ostatnio On przyjechal do mnie, spedzilismy razem cudowny dzien.Widze jego zaangazowanie w nasza znajomosc, w kazdym czynie wykazuje troske o mnie, chce aby bylo mi jak najlepiej.Jednak jest problem.Mi na nim rowniez bardzo zalezy, jest moim Promykiem, Radoscia dnia.Tylko boje sie powazniejszych deklaracji, ktorych on czekuje ode mnie.Nie naciska, wie ze mam watpliwosci,a le chce tak bardzo byc przeze mnie kochany!Chlopak ten nie nalezy do urodziwych, jest wrecz nieladny. Ale jakos tak przyzwyczailam sie juz do jego urody, nie przeszkadza mi to w sumie, ale mam pewne blokady. poza tym dzieli nas odleglosc 150km.Ja wybieram sie na studia do Warszawy, boje sie ze tam poznam jakiegos chlopaka, ktory bedzie soba reprezentowal wiecej niz P. Boje sie cos mu obiecywac, a z drugiej strony jest mi tak bardzo bliski ze nie umiem pozostac bierna wobec niego.Jest bardzo cierpliwy, czeka na mnie, ale ile moze czekac:)prosze o jakas rade, czy zaryzykowac i wlozyc w ten zwiazek swoje sily,aby byc razem szczesliwym!wiem ze z jego strony jest to czysta milosc!Stara sie dla mnie, zmienia sie.Zaczyna chodzic do kosciola. prosze o rade

* * * * *

No ale pytanie zasadnicze: czy podoba Ci się i cenisz go na tyle, żeby "zaryzykować"? Bo mam wrażenie, że nie do końca. Skoro piszesz o swoich obawach poznania kogoś, kto "bedzie soba reprezentowal wiecej niz P" to znaczy, że nie wszystko Ci się w nim podoba lub czegoś Ci w nim brakuje, czy tak? Czy po prostu znacie się jeszcze niedługo i po prostu nie jesteś pewna? Nie dziwi mnie to w kontekście tego, że widzicie się rzadko. Bardzo dobrze, że on jest cierpliwy. Ile może czekać? Tyle ile trzeba - jeśli mu zależy. To nie jest tak, że jest jakiś prawidłowy okres czasu, w którym należy wiedzieć. Dla każdego ten czas jest bardzo indywidualny. Naturalnie, czas zastanawiania się nie może trwać latami, bo wtedy świadczy o niedojrzałości i o tym, że się nie wie czego się chce. Ale to nie jest przecież tak, że poznajemy kogoś i wiemy od razu. Nasza decyzja kształtuje się pod wpływem poznania. Dlatego jeśli czujesz, że nie możesz na razie nic zadeklarować to powiedz o tym szczerze chłopakowi, poproś go o czas. Nie możesz robić czegoś wbrew sobie, nie możesz dostosowywać się do tempa chłopaka jeśli jeszcze nie jesteś na to gotowa. Oczywiście może być tak w związku, że jedna strona jest bardziej zaangażowana niż druga i wtedy obowiązuje zasada, że ta "szybsza strona" czeka, nigdy odwrotnie. A żeby Ci było łatwiej podjąć decyzję polecam lekturę odp. nr 15, 747, 234, 25, 50, 340, 1101 oraz tego artykułu: [zobacz]

  MOnia, 16 lat
1287
02.10.2006  
Witam:)..Mam na imie Monika i mam 16 lat..mam takie małe pytanko ..bo chciałabym sie kogos poradzic..ale nie wiem komu dletgo gdy ujrzałam te strone..postanowiłam napisac..a wiec tak..zaczeła sie nowa szkola..nowi znajomi...chłopacy..eh..i tak sie stalo ze spodobał mi sie jeden chłopak..jest 2 lata starszy..rozmawaim z nim..nawet podczas tych rozmów..mozna wywnioskowac ze cos iskrzyło..wiem ze jest troche niesmiały...pewnego razu gdy z nim rozmawiałam zwyczajnie sie zawstydził...on wie ze mi sie podoba..ale nic na ten temat mi nie mówil poprostu gadał ze mna..a gdy mu sie zapytałam czy sie mu podobam..poiwedział ze on tego tak nie widzi ze narazie nie szuka dziewczyny...zrobiło mi sie przykro..ja mysle ze mu sie poodobam..ale nie wiem co jest przyczyna tego ze nie chce miec dziewczyny...moze to ze pzrygotowuje sie do matury??nie mam pojecia..wiem ze odkad z nim rozmawiam mineło mało czasu..bo 1,5 tygodnia..ale bardzo mi sie podoba...(on zawsze sie na mnie patrzy)wiem ze z charakteru jest porzadnym chłopakiem ...ale włąsnie to m nie dreczy...i dlatego chciałam prosic o rade..czy walczyc dalej rozwijac te znajomosc...poznac sie lepiej ..moze o ot tu chodzi ze nasza znajomosc jest za krótka zeby cos ocenic....prosze o odpowiedz ...mam nadzieje ze moje pytanie nie jkest kłopotliwe..aha i miałabym jedn a jesczze prosbe..zeby odp przesłac na mojego emaila którego podałam..dziekuje bardzo za przeczytanie mojego listu pozdrawiam monika:)

* * * * *

Twoje pytanie nie jest kłopotliwe dla mnie ale na pewno było bardzo kłopotliwe dla tego chłopaka. Przecież nie znając kogoś dobrze nie zadaje się takich pytań! Na dodatek jeszcze dziwniej to wygląda gdy zadaje je dziewczyna! Być może faktycznie się temu chłopakowi podobasz ale ta znajomość dopiero się zaczynała, nie znaliście się prawie wcale a Ty zapytałaś wprost o coś czego on po prostu jeszcze do końca nie wie albo było dla niego tajemnicą. Poczuł się przyciśnięty do muru i zwyczajnie się wystraszył. Tym bardziej, że jak mówisz - zawstydził się. Może inaczej wyobrażał sobie rozwój tej znajomości, może chciał Cię najpierw lepiej poznać. Poza tym nie pozwoliłaś jemu - jako mężczyźnie - się wykazać. Nie dość, że odkryłaś, że darzy Cię sympatią to jeszcze zadanie pytania wprost spowodowało, że poczuł się naciskany i zobowiązany do dalszego działania. On natomiast być może jeszcze nie wiedział do końca czy chce z Tobą być, być może miał jakiś plan i być może w odpoiwednim momencie chciał sam Ci to wyznać. Po prostu stało się to za szybko. Nie należy tak robić. Pisałam w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168 dlaczego nie należy zbyt szybko mówić słowa "kocham". Analogicznie można to odnieść do wcześniejszych etapów związku i właśnie takiego wyznania. Co możesz teraz zrobić? Nie wracać do tematu, nie narzucać się, normalnie kontynuować znajomość. Przede wszystkim dać się jemu wykazać. Nie martw się, jak chłopakowi podoba się dziewczyna to znajdzie do niej drogę, a przyspieszanie da tylko odwrotne efekty. Cierpliwości i powodzenia!

  @, 21 lat
1286
02.10.2006  
Podoba mi się pewien chłopak, ale zauważyłam, że na lewej ręce nosi srebrną obrączkę. Zastanawia mnie, czy on przypadkiem z kimś nie jest.

* * * * *

Może tak, może nie. Niektórzy noszą srebrne obrączki symbolizujące narzeczeństwo lub wcześniejszy etap związku, ale trudno mi powiedzieć co oznacza ta obrączka w tym, konkretnym przypadku.

  Beata, 24 lat
1285
02.10.2006  
Witam bardzo serdecznie Od roku jestem mężatką przez kilka miesięcy naszego małżeństwa stosowaliśmy \"kalendarzyk małżeński\" ( ktorego się nauczyliśmy na spotkachiach przedmałrzeńskich) jednak od kilku miesiecy mam nieregularne miesiączki ( czasem nie mam wcale) bylismy nawet u lekarza jednak on nie zna przyczyn dlaczego nierególnarnie miesiączkuje. Jako faromę zabezpieczenia zaproponował nam środki antykoncepcyjne jednak obydwoje z mężem kategorycznie odmówiliśmy. Nie chcemy jeszcze mieć potomstwa jednak jak mamy się zabezpieczać skoro metoda \" kalendarzyka \" też nie daje nam zabezpieczenia

* * * * *

Po pierwsze: co to za poradnia, w której uczą "kalendarzyka"? Należy jak najszybciej donieść o tym fakcie do kurii, żeby ludziom "wody z mózgu nie robiła". Ludzie! Naturalne planowanie rodziny NIE JEST kalendarzykiem i jeśli ktoś tak twierdzi to po prostu kłamie. Nie dziwię Ci się, że nie chcesz go stosować, bo po prostu nie da się go stosować. Proponuję normalną poradnię i stronę: www.npr.pl, gdzie dowiesz się czym jest naturalne planowanie rodziny i jak je stosować. Działa!
Po drugie: co to za lekarz, który po prostu nie wie czym są spowodowane Twoje niereguralności i nic z tym nie robi! Natychmiast go zmień, bo szkoda zdrowia na partacza. Sama bym Ci podpowiedziała co w pierwszej kolejności należy zbadać i poleciła Ci dobrego lekarza - jeśli zatem chcesz napisz do mnie na maila: redakcja@adonai.pl

  Wojtek, 17 lat
1284
02.10.2006  
Witam, Darzę uczuciem pewną dziewczynę z mojej wspólnoty neokatechumenalnej.Poprostu podoba mi sie ,ma 15 lat ja 17 więc nie ma dużej różnicy wieku.widujemy się raz na tydzień na liturgi ,i to nie zawsze.Czasami że sobą zamienimy słowo ,ale to rzadko i jakiś czas temu tak było.Teraz nawet mi si.e wydaje że mnie unika.W wakacje wyszło tak że wyjechaliśmy ze znajomymi ze wspólnot na wyjazd,i tak były sytuacje naprawde fajne kiedy nawet zamieniliśmy ze sobą pare słow ,ona dała do siebie numer i myślałem że po powrocie do Warszawy będzie ok.Jednak tylko na początku było ok.często sms-owaliśmy ze sobą ,było przyjemnie,nawet na liturgiach było również całkiem miło.Jednak od pewnego czasu coś się zmieniło,sam dokońca niewiem co sie stało że nasz kontakt umilkł ja ze swojej postawy też zobojętniałem w stosunku do niej.zamknąłem się w sobie ,widując ją nawet nie reagowałem.Teraz odczuwam znowu chęć wspólnego dialogu czy przyjażni wobec niej.Czasami nawet pisze do niej sms- y ,ale ona rzadko mi odpisuje.A w sms-ach pytam się :co tam u niej słychać.Niedawnno wieczorem popisaliśmy sobie trochę smsy,ale widać było że robi to niechętnie.(przypomnę że ma dziwny charakter,i często się obraża),.Piękne chwile na wyjeżdzie teraz tylko wspominam,jednak myślę zę teraz na liturgiach gdzie uczęszczamy ,ja muszę się otworzyć i zrobić pierwszy krok do niej.muszę sie przemóć.Co Pani mysli na ten temat ,na temat tej historii?

* * * * *

Myślę dokładnie tak jak Ty Wojtku: że powinieneś się otworzyć i zrobić pierwszy krok. Jesteś mężczyzną, więc nawet Ci "wypada". Widzisz, może było tak, że ona również odzwajemniała sympatię. Nie wiedziała jednak jak sytuacja się rozwinie, czekała więc na Twój bardziej zdecydowany ruch. Ty zaś być może robiłeś tylko tyle co ona. Wobec tego trwał pewnien stan zawieszenia, nic się nie posuwało naprzód. Ona mogła uznać, że chodziło Ci tylko o koleżeństwo, więc postanowiła się bardziej nie angażować. Ty też osłabiłeś kontakty, co ją w tym przekonaniu utwierdziło. Nie wiem czy moja hipoteza jest prawdziwa, ale mogło tak być. Czy zauważasz, że jak Ty robisz jakiś krok to ona też się ożywia? Jeśli tak jest to znaczy, że jej też zależy. Musisz zatem pokazać jej (oczywiście delikatnie, nie nachalnie), że ona Ci się podoba. Że chcesz bliżej ją poznać. Gdy uznasz, że jesteś na to gotowy, zaproś ją gdzieś poza liturgią - tylko zaplanuj dobrze spotkanie, żeby ją czymś zainteresować. Co do jej obrażania - no nie wiem czym to jest do końca spowodowane, może po prostu tym, że jest dziewczyną? ;-) - to czasem trudno zrozumieć. Zawsze możesz ją o to zapytać: czy zrobiłeś coś co sprawiło jej przykrość, bo chciałbyś wyjaśnić sytuację. Przypomnij sobie wszystkie te chwile gdy było dobrze i pomyśl co wtedy robiliście, o czym rozmawialiście, co jej sprawiało przyjemność. I próbuj teraz to wykorzystać. Być może jak zobaczy, że poważniej o niej myślisz to kontakty się ocieplą?

  inna, 17 lat
1283
29.09.2006  
Już raz pisałam do pani o tym, że zakochałam się w kims nieosiagalnym (odp.1170) a mianowicie w gwiazdorze. Czuje sie zagubiona, nikomu nie moge o tym powiedziec, bo wiem, ze kazdy mnie wysmieje, powie ze takie cos to dobre dla dzieci. Ale moje uczucia nie zmieniaja sie i nie umiem wytlumaczyc co czuję. Mialam juz wielu idoli, ale kazdy podobal mi sie przez jakis czas, 1 m-sc, 3 m-sce, potem jeden ustepowal miejsca drugiemu, zreszta to raczej byla fascynacja i moi idole wygladali zawsze idealnie. Z tym jest inaczej, wszyscy mowia ze jest brzydki, ale ja go uwielbiam, dla mnie jest piekny. Moje uczucie do niego nie zmienia sie, wrecz z dnia na dzien jest bardziej dojrzale, coraz bardziej czuje taka dziwna wiez, jak z kims kto nadaje sens mojemu zyciu, przedtem nie mialam nikogo takiego. Czesto czuje taka straszna tesknote i nie umiem okreslic za czym, za nim, za tego czego nigdy nie bedzie, a moze to zal o to ze to czlowiek tak nieosiagalny jakby byl martwy... nie wiem. Gdy dowiedzialam sie ze mial wypadek, poplakalam sie, plakalam w nocy, tak strasznie balam sie o niego, zastanawialam sie jak sie czuje, czy nie cierpi, czy nie jest mu zle(wtedy nie wiedzialam jaki to wypadek bo jeszcze nie bylo oficjalnego potwierdzenia), modlilam sie zeby z nim wszystko bylo w porzadku i na drugi dzien okazalo sie ze to nic powaznego, jejku jaka ja bylam wtedy szczesliwa :) On jest takim promyczkiem w moim zyciu ktory wskazuje mi droge, podnosi na duchu, daje nadzieje...Moze dlatego ze nie jest jakims wypicowanym lalusiem, ze mimo slawy jest niezmienny, ze nigdy nie zawodzi ludzi, ze wszystkich toleruje. Dla mnie jest cudownym czlowiekiem. I on mi wystarcza, nie potrzebuje chlopaka, on mi wystarcza. Nie wiem co mam robic, nie wiem nic. Wszyscy odbieraja mi nadzieje...

* * * * *

Tak jak Ci napisałam: rozumiem, że się w nim zakochałaś i nie neguję prawdziwości tego zakochania. Jednak zakochanie różni się od miłości zasadniczo, bo miłość wymaga obecności i realności. Ta historia przydarzyła Ci się dlatego, że ... jesteś po prostu spragniona miłości. Ty masz w sobie to pragnienie (naturalne przecież) i chcesz się o kogoś troszczyć, o kimś myśleć. Na razie nie masz nikogo realnego do kochania więc swoje uczucia przelewasz na niego. Na razie Ci to wystarcza, ale - tak jak napisałam - miłość domaga się obecności i wzajemności. Po jakimś czasie ciągłego dawania chcemy otrzymywać. Przestaje nam wystarczać wizerunek naszego ukochanego, zaczynamy pragnąć jego dotyku, rozmów, podziwu, aprobaty. Gdy jest inaczej rodzi się frustracja, żal. Wtedy czujemy dobrze czym jest nieodwzajemniona miłość: że prócz słodyczy zakochania są też kolce, które boleśnie wbijają się w nas. Zaczynamy cierpieć. Aniu, ja absolutnie nie mówię, że masz się teraz odkochać, bo mam świadomość, że Ty wcale tego nie chcesz ani nie jest to takie łatwe. Mam nadzieję, że po jakimś czasie Twoje uczucie samo osłabnie. Chcę Ci powiedzieć tylko jedno: że ten stan nie będzie trwał wiecznie i nie możesz myśleć, że nikt inny nie jest Ci do szczęścia potrzebny. Że nie możesz sobie wmówić, że Ty nie chcesz chłopaka, bo idol Ci wystarzcy. Do miłości tej prawdziwej Ci nie wystarczy. Do wyobrażeń i zauroczenia tak, ale nie o to w życiu chodzi.

  julka, 17 lat
1282
29.09.2006  
Co mam myślec o chłopaku, z którym rozmawiałam tylko dwa razy, aon mówi mi, że sadzi,iz ja sie w nim podkochuje.Powiedział, że jestesmy tylko na zasadzie kolezanstwa i nic do mnie nie czuje.Nie rozumiem takiego zachowania.Na pewno sie nie narzucałam.Zreszta zadnych oznak mu nie wysyłałam, które mogłby odebrac jako symptomy sympatii.

* * * * *

Może chciał w ten sposób podbudować swoje poczucie wartości poprzez zasianie w Tobie ziarna niepokoju? Czasem spotykam się z taką sytuacją. Chłopak próbuje zwrócić uwagę dziewczyny, nawet rozkochuje ją w sobie, po czym stwierdza, że jemu o nic nie chodzi, bo przecież on traktuje ją jak koleżankę. Dlaczego to robi? Właśnie w celu podbudowania swojego wizerunku jako mężczyzny. Bo wydaje mu się, że jego męskość mierzy się zainteresowaniem jego osobą. Wynika to z pewnych kompleksów i niedowartościowania. Niestety, cierpi na tym dziewczyna. Julko! Jeśli nic nie zrobiłaś to nie możesz za nic czuć się winna. To jego problem. Rozumiem, że to Cię jakoś zraniło, ale nie bierz tego do siebie. Po jakimś czasie na pewno sprawa ucichnie i oboje o tym zapomnicie.

  Asiek, 17 lat
1281
29.09.2006  
Mam takie pytanko bo czuje się bardzo zagubiona w swoich uczuciach. Pewnego dnia dowiedziałam sie od mojej przyjaciółki że pewniem chłopak \"coś do mnie ma\". Nie powiem ta informacja wywowala we mnie duży szok, bo ja go uważam za świetnego kumpla któremu można o wszystkim powiedzieć tudzież po zerwaniu z pewnym chłopakiem jemu zwierzałam sie ze swoich smutków. Teraz zastanawiam się jaki jest mój stosunek do niego napewno bardzo go lubię ale nie wiem czy to jest tylko lubienie czy może coś wiecej. I moje pytanie brzmi jak moge sprawdzić swoje uczucia żeby wreszcie wiedzieć co tak naprawde czuje... W dodatku czuje sie odpowiedzialna za to uczucie które sie w nim zrodziło bo przecież mógł sobie pomyśleć że ja też coś do niego mam skoro o wszystkim mu opowiadałam itd. Prosze Panią o pomoc bo nie wiem co mam robić z góry dziekuje ...

* * * * *

Przede wszystkim to nic pewnego. Plotka czasem może zrobić wiele złego. Lepiej zatem tego nie rozstrząsaj i nie czuj się winna, bo możesz doprowadzić do sytuacji, że faktycznie się zakochasz, a plotka okaże się nieprawdziwa. Co do sprawdzenia swoich uczuć. Myślę, że sama sobie na to pytanie odpowiedziałaś. Odpowiedź brzmi tak: "uważam za świetnego kumpla któremu można o wszystkim powiedzieć, napewno bardzo go lubię". I tyle. Jeśli naprawdę czułabyś coś więcej to nie pytałabyś o to mnie. Po prostu byś wiedziała, że Ci się podoba, że chciałabyś z nim być itp. Myślę, że powinnaś po prostu czekać na dalszy rozwój wypadków. Jeśli faktycznie mu się podobasz to niedługo zacznie "działać". Wtedy wyjaśnisz jaki jest do niego stosunek. Jeśli nie - nie zaprzątaj sobie tym głowy, w końcu to tylko domysły koleżanki, on sam przecież niczego nie zadeklarował. Jeśli chcesz wiedzieć czym jest prawdziwa miłość poczytaj proszę np. ten artykuł: [zobacz]

  kasia, 15 lat
1280
29.09.2006  
czesc mam pytanie bo mam problem pomozcie mi bo nie wiem co mam myslec ! jak myslisz czy chlopak jak sie caly czas usmiecha i sie patrzy na ciebie czy to cos moze swiadczyc ze u sie podobam albo sie we mnie zakochal ??

* * * * *

Na pewno świadczy o tym, że jest zadowolony z życia. Może też świadczyć o faktycznym zainteresowaniu, no ale ja tego telepatycznie nie sprawdzę. Może po prostu - aby się przekonać jaki ma do Ciebie stosunek - podejdź i spytaj go o coś. Jeśli chętnie Ci pomoże to znaczy, że jest do Ciebie pozytywnie nastawiony. Naturalnie to jeszcze nic głębszego nie oznacza i należy po prostu czekać na dalszy rozwój wypadków.

  Ja, 17 lat
1279
29.09.2006  
To ja z pytania 1219. Oni zaczęli byc ze sobą a ja całą swoją wolą starałam sie im zyczyc dobrze, a przynajmniej nie zyczyc zle, było na początku bardzo ciężko, zwłaszcza, ze ona tydzien przed tym jak zaczlei ze soba byc mowila, ze nigdy z nim nie będzie, ze ona nic do niego, ze ona sie strasznie martwi z tego pwoodu itd a potem tydzien pozniej mi mówi: ze ona nie czuje sie winna bo to nie ona zaczęła i teskty w takim stylu. Mam miekkie serce i jestem nawina i w konuc ostantio wyszlo tak ze to ona mi plakala w ramionach( bo wszyscy mi gratulowali z pewnego powodu i jej sie wtedy zroibło głupio). Problem polega na tym ze mój były zaczyna załowac ze ze mna zerwał. Niewiem jak to sie dalej potoczy, w jakim stopniu załuje, ale trwa to parę dni. Powidziałam mu ze strasznie za nim tęsknie , brakuje mi go, ale zeby nie myslał ze ja chce do niego wrócic. A jesli on sie zacznie starac i stwierdzi ze jendak mnie na prawde kocha? Co mam wtedy zrobic, jak sie zachowac i czym sie kierowac? Moje serce mówi tak, a rozum cały czas : nie! Tyle co przez ten miesiac wycierpialam ... Nie chcialabym zeby to sie powtórzyło... Ale miłosc potrafi wybaczyc.. Nie czuje do niego zadnego zalu, ale najabrdziej mnie zasntawia czy taki powrót by mial wogóle jakikolwiek sens.

* * * * *

Na razie nie zakładaj takiego scenariusza. Na razie on dał dowód swojej chwiejności emocjonalnej i tego, że ...tak naprawdę żadnej z Was nie kocha. Tylko obie mu się podobacie. Bo jak się kogoś kocha - tak naprawdę - to się wie kogo. To oczywiste. A on skacze z kwiatka na kwiatek i jeszcze dzieli się z Tobą wątpliwościami??? A ta dziewczyna Ci się wypłakuje??? Dziewczyno, chroń siebie. Odetnij się od tego. I nie kontaktuj dopóki oni sami nie rozwiążą swojego problemu. Ty - jeśli będziesz podejmować decyzję - to musi ona być obiektywna, nie z litości i nie pod wpływem ogromnych emocji i poczucia pokrzywdzenia. Nie pozwól, by ona Ci się wyżalała, nie pozwól by on mieszał Ci w głowie swomi wątpliwościami! Nie można sobie na to pozwolić. Wiem, że to trudne, ale musisz do tej sprawy zachować dystans - na ile to możliwe. Pozwól mu wrócić (i chodzi mi tu o jakiekolwiek kontakty) dopiero jak będzie wiedział czego chce. Nie wcześniej. Bardzo dobrze mu wtedy powiedziałaś. To teraz przerzuciło ciężar decyzji za niego. I o to chodzi. Trzymaj się mocno, bądź dla siebie dobra i rób sobie drobne przyjemności. Myśl teraz o sobie, swoich uczuciach i pragnieniach - to zdrowy egoizm.

  anonimowa, 22 lat
1278
28.09.2006  
Co konkretnie trzeba w chłopaku poznać,zeby wiedzieć,ze on będzie dobrym mezem,dobrym ojcem?I ile czasu trzeba się poznawac?Bo jesli chłopak jest wierzący(a nawet chodzi na pielgrzymki),jest czysty i to dla niego wazne,dobrze dogaduje się ze swoją rodziną- to co jeszcze ja mam poznac w nim,zeby się nie ,,przejechac\'\'?Znamy się poł roku i on twierdzi,ze prawie mnie nie zna.Pomijam,ze to trochę boli(bo czy on szuka we mnie czegoś potencjalnie złego?)- bo nic nie mam do ukrycia,mowie mu ,zeby o wszystko pytał bez krępacji a on ciągle mnie traktuje troche jak obcą i ciągle podkresla,ze się słabo znamy.O co mu chodzi?Czasem się juz denerwuję,bo zamiast on docenic moje zalety szuka jakiś haków.Nie jestem idealna,mam wady,ale skąd w nim tyle nieufnosci?( sam ma normalną,dobrą rodzinę).Co oprocz wiary,czystosci i poglądow trzeba w człowieku poznawac?

* * * * *

No przede wszystkim trzeba poznać to o czym mówisz: wiarę, czystość i poglądy. Ale nie tylko. Można być osobą religijną, nawet chodzić na pielgrzymki i czystość zachowywać ale...być osobą niezaradną, niesamodzielną, lekko traktującą swoje wykształcenie i pracę. Może to nawet nie wynikać ze złej woli, ale po prostu z charakteru czy jakiejś mentalności. Taki człowiek nie jest zły, ale miałabym poważne wątpliwości czy nadaje się na małżonka. Małżeństwo jest instytucją dla dorosłych. I nie chodzi tu o wiek, choć naturalnie to też ma znaczenie, ale o dojrzałość. Bo dojrzałość jest czym innym niż dorosłość. Dojrzałość zakłada przede wszystkim odpowiedzialność. I nie tylko za siebie, choć naturalnie od tego należy zacząć, czyli od poważnego traktowania siebie i swojej przyszłości tj. podejmowanie takich działań, by móc samodzielnie funkcjonować= samodzielnie się utrzymać, mieć ambicje, dążyć do tego, by swoje talenty pomnażać. Ja tu nie mówię o stronie czysto materialnej ani robieniu kariery za wszelką cenę, tylko o tym, by - nawet gdybyśmy zostali sami w życiu - potrafili sobie poradzić. Po drugie: odpowiedzialność za innych. Jeśli mamy małżeństwo w planach to nasza odpowiedzialność sięga dalej: na małżonka i dzieci. Ponadto: czy dany człowiek odpowiada nam charakterologicznie. Bo może być i religijnym i dojrzałym, ale jego sposób bycia nas drażni, nie odpowiada nam. Wbrew pozorom różnice, skrajne przeciwieństwa w charakterze i usposobieniu nie łączą a dzielą. Ciężko się dogadać górskiej łazędze z domatorem. No ciężko. Ciężko osobie małomównej i cichej z duszą towarzystwa, imprezowiczem, liderem. Trzeba poznać też swoje upodobania, zwyczaje, hobby. Trzeba poznać swoje oczekiwania. Bo każdy może mieć inną wizję domu, rodziny, podziału obowiązków, pracy. O tym trzeba rozmawiać, żeby później nie było zdziwienia i rozczarowania.
Widzisz, ja wcale nie myślę, że Twój chłopak szuka na Ciebie haka. On mówi prawdę. Widocznie potrzeba mu jeszcze trochę czasu. I wiesz, myślę, że to nie chodzi tylko o poznanie tylko on tymi słowami określa fakt, że może nie jest jeszcze na tym etapie zaangażowania związku co Ty. Może tak być. Bo związek przechodzi różne fazy i nieraz jedna osoba wyprzedza drugą, a druga nie nadąża. Wtedy, jeśli nie jest świadoma tego faktu to próbuje w ten sposób się tłumaczyć. Pisałam o tych etapach w odp. nr 15, 19 i w tym artykule: miłość . Pół roku to niedużo. Oczywiście nie tak mało, ale należy tu uwzględnić częstotliwość spotykania się i otwartość i szczerość rozmów, tematy na jakie rozmawiacie. Jeśli nie poruszaliście wielu głębszych tematów to faktycznie jeszcze dobrze się nie znacie. Ponadto tak naprawdę najlepiej człowieka poznacje się podczas czynów. Czy wiele rzeczy robicie wspólnie? Czy chodzicie na wycieczki, czy pracujecie razem, choćby wolontaryjnie? Czy zdarza Wam się razem gotować obiad czy pracować np. na działce? Wtedy tak naprawdę widzimy jaki kto jest.
Widzisz, ciężko sporządzić szczegółową listę rzeczy, na które należy zwrócić uwagę, omówić i zobaczyć, żeby się "nie przejechać". Pisałam o niektórych z nich w odp. nr: 234, 25, 50, 340, 1101, ale życie jest tak bogate, że zawsze nas czymś zaskoczy. Dlatego, aby zminimalizować owo zaskoczenie wymyślono wspaniałą rzecz: "Wieczory dla zakochanych". To kilka spotkań, na których dwoje ludzi rozmawia ze sobą, omawiając najważniejsze rzeczy. To nie tylko dla narzeczonych, choć po nich ten kurs przedmałżeński się "zalicza". Może zatem wybralibyście się za jakiś czas na niego? Informacje znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl.
I jeszcze jedno: czy Ty nie oczekujesz przypadkiem - nawiązując do tych etapów związku - jakichś bardziej zdecydowanych kroków ze strony chłopaka? Np. wyznania miłości? Może chcesz być bardziej pewna? Nie wiem, to moje domysły, ale tak mi się nasunęło.
Reasumując: być może Twój chłopaka jest bardzo ostrożny, być może został kiedyś zraniony. A być może faktycznie chce być wobec Ciebie bardzo szczery i nie chce obiecywać Ci czegoś, czego jeszcze nie może Ci ofiarować. Aby przyspieszyć proces poznawania się spędzajcie razem wiele czasu na codziennych zajęciach. Możesz zawsze go poprosić o pomoc w naprawie czegoś w domu lub zakupach. Rozmawiajcie na wiele tematów - szczerze.
No i na jedną rzecz zwróciłaś słusznie uwagę: trzeba nawzajem doceniać swoje dobre strony. Trzeba chwalić drugiego za to co robi. On jako mężczyzna bardzo tego potrzebuje i bardzo go to uskrzydli. Jednak może nie zdawać sobie sprawy z tego, że Ty również tego potrzebujesz. Powiedz mu o tym. Wierzę, że dialogiem i wspólnym działaniem poznacie się dobrze. Życzę Wam powodzenia i wielu radości!

  :), :) lat
1277
28.09.2006  
Witam! Chciałam zapytać o rzecz, która zastanawia mnie od dłuższego czasu. Otóż ksiądz będzie zawsze księdzem, prawda? Jeśli ksiądz zakocha się w kobiecie z wzajemnością i pomimo nieustannych prób \"odkochania\" sie dalej będą się darzyli uczuciem, to co mają robić? Jeśli już naprawdę nic nie pomaga? Pisała Pani, że on zawsze będzie księdzem, Nawet choćby zrzucił sutannę i był z tą kobietą to będą oni żyli wtedy w grzechu... Przecież jest niejedno małżeństwo(sakramentalne)zawarte pomiędzy byłym księdzem a osobą świecką, więc w jaki sposób się to odbywa? Czy istnieje jakiś sposób, żeby \"były\" ksiądz ożenił się i żył NIE w grzechu?

* * * * *

Jak nie mogą się odkochać to powinni przestać utrzymywać ze sobą kontakt. Za uczucia bowiem nie jesteśmy odpowiedzialni ale za czyny już tak. Dlatego to człowiek zawsze wybiera co zrobi. Szczerze mówiąc nie znam ani jednego przypadku małżeństwa sakramentalnego między byłym księdzem a osobą świecką. Znam takie małżeństwa cywilne (ale to jak już powiedzieliśmy jest życiem w ciągłym grzechu i ksiądz nie przestał być księdzem) oraz znam małżeństwa sakramentalne między niedoszłym księdzem a osobą świecką, czyli krótko mówiąc klerykiem, który wystąpił lub został wydalony z seminarium. Ale święceń jeszcze nie miał. Może o takie przypadki Ci chodziło? Tylko papież może zwolnić księdza ze święceń, ale jak już pisałam to długa, rzadka i przykra procedura. Bez szansy na "sukces". Jeśli jesteś bliżej zainteresowana tym tematem zwróć się do prawnika - kanonisty o szczegóły.

  Asia, 19 lat
1276
28.09.2006  
Witam! Z Adamem znamy sie od ponad 6 lat. Najpierw to było zwykłe koleżeństwo, a potem stawalismy sie dla siebie kimś więcej. Jakis rok temu uświadomilam sobie, ze Go kocham. Nie chciałam mu jednak o tym powiedzieć odrazu-nie wiem na co czekalam...Teraz na to jest już zapoxno, a przynajmniej nie możemy razem być choc wiem, że i On na swoj sposób darzy mnie głębszym uczuciem co wiem od Adama. Problem w tym, że Adam kilka miesięcy temu powiedzial mi, że jest homoseksualistą... Nie potrafię tego zrozumiec-dlaczego akurat On. To, że powie mi, że mnie kocha, ale nic oprócz milości platonicznej nie może mi zaoferować-to byly na początku dla mnie bardzo trudne słowa do przyjęcia. Mimo to nadal jesteśmy Przyjaciólmi. A nasze uczucie postanowilismy przekształcić w miłośc braterska, traktujemy sie jak rodzeństwo. Zgodziłam sie na taki uklad, ale jest mi jeszcze ciężej teraz... Co dalej? Jak o nim zapomnieć? Przyeciez nie moge tak życ w nieskończoność!!

* * * * *

Myślę, że wcześniejsze wyznanie miłości nic by nie zmieniło. A jeśli już to na gorsze. Po pierwsze dlatego, że nie można zbyt wcześnie powiedzieć słowa "kocham" - pisałam o tym w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168, po drugie: jesteś dziewczyną, a po trzecie: on te skłonności miał już wcześniej, więc tym bardziej by się wystraszył i może nawet uciekł z tego związku. Tak więc nie możesz sobie wyrzucać, że nie wyznałaś mu wcześniej uczucia, bo niczego by to nie zmieniło.
Natomiast prawdą jest, że nie możesz tak żyć w nieskończoność. Nie wiem tak naprawdę czy on na pewno jest homoseksualistą. Bo czasem chłopakowi tak się wydaje, jest tym przerażony a okazuje się, że to wcale nie jest takie oczywiste. Na pewno natomiast warto chłopakowi pomóc. Proszę bardzo pokaż mu tą stronę: odwaga. Nawet jak ktoś jest homoseksualistą to nie znaczy, że do końca życia musi nim być. Z tego da się wyjść. Organizacja, którą stronę Ci podałam aktywnie w tym pomaga. Polecam też dla niego tą książkę: tu napisz o tym świadectwie homoseksualisty. A co do Ciebie: przykro mi, że to Cię dotknęło. Na pewno zrobisz co możesz dla tego chłopaka. Jednak jeśli naprawdę Wasza relacja nie będzie mogła rozwijać się w kierunku, w którym byś sobie tego życzyła miej poczucie, że to wszystko nie było na darmo. Może ten Twój ból, Twoja wymuszona rezygnacja z tej miłości była potrzebna, by jemu dać szansę na normalne życie. Może bez Ciebie nie poznałby tej strony, tej grupy i całe życie żył w przekonaniu, że nic się nie zmieni. Wiedz jedno: Bóg chce naszego dobra. O jego dobro zatroszczył się w ten sposób. Na Twoim szczęściu też Mu zależy. Bądź tego pewna. Nie wiem jaką ma dla Ciebie propozycję, czy będzie to ten chłopak czy nie. Na pewno jednak chce dla Ciebie pięknej, prawdziwej miłości. Módl się o nią, np. tą modlitwą: [zobacz]

I nie odczytuj tej historii w kategoriach swojej przegranej. To Twoja wielka zasługa. Trzymaj się!

  oleczka, 20 lat
1275
28.09.2006  
piszę tu juz po raz kolejny, choc wcześniej było pod innymi pseudonimami... mam po prostu kłopot, najbardziej to chyba z sama sobą... nie chcę nikogo zanudzac, ale potrzebuje troche sie rozpisac... mojego Misia poznałam w liceum...na poczatku bylismy para kumpli, potem on stwierdzil, ze mnie kocha, ale ja bronilam sie przed tym uczuciem,jak tylko moglam, bo wtedy bardzo chcialam isc do zakonu(to bylo moje marzenie i mozna powedziec, ze bylam zakochana, siwta poza tym nie widzialam)... poniewaz jednak on tak bardzo nalegal, zgodzilam sie z nim \"byc\", ale to po prostu byla meka, naprawde bylam z nim na sile i bylo okropni...potem rozstalismy sie i na pocztaku strasnie zle sie z tym czulam, potem jednak stwierdzilam, ze tak bedzie lepiej, ze spelnie w koncu swoje marzenie... jednak co do mojego powolania przechodzilam wtedy putynie- tak jakby Pan Bóg nie chcial, zebym tam szla...zaczelam tez tesknic za Michalem, jednak stwierdzilam, ze to tylko taka pokusa... jednak to sie nasilalo... pomodlilam wiec sie o znak i wtedy wlasnie Michal wyslal mi sms z prosba o spotkanie... strasznie sie zdenerwowalam i w sumie powiedzialam mu, ze to wszystko nie ma sensu... i jakos uplynelo troche zasu, postanowilismy byc znajomymi po prostu, jednak jemu dalej zalezalo, a ja bardzo chcialam sprobowac...ale nie ylo lekko... mysli o zakonie wracaly, a ja mialam tez wyrzuty co do tego, czy dobrze robie,ze z nim jestem, jesli nie jestem pewna... moj kochany Misiu to wszystko znosil wraz ze mna, a nasza wiez sie zacisniala...mozemy rozmawiac ze soba o wszystkim, mamy podobne idealy, wartosci..wiem, jaka rodzine bym z nim stworzyla, jakim bylibysmy malzenstwem- to mi sie podoba... ednak to jest sfera marzen... z drugiej strony czuje ze cos jest nie tak... mysle ze powinnam czuc cos wiecej do niego...ze milosc to cos wiecej.. jak rozroznic milosc, taka prawdziwa i na zawsze od przyzwyczajenia..hmm moze raczej od przywiazania... zawsze wyobrazalam sobie, ze bede czu cos wiecej...a ja mam same watpliwosci... z jednaej strony mysle, ze uczciwej byloby zerwac, a z drugiej wiem, jak on bedzie cierpial z tego powodu, a i mnie żal jest tych wszystkich naszych chwil, jego ciepla.... jeju... teraz ja wyjezdzam daleko na studia, on zostaje blizej domu... a ja mam taka nierozwiazana sprawe... boje sie ze wmawiam sobie to uczucie.... tak wiele mam rozterek... pewnie Pani mi nie pomoze... chociaz bardzo potrzebuje jakies rady... przepraszam, ze tak sie rozpisalam... dziekuje

* * * * *

Miłość nie zawsze się "czuje". Twoje rozterki mogą być spowodowane różnymi czynnikami. Może jest tak, że Wasza miłość jest jak najbardziej prawdziwa, ale Ty po prostu nie przeszłaś etapu zakochania, zauroczenia i teraz myślisz, że skoro nie czujesz to nie kochasz. Jest to prawdopodobne o tyle, że faktycznie przed chłopakiem trochę uciekałaś i na pewno nie patrzysz na niego przez różowe okulary. Nawet nie wiesz, że w ten sposób możesz ocenić go bardziej obiektywnie :) No w każdym razie nie jest to powód do niepokoju. Proszę przeczytaj najpierw odp. nr 13 oraz 15, 19, 728, 1086 oraz ten artykuł: miłość. Myślę, że właśnie tutaj tkwi sedno problemu. A może też jest tak, że gdzieś w głębi Twojej podświadomości tkwi wyrzut sumeinia czy lęk, że może jednak droga życia zakonnego? Może właśnie to coś nie pozwala Ci zaangażować się w pełni, bo wydaje Ci się, że "Bóg się pogniewa"? Olu - jeśli tak masz na imię - Bóg dał nam rozum i wolną wolę i pozwolił wybierać. Wszystko co w życiu nam daje jest tylko propozycją. Nie jest grzechem powiedzenie "nie" w kwestii powołania. Natomiast uważam, że powinnaś jednak tą sprawę definitywnie załatwić poprzez rozmowę na ten temat z mądrym księdzem - choćby przy okazji spowiedzi. To Cię uspokoi. Bo domyślam się, że na żadnych rekolekcjach powołaniowych wcześniej nie byłaś?
Trzymaj się, poczytaj, porozmawiaj. Zobaczysz, że będzie dobrze. Tylko przestań się lękać i zacznij cieszyć tym co masz. Powodzenia!

  Anita, 22 lat
1274
27.09.2006  
Witam, nie wiem jak zacząć, więc zacznę od początku. Cztery miesiące temu wyjechałam do pracy za granicę i tam poznałam mężczyznę starszego ode mnie o 30 lat. Na początku naszej znajomości, myślałam że to tylko przyjaźń. Jednak długie rozmowy sprawiły że spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Już po dwóch tygodniach zauważyłam że nasz związek przeradza się w coś głębszego. Na początku negowałam tę relację. Myślałam, że to nie do pomyślenia - ja mam 22 lata - on 55. Poza tym ma 4 dzieci (jest 5 lat po rozwodzie - unieważnienie małżeństwa w kościele ortodoksyjnym, zdrada żony). Co prawda dzieci są już dorosłe, z wyjątkiem najmłodszego syna (14 lat - poznałam go i zaakceptował naszą relację) i mieszkają w innym kraju niż on. Ale to wszystko sprawiło, że nie chciałam angażować się w tę relację. Już nie wspomnę o różnicy w statusie finansowym - on właściciel hotelu, ja - studentka na własnym utrzymaniu. Postanowiłam, że nie będziemy się spotykać. Wytrzymaliśmy 2 dni. Walka z uczuciem nic nie dawała, wręcz przeciwnie, sprawiała że oboje się męczyliśmy. W końcu zdecydowaliśmy że będziemy razem. Wiedziałam, że wcześniej czy później dojdzie między nami do zbliżenia. Byłam dziewicą i zawsze byłam przekonana że pójdę do łóżka z facetem tylko po ślubie, lub tuż przed nim. Jednak nie dotrzymałam złożonej sobie i Bogu obietnicy. Po niedługim czasie zamieszkaliśmy razem i mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że niczego nie żałuję. Tylko nadal zadaję sobie pytanie, czy ten związek ma szanse na przetrwanie. Bo ja go kocham, on mnie też. Mieszkaliśmy ze sobą przez 3 miesiące udowadniając to sobie każdego dnia. Poznałam jego syna, braci, nawet teściową (która zresztą doradzała mi pozostanie w tym związku). W końcu wróciłam do Polski - mam przecież studia. Ale jest mi bardzo ciężko bez niego. Już planujemy kolejne spotkanie - lecę do niego za 3 tygodnie. Mój ukochany chce ze mną spędzić resztę swojego życia, oczywiście chce żebym skończyła studia - to nie podlega żadnej dyskusji. Ja go kocham, tylko wiem że nie jestem jeszcze gotowa na powiedzenie tak na całe życie. Jestem jeszcze za młoda na małżeństwo. Z drugiej strony nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę w takim związku. Dużo się przy nim nauczyłam, chyba przede wszystkim tego jak być lepszym człowiekiem i chcę z nim być. Nie zachowałam czystości, ale nie żałuję. Różnica wyznaniowa też nie jest dla mnie problemem - ja katoliczka, on - prawosławie ortodoksyjne. Przeraża mnie tylko różnica wieku. Poza tym zadaję sobie pytanie, czy w tej relacji nie poszukuję bardziej ojca niż partnera...(muszę dodać że wychowywałam się bez ojca). On wie o wszystkich moich rozsterkach i wie, że nie może ode mnie oczekiwać jednoznacznej odpowiedzi tu i teraz. Ustaliliśmy, że za 2 lata, po skończeniu studiów podejmę ostateczną decyzję. Tyle tylko że w tej chwili bardzo go potrzebuję. Potrzebuję jego oparcia i miłości. Nawet jeśli będziemy się widywać co miesiąc, lub rzadziej. Wiem, że kiedy do niego pojadę będę z nim sypiać. Wiem, to grzech, ale z drugiej strony czy miłość jest grzechem. Czy ten związek ma szanse na przetrwanie? Praktycznie przez 3 miesiące byliśmy ze sobą 24 godziny na dobę (pracowałam jako rezydentka, wiec mieszkałam w jego hotelu), przez ten czas wiele godzin spędziliśmy na rozmowach. Od początku wiedzialam wszystko o jego rodzinie, a podstawą naszego związku jest przede wszystkim szczerość i przyjaźń. Boję się tylko o to, co będzie jeśli za 10 lat stwierdzę, że nie chcę z nim być (ja będę miała 32 lata, on 65...). Z drugiej strony łączy nas silne uczucie i chcę z nim być. Mimo wszystko. Co mam robić?

* * * * *

No to jeżeli nie żałujesz utraty czystości i zakładasz współżycie z tym mężczyzną to znaczy, że tak naprawdę zasady wiary nie mają dla Ciebie istotnego znaczenia.
Czy naprawdę jedynym problemem jest tutaj różnica wieku? Wątpię.
Czy naprawdę odnajdujesz się w tej relacji? A jak podchodzi do tego ten mężczyzna? Czy byłby gotów teraz się z Tobą ożenić? Czy to na pewno miłość z jego strony?
Czy to tylko "sponsoring"?
Skoro - jak twierdzisz jesteś za młoda na małżeństwo - to co o tym związku sądzą Twoi rodzice?
Zastanów się dobrze kim jest dla Ciebie Jezus, czym jest wiara i dopiero potem odpowiedz sobie na pytanie czy i na jakich zasadach powinnaś być z tym człowiekiem.
Miłość nie jest grzechem ale miłość to nie seks, to decyzja o pragnieniu dobra dla drugiego człowieka.
W świetle Twojego podejścia nie mogę odpowiedzieć na Twoje pytania. Mogę Ci tylko polecić te dwa artykuły, o tym czym jest miłość i jak ważna jest czystość: [zobacz], [zobacz].
Ż yczę owocnej decyzji i polecam modlitwę do Ducha św. o światło. I pamiętaj: w życiu należy dokonywać wyborów słusznych a nie wygodnych.

  justyna, 15 lat
1273
27.09.2006  
Nie wiem czy to jest problem ale tak uważam gdyż moje kolezanki z klasy znalazły już tą swoją drugą osobę a ja nie Tak jakbym się obawiała że coś mi się stanie wiem że może być tak że Bóg ma dla mnie inne powołanie niż chodzenie z chłopakem choć modlę się oto żebym miała dobrego chłopaka ale czuje sie tak jakby Bóg wogóle nie wysłuchiwał moich próśb więc co mam w takiej sytacji zrobić???

* * * * *

Modlić się dalej. Bóg na pewno wysłuchuje Twoich próśb, tego możesz być pewna. A chłopaka nie daje Ci jeszcze z różnych względów: może po prostu on jeszcze teraz nie jest dojrzały na tyle, by być z kimś w związku? Co do Twoich koleżanek: nie chcę pomniejszać ważności ich uczuć, ale ile z nich choćby po roku nadal będzie z tym samym chłopakiem? Zwróć na to uwagę. Może właśnie dla Ciebie Bóg chce miłości prawdziwej, nie na chwilę? A do tej chce Ciebie dobrze przygotować? Nie martw się, módl się i czekaj. Możesz też przeczytać odp. nr: 817 o tym jak przygotować się do miłości.

  steskniona, 20 lat
1272
26.09.2006  
Witam! Jesli Pani pozwoli, odrazu przejde do rzeczy :-). Otoz jestem z moim chlopakiem juz ponad rok. Zwiazek jest na odleglosc ok 300 km, ale trzymamy sie dzielnie. Niestety, mamy duzy problem z czystoscia. Swojego czasu widzielismy sie raz na miesiac, ze wzgl na brak czasu i srodkow zarowno z jednej jak i drugiej strony. Czasami wydaje mi sie, ze stan naszej czystosci jest po czesci uzasadniony fatalna czestotliwoscia widywania sie.. a prosciej i juz konkretniej mowiac to po prostu lancuch zachowan.. Nie widzimy sie dlugo..bardzo do siebie tesknimy i.. w koncu, kiedy sie zobaczymy czasami puszczaja nam hamulce.. Wiem, ze to jest zle..i na pewno dobrze na nas nie wplywa..ale naprawde sama nie wiem co robic..jak Pani to widzi? ..poszukujac juz wczesniej odpowiedzi na ten temat naczytalam sie mnostwo artykulow..przeczytalam ksiazke J.Pulikowskiego..i porownujac te wszystkie teksty, oczywiscie dochodzi sie do tych samych wnioskow.. rodzice powinni opamietywac dziewczyne.. zeby nie zalewala uczuciami chlopaka, ktorego poped odbiera i interpretowuje jej sygnaly w swoj specyficzny sposob.. w samym zwiazku zas - Pani pisze - ze to chlopak powinnien czuwac nad czystoscia..a gdzies przeczytalam, ze to wlasnie powinno byc odwrotnie, bo chlopak czesto jest zaslepiony swoim popedem..a dziewczyna, ma uczyc go delikatnosci i cierpliwosci i to na niej spoczywa odpowiedzialnosc za czystosc.. wiem ze to wszystko jest takie troche naciagane..bo wiadomo,ze kazda ze stron musi sie pilnowac.. niestety w naszym przypadku, gdy juz zanosi sie na popelnienie grzechu nieczystosci.. na poczatku kazda ze stron czeka na ruch drugiej polowki, zeby nie miec wyrzutow sumienia..ze to ona zaczela..to jest oszukiwanie samego siebie-wiem..ale naprawde ciezko jest sie opierac..kiedy w perspektywie ma sie dlugie rozstanie.. obydwoje jestesmy wierzacy..i naprawde-wbrew pozorom-zalezy nam na zachowaniu czystosci..duzo sie modle przed kazdym spotkaniem..moj chlopak rowniez.. i tak od czasu do czasu upadamy.. :-( troche sie w tym wszystkim pogubilam..nie chce ranic mojego chlopaka.. bardzo go kocham i chce-o ile taka bedzie wola Pana Boga- podarowac mu siebie po slubie..ale to jest tak niewyobrazalnie trudne.. prosze o jakies wskazowki.. z gory naprawde wielkie(!!!) dzieki :-) pozdrawiam

* * * * *

To naturalne, że jeśli rzadko się widzicie to tęsknicie za sobą. Powiem więcej - w miarę rozwoju związku tęsknić za sobą będziecie jeszcze bardziej i to także fizycznie - to będzie normalna kolej rzeczy. Jednak ani odległość ani etap zaawansowania związku nie może tłumaczyć upadków w dziedzinie czystości. Do niej bowiem zobowiązani są wszyscy i to bez względu na okoliczności, żadnej dyspensy nie ma. To bardzo dobrze, że czytasz taką literaturę - to bardzo wartościowe książki i należy z nich czerpać.
Tak, ja stoję na stanowisku, że to chłopak ma czuwać nad czystością. Dlaczego? Dlatego, że ma on czuwać nad kształtem związku w ogóle, a czystość to jeden z jego wymiarów. Zupełnie nie rozumiem czemu wymagać od chłopaka odpowiedzialności, umiejętności podejmowania decyzji, mądrości a zwalniać go z obowiązku uczenia się cierpliwości i odpowiedzialności w tym wymiarze. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że dziewczyna ma nie myśleć. Też powinna i myśleć i pilnować, jednak protestuję przeciwko stereotypom obarczania tym obowiązkiem wyłącznie kobiety. Uważam tak dlatego, że wyłączna odpowiedzialność kobiety w tej sferze obejmuje z czasem coraz szerszy zakres zahaczając o dom, dzieci itp. Bo przez taką postawę chłopak nie uczy się być odpowiedzialnym za sferę płciowości oczekując, że to kobieta się tym zajmie i wszystkiego dopilnuje.
A potem ona jest sfrustrowana, przemęczona i czuje się przedmiotowo w sprawach współżycia- no bo mąż musi, to ona powinna się dostosować. Bo później tylko ona obarczana jest odpowiedzialnością za naturalne planowanie rodziny i ewentualne błędy w tej mierze.
Bo tak naprawdę umiejętność panowania nad sobą - również w tej sferze ćwiczy wolę chłopaka, udowadnia jego siłę i mądrość, powoduje, że przyjmuje on konsekwencje określonych zachowań, a nie "zgania" wszystkiego na dziewczynę. Jest po prostu miarą jego męskości. Jestem przeciwna robieniu z mężczyzny kaleki w dziedzinie płciowości i czystości, wmawianiu mu, że on nie da sobie rady i dziewczyna ma go pilnować. Szerzej na ten temat pisałam w artykule: [zobacz] proszę przeczytaj razem z chłopakiem.
Bardzo dobrze, że się modlicie.
Wiesz, tak naprawdę nikt z nas nie jest bez upadków, również w tej dziedzienie. Ale sztuką nie jest nie upaść nigdy tylko podnieść się i wlaczyć dalej. Bo warto!
Widzę, że jesteście na dobrej drodze i ufam, że wytrwacie. Powodzenia!

  dziewczyna, 18 lat
1271
26.09.2006  
szcześć Boże:) mam mały problem i bardzo licze na pomoc w rozwiazaniu go. Otóz mam chlopaka, ale czasem po prostu nie jestem pewna swoich uczuć...np gdy jestesmy razem wsrod przyjacioł wstydze sie otwarcie okazywac mu uczuc, gdyz nie wiem co inni o tym pomyślą, zwyczajnie wstydze sie....a moj chlopak mysli ze go nie kocham, czesto zadawal mi pytanie dlaczego traktuje go w taki sposob, jakby nic la mnie nie znaczył....Druga sprawa. Kiedy jestesmy sami pozwalam mu na pieszczoty bardziej odwazne, mimo że wiem ze nie powinnam sie na to godzic, ale po prostu bardzo to lubie, czy to grzech jesli on delikatnie dotyka moich posladkow i piesci je? jest to tylko i wyłacznie przez ubranie.Pozdrawiam:)

* * * * *

A co Ty rozumiesz przez okazywanie uczuć? Gdy jesteśmy w otoczeniu innych gesty, którymi obdarzamy dziewczynę czy chłopaka muszą być bardzo subtelne - choćby z tego względu, że mogą wśród znajomych być osoby samotne, którym zwyczajnie zrobi się przykro. Warto o tym pomyśleć. Poza tym nie widzę za bardzo sensu afiszowania się z tym co czuję - wobec innych. Oczywiście, nie możesz też przesadzać w drugą stronę np. nigdy nie pozwalać wziąć się za rękę. Natomiast zawsze musi to być bardzo wyważone. Motywem tutaj nie może być wstyd czy to co inni pomyślą co chcę pr4zez ten gest wyrazić i czy powinienem robić to teraz i w takiej formie.
A co do drugiego pytania: a po co on dotyka Twoich pośladów? Czemu to ma służyć? Bo nie bardzo rozumiem? Nie wiem czy wiesz ale takie pieszczoty to jest wstęp do pettingu, który jest grzechem ciężkim, więc absolutnie nie powinnaś na to mu pozwalać. Polecam lekturę tego artykułu: [zobacz]

  Natalia, 20 lat
1270
26.09.2006  
Problem bardzo dręczący. Wydaje mi się, a w zasadzie jestem pewna, że mój chłopak nie był by ze mną gdybym nie zgodziła się na seks i na stosowanie tabletek antykoncepcyjnych. Dla niego związek chyba nie ma sensu bez \'tego\'. A ja wiem że związek to MY a nie seks. Co mam robić? Chciałabym przestać brać pigułki bo boli to moje serce. A z drugiej strony nie chcę go stracić. Ale czy on mnie kocha naprawdę, czy tylko seks? Dodam tylko ze jesteśmy ze sobą od ponad roku.

* * * * *

Polecam ten artykuł: [zobacz]
Słusznie się niepokoisz. Porozmawiaj z chłopakiem bardzo poważnie. A tabletki czym prędzej odstaw, bo może to się bardzo źle odbić na Twoim zdrowiu. Jeśli chłopak Cię kocha to chyba mu powinno zależeć bardziej na tym, żeby jego dziewczyna była zdrowa i czuła się szanowana niż na egoistycznym zaspakajaniu swojego pożądania kosztem rujnowania chemią Twojej płodności. Polecam też tę stronę: www.npr.pl

  Edyta, 18 lat
1269
26.09.2006  
Mam chłopaka. Kocham go, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak on zbyt często wraca do przeszłości, do swojej byłej dziewczyny. Ona niedługo wychodzi za mąż. Nie tak dawno wyznał mi, że kochał się z nią. Zabolało mnie to, ale wybaczyłam. Nie było mi łatwo, bo zawsze chciałam być tą pierwszą. Kiedyś przez przypadek zauważyłam w jego komórce sms-y od niej. Wynikało z nich, że bardzo żałują tego, że nie są już razem. A ja poczułam się, jak nic nie znacząca zabawka. Poczułam się gorsza. Wyglądało to tak, jakbym była kimś w rodzaju pocieszanki po nieudanym związku. Ciężko mi żyć z taką myślą. Nie potrafię teraz uwierzyć, że te słowa \"kocham cię\" usłyszane od niego są prawdziwe. Zaczynam wątpić w to, że istnieje takie czyste uczucie. Proszę o radę.

* * * * *

Widzisz, ja mogę Ci tylko wskazać pewne rozwiązania, jednak na pytanie czy on Cię kocha i jak poważnie podchodzi do związku z Tobą musi odpowiedzieć Ci sam. Dlatego trzeba koniecznie przeprowadzić poważną, spokojną, rzeczową rozwowę. Musisz wiedzieć co on czuje do tamtej dziewczyny i jaki ma pomysł co do Waszej przyszłości.
A co do jego zachowania. Pytanie numer jeden: jak szybko po rozstaniu z tamtą dziewczyną zaczęliście się spotykać. Jeśli niedługo to istnieje oczywiście taka ewentualność, że miałaś być "klinem", ale nie wydaje mi się to zbyt prawdopodobne. Myślę, że on naprawdę zainteresował się Tobą w momencie kiedy jeszcze nie do końca opadły emocje po tamtym związku, że stało się to po prostu za wcześnie. To po pierwsze. A po drugie: jeśli on z nią współżył to naturalnym następstwem tego kroku jest to, że w pewnym sensie on czuje się z nią (i ona z nim) emocjonalnie związany. Nie będę teraz szerzej o tym pisać, wytłumaczyłam to w artykule: [zobacz]
Oczywiście to wcale go nie tłumaczy, bo on teraz jest z Tobą i musi sobie ten fakt uświadomić i poradzić sobie z problemem. Ona też, tym bardziej, że teraz wychodzi za mąż.
Co do Ciebie to podziwiam to, że mu wybaczyłaś. To oznacza prawdziwość Twojego uczucia i dobrze rokuje na przyszłość. Natomiast nie może być tak, że on Ci o swojej dziewczynie opowiada, wspomina ją z rozrzewnieniem i przy tym Cię rani. Oczywiście, można czuć sentyment do byłej sympatii, życzyć jej dobrze czy nawet utrzymywać stosunki koleżeńskie ale NIE WOLNO wykazywać się takim nietaktem by opowiadać o tym swojej dziewczynie czy chłopakowi! Zawsze trzeba się postawić w sytuacji tej drugiej strony: czy ja chciałbym słuchać o tym jak mojej dziewczynie było dobrze z innym? No, na pewno nie!
Być może Twój chłopoak robi to nieświadomie czy wręcz bezmyślnie. Nie sadzę, by chciał Ci celowo sprawiać przykrość. Jednak należy o tym zdecydowanie powiedzieć. Uświadomić mu jak się czujesz i że jest Ci przykro. Zapytaj czym dla niego jest miłość, jak ją rozumie. Zapytaj czy jest pewien, że chce być z Tobą. Sprawę tych sms-ów też należy poruszyć i wyjaśnić. Nie możesz cierpieć z tego powodu. Nie możesz pozwolić sobie na to, by czuć się drugoplanowo. To jest jego związek z Tobą i nie może nad nim krążyć cień byłej dziewczyny. Twój chłopak jest mężczyzną i na coś po męsku się musi zdecydować. Porozmawiaj z nim jak najszybciej. Powodzenia!

  Majka, 18 lat
1268
26.09.2006  
Wiatam. mam pewien problem. otorz kilka lat temu poznalam pewnego chlopaka. poczatkowo bylo to tylko zwykle kolezenstwo lecz po pewnym czasie zaczelo przeradzac sie z mojej strony w cos wiecej. wiedzac ze ma on dziewczyne i z sa szczesliwi trzymalam sie na uboczu i nawet zaczelam zapominac o nim. niestety nagle jego dziewczyna go zostawila i uczucie nadzieji na cos wiecej wrocilo. dla niego nawet zerwalam z chlopakiem z ktorym bylam zaledwie miesiac poniewaz moim zdaniem nikt nie dorownuje X-owi. czuje sie strasznie nie mogac uwolnic sie od myslenia o nim i od wyczekiwania na jakikolwiek sygnal z jego strony, chocby na sms\'a. moja glupota mnie przeraza i wiem ze powinnam sie z tego pozbierac ale jednoczesnie ta mala iskierka nadzieji caly czas siedzi w moich myslach i nie chce zniknac. prosze o pomoc i modlitwe

* * * * *

A co w takim razie stoi na przeszkodzie byś sama nawiązała z nim jakiś kontakt? Skorzystaj z propozycji w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Nie ma sensu biernie czekać cierpiąc i łudząc się, że on sam się domyśli. Spróbuj, może nie wyjdzie, ale przynajmniej będziesz wiedziała na czym stoisz. Powodzenia!

  Aniko, 38 lat
1267
26.09.2006  
mam 38 męża i dwoje dzieci. Jestem spełnioną zawodowo i w domu kobietą i matka. Moja historia rozpoczyna się dawno bo 1979r wtedy jako mała dziewczynka(11l) poznałam mojego męża,był moim kolegą od zawsze odkąd pamiętam mnie kochał,a ja go tylko lubilam.Swoim uporem i miłością sprawił,że po wielu latach starań poślubiłam go i stworzyliśmy dobry, spokojny dom.Potem przyszły na świat dzieci i powiększyły naszą radość.Wiem,że nigdy nie kochałam męża jakąś szaloną miłością ale było to spokojne uczucie.W 1998 r poznaliśmy księdza byliśmy przyjaciółmi.Tak wiem że juz pani się domyśla że pokachałam nie tego mężczyzne którego powinnam.Tak bardzo ciężko opisać jak to jest kiedy w uporządkowane życie wchodzi ktoś kto sprawia ,że odkrywamy, że spotakaliśmy tę drugą połowę z kim rozumiemy się bez słow za kim tęsknimy i kogo kochamy tak naprawdę poraz pierwszy w życiu.Szanuję mojego męża nigdy go nie opuszczę ani nie zrobię nic przez co miałby cierpieć. Powołanie jakim obdarzył Bóg księdza jest święte dlatego zrobię wszystko aby był jeszcze bliżej Boga i kościoła, bo wiem, że nie można budowac swojego szczęscia na cudzym nieszczęsciu.TYlko ja cierpię bo kiedy spotkałam prawdziwą miłośc jest już na nią zapóźno.Wiem że ksiądz jako dobry przyjaciel domyśla się prawdy nie ,nie ucieka przede mną wiem że mnie lubi i ma do mnie ogromne zaufanie. Chciałabym tylko jednego, chciałabym usłyszec że mnie kocha i chociaż nie możemy być razem bo Bóg powołał nas do czego innego, to jestem dla niego bardzo ważna bo mnie kocha. W głębi duszy czuję że tak jest jestem ale czuć i wiedzieć to nie jest to samo.Proszę niech mi pani nie mówi że powinnam go unikać wtedy zapomnimy o sobie.My o sobie nigdy nie zapomnimy, bo miłośc jest tym co każe nam zachowywać się pożadnie tak aby nikogo nie skrzywdzić, ale zapomnieć się nie da. Na swojej ślubnej obrączce dałam wyryć słowa MORS SOLA wtedy nie wiedziałam że kiedykolwiek zjawi się ktoś kogo będę tak kochać,żę słowa te uczynię gwarantem na dalsze żcie. Pokochałam człowieka z którym nie mogę być, co ja mam zrobić ,jak przejśc przez to życie żeby nikogo nie zranić i samej nie zostać pokonaną?

* * * * *

Droga Aniko! Nie jesteśmy odpowiedzialni za uczucia ale za to co z nimi zrobimy.
Oczywiście, nie zamierzam Cię moralizować i odsyłać do podobnych pytań, bo podejrzewam, że już je zresztą przeczytałaś. Chcę Ci powiedzieć, że Cię rozumiem, bo WIEM jak to jest kochać człowieka, którego kochać nie wolno. Wiem też, że MOŻNA z Bożą pomocą od tego uczucia się uwolnić. Wiem również to, że Ty NIE CHCESZ się od niego uwalniać. W ten sposób znajdujesz się w kręgu bez wyjścia. Kochasz i cierpisz a Twoje poczucie przyzwoitości nie pozwala Ci pójść w żadną stronę. Chcę, żebyś na chwilę sobie coś wyobraziła. Co? Ano właśnie owo wyznanie miłości przez tego księdza. Co czujesz? Czujesz się dobrze, prawda? Czujesz się dobrze...i wiesz, że przez to będziesz całe życie cierpieć. On też to wie. I dlatego Ci tego nie mówi. No, oczywiście nie tylko dlatego, ale jest to jeden z powodów. I ja go doskonale rozumiem, bo też NIGDY nie powiedziałam tego tej osobie, z którą nie mogłam być. Bo po takim wyznaniu nie jest lepiej. Jest gorzej, bo masz ŚWIADOMOŚĆ. Brak tej świadomości powoduje, że zawsze jest jakiś cień ewentulaności, że tak naprawdę to tylko my kochamy. Dlatego lepiej nie usłyszeć takiego wyznania.
Wiesz, ja nie wierzę, że Ty swojego męża nie kochasz. Kochasz go z pewnością. Jednocześnie zakochałaś się w księdzu. To po prostu fakt. I teraz należy znaleźć wyjście z tej sytuacji. Na szczęście nie muszę Cię przekonywać o nierozerwalności małżeństwa - świadczy o tym sam napis na Twojej obrączce. Na pewno nie wyobrażasz sobie sytuacji np. ucieczki z tym księdzem. Nie wyobrażasz sobie, prawda? To znaczy, że jednak i mąż i dzieci są dla Ciebie ważniejsze niż tamta miłość. Przypomnij sobie teraz dzień swojego ślubu. Co czułaś? Na pewno byłaś szczęśliwa. Czy ten napis na obrączce oznaczał wtedy dla Ciebie coś innego? Czy naprawdę nie zostało już nic z tamtego dnia? Jeśli kochasz swojego męża (a kochać to nie znaczy być zakochanym, myślę, że tego nie muszę Ci tłumaczyć) to JESTEŚ W STANIE rozwiązać ten problem. Bo to jest problem do rozwiązania nie żadne przeznaczenie. Bóg dał nam rozum, wolną wolę i powołanie. Natomiast szatan dał nam pokusy. I Ty i ten ksiądz powołanie już odkryliście. Teraz pora posłużyć się rozumem, by te pokusy zwalczyć.
Nie wiem czy Twój mąż domyśla się tego uczucia czy nawet wie o nim. Tak czy inaczej musi wyczuwać, że coś jest nie tak, nie tak jak dawniej. Że dzielisz z kimś miłość, która powinnaś mieć dla niego. Na pewno w jakiś sposób cierpi, cierpi tym bardziej, że on Cię na pewno kocha. Wiesz, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Ale małżeństwo nie jest łatwe samo w sobie. Jednak jego siłą jest miłość. Właśnie ta codzienna, bez zachwytów i uniesień. Wiesz, ja wcale nie jestem pewna czy gdybyś sobie pomieszkała z tym księdzem (tak, wiem to absurd, tylko teoretyzuję) i zaczęła robić dla niego to wszystko co dla męża to czy bardzo szybko z przerażeniem byś nie odkryła, że Ty go wcale nie kochasz. Na razie wydaje Ci się taki dobry, piękny, idealny, bo....niedostępny. Pełen szlachetności i dobra dla innych, taki święty przy sprawowaniu Mszy św. Tak naprawdę do Twego uczucia nieodłącznie przyrośnięte są marzenia o nim i wyobrażenia o nim. Natomiast nie mogłaś go poznać dobrze na tyle, by wiedzieć jaki jest na co dzień. Natomiast mąż, który "sprawdził się" w codzienności, ale może do tego cudownego wizerunku mu daleko nie jest kimś specjalnie pociągającym. Jednak to on ślubował Ci miłość (ślubował przy całym zgromadzeniu, a nie tylko ją wyznał), wierność i uczciwość i to, że będzie z Tobą zawsze. Miłość, a nie uczucie. Miłość czyli wolny wybór nieustannej troski o dobro dla Ciebie. Czy tego oczekujesz w wyznaniu od księdza? Czy tylko tego, że jesteś dla niego ważna? To zasadnicza różnica.
A może gdzieś w natłoku codziennych zdarzeń zgubił Wam się obowiązek pielęgnowania siebie nawzajem? Swoich pragnień? Swoich uczuć? Miłość musi być pielęgnowana bo inaczej umiera i zostaje łatwo zagłuszona przez pokusy. Może zatem warto odnowić więź z mężem? Gdy miłość jest pielęgnowana nie ma ochoty na zwracanie uwagi na kogoś innego. Po co, skoro przy sobie mamy kogoś najdroższego - własnego męża! Bo może właśnie też w więzi z mężem tkwi problem? Może powinniście Wasze małżeństwo troche "odkurzyć"? Mogą Wam w tym pomóc weekendowe rekolekcje małżeńskie, które naprawdę czynią cuda. Informacje znajdziesz na stronach: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Zachęcam Was do nich, naprawdę!
W sakramencie małżeństwa Duch św. umocnił Waszą miłość i dał siłę na trudności. W sakramencie kapłaństwa Duch św. umocnił księdza w jego powołaniu i dał siłę na trudności. To jest własnie trudność. Którą oboje możecie pokonać.
I już na koniec, z własnego bardzo osobistego doświadczenia: gdy nie mogłam kochać - odeszłam dla dobra nas obojga. Odeszłam, żeby nie potęgować cierpienia miłości, która nie mogła się spełnić. Odeszłam nie dlatego, że nie kochałam, ale z miłości. Bo miłość jest pragnieniem dobra dla drugiego człowieka, a największym dobrem jest jego życie wieczne. I chcąc zachować to życie dla niego usunęłam się, by nie miał pokus i trwał w swoim powołaniu. To był ostatni, najbardziej bolesny, ale największy i najbardziej prawdziwy gest mojej miłości.
Aniko! Ja zwyciężyłam. Czasem nawet ucieczka jest zwycięstwem. Nie bój się o to, że zostaniesz pokonana. To będzie zwycięstwo. Zwycięstwo Twojej miłości do męża. Zwycięstwo Twojej wielkości jako kobiety. Twoje zwycięstwo nad sobą i nad szatanem.
Módl się gorąco o siłę, o mądrość, o uwolnienie od tego uczucia.
Ja Ci mówię z doświadczenia: WARTO!

  :(, 19 lat
1266
26.09.2006  
nie wiem co mam robic.., codziennie modlę sie o to, abym zrozumiala to wszystko. Jestem z chłopakiem 5 lat. Przyjaźniliśmy się całe życie, przerodziło się w to w miłość. Tylko, że zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest już przyzwyczajenie. Jest mi czasami bardzo ciężko,bo on ciągle wypomina mi mój jeden błąd, którego bardzo żałuję. Chciałam zakończyć ten związek, ponieważ nie mogłam być z nim po tym, co zrobiłam. Z jego strony otrzymalam zapewnienia, że bardzo mnie kocha i mi wybacza. Minęło już pół roku a ja ciągle wysłuchuje wymówek i wytykanie błędu. Jest mi strasznie ciężko. Wiem, że postąpiłam okropnie... nie cofnę czasu. Czy jest to możliwe, że on mnie kocha i jednocześnie sprawia mi wiele przykrości?

* * * * *

Jeśli się kocha to się wybacza. Jeśli się kocha to nie rani się kochanej osoby przez dorzucanie jej cierpień za winy, które już odpokutowała. Jeśli się kocha to się pomaga nieść krzyż a nie woła "ukrzyżuj". Gdy się kocha to nie jest się większym od Boga, który już przebaczył. Nikt nie ma prawa osądzać drugiego i czynić mu ciągłych wyrzutów, jeśli ta osoba za swój czyn żałuje i już go odpokutowała.
Trudna sytuacja. Dobrze wyczuwasz, że nie sposób być z kimś kto zachowuje się w ten sposób. Takie traktowanie powoduje ciągłe poczucie winy i upokorzenie. To już nie jest miłość - to jest egoizm i wściekłość, że ta druga osoba nie jest ideałem. To nie jest prawdziwe wybaczenie. Dziwi mnie, że skoro jesteście ze sobą już 5 lat Twój chłopak zachowuje się w ten sposób.
To co Ty nazywasz przyzwyczajeniem może być po prostu spowszednieniem miłości, której się nie pielęgnuje. Po wygaśnięciu uczucia zakochania bowiem przychodzi etap miłości prawdziwej. On już nie obfituje w emocje ale jest piękny i prawdziwy, tylko potrzebuje ciągłej pracy, ciągłego rozwoju. Nie dziwi mnie, że jesteś zmęczona i sfrustrowana tym związkiem skoro spotyka Cię takie traktowanie. Nie czujesz oparcia w chłopaku tylko musisz ciągle się tłumaczyć. To nie jest zdrowa sytuacja. Widzisz, ja nie namwiam Cię na konkretne rozwiązania. Ty sama podejmujesz decyzję. Jeśli uznasz, że ten związek nie ma szans, bo Twój chłopak nie rozumie problemu to faktycznie powinnaś się od niego wyswobodzić. Ale może jeszcze zanim cokolwiek zrobisz przeczytaj i daj do przeczytania swojemu chłopakowi odp. nr: 434, 616, 961, 1070. One dotyczą zapewne innej sytuacji niż Twoja ale chodzi o ten sam mechanizm. Daj mu do przeczytania i zapytaj o jego zdanie na ten temat. A potem nawiąż do swojej sytuacji i zapytaj czy nie widzi pewnej analogii. Może to mu otworzy oczy? A jeśli nie... ratuj siebie bo lepiej się rozstać i poczekać na miłoścćprawdziwą niż pozwolić się upokarzać ciągłymi wyrzutami.

  Maja, 16 lat
1265
25.09.2006  
Moim największym marzeniem na dzień dzisiejszy jest zakochać się. Miłością szczerą, czystą, dobrą. Właściwie codziennie się o to modlę. Czy jednak coś robię nie tak? Chcę tylko obdarzyć kogoś tym wspaniałym uczuciem, z nadzieją na odwzajemnienie... Tak bardzo tego pragnę! Czy Pan Bóg to widzi? Dlaczego każe mi czekać? Czyżby w ten sposób chciał /przetestować/ moją cierpliwość, której na co dzień nie mam zbyt wiele? A może robię coś nie tak? Ale ja czekam już tak długo... Przeżyłam już jedną, wielką, nieodwzajemnioną miłość... Jestem miła, otwarta, uśmiechnięta, mam plany na przyszłość... Dlaczego nikogo nie interesuje taka dziewczyna? Jestem dobra tylko jako /kumpela/. Ja naprawdę przeżyłam już wiele tragedii w rodzinie, mimo to przetrzymałam to jakoś. Jestem teraz silniejsza! Brakuje mi tylko miłości... Nie szukam księcia z bajki, a kogoś z kim czułabym się dobrze i bezpiecznie. Dziękuję i gorąco pozdrawiam.

* * * * *

Robisz dokładnie to co powinnaś robić. O to właśnie chodzi: by modlić się o taką piękną, czystą miłość. Bądź pewna, że Bóg to widzi. Dlaczego jednak nie dał Ci jej jeszcze? Tego dowiesz się kiedyś. Powodów może być mnóstwo i możemy tylko gdybać. Być może po prostu ten chłopak, który Cię pokocha jeszcze w tej chwili nie jest na tą miłość gotowy i gdybyście się teraz poznali to byście się tylko poranili. Może on musi dojrzeć, może Ty też musisz dojrzeć? Na pewno kiedyś to zrozumiesz tak jak ja zrozumiałam dlaczego tak późno poznałam swojego męża. Wiem jednak, że warto było czekać i modlić się i że wcześniej nasz związek by po prostu "nie wypalił". Pewnie tak samo jest u Ciebie. Módl się zatem i czekaj, ale oczywiście miej oczy otwarte i jeśli ktoś zwróci Twoją uwagę to nie uciekaj przed jego bliższym poznaniem. A na razie polecam lekturę odp. nr 817 o tym jak przygotować się na miłość. Powodzenia!

  Samanta, 15 lat
1264
25.09.2006  
Pisze tutaj, ponieważ jestem zrozpaczona... nie wiem co robić... kocham chłopaka mojej przyjaciółki :( Ale zaczne od początku... to było tak: Kiedyś on mnie bardzo kochał, ale ja nie chciałam z nim być, ponieważ jedna z moich przyjaciółek się w nim zakochała... wolałam, żeby ona była z nim niż ja i teraz tego żałuję... już ponad 2 lata Go kocham, ale on o tym nie wie... obecnie jest w związku z moją przyjaciółką, ale jest to związek bez sensu, ponieważ ona wyprowadziła się za granicę... i rozmawiają przez komunikatory wyznając sobie miłość... Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że zdaje mi się, że on mnie nadal kocha... w sumie nie jestem tego do końca pewna, ale mam takie odczucie.. nie tylko ja, bo i moje koleżanki czy przyjaciółki... Jedni radzą mi, żebym Go jej odbiła, a drudzy żebym z nią pogadała, żeby Ona Go tzw.\"nie blokowała\", ale nie chce być taka dlatego, że ona jest moją przyjaciółką... :( jest mi strasznie źle i nie wiem co robić...........

* * * * *

Nie sądzę, by ten chłopak miał takie rozdwojenie jaźni, żeby Ciebie kochał a innej wyznawał miłość. Gdyby Ciebie kochał to Tobie by miłość wyznawał. Co robić? Rozumiem Twoje rozgoryczenie, bo niełatwo kochać bez wzajemności. I zgadzam się, że odrzucenie jego względów, bo "koleżanka się w nim zakochała" nie było najmądrzejszym posunięciem. No ale to już przeszłość i nie ma co tego rozpamiętywać. Obecnie sytuacja wyglada tak, że on kocha inną dziewczynę i na odległość próbują budować związek, a Ty z tego powodu cierpisz. Jednak nie możesz oceniać czy ich związek ma sens i czy przetrwa. To ich sprawa, to kwestia tego czy będą potrafili przetrwać próbę czasu i odległości.
Absolutnie nie zgadzam się z Twoimi przyjaciółkami, byś go odbiła. Pomyśl czy gdybyś Ty była w takiej sytuacji jak ta dziewczyna i ktoś próbował odbić Ci chłopaka, bo by uznał, że Wasz związek nie ma sensu to jak byś reagowała? Chyba byś się mocno zdenerwowała na tą osobę twierdząc, że to nie jej sprawa! Przykro mi, że cierpisz, musisz sobie poradzić z tym i czekać na kogoś kogo będziesz kochać z wzajemnością. Proszę przeczytaj jak sobie poradzić z takim uczuciem w odp. nr: 80, 526, 653, 825 i o podobnej sytuacji w odp. nr: 210, 501, 542, 583,768.

  Dżejk, 24 lat
1263
25.09.2006  
Prawdopodobnie jestem neurotykiem. Słyszałem, że te osoby nie potrafią kochać. Czy to prawda? I czy można z tego wyjść tzn. z neurotyzmu?

* * * * *

Proszę zadaj pytanie na jakimś specjalistycznym forum. Niestety, nie mogę wypowiadać się na ten temat, to już konieczna jest wiedza medyczna.

  wioletta, 40 lat
1262
22.09.2006  
Kilka tygodni temu moja córka zerwała z chłopakiem. On bardzo zakochany od wielu lat, cierpi strasznie. Czuję, że ona jest również zaangażowana, ale ponieważ w pewnym momencie stanęłam po jego stronie podkreślając, że go bardzo krzywdzi, do tej pory nasze relacje są dość kiepskie, nie mam prawa o nim w ogóle wspominać, ona również znacznie mniej ze mną rozmawia o swoich problemach. Boję się, że jeszcze długo będzie trwał taki stan rzeczy. Co robić, żeby to zmienić?. Myślę, że córka jest o niego zazdrosna, przez to, że wie, że bardzo go cenię i lubię i boję się ponadto, że właśnie dlatego będzie chciała „odmrozić sobie uszy na złość mamie”. Nie chciałabym aby ta piękna miłość została zniszczona, jak pomóc tej miłości?. Chłopiec wciąż próbuje kontaktu przez jej kolegów i koleżanki, ona dowiadując się on tym bardzo to krytykuje, choć wiem, że są również z jej strony próby kontaktowania się z nim. Czy w takim przypadku wypada mi spróbować porozmawiać z nim, troszkę go ukierunkować., dać mu, wiedząc, że nie jest jej obojętny jakąś iskierkę nadziei, że będzie dobrze, że ona jest nim zainteresowana.( mieliśmy bardzo dobry kontakt jak chodzili ze sobą,) Jeśli tak, to co mu powiedzieć, co poradzić, jak powinien ewentualnie odbudowywać tę miłość? Myślę, że córka boi się deklaracji, klasa maturalna, a ze strony tego chłopca widać było poważne plany na przyszłość. Mam wrażenie, że ogromnie dużo przeszkód ciągle staje na ich drodze. Już wydaje się, że coś pozytywnego zaczyna się dziać, aż tu nagle za chwilę zupełnie wszystko upada. Jakieś niesamowite, nazwałabym nawet, szatańskie działania. Bardzo proszę o odpowiedź.

* * * * *

No ale pytanie zasadnicze jest takie: dlaczego ona z nim zerwała? Czy na ten temat rozmawiałyście? Czy chodzi tylko o te poważne deklaracje, o których pisałaś na końcu listu? Tak czy inaczej na pewno córka jakieś powody ku temu miała i najpierw należałoby o nich porozmawiać. Bo być może stało się coś o czym ona nawet wstydzi się mówić, a co Tobie może nie przyjść do głowy. Skoro - jak mówisz - byli ze sobą kilka lat to nie bardzo wierzę w to, że zerwała ot, tak sobie. Coś musiało albo się wydarzyć albo po głębszym namyśle doszła do wniosku, że to nie ten człowiek. Rozumiem Twoją troskę o córkę i to, że dostrzegasz piękno tej miłości. Nie wiem jednak jak ona tą Twoją troskę odbiera, czy nie jest przypadkiem tak, że ona odbiera to jako nacisk z Twojej strony?
A co na to Twój mąż? Czy podziela Twoje zdanie? Nie znam Twojej sytuacji osobistej, ale przypomniała mi się sytuacja kiedy samotna matka usilnie namawiała córkę na związek z chłopakiem, żeby nie była sama jak ona. Ona nawet w dobrej wierze działała, bo chciała zapewnić córce męską opiekę, ale dziewczyna już nie wiedziała co robić. Nie chciała być z tym chłopakiem i miała swoje ku temu powody.
A może chcesz by Twoja córka była z tym chłopakiem, bo jest porządny, a może trafić później na kogoś nieodpowiedniego?
Być może Twoja córka też widzi to w ten sposób, a w połączeniu z ciągłą próbą kontaktu ze strony tego chłopaka po prostu czuje się osaczona. Miłość jest wolną decyzją. Do miłości nikogo nie można zmusić ani zachęcić. Żadne naciski nic nie dają. Do miłości trzeba wolnego wyboru dwojga osób poprzedzonego dobrym poznaniem się i pragnieniem dobra dla tego człowieka. Twoja córka też potrzebuje własnych przemyśleń, analizy własnych uczuć i odczuć oraz oczekiwań. Potrzebuje spokoju i trochę samotności, by to była tylko jej decyzja. Może nawet być tak, że ona po prostu nie jest na takim etapie związku jak chłopak. Ona po prostu za nim nie nadąża. Nie wiem w jakim on jest wieku, może jest starszy i faktycznie chce poważnie pomyśleć o przyszłości z Twoją córką, a ona po prostu nie jest jeszcze na to gotowa. Klasa maturalna to jeszcze bardzo młody wiek, to czas kiedy myśli się o maturze i studiach, a niekoniecznie chce się już wychodzić za mąż. I Twoja córka ma prawo do tej niechęci. To nawet nie jest jej zła wola, czy przekreślanie tego chłopaka w ogóle ale tylko sprzeciw dotyczący takiego obrotu sprawy. Rozumiem ją bo sama poniekąd byłam w sytaucji gdy byłam "w tyle", nie nadążałam za tempem związku i po prostu musiałam wyhamować, bo czułam, że każdy mój dalszy gest byłby po prostu kłamstwem. Poprosiłam chłopaka o czas. O zwolnienie tempa. I to właśnie poskutkowało. Gdybym tego nie zrobiła być może skończyłoby to się tak jak u Twojej córki - nie wytrzymałabym tempa i musiałabym się z tego związku uwolnić.
Droga Wioletto! To co bym Ci poradziła to najpierw szczerą, spokojną rozmowę z córką. Właśnie odnośnie przyczyn rozstania. Rozmowa z chłopakiem to też niezły pomysł, ale chyba nie mówiłabym o niej córce - to ją jeszcze bardziej rozdrażni, że "znów coś za jej plecami knujecie". Chłopaka też zapytaj o przyczyny, o jego wizję ich związku. Wtedy będziesz miała cały obraz sytuacji. Być może jemu właśnie trzeba uświadomić, że za bardzo się spieszy, za bardzo naciska, a może zbyt wcześnie wyznał jej miłość (bo to też jest problem - pisałam o tym w odp. nr: 18, 61, 74, 217, 514, 1168). Ale na pewno nie dawać mu nadziei - bo może się to okazać deklaracją bez pokrycia. W końcu to ona sama może mu tylko tą nadzieję dać.
Jeśli jednak mimo tych rozmów córka nadal nie będzie chciała być z tym chłopakiem - no cóż, trudno. Widocznie ma swoje powody i wie co robi. Może na razie w ogóle nie chce być w żadnym związku. Na pewno to doświadczenie czegoś ją nauczy i w przyszłości będzie mogła dobrze wybrać. A Ty jako matka możesz się modlić dla niej o dobrego męża i słuszny wybór. Z Bogiem!

  Alicja, 24 lat
1261
22.09.2006  
Chciałabym się dowiedzieć, co siedzi w głowie mojego mężczyzny (a kto by nie chciał...:). Jesteśmy razem od trzech lat. Rok temu mój chłopak zapytał, czy nie byłoby dobrym pomysłem wziąć ślub za rok, czyli w tym roku we wrześniu. Powiedziałam mu po kilku dniach, że dla mnie to za wcześnie. Potem ustaliliśmy, że czerwiec roku 2007 będzie lepszym rozwiązaniem. No i czasem pyta się, czy jestem już gotowa, czy się nie rozmyślę, czy chcę być z nim, ale dlaczego on się nie oświadcza? Mówiłam mu kilkakrotnie, że potrzeba jest dużo czasu, że chciałabym mieć ładne zdjęcia, a dobry fotograf musi być rok do przodu zamówiony. Mówiłam mu też, że dopuki się ze mną nie zaręczy, nie będę nic załatwiać, bo nie czuję się pewna, czy czasem nic mu się nie odmieni. Potrzebuję pewności. No a on mówi tylko, że ślub w czerwcu, mówi to też swojej rodzinie, ale mi żadnych konkretów. Rozumię, że może się bać, że będzie powtórka z zeszłego roku, ale zapewniam go cały czas, że go kocham i z nim chcę spędzić całe moje życie, a nie ma z jego strony żadnych konkretów. Jak ja mam to rozumieć? Czy on może tylko mnie zwodzi? Przecież czerwiec już tuż tuż... Strasznie męczy mnie ta sytuacja. Czy mogę coś zrobić, aby mu w jakikolwiek sposób pomóc zrobić ten krok?

* * * * *

Ha, no faktycznie zagadka. W zasadzie to, że zaproponował Ci ślub (tak to faktycznie wygląda) wskazuje, że jest Tobą zainteresowany i chce byś była jego żoną. Dlaczego natomiast nie zadał Ci tego pytania wprost i nie dał pierścionka? A może on uważa, że już w zasadzie sprawę załatwił? No, szczerze mówiąc dziwi mnie taki obrót sprawy. Trochę pisałam o podobnej sytuacji w odp. nr 630, proszę przeczytaj, może tam znajdziesz coś co może być wytłumaczeniem?
Na pewno musisz z nim porozmawiać stanowczo. Zapytać dlaczego nie chce się oświadczyć i dlaczego nie chce Waszej relacji przekształcić w narzeczeństwo. Powiedz, że nawet jeśli dla niego jest to oczywiste to Tobie jednak bardzo zależy na tej otoczce z pierścionkiem. Czy boi się powtórki z zeszłego roku? Chyba nie, w zasadzie właśnie dlatego powinien podjąć jakieś zdecydowane kroki. A może zastosować terapię wstrząsową i jak którymś razem w Twojej obecności powie komuś, że ślub w czerwcu to z uśmiechem dodaj, że oczywiście pod warunkiem, że wcześniej się zaręczycie. Może to go zmobilizuje. A może dla niego ten pierścionek to tylko taka formalność i uważa, że może to zrobić w ostatniej chwili? I dlatego upewnia się czy się nie rozmyśliłaś. Więc musisz go uświadomić, że chcesz się poczuć w pełni narzeczoną. To prawda, że czerwiec już niedługo a załatwianie ślubnych formalności trochę trwa. Zapytaj go wprost przy następnej rozmowie o ślubie KIEDY zamierza Ci się oświadczyć bo jest Ci po prostu przykro. Że go kochasz i chcesz z nim być ale potrzebujesz tego pytania. Że nie będziesz więcej wracać do tematu ślubu bo do niego teraz ruch należy. I faktycznie nic o ślubie nie mów przez jakiś czas. Może on się boi, może nie może się odważyć a może szykuje jakąś niespodziankę? No tak czy inaczej musisz być twarda. Jeśli Ci na tym zależy to pokaż mu to. Mam nadzieję, że wkrótce sytuacja się rozwiąże.

  Kinga, 13 lat
1260
22.09.2006  
Mam chłopaka który jest starszy o 2,5 roku. Nie wiem co zrobić z jego zazdrością. Bardzo go kocham i nie wiem co by było jakby ze mną zerwał.
Dlaczego moja miłość do mojego chłopaka jest taka trudna??
Mój chłopak jest starszy ode mnie o 2,5 roku, ale moi rodzice o
nim wiedzą, a jego rodzice nie wiedzą. Co mam zrobić??
Proszęo pomoc


* * * * *

Może od końca. Jeśli Twoi rodzice wiedzą to już połowa sukcesu, teraz pora by on powiedział o Tobie swoim - po prostu. Jeśli chodzi o zazdrość to czyją tak naprawdę masz na myśli mówiąc, że nie wiesz co byś zrobiła jakby z Tobą zerwał? Swoją czy jego? O zazdrości pisałam w odp. nr: 24, 377 - przeczytaj. Prawdziwa miłość opiera się na zaufaniu, nie na chorobliwej zazdrości. A odnośnie trudności w miłości. Widzisz, miłość (taka prawdziwa, nie zakochanie) wcale nie jest czymś łatwym i przyjemnym, choć oczywiście jest w niej mnóstwo pięknych chwil. Ale trudna jest dlatego, że wymaga pracy: nad sobą i nad związkiem, wymaga rezygnacji w własnego egoizmu i dążenia do dobra dla tej drugiej osoby. Należy ją rozwijać i pielęgnować, bo nic nie zrobi się samo. Natomiast tylko taka ma szansę przetrwać i kwitnąć. Nic co piękne i wartościowe nie przychodzi bez wysiłku. Miłość też. O tym jak ją pielęgnować pisałam w odp. nr: 255, 498, 566,773.

  Karina Anna, 38 lat
1259
22.09.2006  
Mam 38 lat i jestem sama. Nigdy zaden mężczyzna sie mna nie zainteresował.Nie jestem brzydka,ale cierpie na hirsutyzm- nadmierne owłosienie ciała.Tego się nie da wyleczyc jesli nie jest spowodowane jakimis konkretnymi zaburzeniami hormonalnymi(nawet wtedy zreszta trzeba brac leki praktycznie cały czas - a wiadomo jakie to ma skutki uboczne). Nie czuje sie kobieta, tylko jak jakas małpa. Dlaczego coś takiego mnie dotkneło? Czy to musi mnie skazywac na samotnośc? Nie chce mi sie z tym zyc. Lekarz mówi, że tylko depilacja laserowa może cos pomóc - ale w moim przypadku to bylby wydatek kilku tysięcy i to nie jednorazowo, ale - prawdopodobnie co kilka lat. Nie mam takich pieniedzy. Co powinnnam robić? Wierzyc ,ze tpo soe zmieni inie będe się wstydzić?

* * * * *

Droga Karino! Nie jestem lekarzem, ale po przeczytaniu Twojego listu od razu przyszła mi na myśl moja koleżanka, która miała taki sam problem i pozbyła się go. W jej przypadku były to leki hormonalne. Tak, wiem, że nie są one obojętne dla organizmu, ale jej pomogły w sumie po krótkim czasie. Nie wiem czym jeszcze prócz hormonów mogłaby być spowodowana Twoja choroba. Może potrzeba tu diagnozy innego lekarza? Nie podważam Twojej wiedzy na ten temat, wiem jednak z doświadczenia, że czasem trzeba szukać długo aż trafi się na tego właściwego. Oprócz tego może dobry dermatolog? Jeśli chcesz napisz na maila: admin@adonai.pl, znam lekarkę, która niemal cuda czyni w dziedzinie dematologii. Jeśli to nie hormony to może tędy droga?
Teraz o samotności. Bardzo Ci współczuję. Zapytam tylko czy wiążesz ten brak zainteresowania mężczyzn Twoją osobą tylko z tym problemem? Jeśli tak to faktycznie póki się go nie pozbędziesz będzie Ci to przeszkadzało uwierzyć, że ktoś może Cię pokochać. Bo być może jest tak, że Ty sama siebie - z tego powodu - nie akceptujesz jako kobiety, jako kogoś wartego zainteresowania. Może sama podświadomie odrzucasz możliwość bliższego kontaktu z mężczyzną, może wcale go nie szukasz, bo nie wierzysz, że ktoś może pokochać Cię taką jaka jesteś. Wiem, że to ogromnie trudne i zapewne ja mogę tylko teoretyzować, ale jeśli mogę Ci coś doradzić. Wyobraź sobie (czego Ci naturalnie nie życzę) taką sytuację, że tego nie da się wyleczyć, że tak już zostanie, a Ty możesz stosować jedynie jakieś doraźne środki. Czy wówczas też odrzucisz całkowicie możliwość bycia z mężczyzną? Czy uznasz, że w takim razie nikt Cię nie zechce? Czy zgadzasz się by żyć samotnie? Myślę, że chyba nie. A skoro nie, bo warto byś już teraz bez względu na to jaki będzie wynik leczenia zaczęła wierzyć, że jesteś osobą wartościową i godną miłości. Bo tak jest - jestem o tym przekonana. Dlaczego? Bo każdy jest godzien miłości. Bez względu na to jak wygląda i na co cierpi. Uwierz, że miłość nie jest za coś, nie jest nagrodą dla wybranych, tych pięknych, zdolnych i nieskazitelnych. Ona jest naprawdę dla wszytskich. A jeśli do tej pory nie odnalazłaś tego jedynego to może własnie przyszedł na to czas. Właśnie teraz, taka jak jesteś. Powiedz czy modlisz się o miłość? Czy tylko o uzdrowienie? Czy myślisz, że uzdrowienie rozwiąże wszystkie Twoje problemy? Nie bój się prosić o wiele. Zasługujesz na to. Uwierz, że ten, który Cię pokocha będzie Cię kochał własnie taką jaka jesteś i nie odrzuci Cię, nie pogardzi Tobą, tylko będzie Cię wspierał w walce. Przed nim nie będziesz musiała niczego ukrywać ani się wstydzić. Jemu powierzysz całą siebie z zaufaniem, że Cię nie skrzywdzi. Taka jest miłość i taki będzie ten, kto pokocha Cię prawdziwie.
Droga Karino, mamy taki dział, gdzie poznało się już kilkanaście małżeństw. Wpisz się tam proszę pisząc o sobie: [zobacz]
Nie obiecuję Ci miłości od zaraz, ale mogę obiecać, że Twoje ogłoszenie przeczytają tysiące osób. Może wśród nich będzie Twój przyszły mąż? Może warto zaryzykować? Uwierz, że - choć Twój problem nie jest błahy - nie przekreśla Twoich szans na miłość i małżeństwo. Na szczęście. Najważniejsze być uwierzyła, że jesteś tego warta, nawet jeśli w tym względzie nic się nie zmieni.Bo tak naprawdę największą przeszkodą jest Twoja niemożność pogodzenia się sytuacja i niewiara w swoje szanse u mężczyzny. Życzę Ci powowdzenia - i w leczeniu i przede wszystkim w miłości.

  malutka, 20 lat
1258
21.09.2006  
hej!! mam taki rpoblem jak wielu ludzi, ale pisze, bo nie potrafie sobie tego ulozyc.. jestem z moim chlopakiem od roku... on najpierw byl dlugo moim kumplem potem zakochal sie we mnie, dlugo \"za mna chodzil\" wiec postanowilam sprobowac, jak by to bylo... i w sumie dalej nie wiem, jak jest... nie przeszlam takiego etapu zakochania, jak to miewalam we wczesniejszych zwiazkach, czesto tez mam rozne wahania, nie wiem, czy ja tego chce, nie wiem, czy chce tego Pan Bóg... wiem , ze Michal jest dla mnie kims waznym, wiem, jaka rodzine moglabym z nim stworzyc- taka cicha , spokojna i mocno wierzaca... taka wlasnie jakbym chciala.. ale czy to wystarczy?? dlaczego mam takie rozne obawy, dlaczego wydaje mi sie, ze to nie jest milosc?? czy to ze chce z nim byc, ze czuje sie z nim dobrze (mimo, ze czasem mnie wkurza, czasem sie klocimy, nie mozemy sie dogadac, ale na ogol jest dobrze) , ze podoba mi sie i uwiebiam kryc sie w jego ramionach, czy to wystarczy?? z drugiej strony po prostu BOJE SIE GO ZOSTAWIC, wiem, jakby cierpial, mam cos takiego w sobie w stosunku do niego, ze jestesmy chyba blizniaczymi duszami... jej.. boje sie tak wielu rzeczy, tak wiele mam watpliwosci, ze nawet o wszystkim nie pisze, bo zajelo by to zbyt wiele miejsca... pozdrawiam bardzo <><

* * * * *

Z Twojego listu wynika, że dobrze się znacie i rozumiecie. Natomiast Ty masz wątpliwości do prawdziwości swego uczucia i trochę Cię niepokoi, że "nie czujesz" takich wielkich porywów. No to od końca. Nie czujesz bo: znacie się długo, to nie jest tak, że widzisz go po raz pierwszy i jesteś nim oszołomiona, a poza tym to już nie ten etap związku, żeby chodzić z głową w chmurach. To już nie jest zauroczenie tylko dalszy etap. O tym pisałam w odp. nr 15, 906. W związku z tym całkiem prawdopodobna jest wersja, że skoro to on "za Tobą chodził" to Ty tego pierwszego etapu jakim jest zakochanie wcale nie przeszłaś. I to nie jest nic złego, nic nadzwyczajnego, o tym pisałam w odp. nr 13. Ja miałam tak samo a dziś jestem szczęśliwą mężatką.
Co do prawdziwości uczucia zaś i tego czy to ten właściwy człowiek. No widzisz, jednoznacznie nikt Ci tego nie powie. Miłość bowiem to proces, to decyzja i postawa. Przeczytaj zatem proszę odp. nr 19 i 201, 646, 1120 oraz ten artykuł: [zobacz].
Odpowiedź może nie przyjść od razu. Daj sobie ten czas. On jest Wam obojgu potrzebny. A wątpliwości się nie bój. One świadczą o tym, że poważnie traktujesz tego chłopaka, jestes odpowiedzialna i...dobrze rokują co do przyszłości tego związku :) A zatem powodzenia!

  Franciszka, 17 lat
1257
21.09.2006  
Jak w trakcie spotkania można wybadać stosunek chłopaka do dziewczyny ?

* * * * *

No w trakcie jednego spotkanie to się tego nie wybada. Oczywiście są pewne symptomy wskazujące na zainteresowanie kimś. Już sama rozmowa przecież to też jakis dowód życzliwosci i zainteresowania. Tak w największym skrócie: brak dążenia do szybkiego zakończenia rozmowy, zadawanie dodatkowych pytań, uśmiech (!), chęć kontynuowania rozmowy wyrażona wprost lub nie wprost np. "to może kiedyś wrócimy do tematu", "miło się z Tobą rozmawia". Oczywiście te wszystkie "objawy" mogą być dowodem zarówno głębszego zainteresowania jak i po prostu zwykłej życzliwości czy sympatii, dlatego nie należy przykładać do nich zbyt wielkiej wagi. Tak naprawdę stosunek do drugiej osoby można poznać na drodze wielokrotnych spotkań i rozmów - z tego prostego względu, że rzadko kiedy ktoś od razu wie co czuje w stosunku do rozmówcy. A nawet jak mu się wydaje, że wie to przecież to się może zmienić. Uczucia i decyzje rodzą się zawzyczaj powoli, potrzebują czasu i poznania tej osoby, jej poglądów, usposobienia, stosunku do innych, sposobu bycia, zachowania.

  gosza, 17 lat
1256
21.09.2006  
Mam taki problem. Zostałam dwa razy zraniona przez chłopaka,którego kochałam. A dokładnie przez 2. Jakieś dwa lata temu miałam chłopaka. Byliśmy ze sobą rok. Ale nie byłam szczęśliwa w tym związku. On nie pozwalał mi na okazywanie swego uczucia... Praktycznie to był związek na zasadzie przyjaźni i tylko przyjaźni... Nie czułam się spełniona. Od dawna jestem zakochana w innym chłopaku. Moge powiedzieć,że to mój ideał. Jeszcze takim uczuciem nie dażyłam nikogo. Wiem,że nie mam z nim szans... Ale nie moge przestać o nim myśleć... Jak zamykam oczy to go widze... Sni mi się i wszystko mi się z nim kojaży. Można powiedzieć,że on jest moją obsesją... Ale najbardziej boli mnie to,że odbija mi go moja najlepsza przyjaciółka,która o wszystkim wiedziała. Wie jakim uczuciem go darze... Wpadłam w deprzeje, straciłam sens życia, oparcie w ludziach. Teraz nie potrfie zaufać nikomu....... Chciałam i nadal chce popełnić samobójstwo... Kocham go i chce żeby był szczęśliwy ale nie moge patrzeć jak ona się do niego \"ślini\"... Nie wiem co mam robić, co myśleć, jak dalej żyć... Czy w ogóle warto żyć...kochając a nie będąc kochanym......

* * * * *

Żyć warto bo zawsze może znaleźć się ktoś kto Cię pokocha, nieraz w najmniej spodziewanym momencie. No cóż, przykra sprawa, ale jeśli faktycznie nie możesz z nim być to lepiej nie katować się jego widokiem, urwać na ile to możliwe kontakty, a koleżanka... no cóż... A czy masz gwarancję, że ona coś osiągnie? Jeśli nie - to jedziecie na tym samym wózku i w sumie ona też cierpi, a jeśli tak - to trudno, widocznie na Ciebie czeka ktoś inny. Ktoś kto pokocha Cię z wzajemnością i sam wyjdzie z inicjatywą. Poza tym nie wiesz czy ten chłopak jest taki idealny skoro z nim nie jesteś. A może ma jakieś paskudne nawyki, których byś nie akceptowała? Nie wiesz tego. Na razie jednak jest Ci ciężko i rozumiem to. Proszę przeczytaj odp. nr: 80, 526, 653, 825o tym jak radzić sobie z takim uczuciem no i módl się o dobrego chłopaka dla Ciebie: [zobacz]

  Dorota, 20 lat
1255
21.09.2006  
Szczęść Boże Mam jedno zasadnicze pytanie: co jest nie tak z nami??? Jesteśmy razem od dwoch lat. Oboje myślimy o związku poważnie, nie zakładamy narazie że już na zawsze będziemy razem (wydaje mi się że jeszcze za wcześnie na takie deklaracje, choć z drugiej strony ja jako kobieta chciałabym mieć już tę pewność) choć oboje byśmy tego chcieli... Jestesmy wychowani w rodzinach katolickich, oboje wierzymy i praktykujemy. Staramy się poznawać coraz lepiej, swoje zachowania, przekonania, poglądy, marzenia... Ale by się poznać to trzeba rozmawiać. No i tu właśnie jest ten problem: gdy jest jakiś temat to spokojnie możemy rozmawiać, czasem zaczynamy rozmowe zupełnie spontanicznie ( i takie rozmowy są najowocniejsze i wychodzą nam bardzo dobrze - ale niestety zdarzają się rzadko) Potrzebe rozmowy odczuwam bardziej ja (po przeczytaniu wielu ksiazek rozumiem ze tak po prostu jest i bedzie) Tylko że ja odczowam brak jego inicjatywy co do rozmow jako brak zainteresowania, brak chęci do rozwoju tego związku, nie mogę się z tym pogodzić że tylko kobieta ma uczyć męzczyzne siebie (jak czuje, co czuje itd.) Dlaczego to kobieta ma podsuwac ksiazki (o roznicach miedzy plciami, o kobiecie, o wierze, o uczuciach...) mezczyznie pod nos by laskawie przeczytal??? Czy on nie powinien tez cos dac z siebie w tym zwiazku, dac cos z siebie kobiecie?? Tez jej uczyc siebie, swoich reakcji, zachowń, odczuć, zranień??? Dlaczego kobieta tego wszystkiego ma się dowiadywać z książek, sama się starać, szukać i jeszcze poźniej ma przekazywać mężczyźnie wszystkie informacje na jej temat, ma go uczyć siebie??? No bo ja tego nie rozumiem, moze nie zauwazam jego staran co do budowania naszego zwiazku, myśląc zupełnie innymi kategoriami niż on. Jak mężczyzna okazuje to ze stara się by ten związek sie rozwijal??? Jak to jest? Troche odbiegłam od tego o co chciałam się zapytać, ale powyzsza sprawa też mi nie daje spokoju. No ale wracajac do początkowego pytania miałam na myśli sytuacje gdzie normalnie rozmawiamy, wszystko jest ok i nagle jedna z osob powie cos co nie spodoba sie tej drugiej osobie, nastepuje wtedy \'zgrzyt\' i np calą powrotną drogę ze spaceru nie rozmawiamy ze sobą, czasem prubuje to łagodzić, cos tam zagadac ale przewznie dostaje kubel zimnej wody na glowe (on wogole nie podejmuje tematu, milczy lub powie cos co mnie urazi...) i mi sie odechciewa dalszych prob. Ja wiem ze czasem robie tak samo... Oboje jestesmy dosc impulsywni i uparci co bardzo pomaga w tym zeby te sytuacje zdarzaly sie dosc czesto: chociażby wczoraj mielismy taka sytuacje. Przedstawie ja pokrotce: poszlismy na spacer, ja zaczynam kurs prawa jazdy, dobrze jest jednak zeby jakis kontakt z samochodem miec przed tym jak sie pojdzie na jazdy juz na kursie. \"Moj chlopak\" juz pare razy oferowal mi ze mnie pouczy jezdzic, ja mu mowilam ze sie boje jezdzic i tlumaczylam mu ze dla mnie to jest trudne, ze boje sie ze mu rozwale samochod itd... Gdy wczoraj znow wrocilismy do tego tematu (ja moze rzeczywiscie na poczatku zaczelam za bardzo krecic, ze kiedys zrozumie dlaczego nie chce z nim jezdzic, ze wsumie to nie zrozumie bo nie jest kobieta i takie tam...) on sie zaczal irytowac, az wkoncu powiedzialam mu, ze na razie czuje sie pewniej jezdzac z tatą. I sadze ze to byl ten gwozdz do trumny, ze jego urazona duma nie wytrzymala i stalo sie. Ja probowalam go tam troche udobruchac, choc wcale nie rozumialam (i nie rozumiem) o co mu do konca moze chodzic, on zaczął że nic mu nie jest tylko że jest zmeczony... nastepnie ja zaczelam mu jeszcze raz mowic dlaczego nie chce z nim narazie jezdzic, a on mi przerwal w pol zdania i powiedzial ze nie musze sie tlumaczyc. To stwierdzenie zkolei bylo ponad moje sily, teraz moja duma zostala urazona i tak sie skonczyl \'mily spacer\' ze nie mowilismy nic do siebie. Po prostu ja nie moge zrozumiec jak prawie dorosle dwie osoby, ktore sa ze soba od dwoch lat moga tak idiotycznie postepowac??!! Co jest nie tak z nami?? Jak uniknąć takich sytuacji? Jak sobie z nimi radzic?? Wiem ze najlepiej bylo by w takich sytuacjach zapomniec o sobie, schowac wlasną dume do kieszeni i pogodzic sie z ta druga osoba, porozmawiac, zazartowac... ale to nie moze byc przeciez tak ze zawsze jedna i ta sama osoba bedzie szła na ustępstwo! Przeciez ta druga osoba przyzwyczai sie do tego i uzna ze tak ma byc, i wtedy juz bedzie bardzo trudno sie uwolnic z takiego \'ukladu\'. Kasiu prosze odpowiedz mi, obie sprawy sa dla mnie bardzo wazne (dla nas i naszego zwiazku) wiem ze dostajesz pelno listow, dlatego bede cierpliwie czekac :) Nie planowalam az tak duzo pisac ale, gdy usiadlam do komputera to te sprawy same ze mnie wypłynęły. Co do tego pierwszego pytania, może Tomek bedzie mogl wtrącić co nieco, by ukazać w jaki sposób mężczyzna okazuje swoje zaangarzowanie w zwiazek... :) Z gory dziękuje za odpowiedz, mam nadzieje że dośc jasno się wyraziłam i że nie bedziesz miala problemu z interpretacja moich pytan ;) Pozdrawiam :)

* * * * *

Ech, Dorota, co do tych książek...ech...co ja Ci powiem. Sama przez kilka lat próbowałam to zrozumieć, dalej próbuję...i sama podsuwam książki pod nos z nadzieją, że przeczyta...a i tak przeważnie sama muszę je streszczać. Choć, nie, przepraszam "Dzikie serce" mój mąż przeczytał sam! Widzisz, pewnie w jakimś stopniu zależy to od charakteru i zainteresowań, znam chłopaków - w mniejszości! - którzy sami sięgają po literaturę psychologiczną i sami zaczynają poważne, egzystencjalne rozmowy. Przeważnie jednak - jak twierdzi mój mąż - "facet jest prosty". I ta jego prostota przekłada się na nie wynajdowanie problemów, na pewną oczywistość w zachowaniu. Ogólnie rzecz biorąc, mężczyźni - w większości, bo jak zaznaczyłam są wyjątki - nie lubią wszelkich poradników ("nikt mi nie będzie mówił co mam robić, sam to wiem") i nie prowokują takich rozmów ("a o czym tu gadać, jak będzie problem to się go rozwiąże"). Widzisz, chyba po prostu i Tobie i mnie trafił się taki typowy "egzemplarz" rodu męskiego. Pozostaje streszczać, zachęcać...na pewno nie zmuszać, bo to da przeciwny efekt. Co do rozmów. No widzisz, człowiek to jest takie stworzenie, że jak ktoś neguje jego zdanie to go to zawsze "ubodzie". No bo to godzi w jego poczucie kompetencji, po prostu ktoś- w jego odczuciu - w pewnym sensie podważa jego autorytet. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn, choć Ci ostatni są szczególnie na takie kwestie wyczuleni. Stąd te reakcje. No ale dorośli ludzie mając tego świadomość powinni nad tymi swoimi reakcjami pracować. No bo tak naprawdę to ta druga osoba kwestionuje naszą opinię na jakiś temat a nie uważa nas za osoby mniej inteligentne, ponieważ myślimy odmiennie, prawda? No tak jest. Dlatego też ciągle należy mieć świadomość, że dyskusja ma na celu wymianę poglądów i ustalenie kompromisu, a nie dotykanie nas jako osoby. I to dotyczy wszelkich rozmów, nie tylko tych między kochającymi się osobami. Dlatego teraz pełno jest rozmaitych kursów dotyczących negocjacji. I dobrze. A w stosunkach międzyludzkich trzeba rozwijać dialog. Głównymi jego założeniami jest mówienie o sobie, o swoich odczuciach, swoich reakcjach. Nie można oskarżać drugiej osoby mówiąc: "Ty jesteś taki a taki", tylko: "mnie jest przykro gdy robisz tak a tak". Jest różnica, prawda? Bo nie atakujemy osoby, tylko wyrażamy nasze odczucia spowodowane czyimś zachowaniem. Nie można też generalizować mówiąc, że coś ma miejsce zawsze lub nigdy. Bo w 99 % przypadków tak wcale nie jest. Coś może zdarzać się często czy raz w tygodniu, ale nie zawsze. Trzeba po prostu pilnować, by nie przerzucać ciężaru winy na drugą osobę usprawiedliwiając siebie tylko powiedzieć (szczerze, zawsze i jak najszybciej!) o swoich odczuciach. No i nie dopuszczać do gromadzenia w sobie urazów, żalów i nie wybuchać dopiero wtedy jak coś się przeleje. Trzeba na bieżąco wszystko sobie wyjaśniać. No i najlepiej robić to na spokojnie w pokojowej atmosferze, nawet "zaplanować kłótnię ";-) tzn. zrobić herbatę czy ciasto, usiąść naprzeciw siebie i powiedzieć co nam leży na sercu. W ruchu Światło- Życie jest praktykowany taki comiesięczny dialog małżeński. Tzn. choć raz w miesiącu trzeba sprowokować nie kłótnię oczywiście tylko taką rozmowę. W ciągu miesiąca zawsze coś się nagromadzi. Trzeba sobie powiedzieć co nam się nie podoba, ale też koniecznie o dobrych stronach związku, podziękować sobie nawzajem za konkretne rzeczy. I od tego podziękowania zacząć, a potem przejść do tego co można jeszcze poprawić. Polecam tę formę też wszystkim przed ślubem, bo to znakomita rzecz. Oczywiście nie od razu może to wychodzić, ale trzeba się starać i tego uczyć, a będzie coraz lepiej. No i naturalnie obowiązuje to dwie osoby, nie może być tak, że tylko jedna się stara. Owszem, może jedna wychodzić z inicjatywą, aż ta druga się przekona, ale rozmawiać to już muszą chcieć obie. Ale nie od razu tak bywa, tym się nie należy zniechęcać i zrażać. Co do tej jazdy samochodem - no cóż, uraziłaś jego męską dumę. Rozumiem Ciebie, rozumiem też i jego. On odebrał to jako zamach na jego kompetencje ("widać nie jestem dość dobry"), a Ty powiedziałaś prawdę. Może zatem utwierdź go, że on bardzo dobrze jeździ, naprawdę czujesz się z nim dobrze i bezpiecznie, tylko do samochodu taty jesteś bardziej przyzwyczajona i póki co nie chcesz jemu rozwalić auta. Oczywiście za jakiś czas poproś by on też Ci coś pokazał.
Słowo od mojego męża.
Mężczyzna stara się konkretnie przez działanie: wymyśla ciekawe propozycje na randki, wycieczki, robi coś konkretnego, ofiaruje pomoc np. naprawiając jakiś sprzęt czy pomagając w obiedzie. Namacalnym dowodem jego zainteresowania (takim bardziej romantycznym) są kwiaty czy kartki. Tak naprawdę później wszystko co robi z myślą o dziewczynie np. stara się dobrze pracować by móc zapewnić im przyszłość. To, że o tym nie mówi nie świadczy o tym, że mu nie zależy albo się nie stara. On po prostu to robi zamiast mówić (no bo nie czuje takiej potrzeby). W ogóle mężczyzna za bardzo nie czuje potrzeby rozmowy. On mowy używa w celu przekazu informacji - i tyle. Jak nie ma informacji to nie widzi potrzeby rozmowy. To oczywiście uproszczenie, ale coś w tym jest.
Dorota, doskonale Cię rozumiem bo Twój list dokładnie odzwierciedla moje obawy z czasów chodzenia ze sobą. Dlatego polecę Ci to co nam pomogło: rekolekcje pt. "Wieczory dla zakochanych". My chodziliśmy na nie już po zaręczynach w ramach kursu przedmałżeńskiego, ale one nie są tylko dla zaręczonych. Są dla wszystkich. Świetnie pomagają w określeniu swoich potrzeb, celów, wizji przyszłości. Informacje o nich znajdziesz tutaj: www.spotkaniamalzenskie.pl, www.malzenstwo.pl Wcześniej byliśmy razem na rekolekcjach Oazy Rekolekcyjnej Diakonii Życia - to też świetna sprawa. Informacje powinny być na stronie oazy.
No i jeszcze coś co polecamy Wam z całego serca: módlcie się razem. Ten dzień kiedy się spotykacie kończcie dziesiątką różańca lub jakąś inną modlitwą i podziękowaniem Bogu za ten dzień. Kiedy się nie widzicie to też się oczywiście osobno w Waszej intencji módlcie. Nie ma wtedy możliwości, byście się rozstali pokłóceni i na pewno docenicie to, że macie siebie. No i przełamiecie opory wobec wspólnej modlitwy, co w małżeństwie będzie jak znalazł. Bo tak naprawdę do małżeństwa trzeba się przygotowywać przez cały czas bycia ze sobą, nawet jeśli się jeszcze nie wie na pewno czy ten człowiek zostanie moim mężem czy żoną. To po prostu pewne zadanie.
Życzymy Wam, byście to zdanie wypełnili jak najlepiej i by Wasza miłość z każdym dniem nabierała barw, piękniała i zaprowadziła Was przed ołtarz. Z Bogiem!

  EWCIA, 19 lat
1254
21.09.2006  
(1230) jednak wyjechał... argument z wojskiem nie pomógł bo On jednak płaci za tę szkołe i potrzebne zaświadczenie dostanie. A on pojechał w koncu tylko na miesiąc i wiem że nawet więcej nie wytrzyma bo w tym roku miał wyjechać na 3 miesiące do Wrocławia a i tak był tylko miesiąc tylko że to zupełnie coś innego bo jak był tam to często do siebie dzwoniliśmy i pisaliśmy a teraz to będzie niemozliwe :( bo wiadomo jak drogie są połączenia międzynarodowe i jak ja mam znieść ten czas bo już czuje pustkę... tym bardziej że przed wyjazdem szczerze rozmawialismy i powiedzieliśmy co dokladnie do siebie czujemy i zapewnił mnie że wróci jak najszybciej i będzie dzwonił czasami ale mi to nie wystarcza a zwłaszcza teraz. W sumie niedługo zaczynam nowe studia ale nie wiem czy to mi jakos pomoże... jak sobie z tym poradzic?

* * * * *

Najważniejsze, że ustaliliście zasady, że w pewien sposób się określiliście. Jeśli macie zatem do siebie zaufanie to wszystko powinno być ok. Jak przetrwać ten czas? Na szczęście to tylko miesiąc, a czas bardzo szybko leci. Oczywiście, tęsknota będzie. Tak, to, że zaczynasz studia w pewien sposób Ci pomoże. Nie chodzi o to, że nie będziesz o nim myśleć tylko o to, że będziesz siłą rzeczy zajęta wieloma nowymi rzeczami, wielu spraw będziesz musiała dopilnować. Znajdziesz się w nowym środowisku i to też Cię w pewien sposób pochłonie.
A z chłopakiem utrzymuj kontakt na ile się da i mała rada: jak będziesz z nim rozmawiać to pokaż mu, że sobie radzisz, że jesteś zadowolona ze studiów, z nowych zajęć. Żeby nie czuł się winny w stosunku do Ciebie, że wyjechał. Bo skoro już wyjechał to nie ma sensu już tego roztrząsać. Pamiętaj, że mężczyzna jest szczęśliwy gdy jego kobieta jest szczęśliwa. Szczególnie to ważne w takiej sytuacji jak Wasza - gdy on jest gdzie indziej. Jeśli zobaczy, że jest Ci dobrze, odetchnie z ulgą i będzie chciał szybciej wrócić.

  Ania, 22 lat
1253
21.09.2006  
Poznałam świetnego chłopaka, inteligentny, błyskotliwy, elokwentny, opiekuńczy, zabawny, pewny siebie...wiem, ze spodobalam mu sie, bo mi to powiedział. Odważny ruch z jego strony,dlaczego???,bo jestem od niego 4 lata starsza.Nie wiem, co mam robić...wydaje mi sie,że to duża różnica wieku,jeszcze ona jest w takim wieku,w którym dopiero kształtuje swój charakter.nie wie jeszcze,co chce robić w życiu. Z drugiej strony, jak to jest miłosć mojego życia,każdy z nas potzrebuje miłości i jej pragnie..wiec dlaczego wiek mialby stanowic problem. Boje sie też,że mam zypełnie inne oczekiwania od niego co do mojej drugiej połówki:), byłabym jego pierwszą dziewczyna,podczas gdy ja chciałabym z kims stworzyć już bardziej stały związek...chciałabym załozyc rodzine(wszystkie moje rówieśniczki są już przynajmniej zareczone,nie nie chce sie z innymi porównywać,po prostu nie chce juz z kimś \"chodzić\",żeby po paru miesiącach sie rozstać i znowu być \"wolnym strzelcem\")Tak jestem pewna,ze zaangażowałabym sie w ten zawiazek...ale on,nie jestem tego taka pewna. Z reguly jestem optymistka, a mój problem przedstawiłam w dość ciemnych barwach, ale to tylko dlatego,że chciałabym usłyszec jakaś obiektywna opinie na ten temat,a nie tylko żyć marzeniami o udanym związku z 18latkiem...pozdrawiam

* * * * *

No gratuluję tak poważnego podejścia do tematu. Masz rację, sam wiek nie jest (nie musi) być problemem. Może być odpowiedzialny 18-latek i nieodpowiedzialny 26-latek. Pisałam o tym obszerniej w odp. nr: 8, 28, 87, 310, 916. Sam fakt, że to byłby jego pierwszy związek też nie przesądza faktu, że nie byłby stały, ale oczywiście masz rację, że gwarancja tego (w powiązaniu z jego wiekiem) jest mniejsza. Z drugiej strony nie masz gwarancji, że gdybyś teraz poznała chłopaka o kilka lat starszego to zakończyłoby to się małżeństwem. Również po kilku miesiącach mogłoby się rozpaść. Nie możesz też czynić założenia, że na pewno zaręczysz się z tym z kim teraz będziesz, choć oczywiście generalnie taka jest idea "chodzenia ze sobą". Jednak robienie od razu takiego założenia (i to w zasadzie niezależnie od wieku) grozi takim niebezpieczeństwem, że możemy nawet nieświadomie wywierać pewnien nacisk na tą drugą osobę, oczekiwać od niej jednoznacznych deklaracji. A przecież dopiero dobre poznanie się pozwala podjąć w pełni wolną decyzję o zaręczynach.
Najważniejsze w Twoim liście jest stwierdzenie: "Boje sie też,że mam zypełnie inne oczekiwania od niego co do mojej drugiej połówki". Czego dotyczą te oczekiwania? Czy tylko tego, że Ty chcesz już założyć rodzinę czy czegoś jeszcze? To bardzo ważne, bo jeśli np. teraz widzisz w nim cechy, których nie akceptujesz to absolutnie nie ma sensu zmuszać się do bycia z nim.
No widzisz, ja Ci jednoznacznie nie powiem czy możesz zaryzykować czy nie. Nie znam Was, a nawet gdybym znała to nie mogłabym decydować w tak istotnej sprawie. Powiem Ci tylko, że nie jest niemożliwe stworzenie dobrego związku, natomiast trzeba mieć świadomość pewnych różnic i ograniczeń, o których pisałam we wskazanych odpowiedziach. Popatrz na tego chłopaka teraz tak jaby był Twoim rówieśnikiem: co w nim cenisz, co Ci się podoba? Jak się czujesz w jego towarzystwie? Czy masz poczucie bezpieczeństwa przebywając z nim? Czy nie martwisz się o przyszłość? Czy wyobrażasz go sobie jako męża i ojca? Jaki jest jego stosunek do innych, zwłaszcza własnej rodziny? Czy jest zaradny? Czy jeśli przebywacie razem to on ma pomysły na spotkania czy Ty czujesz się w obowiązku coś wymyśleć? Jaki jest (jeśli już to wiesz) jego stosunek do czystości, do Boga w ogóle? To są ważne pytania, bo nawet jeśli chłopak jest młody, ale jest odpowiedzialny, zaradny, ma pomysły na życie(!) to bardzo dobrze rokuje i wtedy można nawet "poczekać" na niego. Jeśli natomiast jego zachowanie jednoznacznie wskazuje jeszcze na dużą dziecinność, na chwilowe zauroczenie dziewczyną to lepiej darować sobie trudny przebieg i bolesny koniec takiego związku. No i jeszcze jedno: jak długo się znacie? Jeśli bardzo krótko a on już "wyjeżdża" z takimi deklaracjami to dobrze nie wróży. To znaczy, że on myli zakochanie z miłością i bierze owo podobanie za coś co będzie trwało wiecznie. Bo żeby pokochać tak naprawdę to trzeba (powtarzam się, wiem, ale to prawda) dobrze poznać. Bo nie można kochać czegoś czego nie znamy, tak "w ciemno". Kocha się zawsze realnie. Może zatem Aniu zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję powiedz chłopakowi właśnie o tym: że nie możesz mu dać żadnej odpowiedzi bo się za dobrze nie znacie. I potem pozwól zaprosić się kilka razy na kawę czy spacer, porozmawiajcie sobie swobodnie na różne tematy. Nie musisz niczego od razu deklarować. Jeśli stwierdzisz, że Ci nie odpowiada to zaproponuj koleżeństwo. Tak będzie chyba uczciwie. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie to będzie dla Was obojga doświadczenie: poznacie swoje własne oczekiwania i oczekiwania co do drugiej strony. Powodzenia i polecam jeszcze ten artykuł: [zobacz]

  Łukasz, 18 lat
1252
20.09.2006  
Witajcie, mam problem z koleżanką z równoległej klasy do mojej.... Gdy poraz pierwszy zobaczyłem ją w mojej nowej szkole...(jakies 1,5 roku temu) odrazu coś we mnie drgnęło - aż do tego stopnia, że cały czas, aż do teraz myślę o niej i w żaden sposób nie potrafię tego zmienić, gdy wydaje mi się ze wszystko jest juz ok...znowu ją widzę...i mój problem(który trwa juz ponad rok) zaczyna się od nowa...Dodam, że mam kilka koleżanek z którymi czasami rozmawiam, ale nie czuję się chłopakiem z którym dziewczyna mogłaby sensownie pogadac się czy pośmiac...A tym bardziej już nie mam pojęcia co zrobić, aby jakoś zwrócić uwagę mojego \"marzenia\"(przeciez ja jej nawet nie znam). To bardzo śmieszne(i dziecinne) może się komuś wydać..., ale na początku gdy często patrzyłem na nią ukradkiem...nasze spojrzenia spotykały się i wtedy jeszcze bardziej było mi głupio. Teraz ona na mnie w ogóle nie patrzy a ja nie mam pojęcia co ze mną będzie...co ja na to poradzę, że jestem \"trochę\" nieśmiały...?

* * * * *

No to jeśli "problem" się odnawia, to znaczy, że ona Ci się faktycznie podoba. Co możesz zrobić? Skorzystaj z rad w odp. nr: 3, 30, 37, 134, 411, 912. Masz pole do popisu bo chodzicie do tej samej szkoły. Zawsze zatem można zacząć rozmowę o jakimś nauczycielu lub przedmiocie. Rozumiem, że jesteś nieśmiały i że może boisz się porażki, ale ...jeśli nic nie zrobisz to nic nie osiągniesz. Taki stan będzie trwał nadal. Oczywiście, może Cię spotkać rozczarowanie, ale nawet jeśli się nie uda - będziesz bogatszy o to doświadczenie, będziesz wiele rzeczy wiedział i na przyszłość będziesz bardziej śmiały. No pomyśl co lepsze? Poza tym to nie jest tak, że dziewczyny oczekują, że chłopak będzie bardzo wygadany i niesamowicie interesujący. Tak naprawdę tacy, którzy są duszą towarzystwa onieśmielają takie "normalne" dziewczyny. Ja też jestem kobietą i gwarantuję Ci, że wolałabym być obiektem zainteresowania chłopaka takiego jak Ty niż takiego przebojowego, w stosunku do którego miałabym kompleksy, bo czułabym, że muszę mu dorównać. Spróbuj, Łukasz, skorzystaj z okazji i zapytaj ją o coś, nawet o jakiś drobiazg, o godzinę. Jak przełamiesz pierwsze lody będzie coraz łatwiej. Po jej reakcji poznasz czy ona też jest Tobą zainteresowana. Mam nadzieję, że tak :) Powodzenia!

  ona :), 16 lat
1251
20.09.2006  
Na czym tak dokładnie polega kierownictwo duchowe? Czy to tylko spowiedzi u tego księdza, który ma być kierownikiem duchowym? Czy może jakieś rozmowy, bez konfesjonału?

* * * * *

Kierownictwo duchowe to nie to samo co spowiedź. Kierownikiem duchowym może być nawet osoba świecka, a to jak wiadomo wyklucza spowiedź. Ale oczywiście najczęściej jest tak, że jest nim duchowny, więc i kierownictwo i spowiedź są połączone. Jest to taka opieka duchowa, ukierunkowanie wiary i uczynków na właściwe tory. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na ten temat zapytaj na Forum pomocy www.katolik.pl lub www.opoka.org.pl.


Ostatnia aktualizacja: 12.03.2023, 22:02


[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej