Ja Sam Ci wystarczęKiedy byłam mała, moja rodzina zaczęła przeżywać trudny czas. Były awantury, rękoczyny... Doszło do tego, że bałam się wracać do domu. Za każdym razem moim pierwszym odruchem serca i ucieczką było pójście do najbliższego kościoła. W bocznej nawie jest duży obraz Jezusa Miłosiernego z napisem Jezu, ufam Tobie!, a po jego bokach stoją dwie rozłożyste palmy. Właśnie tam, przed Nim, wylewałam cały swój smutek, żal, lęk, rozdygotanie i zagubienie. Pamiętam, że wtedy Jezus zawsze mnie pocieszał, umacniał, wspierał Swoją Obecnością. Na ten czas był moim Jedynym, niezawodnym Przyjacielem, który mnie nie opuszczał na krok. Moje dziecięce serce zawsze wyczuwało Jego współcierpienie ze mną i wielką nadzieję, którą mi dawał. Mówiłam Mu o wszystkim: co czuję, co przeżywam i wiedziałam, że mogę Mu zaufać. Nie powiedział mi jednak nigdy: To się niedługo skończy, nie uczynił cudu, ale dodawał otuchy, odwagi, siły i jakby mówił: Pomogę ci Swoją Obecnością, Ja Sam Ci wystarczę. Na dzisiaj, na teraz, po prostu musisz to znieść.Jakim przerażeniem było dla mnie, kiedy pewnego razu po kolejnej awanturze w domu, pobiegłam do Jezusa Miłosiernego, a kościół był zamknięty... Pomyślałam: O Boże! Dlaczego? I co teraz?! Zostałam sama. Nie mogę się do Ciebie dostać, Jezu! Co ja teraz zrobię? Gdzie pójdę?... I poszłam spacerkiem przed siebie, a On mówił do mojego serca (choć przyznam, że marzyłam wtedy, żeby pomógł mi ktoś z ludzi, żeby zatrzymała mnie milicja...). Pamiętam pierwsze słowa, które usłyszałam w moim sercu: Czeka cię duży krzyż, ale proszę, nie odchodź ode mnie. Wytrwaj. Ja jednak odeszłam. Po paru latach stwierdziłam, że Bóg chyba nie interesuje się już moim losem. Było mi coraz trudniej i miałam wrażenie, że kielich przelewa się... Odeszłam z własnego wyboru. Zaczęły się papierosy, alkohol, myśli o samounicestwieniu - to teraz było moją ucieczką... I tak aż do momentu mojego nawrócenia - jakieś 8 lat temu - kiedy ponownie wróciłam do Kościoła, sakramentów i modlitwy. Zawdzięczam to mojemu koledze, który niemalże siłą zaprowadził mnie na modlitewne spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. W tym czasie przeżywałam kryzys, byłam po próbie samobójstwa, ale też było mi "dobrze" w tym, w czym trwałam. Nie umiałam wrócić sama. Dziś moje życie, jak to życie - nie jest proste, ale jednocześnie przebogate w Miłość... Moje nawrócenie i trwanie w łasce zawdzięczam Miłości. Miłość się o mnie upomniała i daje mi kolejną szansę. Po każdym upadku taką szansą jest Sakrament Pokuty i Pojednania... Dziękuję Ci Jezu za Twoją Miłość do każdego z nas, wieczną, niezmienną i wierną, za Twoją Matkę - Maryję i za nowe święto ustanowione dla nas: Święto Bożego Miłosierdzia. Dziękuję za św. Faustynę Kowalską. Dziękuję Ci za to, czego dokonałeś w moim życiu, pomimo grzechu i za to, że mnie kochasz. Św. Faustyno - módl się za nami! Sylwia
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |