Spostrzegłeś Mnie
w obozach uchodźców na
wybrzeżach Malezji, Tajwanu,
w spiekocie Salwadoru, Hondurasu,
na piaskach Etiopii, Sudanu.
Rozpoznałeś Mnie,
choć nie był to
krok łatwy,
w rysach bezradnej matki,
w jękach głodnego starca,
we łzach przestraszonej dziatwy.
Nie stawiałeś zbędnych pytań,
wiedziałeś, że nie mam domu,
nie umiałbym odpowiedzieć,
dokąd idę, całym moim majątkiem
był mały tobołek, nie należałem
do żadnego kraju, nie byłem
potrzebny nikomu.
Lecz chęć pomocy podyktowało
ci twe serce,
zrezygnowałeś z zasłużonych wakacji,
wyrzekłeś się droższego ubioru,
skreśliłeś datę
zaplanowanej wycieczki,
by wyciągnąć pomocną dłoń,
by podać Mi miskę ryżu,
by ratować Mnie w rozterce.
A potem skierować prośbę do Ojca,
by inni pomogli więcej,
którzy mogą, którym więcej dano,
by nie zwlekali dłużej,
bo na równi ze śmiercią
było czekać, by w bezdomnym
i głodnym dojrzeli
Me ciało,
by serca otworzyli
do uchodźcy-człowieka.
Modliłeś się,
bym przeżył tragedię losu,
ból, głód, samotność,
cierpienie, bym ufał wbrew
wszystkiemu, bym nie tracił
nadziei do końca.
Do ciebie skieruję
te błogosławione słowa,
dla ciebie droga otwarta,
tobie obiecałem:
wejdź do Królestwa Mego Ojca...
s. Maria Moryl SSPC
misjonarka św. Piotra Klawera