Ty wiesz...
Pewnego dnia
przyszedłeś do mnie.
Jak co dzień zapukałeś
do mych drzwi.
Jednak ten poranek był wyjątkowy.
Miałam tyle siły i odwagi,
aby zaprosić Cię do środka.
Mówiłeś o Miłości.
Opowiedziałeś wszystko co
przezywałeś przez
te wszystkie lata,
w których nie
chciałam Ci otworzyć.
Większość osób już po pierwszym
razie dałoby sobie spokój,
ale nie Ty.
Ty codziennie przychodziłeś,
pukałeś, czekałeś...
jak bardzo musiałeś
być zraniony,
gdy po raz kolejny nie
chciałam się z Tobą spotkać.
Ile cierpień,
gdy odwracałam się od Ciebie.
Tyle dni,
w których o Tobie nie myślałam.
Aż w końcu zdarzył się cud.
Moje ręce, choć z lekiem,
chwyciły za klamkę.
Nie byłeś zdenerwowany
długim czekaniem.
Powiedziałeś tylko: "witaj"
i objąłeś moje ramie.
Żadnych żalów,
żadnych słów, goryczy.
Ty tylko ucieszyłeś się ze
spotkania ze mną.
Przez te jedna krotka chwile
zdążyłeś mnie obudzić.
Obudzić z bardzo długiego snu,
w którym trwałam przez lata.
Uzdrowiłeś mnie.
Od tamtej chwili
nie chciałam już nigdy się
z Tobą rozstawać.
Ani na sekundę...
Ostatnio nasze spotkania
są rzadsze.
Dlaczego co się stało ze mną?
Ze Ty czekasz na
zaproszenie to wiem.
Tylko czemu nie potrafię
cieszyć się z naszych
rozmów jak kiedyś.
Co się zmieniło?
Ja się zmieniłam...
chciałabym jak dawniej
przytulić się,
być blisko Ciebie.
Chciałabym poczuć znów ta moc,
ze razem możemy wszystko.
Dla Ciebie budzę
się każdego poranka.
Dla Ciebie żyje.
Ty wiesz...
Ewa

|