Prawda mnie wyzwoliłaKiedyś bawił się w księdza, ale kiedy przyszło mu zmierzyć się ze swoim powołaniem, próbował myśl o zostaniu kapłanem oddalić. Dziś ks. Zbigniew Borkowski, marianin z Lichenia, pomaga młodym ludziom usłyszeć ich powołanie.Kościół w życiu ks. Zbigniewa Borkowskiego odgrywał bardzo ważną rolę już od dziecięcych lat. To właśnie tutaj zaniedbywany przez rodziców chłopiec, znalazł drugi dom. Pomagał kościelnemu, którego traktował jak dziadka, wsłuchiwał się w słowa zaprzyjaźnionego księdza z parafii, który piekł ministrantom naleśniki i grał z nimi w tenisa stołowego. Dom, którego nie było Pierwsza myśl o tym, że mógłby zostać księdzem pojawiła się dość wcześnie. - W szkole podstawowej nauczycielka zapytała nas: kim chcielibyśmy zostać? Bardzo poważnie podszedłem do tematu, bo miałem w sobie takiego dorosłego człowieka. W moim domu istniał problem alkoholowy, wcześnie musiałem dorosnąć. Bardzo długo dom kojarzył mi się z lękiem. Byłem nadwrażliwym dzieciakiem, ale wtedy na lekcji odważyłem się powiedziałem, że chciałbym zostać księdzem. Oczywiście wyśmiano mnie, więc dałem sobie spokój z tą moją dorosłością - wspomina ks. Zbigniew Borkowski. Jako kilkulatek musiał podejmować ważne decyzje. O domu nie mówi z radością, choć chętnie wspomina mamę, jako osobę bardzo ciepłą i cierpliwą. - Pochodzę ze skromnego domu i pamiętam jaki to był fajny dzień, kiedy mama zmieniała pościel naczystą świeżą, wykrochmaloną i jak nas z bratem kładła do łóżek po obowiązkowej kąpieli. Dziś mam dobre relacje z rodziną i wiem, że to moje poukładanie sobie pewnych rzeczy z nimi, z przeszłością, zawdzięczam mojej wierze, mojej relacji z Bogiem, ale kiedyś często gniewałem się na Pana Boga, kiedy coraz więcej znaków mówiło mi o tym, że kapłaństwo jest moją drogą. Uciekałem od tego, gdzie pieprz rośnie. Do mojej wiary, którą mam dziś, doszedłem przez krzyż. Odkąd wybaczyłem rodzicom, poczułem pokój w sercu - opowiada ks. Zbyszek. Miłość "za zasługi" Od zawsze myślał, że na miłość Boga trzeba sobie zasłużyć. Tak go wychowano. Zawsze głodny miłości i czułości ze strony rodziców myślał, że tak samo musi zabiegać o miłość Boga. Stąd już jako chłopiec stawiał sobie coraz wyżej poprzeczkę. Został ministrantem, więc musiał się wśród ministrantów wyróżniać. Kilka razy dziennie chodził do kościoła. Mimo, że był dzieckiem energicznym i korciło go, by czasem rozrabiać w kościele, powstrzymywał się, bo "Pan Bóg patrzy". Nawet będąc już w seminarium, ciągle wydawało mu się, że musi zasłużyć. Pierwszy raz poczuł, że to nie tak, dzięki magistrowi nowicjatu. - Magistrem nowicjatu byl ks. Wiktor Gu- mienny, dziś kustosz Sanktuarium w Licheniu. Przyglądał mi się długo i tuż przed dopuszczeniem mnie do ślubów dał mi zadanie: musiałem przekonać go o moim powołaniu. Zacząłem wyliczać mu swoje "zasługi": wstawałem wcześniej niż inni, jak trzeba było odmówić jedną część różańca, ja odmawiałem trzy. Ale to go nie przekonało. Poszedłem więc do kaplicy i zacząłem się modlić: Panie Boże, czym mam go przekonać? Wtedy zwyciężyła prawda. Poszedłem do księdza Wiktora i powiedziałem, że widzę, iż mam jeszcze dużo do zrobienia ze sobą. I to go przekonało - dodaje ksiądz Borkowski. Prawda ponad wszystko Nie było mu łatwo stać się księdzem. Nie zawsze Bóg daje ewidentne znaki, że chce byśmy w taki sposób Mu właśnie służyli. - Przez lata zagłuszałem swoje powołanie, dlatego do wielu ważnych spraw w mojej wierze, dochodziłem sam i to po grudzie. Wydawało mi się, że ja wiem lepiej i dlatego szedłem dłuższą i bardziej krętą drogą niż inni, ale za to moją drogą. Tak wtedy myślałem. W tym moim zmaganiu się ze sobą bardzo pomogła mi także psychoterapia, na którą na początku nie chciałem się zgodzić, tym bardziej, że narzucono mi ją i odjej efektów zależała moja przyszłość w seminarium. Dla mnie brzmiało to jakjakiś wyrok. Dziś wiem, że nie byłbym taki, jaki jestem, gdyby nie ten etap w życiu - mówi. Od tamtego czasu na co dzień przyświeca mu PRAWDA. Tylko ona wyzwala. Nawet ta najbardziej bolesna ostatecznie prowadzi do wyzwolenia ze zła, lęku i grzechu. To właśnie prawda pozwoliła mu zrozumieć i poczuć, że miłość Boga każdy może mieć i to zupełnie za darmo. Nie trzeba na nią zasłużyć. Nie trzeba o nią żebrać. - Odkąd żyję w prawdzie, przestałem "walczyć" z Panem Bogiem. Całkowicie oddałem Mu swoje życie, choć nie zawsze zgadzam się z tym, co dla mnie przygotował. Dziś wiem, że, "opłaca się" współpracować z Bogiem, że naprawdę to On wie, co jest dla nas najlepsze. Dostałem od Niego wiele znaków, wiele odpowiedzi, przeżyłem wiele cudów i wiem, a nie tylko wierzę, że Bóg dobrze działa w naszym życiu. To staram się dziś mówić młodym ludziom, którzy zastanawiają się nad swoim powołaniem i szukają miejsca y świecie. Poza tym gorąco modlę się, by przybywało "żniwiarzy" i tak się dzieje. Agata S. Kamińska Tekst pochodzi z Informatora Sanktuarium Maryjnego w Licheniu
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |