Wiedziałem, że Jezus mnie wzywaPamiętam, że jakoś nigdy nie była mi obca myśl o życiu kapłańskim. Wychowywałem się w rodzinie chrześcijańskiej, choć przez pierwsze kilka lat formatorami mojej wiary byli rodzice mego ojca i ich córka - moja matka chrzestna. Myślę, że to właśnie im zawdzięczam w znacznej mierze moją wiarę. Kiedy moi rodzice weszli do wspólnoty neokatechumenalnej, odkrywszy miłość Jezusa we własnym życiu, zaczęli się nią dzielić ze mną, z moim rodzeństwem.Kolejne lata coraz bardziej zbliżały mnie do Boga. Byłem ministrantem - moim opiekunem był ks. Olgierd Nassalski MIC. Kiedy dziś patrzę na tamte lata, wydaje mi się, że to właśnie jego sposób przyżywania kapłaństwa. jego wielka miłość do nas, chłopaków z marymonckiej parafii, stały się dla mnie wzorcem życia kapłańskiego. Lata liceum to kolejy etap przygotowania. Posługa "grajka" w scholi prafialnej i udział w rekolekcjach powołaniowych - znowu pod czujnym okiem ks. Olgierda - stworzyły fundament dla Bożego wezwania. Usłyszałem je jednak nie w domu rodzinnym , w Warszawie, ale w Gdyni. W styczniu 1984 roku (jeśli dobrze pamiętam) moja matka chrzestna wstąpiła do Karmelu. Po kilku miesiącach zaprosiła mnie na zamknięte rekolekcje wg Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. Byłem wtedy po II klasie ogólniaka. I właśnie podczas tych kilku dni w Karmelu Niepokalanej Matki Bożej Wielkiego Zawierzenia w Gdyni po raz pierwszy uświadomiłem sobie, do czego jestem wezwany. Gdy zbliżał się czas matury, moja pewność nieco osłabia - być może na skutek "dzielenia włosa na czworo", czyli po prostu braku wiary/Postanowiłem najpierw pójść na studia teologiczne na ATK, a potem, jak będę starszy i dojrzalszy - zobaczymy. Czas decyzji przyszedł po maturze. W nowicjacie marianów (o żadnym innym zgromadzeniu nawet nie pomyślałem) był wtedy mój przyjaciel, dziś już kapłan - ks. Maciej Zachara MIC. Pojechałem go odwiedzić. Nie wiem dlaczego,. bo nie zamierzałem wstępować zaraz po maturze do zakonu, w czasie rozmowy z ks. socjuszem, Franciszkiem Smagorowiczem MIC, zapytałem o czas pisania podań o przyjęcie. Po wizycie w Skórcu pojechałem do Gdyni. I tam mnie Jezus "dopadł". Siostra Immaculata Adamska OCD, która prowadziła mnie w 1984 roku przez rekolekcje, zapytała, co mam zamiar robić po maturze. Gdy odpowiedziałem, rzekła: Piotr, oboje wiemy, że masz powołanie. Uważaj, nie igraj z Bożą łaską. Bóg może cofnąć swój dar. W tym momencie poczułem, że oczy są najbardziej mokrą częścią mnie, ale przyznałem jej rację. Wiedziałem, że Jezus mnie wzywa. Potem poszło już szybko. Badania, nowicjat, sześć lat studiów... Dziś mija już drugi rok, jak pracuję w Licheniu jako katecheta. Nigdy nie żałowałem, że jestem marianinem - zakonnikiem i kapłanem. I wiem, że jeśli będę wierny otrzymanej łasce, nigdy nie będę tego żałował.
PIOTR KIENIEWICZ MIC
Tekst pochodzi z pisma
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |