Sposób na starośćJedziemy do Skoszyna, jedynego w Polsce schroniska dla starych, samotnych i schorowanych ludzi wsi. W oddali majaczy ledwo widoczny Święty Krzyż.Marny asfalt urywa się w polu. Jedziemy niepewni między polami, po drodze spotykamy dwóch mężczyzn. Jeden z nich ledwo powłóczy nogami, ale ubrany jest odświętnie, w szary garnitur, białą koszulę i krawat. Okazuje się, że i on zmierza do schroniska. Ma sprawę do księdza Jana. Zwalniamy odprowadzającego, zabieramy mężczyznę do samochodu. Na miejscu wita nas burza zieleni, cisza i otwarta furtka. Dookoła żywej duszy, tylko kudłaty wilczur szczeka basem. Przed nami bieleje tynkowany dom, z tyłu dwa drewniane domki, stodoły, szopy, obórki, a nawet i gołębnik. W najwyższej części podwórka kolejny dom. Drewniane schody prowadzą do obszernego korytarza, przy wejściu dwa wiekowe fotele i stolik. Zjawia się ks. Jan Mikos, gospodarz i założyciel schroniska, wysoki osiemdziesięciolatek o niespożytej energii i żywotności. SZUKAM NASTĘPCY - Moją ideą ośrodka opieki dla wiejskich seniorów było założenie, że to miejsce będzie odtwarzało warunki, w jakich dotychczas żyli rolnicy - stąd nazwa "Nasze Gospodarstwo" - wyjaśnia ksiądz Jan. I jest tu gospodarstwo w pełnym tego słowa znaczeniu. Gdy ksiądz dwadzieścia dwa lata temu zaczynał budowę, harował od świtu do zachodu, jak na chłopski rodowód przystało. Pożyczonym koniem zwoził kamienie, wypraszał cegły, wapno, cement. Pracował, rzeźbił i modlił się. A że jest optymistą, to i Pan Jezus z kaplicy ma oblicze wprawdzie frasobliwe, ale jednocześnie i uśmiechnięte. - Starość jest głucha i ślepa, ale czasami uśmiechnięta - mówi spokojnie ksiądz Jan. - Często zapomniana i zagubiona. Staremu człowiekowi trzeba pomóc, bo już zostaje tu tylko troszeczkę. Rok, dwa. lata. Czy nie należy mu się odpoczynek i wytchnienie, jak się tak upracował? Skoszyn jest niewielką wioską położoną w sercu Gór Świętokrzyskich. Widoki wspaniałe, przy dobrej pogodzie można zobaczyć nawet oddalony o ponad dwadzieścia kilometrów Ostrowiec Świętokrzyski. Ostre i chłodne powietrze przypomina, że jesteśmy w górach. Obok jest szlak turystyczny i dlatego bardzo często zatrzymują się turyści. - A ja - mówi gospodarz - powinienem tylko im opowiadać. Ale mam "setne roboty" i nie mogę już podołać wszystkiemu sam, dlatego modlę się o dobrego i mądrego następcę. Potrzebny jest duszpasterz i biznesmen w jednym, ale duszpasterstwo jest najważniejsze. Ksiądz Jan jest tutaj wszystkim: mistrzem budowlanym, kapelanem, prezesem, kierownikiem i woźnym. Nie może przyjąć kierownika, ponieważ nie ma za co. Nie może mieć kierowcy, bo nie ma czym zapłacić. W schronisku jest księgowa, ale to konieczność. Musi być kancelistka, pielęgniarka i ktoś do wożenia pensjonariuszy do lekarzy. Te trzy ostatnie funkcje spełnia jedna osoba. Ten dom obsługują tylko cztery osoby. Ksiądz Jan nie chce dużo. - Niech od państwa idzie za pensjonariuszem, no, dajmy 500 złotych - mówi. A tu nie idzie. Więc gospodarz musi się wykazać wielką zaradnością, jeździ do hurtowni i do młyna, na szczęście dużo produktów ma własnych, bo to przecież prawdziwe gospodarstwo. Pod koniec roku schronisko dostawało na węgiel, elektryczność i coś na "bytowe". Około 10 000 zl na rok. Teraz nie będzie nawet i tego. Ale zawsze są dwa dania i zawsze jest kompot. Ci starzy ludzie wiele razy głodowali. - W miastach - żali się ksiądz - pomoc społeczna działa inaczej i oddelegowu-je pracowników. Tutaj jedynie czasami zostaje coś z rent. Rentami można dysponować. A gdy pojawia się jakaś dotacja, to zawsze jest celowa. - Tylko mogę wydać na to, co ja już mam, a oni mówią - kup właśnie to. Wstyd, żebym ja nie mógł zadysponować pieniądzem, którego mam tak mało. DZIEŃ ZA MNĄ, DZIEŃ PRZEDE MNĄ Pan Stanisław, któregośmy podwieźli, był już w Skoszynie razem z żoną. - Proszę przyjrzeć się ich sytuacji, którą sami sobie popsuli - mówi znacząco ksiądz Jan. - Gdyby mnie słuchali, ale... przecież dzieci, dom ciągnie. Mają niewielkie renty, a syn jest w miarę zamożny, powinien więc dopłacić na utrzymanie rodziców. Starzy ludzie zaparli się, że od dziecka nie będą brać, mają swoje oszczędności. - Od syna wyszli, u syna nie ma miejsca, ale jak kochają - zauważa ksiądz Jan. Sytuacja jest skomplikowana, w domu niezgoda, dochodzi do aktów przemocy. A w schronisku nie ma wolnego nawet jednego łóżka. Ale pan Stanisław zaklinacie, że może spać chociażby w szopce. - Ludzie wiejscy mają głód pieniądza, to jest atawistyczne i niezrozumiale zachowanie. Człowiek na wsi zawsze miał ostatni grosz. A jak się wzbogacił, to ten pieniądz strasznie ściskał. I tutaj widzimy tych ludzi. Ale niektórzy naprawdę są ogromnie biedni - tłumaczy ksiądz Jan. Przyjechał kiedyś do schroniska mężczyzna, żeby oddać starych rodziców. Dlaczego nie może sam zająć się nimi? Mieszka u teściów w bardzo małym mieszkaniu, mówi, teść jest stary, więc gdy przyjmie swoich rodziców, to co będzie się działo? Mieszkali u brata, ale nie mogą tam zostać, bo nie podobają się wnukowi, bo są starzy i zniedołężniali. Czasami się przewracają, no i... śmierdzą. - Taka bywa wiejska mentalność, działa specyficzny dobór naturalny, objawiający się okrucieństwem wobec najbliższych, którzy się już "wypiłowali" - mówi ksiądz Jan. Ci ludzie nie czytają. Ich zasób słów jest ograniczony. Nie lubią oglądać telewizji. Tylko niektórzy, gdy nie mają co robić, to siedzą i patrzą, patrzą... choć kobiety wolą odmówić setny różaniec niż oglądać telewizję. Kiedyś znaleziono kobietę w rozwalonym domu. Lalo się, dachu nie było. Miała osiemdziesiąt kilka lat. Była z Elbląga. Wyrzuciła ją siostra. Przyjechała tutaj, ponieważ stąd pochodziła. W przytulisku pobyła dwa lata. To znowu znaleźli kobietę, która mieszkała pod wiatą, jeżeli tak to można nazwać. - Wierszem mówiła, pisać i czytać nie umiała, ale była bardzo inteligentna - wspomina ksiądz Jan. - Jak z księdzem, to pojadę, powiedziała. Pytam, co pani jadła - chleb z herbatą na śniadanie. A na obiad? Herbatę z chlebem. Później, gdy zachorowała, pytała, czy tutaj może chorować. Obydwie tu zmarły. Tu dwa lata chociaż przeżyły w dobrych warunkach i to jest zapłata. Tutaj już 22 osoby pochowałem. To są bohaterzy. CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI Po przeciwległej stronie drogi jest na ukończeniu nowy okazały budynek na minimum 50 osób. W "Naszym Gospodarstwie" jest w tej chwili 22 pensjonariuszy, a przewinęło się przez nie 150 osób. Natomiast nowych zgłoszeń jest dużo więcej niż zaplanowanych miejsc w nowym domu. Będą w nim nawet kolektory słoneczne i nowoczesna ekologiczna kotłownia. Zaplanowany jest gabinet lekarski i rehabilitacyjny. Warsztaty osobne dla kobiet i dla mężczyzn, biblioteka. Przestronna świetlica oraz kilka pokoi telewizyjnych, aby pensjonariusze nie musieli kłócić się o oglądane programy. Będzie nowoczesna kuchnia i przestronna jadalnia. Będzie i kaplica wykonana przez księdza. - Lubię gołoborze, chciałbym go trochę włożyć do kaplicy - mówi. Na swoje miejsce oczekuje już piękny konfesjonał, wychodzący jakby naprzeciw człowiekowi. W każdym pokoju łazienka. Dom jest bardzo nowoczesny, przestronny i jasny. Bez barier dla ludzi na wózkach i z łagodnymi podejściami. To ważne, gdyż połowa pensjonariuszy porusza się przy pomocy lasek lub kul. W starym schronisku są schody. Taki ośrodek pomocy dla rolników bezdzietnych, samotnych i wyrzuconych jest jedyny w Polsce. Dużo mebli już jest. Są wszystkie łóżka i szafy. Ksiądz Jan wiele rzeczy robi sam. Planowane są oczko wodne, fontanna i kaskada, aby szumiało. To jest bardzo ważne rzeczy dla psychologii starego człowieka. Część rzeczy robiona jest przy pomocy zdrowszych i sprawniejszych pensjonariuszy. Jednak pewne sprawy trudno jest rozwiązywać z pustymi rękami. Większych darczyńców obecnie nie ma. Są drobni, którzy przesyłają przekaz na 50 złotych, a na odwrocie przepraszają, że nie mogą więcej, bo mają małą emeryturę. -Ja nie mogę tych pieniędzy zmarnować, ja muszę je pomnożyć! Dlatego siedzę i sam robię. Już tyle lat mam, a w murarce w tej chwili siedzę. Muszę się ruszać, bo inaczej... jak siedzę, to mnie właśnie nogi bolą - żartuje ksiądz. Stary dom ma stać się schroniskiem dla turystów. Będą mogły tu przyjeżdżać oazy i rekolekcje. Miejsce posiada specyficzny mikroklimat i nie ma tutaj komarów. Pensjonariusze ani razu przez 22 lata istnienia ośrodka nie chorowali na grypę. Nie mieli nawet kataru. Jest studnia artezyjska z wodą, po którą przyjeżdżają okoliczni mieszkańcy. Można się wyciszyć, tylko ptaki śpiewają. I tylko jedno zmartwienie trapi księdza Jana Mikosa: że człowiek stary jest zapominany, a starego człowieka ze wsi to już całkiem się odsuwa. Z ostatniej chwili: w wyniku podjętych przez wojewodę świętokrzyskiego interwencji, Towarzystwo Pomocy im. Sw. Brata Alberta w Nowym Skoszynie otrzymato zarządzeniem Prezesa Rady Ministrów 280 tys. zł z ogólnej rezerwy budżetowej na budowę Domu dla Bezdomnych Rolników "Nasze Gospodarstwo". Magdalena Garbacz
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |