Najlepsze pielęgniarkiNa Mazowszu okazały się najlepsze w swoim fachu. - Ale codzienność jest dla nas o wiele większym wyzwaniem niż konkurs na pielęgniarkę roku - mówią panie Jadwiga i Teresa ze Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. Teraz startują w konkursie ogólnopolskim.Kiedy jako uczennica Liceum Medycznego przyszła na praktyki na Oddział Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej do Szpitala Bródnowskiego, wiedziała, że chciałaby pracować właśnie w tym miejscu. I tak zostało. Od 23 lat Jadwiga Lasota jest pielęgniarką zabiegową części septycznej oddziału. - W nocy mieliśmy pięć przyjęć. Przywieźli osobę z rozległymi oparzeniami - mówi na powitanie. - Jest uzależniona od pomagania innym - chwalą koleżanki. Jej królestwo to duży, ponad 20-metrowy gabinet zabiegowy. - Królestwo trochę może zabytkowe, bo szpital czeka na remont - żartuje pani Jadwiga. Z wózkiem pełnym gazików, maści, jodyny i innych środków odkażających wyrusza co rano na sale. Lżej chorzy przychodzą na zmianę opatrunków do gabinetu zabiegowego. Zdarza się, że opatrunek zajmuje półtorej godziny. Na salach są także chorzy terminalnie, osoby z nowotworami i schorzeniami naczyniowymi. Często z góry wiadomo, że pomóc , się nie da. - Największym wyzwaniem w tej pracy jest mieć nadzieję wbrew nadziei. Kiedy z punktu widzenia lekarskiego nie ma już żadnej możliwości na wyleczenie, ważne, by tę iskierkę nadziei dać drugiemu człowiekowi. Przekazywać ją w bardzo prostych gestach: w spojrzeniu, w tonie głosu, rozmowie o tym, co dla niego było ważne w życiu, o osobach, które na niego czekają. Na oddziale przebywa dużo osób starszych, samotnych i bezdomnych. Nad ich łóżkami nie widać przyklejonych do ściany laurek: "Dla kochanego dziadka", "Dla kochanej babci". - Wtedy rodzi się problem: co z nimi dalej zrobić? - głowi się pani Jadzia. - Staramy się znaleźć miejsce, gdzie mogłyby się zatrzymać. Zdarzało się, że lekarze przynosili odzież z domu, żeby chory miał się w co przebrać przy wyjściu. Nigdy nie wypisujemy z oddziału, wiedząc, że zostaną pozostawione same sobie. Na pewno nie dzieje się tak, jak bywa w niektórych placówkach, że po godz. 10-tej - niezależnie od tego, czy przyjechała rodzina po pacjenta czy nie - opuszcza on salę. Często pacjenci przebywają na oddziale przez dłuższy czas: 2-3 miesiące. - Powrót do zdrowia jest długotrwały, brakuje im sił. Dla nich to trudne doświadczenie. Nie zawsze cierpienie otwiera człowieka na Pana Boga. Bywa, że szukają wtedy innego lekarza, innej placówki. Wtedy jeszcze bardziej są wyczuleni na nasze zainteresowanie, wrażliwość. Najważniejsze to mieć dla nich serdeczną, ciepłą troskę. Nie lubię sytuacji, kiedy wszystkie czynności trzeba wykonywać w pośpiechu i brakuje czasu na rozmowę. Lubię przekomarzać się z moimi pacjentami - opowiada pani Jadzia. - Wiara dodaje mi siły w trudnych sytuacjach, po ludzku niewytłumaczalnych, kiedy na przykład młodzi ludzie cierpią - wyjawia. - Te wydarzenia są zapewne potrzebne. Nie muszę wiedzieć dlaczego. Jadwiga Lasota nie przyjęła oferty pracy w prywatnym gabinecie dermatologicznym. Na pewno lepiej opłacanej niż obecna. - Zabiegi kosmetyczne, redukcja zmarszczek. Następnego dnia chyba bym musiała podziękować za zatrudnienie - śmieje się pani Jadwiga. JAK PRZYJDZIE, TO ROZWESELI Ze szpitalnego łóżka w stronę drzwi wychyla się pacjentka pani Krystyna. - Myślałam, że to syn przyszedł. Jakby stał tam w korytarzu. Ale chyba mi się wydawało... Pracują. Nie mają czasu - próbuje tłumaczyć dzieci przed sobą i innymi paniami z sali. Teresa Baranowska w zielonym pielęgniarskim fartuchu zagląda do chorych. Zerka, kto już zjadł, kogo trzeba nakarmić. Godzina 13 to czas na trzeci posiłek w Klinice Chorób Wewnętrznych i Diabetologii. - Tutaj szczególnie musimy dbać, by każdy pacjent spożył swoją porcję. Przez sondę albo z talerzyka - opowiada pani Teresa. Dla chorego na cukrzycę każde niedojedzenie to zagrożenie życia. W porze karmienia zagaduje pacjentki. - To taki dobry człowiek - mówi o niej ze łzami w oczach chora. - Do każdego z sercem. Jak tylko zobaczy, że komuś czegoś potrzeba, zaraz jest. - Najdroższa, najukochańsza... Jak przyjdzie to rozśmieszy, rozweseli - dorzuca z drugiego końca sali pani Eliza. Średnia wieku pacjentów na oddziale dobiega 80-ciu lat. Trzy czwarte pacjentów to osoby leżące, przy których trzeba wykonać wszystkie czynności pielęgnacyjne. - Poranna toaleta zajmuje około dwóch godzin - mówi pani Teresa. Potem jest czas na wstrzykiwanie insuliny. Około dwóch godzin zajmuje przygotowanie zleceń lekarskich. - Idziemy na sale rozdawać leki i wykonywać wstrzyknięcia. Zawozimy pacjentów na badania do pracowni na terenie szpitala. Dyżur kończę o 15-tej - opowiada. Nierzadko brakuje nawet kwadransa, by sama mogła zjeść śniadanie. Kiedy rozmawiamy przycupnięte w dyżurce, rozmowę przerywają nieustannie pytania z zewnątrz. - Gdzieś tu była karta przewozówka - wpada jeden z lekarzy, wypisujący pacjenta. - Tereska, na piątce, która pani "bez drugiego"? - dopytuje koleżanka. Pani Teresa jak na stanowisku dowodzenia. - Taka jest też rola tzw. starszej pielęgniarki, która ma być łącznikiem między pielęgniarkami, pacjentami a lekarzami - wyjaśnia. - Lubię swoją pracę. Nie zamieniłabym jej na żadną inną. Nie potrafiłabym siąść za biurkiem i zająć się dokumentami. Kontakt z pacjentami i czynności pielęgniarskie przynoszą mi wiele radości - mówi po 28 latach wykonywania zawodu i po 13 latach pracy w tym oddziale. Po latach trudnych sytuacji, które się zdarzają. Zna tu dobrze wszystkich pacjentów, także ich sytuacją domową. Nierzadko rodzina ma postawę roszczeniową: "dlaczego pacjent cudownie nie ozdrowiał w oddziale, choć wcześniej w domu leżał już od 4 lat, a do szpitala przyszedł z innym schorzeniem?". Są i takie rodziny, które przepadają bez wieści, kiedy zbliża się czas wypisu pacjenta do domu. - Czy po kilkunastu latach pracy w zawodzie, o którym mówi się, że jest powołaniem, nie grozi wypalenie zawodowe? - pytam z zaciekawieniem obydwie panie. - Nie mam na to czasu. Wokół tyle zajęć - mówi Jadwiga Lasota. W weekendy biegnie na wykłady na Uniwersytet Medyczny, gdzie studiuje na Wydziale Pielęgniarskim. Wcześniej skończyła Instytut Studiów nad Rodziną. Teresa Baronowska sięga do wyników testu swojej samooceny. - Wszystko wskazuje, że do wypalenia zawodowego jeszcze mi daleko - mówi. Podobnie jak jej koleżanka, weekendy spędza na tym samym wydziale uniwersytetu. Dwa dni po Święcie Pielęgniarek, 14 maja, obydwie przystąpią do ogólnopolskiej tury konkursu na najlepszą pielęgniarkę roku 2008, organizowanego przez Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie. - Jadzia jest bardzo skromną osobą. Był moment, kiedy myślałam, że nie będę potrafiła zachęcić jej tło udziału w konkursie. Cenię ją za fachowość, stosunek do pacjenta, spojrzenie na pielęgniarstwo w nowej formie - ujawnia zakulisowe kwestie Bożena Wyszomirska, pielęgniarka oddziałowa z Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej. - Dla mnie to wzór pielęgniarki - mówi pracujący na oddziale dr Piotr Porzycki. Dorota Antonowicz, oddziałowa na Oddziale Chorób Wewnętrznych i Diabetologii, chwali swoje pielęgniarki. - Wszystkie są wspaniale i cudowne. Ale Tereska jest wyjątkowa. Cechy charakteru, osobowość, bezgraniczne poświęcenie dla chorych, ogromna wiedza spowodowały, że zgłosiłam Tereskę do konkursu - wylicza. Jadwiga Lasota w klapę ma wpięty znaczek z pielęgniarskim czepkiem. Nie bez powodu. "Symbole pielęgniarskie i ich znaczenie w pracy zawodowej" - takie prace badawcze przeprowadzały obydwie w wojewódzkim etapie konkursu. - Kiedy sporządzałam ankietę wśród 150 osób, spotkałam się z ogromną życzliwością - mówi Jadwiga. Przed etapem ogólnopolskim koleżanki też dopytywały: "może w czymś ci pomóc?". - Cieszę się - mówi - że przez te badania wzrosła wśród niektórych osób świadomość naszej pielęgniarskiej tożsamości. Wiele dowiedziało się, że jako pielęgniarki mamy swój hymn. Uczestniczę w konkursie na najlepszą pielęgniarkę jako osoba indywidualna. Ale reprezentuję nasze środowisko i ludzi, z którymi na co dzień pracuję. Wszystkiego nauczyłam się w zespole - mówi Jadwiga Lasota. Bożena Wyszomirska, oddziałowa, podkreśla rację organizowania konkursów na najlepszą pielęgniarkę. - W tym zawodzie - mówi - trzyma nas coś więcej niż wysokość zarobku. Za naszym pokoleniem pozostaje pustka. Nie ma następczyń. Tym bardziej zawód pielęgniarki trzeba promować i pokazywać jego piękno. Irena Świerdzewska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |