Polacy na wagęJesteśmy coraz grubsi. Najdalej za kilkanaście lat możemy dogonić USA, które są światową "potęgą" w tej dziedzinie. Czy uda się nam uchronić przed epidemią?- Z tego, że córka waży za dużo, zdałam sobie sprawę dopiero, gdy w wieku ośmiu lat zaczęła ze mną w wadze konkurować - opowiada Monika. Sama waży około 60 kg, ale ze wzrostem 1,65 m przewyższa córkę o jakieś 40 cm. W domu ograniczyła słodycze. - Nie pozwalałam jeść między posiłkami. W ruch poszły wrotki, rower. Lekarka podpowiadała: "Może dziecko podjada w szkole. Teraz w większości szkół są sklepiki, głównie z łakociami". Na jednym z zebrań szkolnych Monika poruszyła temat, ale jedynym rezultatem był płacz dziecka. - Pani powiedziała, że jestem gruba - szlochała dziewczynka. Dziś nie dostaje już kieszonkowego, ale pełen chipsów i wafelków sklepik szkolny działa, jak działał. Najwyższa Izba Kontroli w raporcie o zapobieganiu nadwadze i otyłości u dzieci i młodzieży szkolnej odnotowała zbędny przyrost wagi najmłodszych Polaków także w placówkach z tytułem "Szkoła promująca zdrowie". Z CZYM TO SIĘ JE Choć coraz częściej pojawiają się głosy o złożoności przyczyn chorobliwego przyrostu masy ciała - od czynników dziedzicznych po kulturowe - wiązane są one przede wszystkim z odżywaniem. "Przyczyny nadwagi i otyłości to narastający brak równowagi pomiędzy pobraniem a wydatkowaniem energii, uwarunkowany z kolei wzrostem spożycia produktów i napojów o wysokiej gęstości energetycznej i radykalnym spadkiem aktywności fizycznej" - czytamy w "Założeniach narodowego programu zapobiegania nadwadze i otyłości oraz przewlekłym chorobom niezakźnym". Nadwaga i otyłość definiowane są jako patologiczne nagromadzenie tkanki tłuszczowej w organizmie. Dla precyzyjnego określania stopnia zaawansowania choroby wykorzystuje się wskaźnik Body Mass Index (BMI). Wartość BMI obliczamy, dzieląc masę ciała wyrażoną w kilogramach (np. 57 kg) przez podniesiony do kwadratu wzrost w metrach (np. 1,6 m do kw.). Zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) prawidłowa wartość BMI to 18,5-24,9. Nadwagę rozpoznajemy, gdy BMI waha się pomiędzy 25 a 29,9. Od wartości wyższej powinno mówić się o otytości. WHO podaje trzy stopnie choroby, mierzone co pięć jednostek BMI: 1. - 30-34,9; 2. - 35-39,9; 3. - > 40; ostatni zwany jest "otyłością olbrzymią" lub "otyłością śmiertelną". Najważniejsze i najskuteczniejsze lekarstwo na walkę z epidemią nadwagi tkwi w zmianie przyzwyczajeń żywieniowych. Leczenie pacjentów jest jednak bardziej skomplikowane. Choroba często dotyka sfery psychiki, a w tej kwestii wizyta u samego dietetyka raczej nie pomoże. Poza problemami natury psychicznej i estetycznej otyłość i nadwaga znacząco zwiększają ryzyko innych chorób oraz przedwczesnej śmierci. To dlatego WHO uznała otyłość "za najgroźniejszą chorobę przewlekłą, która nie leczona prowadzi do rozwoju chorób układu krążenia, cukrzycy typu 2, zespołu metabolicznego, zaburzeń hormonalnych, a także zwiększa ryzyko zachorowań na niektóre rodzaje nowotworów". Już sześć lat temu powstała "Strategia globalna dotycząca diety, aktywności fizycznej i zdrowia". Dokument wraz z Europejską Kartą Walki z Otyłością podpisało 48 krajów Regionu Europejskiego WHO. "Giganci wagi" od lat są ci sami: obok Amerykanów - mieszkańcy Meksyku, a dalej Brytyjczycy i Niemcy; prognozy wskazują, że także chudsze narody mogą im dorównać. - Dietetycy przewidują - mówił podczas jednego z wystąpień dr Mirosław Jarosz, dyrektor Instytutu Żywności i Żywienia - że już w 2015 r. na otyłość chorować może 700 min, a nadwagę mieć 2,3 mld osób. Dziś choruje ich trzy razy więcej niż ćwierć wieku temu. WIĘCEJ POLAKA W POLAKU Na "więcej siebie" cierpi w Polsce już ponad 61 proc. mężczyzn i przeszło 50 proc. kobiet, wobec 57 proc. mężczyzn i 49 proc. kobiet w 2000 r. (wg wyników badań Instytutu Żywności i Żywienia). Tendencje są zatem zwyżkowe. Dodając inne choroby, których ryzyko wraz z ciężarem rośnie, oraz stan publicznej służby zdrowia, może być z nami gorzej niż z grubszymi mieszkańcami innych krajów. Jak podają Bogdan Wojtyniak i Paweł Goryński w publikacji "Sytuacja zdrowotna ludności Polski", "choroby układu krążenia są znacznie większym zagrożeniem życia w Polsce niż średnio w krajach UE: poziom umieralności z powodu tych chorób wśród osób w wieku 25-64 lat jest w naszym kraju o 71 proc. wyższy od przeciętnego w UE". Z raportu NIK ogłoszonego 16 listopada wynika, że problem dotyka też już co piątego młodszego naszego obywatela. Badania dotyczące głównie szkolnej profilaktyki i zapobiegania nadwadze są potwierdzane przez wyniki innych instytucji. - Otyłość i nadwaga dotyczy 18 proc. chłopców i ponad 14 proc. dziewcząt. (...) Łączna liczba dzieci dotkniętych nadwagą i otyłością stanowi 20 proc. - mówiła w maju br. minister zdrowia Ewa Kopacz. Jej wystąpienie było częścią konferencji podsumowującej dwuletnie badania "Olaf" Instytutu Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka. - Tempo wzrostu liczby osób dotkniętych w Polsce nadwagą świadczy, że trzeba temu przeciwdziałać - diagnozowała wówczas Ewa Kopacz. Program wskazał m.in., że nadwaga dotyczy przede wszystkim dzieci z miast powyżej 500 tys. mieszkańców oraz dzieci rolników. Dotyka zwłaszcza jedynaków, których rodziny są często lepiej sytuowane materialne. Jest to odwrotnością "norm" amerykańskich czy niemieckich, gdzie otyli są głównie ludzie biedniejsi, a bogatsi, których stać na drogą zdrową żywność - szczuplejsi. Chipsy i do komputera - to widok bardzo rozpowszechniony. Problemy z nadwagą występują częściej u dzieci, które mają w swoim pokoju telewizor lub komputer oraz u tych, których oboje rodzice pracują. KTO NAUCZY JASIA Umiar i rozwaga. Więcej ruchu. Wielu dorosłych wie, jak trudno rozpocząć zdrowsze życie, nawet przy wsparciu lekarza. Dzieciom też nie jest łatwo. Młodsze rzadziej same z siebie chcą być szczuplejsze. Z wiekiem, choć coraz większą uwagę przywiązują do wyglądu, w lekcjach wychowania fizycznego uczestniczą prawie równie niechętnie, jak chętnie sięgają po pierwsze używki. Aby im pomóc, a w przyszłości odciążyć społeczeństwo od wydatków na leczenie, powstają specjalne programy profilaktyczne. Część nadzoruje ministerstwo zdrowia. Za inne odpowiedzialny jest resort edukacji lub samorządy. Niestety, raport NIK nie pozostawia złudzeń: programy nie działają! Ich główną wadą nie jest jednak wartość edukacyjna, choć może i z tym byłoby lepiej, gdyby były odpowiednie fundusze. W tej kwestii prezes NIK zwraca uwagę na "Program zapobiegania nadwadze i otyłości oraz przewlekłym chorobom niezakaźnym poprzez poprawę żywienia i aktywności fizycznej na lata 2007-2011 POL-HE-ALTH". Sztandarowy - a "wymuszony" ustaleniami z Komisją Europejską - projekt walki z jedną z najpoważniejszych chorób cywilizacyjnych realizowany jest na zlecenie ministerstwa zdrowia przez Instytut Żywności i Żywienia. Początkowo wyceniano go na 12 min zł. Do końca 2010 r. wydano nieco ponad 2 min. IŻiŻ opracował za nie m.in. dwie monografie nt. żywienia uczniów, zalecenia dla pielęgniarek w placówkach edukacyjnych, ulotki z informacjami o zdrowym odżywianiu oraz 10-punktową Kartę Żywienia i Aktywności Fizycznej dla Dzieci i Młodzieży w Szkole. Żadna z publikacji nie jest w pełni wykorzystywana, ale nie dlatego, że jest "tania i kiepska". Jak wynika z raportu Izby, główny grzech szkolnej profilaktyki jest taki sam jak w wielu innych dziedzinach w kraju: bylejakość, prowizoryczność, opieszałość, a przede wszystkim niechęć i nieumiejętność zmian czy jakiegokolwiek działania. "Tylko w dwóch szkołach na 52 skontrolowane nie stwierdzono przypadków nadwagi i otyłości wśród uczniów, a w pozostałych placówkach problem narasta, pomimo formalnie podejmowanych działań zapobiegawczych". "Podejmowane przez gminy i szkoły próby propagowania zdrowego stylu życia wśród dzieci i młodzieży są najczęściej niespójne, przypadkowe, doraźne" - czytamy dalej. Samorządy, jak wyjaśnia Izba, głównie rozbudowywały bazę sportowo-rekreacyjną oraz organizowały imprezy sportowo--turystyczne. Programy wychowawcze wszystkich skontrolowanych szkół zawierały wprawdzie zagadnienia dotyczące szeroko rozumianych działań sprzyjających zdrowiu, ale tylko w 1/3 z nich określono zadania bezpośrednio związane ze zwalczaniem nadwagi. Tylko niektóre brały udział w ogólnopolskich programach prozdrowotnych, takich jak: "Trzymaj formę", "Szklanka mleka" czy "Owoce w szkole". Sprawy diety w ogóle wyglądają w placówkach edukacyjnych nieciekawie. Aż 1/3 szkół nie ma czynnej stołówki. Zapewnienie uczniom obiadu jest niemożliwe, choć szkoły są do tego zobowiązane przez co najmniej dwa punkty Karty Żywienia i Aktywności Fizycznej dla Dzieci i Młodzieży w Szkole. 87 proc. szkół prowadzi sklepiki, a 75 proc. posiada automaty spożywcze. Oferowane są w nich niemal wyłącznie produkty o niskiej wartości odżywczej - chipsy, batony, słodkie napoje gazowane, napoje energetyzujące i inne przez dietetyków nie zalecane; jak wnioskują kontrolerzy, sprzedaż taka jest możliwa także dlatego, że wielu gminom zależy na zyskach z działalności tego typu punktów. Sklepiki z żywnością typu fast food znajdowały się także m.in. w czterech z ośmiu szkół posiadających tytuł "Szkoła promująca zdrowie" - podaje NIK. Jakby tego było mało, znaczna część szkół nie wykorzystuje wniosków z badania uczniów przez pielęgniarki, a w 1/4 pielęgniarki badania przeprowadzają dla samych badań - wyników nie przedstawiają radom pedagogicznym. Jednocześnie większość ankietowanych przez Izbę nauczycieli przyznała, że nie jest przygotowana do udzielenia pomocy uczniom w zapobieganiu nadwadze. Żadna ze skontrolowanych szkół nie uwzględniła w planach doskonalenia zawodowego nauczycieli w dziedzinie takiej profilaktyki. Przed nami święta i... tony jedzenia. Bez pohamowania. Kto by się przejmował jakimś raportem? Zuzanna Smoleńska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |