Cierpliwość nagrodzona!Chciałbym podzielić się z Wami,jak to jest być młodym tatą. Jesteśmy z Marlenką ponad 5 lat po ślubie. Już od samego początku czekaliśmy na dziecko. Nie wszystko jednak układało się po naszej myśli. Musieliśmy wybrać się na badania. W poznańskiej klinice na Polnej okazało się, że leczyć się muszę ja. To był ciężki okres w moim życiu. Co miesiąc nadzieja i... rozczarowanie. Buntowałem się, buntowała się moja kochana żona, że inni mają dzieci nawet przed ślubem, a my ciągle nie... Kuzynka urodziła córeczkę, kuzynowi urodził się synek, a my byliśmy bezsilni... Nie rezygnowałem z leczenia, były okresy intensywnej, gorącej modlitwy o dziecko. Któregoś dnia zdecydowałem się odwiedzić pewien instytut. Podczas rozmowy bardzo elegancka pani doktor zaproponowała zapłodnienie in vitro. Mieliśmy w ciągu paru dni przyjść z żoną na badania. Jednak zbuntowaliśmy się. Przecież życie pochodzi od Boga i nikomu nie wolno się w Niego bawić! Żadnemu człowiekowi!Minęły cztery lała od naszego ślubu.Nadeszły święta Bożego Narodzenia 2002 roku. To były raczej smutne święta; chyba nigdy wcześniej nie czuliśmy się tak bardzo sami. Wokół nas rodzinka, prezenty, ale nam brakowało maleństwa. Zbliżał się Sylwester. Nie mieliśmy sprecyzowanych planów, postanowiliśmy spędzić go z rodzicami żony. Kiedy byłem już ubrany i gotowy do wyjścia, Marlenką nagle zapytała, czy nie mógłbym pójść do apteki. To mnie trochę zirytowało, jednak nie powiedziałem ani słowa o kobiecych zachciankach. Po chwili żona pokazała mi test ciążowy, na którym obok niebieskiego paska widniał ledwie zauważalny paseczek różowy - ciąża... Miałem zatem jechać do apteki aby przywieźć kolejny test. Nie mam prawa jazdy, a po miasteczku w którym mieszkam poruszam się rowerem. Apteka, do której trzeba było pojechać mieści się na drugim końcu miasta. Taka podróż zajmuje mi normalnie 15 minut. Tym razem - dotarłem tam w ciągu sześciu! Dwa razy wymusiłem pierwszeństwo - ja - człowiek opanowany i ostrożny! Kupiłem test. Zaraz też pojawiło się lekkie zniecierpliwienie, że dopiero następnego dnia rano będzie wiadomo... Wróciliśmy do domu po Sylwestrze ok. 3 nad ranem. Już o godzinie 6 obudziłem żonę do sprawdzenia testu. Wynik był pozytywny! W wielkiej radości dziękowałem Panu Bogu i modliłem się, aby to była prawda. Co chwilę spoglądałem na ten test... No i jak tu teraz utrzymać tajemnicę? Jak nie powiedzieć nikomu? Chodziłem jak tykająca bomba!Na początku pragnąłem, aby to była córeczka. Ale instynkt przyszłego taty mówił mi, że będziemy mieli synka. Zawsze z resztą, rozmawialiśmy z Marlenką o dziecku jako o NIM. Po upewnieniu się na USG, że żona jest w ciąży, że JEST NOWE ŻYCIE, powiedzieliśmy o tym rodzicom, a następnie przyjaciołom. Radość była ogromna! Wszystkich zaprosiliśmy do domu, do wszystkich telefonowaliśmy, ogłaszając tę wielką nowinę. Trudno było powstrzymać łzy. Ja udawałem "twardego faceta"; zamiast z telefonu stacjonarnego, wolałem dzwonić z komórki, aby żona nie widziała, jak się rozklejam... Ciąża przebiegała łagodnie,a ja z radością spełniałem wszystkie zachcianki mojej "drugiej połowy" i codziennie "rozmawiałem" z maleństwem. Za każdym razem po powrocie z pracy patrzyłem na żonę i wciąż jakbym do końca nie wierzył w nasze szczęście.
Pani doktor wyznaczyła termin porodu na 12 września. To piąta rocznica naszego ślubu!Kubuś urodził się 4 września 2003 roku o 12 w południe. Byłem przy porodzie, jednak stałem od strony głowy modląc się, aby trwało to krótko i abym przypadkiem nie "spłynął na ziemię". Jak tylko Kubuś się urodził, zaraz zaczął się odzywać. Po jakimś czasie mogłem go wziąć na ręce. PATRZYŁEM NA MOJEGO SYNA! Kiedy zaczął lekko popłakiwać, coś do niego powiedziałem i on natychmiast się uspokoił. Wtedy naprawdę poczułem się tatą! Chociaż tatą uczę się być cały czas.Dziś mały ma 5 miesięcy. Nasze życie bardzo się zmieniło. Cały świat stanął na głowie! Czasami sypiam po pół godziny, ale i tak jest o niebo lepiej, niż było bez niego: Króla i Władcy naszego małego mieszkania. A kiedy mu się nie podoba siedzenie w małym foteliku, pokrzykuje do nas: "Weźcie mnie! Chcę być bliżej was!" Czasami denerwuję się jego krzykami, nakładam słuchawki. Ale już po chwili idę do niego, biorę na ręce, i rozmawiamy... Bardzo potrzebuję tych naszych rozmów! Jednak nie napiszę o czym rozmawiamy, bo to tylko moja i jego tajemnica... Michał
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |