Jaką przyszłość ma kapłaństwo?Zastanawiając się nad tematem, trzeba najpierw sięgnąć do podstaw. Kim ksiądz ma być? Oświetlę to przy pomocy kilku tekstów Nowego Testamentu, które są rzadziej pod tym kątem wykorzystywane.W opisie cudownego rozmnożenia chleba umyka uwadze pewien szczegół. Gdy uczniowie nie potrafili nakarmić tłumów, Jezus "połamał chleby i dawał uczniom, aby im podawali" (Mk 6, 41). Co to znaczy? Rozmnożenie chleba to zapowiedź Eucharystii. Jezus posługuje się uczniami, by podać potrzebującym sakramentalne dary, wciąga ich w swoje działanie. Tak samo jest ze Słowem Bożym. Po rozesłaniu siedemdziesięciu uczniów Jezus mówi: "Kto was słucha, mnie słucha" itd. (Łk 10, 16). Jest to brane powierzchownie za potwierdzenie godności uczniów Jezusa. Tymczasem uczeń w świecie żydowskim uczył się na pamięć słów mistrza. Ewangelie po części zawdzięczamy pamięciowemu opanowaniu nauk Jezusa przez apostołów. Skoro uczniowie powtarzali po Galilei te nauki, można było powiedzieć, że kto ich słuchał, słuchał Jezusa. Jezus rozesłał uczniów, by przekazać swoje słowo w skali masowej. ZADANIA UCZNIÓW Ciekawego oświetlenia zadań uczniów dostarcza początek Dziejów Apostolskich. Występują tam cztery określania. Apostoł zgodnie z sensem dosłownym odpowiedniego słowa greckiego oznacza "wysłannika"; uczniowie wysiani są z misją od Jezusa. Mają być oni "świadkami", a więc publicznie go głosić. Względem ogółu stanowi to "służbę". Z zadań tych wynika prawo i obowiązek doglądania i nadzorowania wspólnoty (greckie "episkope"). Gdzie indziej w Nowym Testamencie pokazani są jeszcze jako pasterze. Powyższe terminy wyjaśniają przy okazji, na czym polega władza w Kościele. Dzieje Apostolskie pokazują wielokrotnie, jak powyższe zadania były realizowane. Apostołowie i inni dawali świadectwo, trwali wśród prześladowań, nauczali, decydowali, chrzcili, łamali chleb eucharystyczny. Te przykłady nasuwają pewne myśli ogólniejsze. Po pierwsze, rola powołanych przez Jezusa uczniów jest w nich widziana dosyć zadaniowo - na przekór naturom kontemplacyjnym, podejrzliwym wobec aktywizmu. W zadaniach tych chodzi o realizację poleceń Chrystusa i o uczestnictwo w Jego misji. Dalej, na pierwszym miejscu stoją obowiązki, a nie status. Każe to przesunąć uwagę z kwestii święceń, godności i uprawnień przełożonych chrześcijańskich na ich zadania, rolę i funkcję. Te pierwsze służą tym drugim. Zatem kapłaństwo urzeczywistnia się w działaniu. Ale nie tylko ono. Uczniem Jezusa, powołanym do apostolstwa, jest każdy chrześcijanin. Dla niektórych, jak świeccy katecheci czy siostry zakonne, jest to główne zadanie życiowe. Inni dużo pracują w tym kierunku społecznie, choć są czynni w innym zawodzie. Ich powołania powyższe teksty też po części dotyczą, a w życiu mogą napotykać podobne trudności, co kapłani. KRYZYS Panuje powszechna i uzasadniona opinia, że w dzisiejszej cywilizacji przeżywamy kryzys kapłaństwa. Oczywistym dowodem jest tu ogólnoświatowy spadek liczby powołań. Towarzyszą temu od kilkudziesięciu lat coraz częstsze odejścia księży. W Polsce pierwsze objawy były widoczne już w latach siedemdziesiątych. Potem schowaliśmy się pod biało-żółty parasol, ale po śmierci JanaPawla II sytuacja się pogorszyła. Maskowanie tego nie ma sensu. Liczba kandydatów do seminariów zaczęła spadać - i tak samo do zakonów żeńskich oraz na studia teologiczne dla świeckich. Różnica jest tym większa, że dawniej dużej części kandydatów do seminariów od razu nie przyjmowano, stawiając wyższe wymagania charakterologiczne i intelektualne. Aczkolwiek liczba księży prowadzących podwójne życie nie wydaje się dużo większa niż dawniej, odejścia od kapłaństwa też się mnożą. I tak za dużo o tym nie słyszymy, bo rzadko kiedy odchodzący są tak pyszałkowaci, by swoje odstępstwo ogłaszać przez media i obwiniać za nie Kościół. Dzieje chrześcijaństwa obfitują w kryzysy, gdyż jesteśmy słabi i grzeszni. Bywało już gorzej. Niepokoi jednak to, że jak dotąd nie pojawia się twórcza propozycja przezwyciężenia trudności. Propozycje zmian sprowadzają się często do ustępstw wobec żądań świata: zmniejszyć rolę duchownych, zrezygnować z celibatu. Konkuruje z tym postawa defensywna. Broni się obecnego modelu kształcenia seminaryjnego, kapłaństwa i duszpasterstwa, co najwyżej go ulepszając. Jest to bardzo dobry model, ale od czasów soboru trydenckiego, gdy go w zasadniczych zrębach wypracowano, sporo się na świecie zmieniło. Potrzebujemy więc starych treści w nowej formie. Ale jakiej? ZAWÓD CZY MISJA Określanie zajęcia księdza jako zawodu jest oczywiście niezbyt trafne. Problem w tym, że jest ono tak postrzegane, a co więcej, tak funkcjonuje. Może nam się to nie podobać, ale kandydat do seminarium podejmuje pewne stałe zajęcie, pod kątem którego się kształci i któremu poświęca potem gros czasu. Zapewnia mu ono stabilizację, środki utrzymania oraz społeczne uznanie. W jego ramach możliwy jest też dalszy awans. Nie udawajmy, że klerycy i księża nie biorą tego wszystkiego pod uwagę! Natura ludzka wymaga w jakiejś mierze tego wszystkiego. Zresztą "godzien jest robotnik zapłaty swojej": "Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię" (1 Kor, 9, 14). Wydaje się jednak, że postrzeganie kapłaństwa jako stanu, godności, stałej funkcji, władzy, urzędu przeważa potocznie nad jego widzeniem jako misji, zadania i służby. Kandydat do kapłaństwa wybiera dziś raczej ustabilizowany zawód niż wymarsz w trudną drogę. Zarazem świeccy składają na "zawodowych" duchownych zadanie pracy w Kościele, minimalizując swoje obowiązki. Jednakże to zajęcie przestaje być atrakcyjne. Korzyści z kapłaństwa maleją. Ambicje można zaspokoić w wielu dziedzinach. Ludzie pragnący w życiu robić coś ważnego i niezwykłego, choćby ryzykownego, rzadko myślą o seminarium czy teologii. Takich ludzi jest oczywiście niewielu, ale to normalne - ilu było świętych Pawłów? Ważne jest jednak, by choć niektórzy podjęli zadania uczniów Chrystusa. Nie jest istotne, by było wielu księży, gdyż wiele ich zadań w dziedzinie nauczania i administracji można powierzyć świeckim. Ważne, by byli ambitni i dobrzy. Spadek liczby księży i kandydatów do seminariów wiązany jest nagminnie z wymogiem celibatu. W kulturze czczącej seks jest to istotne źródło trudności, ale w krajach zachodnich spada również liczba i jakość chętnych na żonatych pastorów. U nas ubywa kandydatów na studia teologiczne dla świeckich. Czy nie dlatego, że mniej jest wolnych miejsc pracy dla katechetów? Wielu studentów traktuje jednak teologię jako drugie studia (ważna myśl uboczna: projekt wprowadzenia opłat za drugi fakultet to między innymi sprytny neoliberalny zamach na wydziały teologiczne). To znamienne: nie chodzi im o zawód, lecz o ukierunkowanie życia. Nie oferujące stabilizacji ani korzyści ruchy religijne mają wielu aktywnych członków. Odnowa tradycyjnej funkcji kapłańskiej powinna zatem pójść w stronę połączenia podstaw duchowych z umiejętnością wyjścia na zewnątrz i podjęcia ryzyka. Docelowo ksiądz powinien być raczej misjonarzem niż mieszkańcem plebanii, który na dzwonek zejdzie do kancelarii. Na początek niech codziennie idzie porozmawiać ze swoimi parafianami - mam na myśli całoroczną kolędę z przynajmniej godzinną rozmową. Nie powinien wtapiać się w tłum, lecz szukać okazji, by go zauważono. Sądzę też, że powinien bardziej wchodzić w życie społeczne, być tam, gdzie ludzie: w pracy, na wakacjach, w Internecie. Wielu krzywi się na "księży biznesmenów", ale pytam, czy ksiądz bierny i niedorajda to coś dobrego? Czy zyska naśladowców? DRUGI MODEL Na koniec trzeba przypomnieć, że sam Nowy Testament proponuje jeszcze drugi, równoległy model kapłaństwa, częściowo inny niż opisany na początku. Mowa o nim dokładniej w Listach do Tymoteusza i do Tytusa, ale założony jest i gdzie indziej, na przykład gdy mowa o starszych w Kościołach lokalnych. Listy owe zalecają ustanawianie przełożonymi niewielkich wspólnot chrześcijańskich doświadczonych ojców rodzin. Ponieważ wyobraźnia obecna krąży wokół seksualności, wszyscy zauważają najpierw okoliczność, że byli oni żonaci - choć towarzyszył temu warunek "mąż jednej żony", bez zdrad i powtórnych małżeństw. Bardziej znamienne jest jednak to, że powoływani oni byli na "prezbiterów", co oznacza po grecku "starszych". To znaczy byli niemłodzi! Równolegle pojawia się wymóg, by sprawdzili się jako wychowawcy, a ich dorosłe dzieci nie mogą sprawiać im wstydu. Mieli też być szanowani w swojej społeczności i oczywiście umieć nauczać zasad chrześcijańskich. Podobne warunki stawiano diakonom. A zatem na kapłana, ojca duchowego swojej wspólnoty, powoływany był sprawdzony w życiu mężczyzna po pięćdziesiątce. Zauważmy, że człowiek taki nie zawdzięczał stabilizacji zajęciu księdza. Przeciwnie, wnosił do kapłaństwa stabilizację wypracowaną wcześniej. Do tego brał sobie na głowę trudną służbę. W obecnych czasach można przewidywać powrót tego modelu kapłaństwa w oparciu o instytucję diakonatu stałego i uczestników ruchów religijnych. Nie jest to jeszcze problem aktualny, poza częścią Ameryki Łacińskiej, ale Kościół może pójść w tym kierunku. Wtedy współistniałyby w katolicyzmie dwa modele pełnienia funkcji kapłańskich. Michał Wojciechowski
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |