Do spowiedzi jak do dentysty?Dziękuję ci, moje sumienie, że jesteś. Dziękuje ci, że przypominasz o kardynalnej prawdzie, iż być grzesznikiem to nieszczęście, ale bycie tego świadomym - ludzka nadzieja.Moje sumienie przybiera wiele barw. Zmagam się z nim nieustannie. Czasami rozleniwia się i wyrusza do pracy opieszale, kiedy indziej zachowuje się nerwowo, wyolbrzymia coś, co wielu zwie paniką, w dodatku czyniąc z tego medialne widowisko. Bywa, że łagodnie przypomina o swej obecności. Kiedy kategorycznie nakazuje "nie zwlekaj!", kończy się flirt z sumieniem. Narasta poczucie winy, poczucie wyobcowania, później tęsknota za lądem. Czy częstotliwość owych poruszeń jest istotna? Ależ tak! Nie mogę trwać zbyt długo w niepokoju, nie mogę bez końca zwlekać z przyznaniem się do winy. Trudno wówczas wyczuć puls. Szafować łaską sumienia też nie wolno. Zapewne każdy ma indywidualny rytm. Mój wynosi od dwóch do pięciu tygodni. DZIĘKI, O PANIE "Wolę iść do dentysty, niż do spowiedzi..." - usłyszałam kiedyś. Zapewne nie była to jednostkowa opinia. Lęki przed przystąpieniem do sakramentu pokuty mają tyle nor, ile wejdzie w nie myszy. Wszak aby pojednać się z Bogiem, należy najpierw uczynić to z bliźnim. Bywa z tym trudno, zarówno w rodzinie, jak w pracy i w sąsiedztwie. Czasami dzieli odległość. Męczą zaszłości. Dręczą pytania - pokusy: "Dlaczego mam zacząć od siebie, skoro zawinili również inni?" Podobnie - ów pierwszy krok i wyciągnięta dłoń trudniej otwierają się po zbyt długiej przerwie między poszczególnymi spowiedziami. Wśród niektórych moich pierwszaków gimnazjalnych obserwuję zahamowania przed pójściem do spowiedzi w swoim środowisku. Młodzi obawiają się spojrzeń i komentarzy rówieśników. Z początkiem roku szkolnego skrępowanie wywołują spowiednicy - kapłani, z którymi swobodnie rozmawiają na lekcjach czy w czasie przerw. Odsłonięcie ludzkiej ułomności wymaga uświadomienia sobie, że idzie się na spotkanie z Bogiem, a Jego wrota są zawsze otwarte. Drugi człowiek zasiadający w konfesjonale jest tylko szafarzem, powołanym z mocy sakramentu kapłaństwa do udzielania innego sakramentu. Lęki może budzić także dociekliwość spowiednika, który, bywa, o coś dopyta, każe sięgnąć głębiej w pamięć lub naświetli winę z niespodziewanej i nieznanej dotąd strony. Czasami, istotnie, bywa to trudne, ale i jakże inspirujące, a z perspektywy czasu potrzebne i krzepiące. Dzięki Ci, Panie, za wszystkich spowiedników! Za tych, którzy przełamują lęki, stwarzając atmosferę przyjaznego spotkania. I za oszczędnych w słowa. Za mądrych Bożą mądrością i dobrych Bożą dobrocią. Pamiętam o nich w modlitwie. Szczególnie za najważniejszego, bo pierwszego, ks. Bernarda, cierpliwie przyjmującego wyznania ośmioletniej dziewczynki. Dziękuję za staruszka z Jasnej Góry, z którym na burzliwej rozmowie spędziłam długie chwile. I za księdza J., który po udzieleniu mi rozgrzeszenia dziękował, że właśnie jego - zwierzchnika w ówczesnej pracy -wybrałam, by pośredniczył w pojednaniu się z Panem Bogiem. Dzięki Ci, Panie, za wszystkie kapłańskie ręce czyniące krzyż rozgrzeszenia nad moją małością: na łóżku szpitalnym, na pielgrzymim szlaku, w autobusie... Dzięki Ci, Panie, za ciekawe inicjatywy, mające skłonić do pokory w czasie koncertów, dyskotek, przed supermarketem. Za wszystkie owe znaki czasu. Za spotkania przy współczesnych studniach i błotach sadzawek. Dzięki, że pozwalasz mi się nawracać tu i teraz w wybudowanym niedawno kościele parafialnym i w kaplicy tuż nad moim miejscem pracy - nad salą lekcyjną. Jestem świadoma otrzymywanej na co dzień łaski. Dociera ona do mnie mocniej, gdy spotykam się z przyjaciółką od wielu lat mieszkającą na Zachodzie. Często czekam na nią długo na lotnisku i to nie z winy opieszałości odpowiednich służb. Nierzadko słyszę na powitanie: "Jak dobrze, że tu wciąż jest kaplica. Spowiadać się mogę tylko po polsku". I nie jest to spowodowane słabą znajomością nabytego języka. IDĘ NA SPOTKANIE Dzięki Ci, Panie, że pozwalasz mi doświadczać przemiany we wspólnocie szkolnej. Gdy przełamują się bariery pierwszoklasistów, następują często piękne i wzruszające pojednania. W sali gimnastycznej zamienionej na rekolekcyjną kaplicę w jednej kolejce do spowiednika klęczą nauczyciele, maturzyści, pracownicy obsługi i gimnazjaliści. Ufność budzą prośby o wysłuchanie spowiedzi przed lekcjami czy podczas "okienka". Dzięki Ci, Panie, że gromadzisz nas na wstawienniczej modlitwie, gdy ktoś z bliskich po dłuższej absencji przystępuje do sakramentu i za to, że mogę prowadzić do Ciebie staruszkę, spędzającą u nas wakacje, zająć się maluchami, gdy ich rodzice umówieni są ze swym kierownikiem duchowym, a wszystkim owa chęć spotkania z Chrystusem przysparza radości i nadziei. Wielokrotnie dane mi było towarzyszyć uczniom podczas rekolekcji, dni skupienia, czuwania, w tym także w chwilach przygotowań dó sakramentu pokuty. Rzecz jasna - mam i własne doświadczenia. W sanktuariach Maryjnych, np. na Jasnej Górze, w Kodniu, na Placu św. Piotra czy na Świętym Krzyżu pomagało samo miejsce, bytność w atmosferze modlitwy, skupienia i zawierzenia. Kiedy indziej istotna była kontemplacja Pisma Świętego. Młodym pomagały etiudy teatralne i ikonografia. Dojrzalszym wsłuchiwanie się w pytania pomocnicze czytane przez lektorów. Na Dniach Skupienia dla Nauczycieli prowadzący przygotował kartki z materiałem ku refleksji, pomagającym w uporządkowaniu relacji z Bogiem. Pomysłowość nie ma granic. Wszystkie te działania miały prowadzić do przyjęcia postawy pokory i obrzydzenia sobie grzechu, co celnie zamknął w słowach Mistrz Jan z Czarnolasu:
"Trzeba wzgardzić rozkoszy, nie dbać o pieniądze, Panie, dzięki Ci za Twą bezgraniczną miłość, pozwalającą i odpuszczać i zapominać ludzkie nietakty, występki, potknięcia... Chętnie śpiewamy: "Panie, zapomnij nam", a sami nosimy w sobie obrazy doznanych zniewag jak wspomnienie wczorajszej zbyt tłustej kolacji. Podobnie niepotrzebnie pielęgnujemy w sobie obrazy spowiedników znużonych, ziewających, spoglądających na zegarki i takich, którzy nie wyspowiadali grzesznika, bo zagadali się na interesujący temat. To zbędny balast. Przejście obok tego, co naprawdę istotne. JAK CZYNIĆ ZADOŚĆ? Nigdy za wiele dziękować, czynić dobro innym, wynagradzać modlitwą krzywdy duchowe. Miłe Bogu są post i jałmużna. Wyobraźnia Miłosierdzia nie zna horyzontu. Czasami trzeba jej dla siebie samego. Wtedy polecenia na wskroś współczesne, by ograniczyć dostęp do Interne-tu lub darować sobie spotkania towarzyskie wydają się uszyte na miarę. Jedno zapamiętałam szczególnie: "Przez tydzień proszę się wysypiać". Jakim być dziś spowiednikiem? - zapyta znajomy czy nieznajomy ksiądz. Myślę, że wciąż takim samym. Dobrym, wzorującym się na świętym orędowniku z Ars. I dawniej, i dziś każdy z kapłanów jest w konfesjonale świadkiem cudu przemiany serca i pragnienia Boga. Małgorzata Bochyńska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
|