Powroty syna marnotrawnegoSpowiedź jest dla mnie ciężkim obowiązkiem, który spełniam, kiedy muszę, na pogrzeb albo święta. Niestety, coraz trudniej mi to przychodzi. Znajomi też mówią, że księża przestali udzielać nauk przy spowiedzi albo bardzo się spieszą i mówią tylko kilka ogólnych uwag, które do nas nie trafiają. A może to ja nie umiem się dobrze spowiadać? Nie wiem.Kłopot z wielu nielubiącymi się spowiadać jest taki, że nie przychodzą do konfesjonału w dzień zwykły, kiedy jest więcej czasu na rozmowę. Przychodzą w ostatniej chwili przed świętami, kiedy jest kolejka kilkunastu czy kilkudziesięciu osób. W takich okolicznościach niejeden ksiądz przyśpiesza, żeby wyspowiadać wszystkich i nie jest zawsze skoncentrowany. Czy Pan umie się spowiadać? Nie ma jakiegoś niedościgłego ideału w tej dziedzinie. Święty Tomasz z Akwinu, geniusz intelektu, spowiadał się podobno prosto, jak małe dziecko. Święty Jan Maria Vianney, który spowiadał około sześciu godzin dziennie, twierdził, że naprawdę dobrze przygotowana spowiedź będzie trwać trzy minuty, i zalecał: "Unikajcie niepotrzebnego oskarżania się. Jest ono stratą czasu spowiednika, irytuje czekających i gasi pobożność". Powinniśmy więc paradoksalnie mniej mówić, a bardziej dostrzegać - jak w przypowieści o synu marnotrawnym - że ktoś za nami tęskni, że ktoś nas szalenie kocha i czeka na nasz powrót. Dobra spowiedź powinna płynąć z miłości do Boga albo przynajmniej z wiary. Miarą dobrej spowiedzi nie jest zadowolenie po wyznaniu, nauce spowiednika czy po rozgrzeszeniu. Owszem, odcięcie pętających nas więzów grzechu winno dawać poczucie lekkości. Powinniśmy odchodzić od konfesjonału wyprostowani niczym królewskie dzieci, które odzyskały utracone królestwo. Ale dobre samopoczucie religijne może być nieraz bardzo mylące, o czym świadczy choćby ewangeliczna przypowieść o modlitwie faryzeusza i celnika. Znakiem pewnym dobrej spowiedzi będzie dobre spełnienie pięciu warunków sakramentu pojednania. Proszę się zastanowić, kiedy zrobił Pan ostatnio rachunek sumienia nie z głowy, ale z książeczki. Obawiam się, że sporo z nas przez lata nie zrobiło dobrego, mocnego postanowienia poprawy. Wielu z nas mydli kapłanowi oczy przy wyznawaniu grzechów. Sformułowanie: "nie zawsze chodziłem do kościoła" jest typowym przykładem lawirowania. Ksiądz nie musi być psychologiem i domyślać się, jakie mamy naprawdę grzechy. Mam przekonanie, że naprawdę dobrego wyznania win w konfesjonale nie zlekceważy żaden kapłan. Ale w gruncie rzeczy rozumiejącego nas spowiednika trzeba sobie wymodlić. ks. Marek Kruszewski
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
|