Wstać i iść dalejCzy człowiek wyciąga naukę ze swoich grzechów? Czy chce grzeszyć bezpowrotnie? Czy układa swoje życie, brnąc coraz bardziej w grzech?"Jestem ze swoim chłopakiem od pięciu lat - opowiada niemłoda już dziewczyna. - Oboje dorośli, pracujący, wykształceni. Kochamy się, mamy do siebie pełne zaufanie. Kiedy przyjdzie pora, staniemy wspólnie przed ołtarzem. Z pełną świadomością poszłam z nim do łóżka jakieś cztery lata temu. Oboje uważamy, że przed tak ważną decyzją, jaką jest wypowiedzenie sakramentalnego TAK, należy sprawdzić się w każdej dziedzinie. Dziś, chcąc móc w pełni przeżyć święta, poszłam do spowiedzi. Do tej pory się z tego nie spowiadałam, uznając, że moje nastawienie i podejście do tematu jest czymś w rodzaju umowy z Tym Kimś na górze. Dzisiaj postanowiłam o tym powiedzieć. Liczyłam na szczerą rozmowę z kapłanem. Tymczasem co? Nie dostałam rozgrzeszenia!" Od dawna ludzie próbują przeciwstawiać kapłana Panu Bogu. Że z Panem Bogiem można się dogadać, a z kapłanem nie, tzn. wmawiam sobie, że jeśli popełnię jakikolwiek grzech, to Pan Bóg to zaakceptuje. Że kapłan jest zły, bo nie ma litości dla grzeszników, a Pan Bóg to pewnie powie: "Ja cię nie potępiam, idź i grzesz dalej". To powtórne powstanie Pana Jezusa świadczy o tym, że Pan Bóg nie akceptuje żadnego grzechu i nakazuje go porzucić. Psychika człowieka jest tak skonstruowana przez Pana Boga, że grzech musi mieć kres. Ubiegły rok był rekordowy pod względem ilości rozwodów. Rozpadło się sporo małżeństw. Rozpadło się, dlatego że było tak dobrze? Czy raczej, że było tak źle?! To właśnie ludzkie błędy i grzechy niszczą szczęście małżeńskie. I to zazwyczaj wtedy, gdy młodzi wypróbowują się przed małżeństwem. Kto więc tu ma rację: człowiek, który popełnia grzech i próbuje ten grzech obłaskawić, czy Pan Bóg, który przestrzega przed skutkami grzechu i wzywa do nawrócenia. Czy doszłoby do rozwodów, gdyby małżonkowie się nawrócili? "Jestem zły na mojego ojca, bo często wraca do domu pijany, robi awantury i bije mamę - opowiada tym razem bardzo młody człowiek. - Czasami jest w domu nie do wytrzymania. Boję się, że nasza rodzina się rozleci". Jednym z najczęstszych powodów rozwodów i rozpadów rodzin jest alkohol - jakkolwiek byśmy go usprawiedliwiali, to jest to grzech. Wyjątkowy grzech, bo z tego powodu cierpią domownicy, cierpią dzieci, cierpią sąsiedzi. A my mówimy: "jeden kieliszek nikomu nie zaszkodził". Od jednego kieliszka się zaczyna. Nikt pierwszy raz nie wypija wiadra alkoholu. Tylko co potem? W najlepszym razie pozostaje odwykówka, ale bez gwarancji zerwania z alkoholem. Kiedy chodzę po kolędzie, wiem, że trudno chwalić się grzechem pijaństwa w rodzinie. Wszyscy domownicy starają się zachować pozór, że wszystko jest w porządku, a ja wiem, że jest inaczej. Wiem, że zwykłe szare dni są pełne kłótni i awantur. Michel Quoist, francuski ksiądz, w swojej książce Modlitwa i czyn w niezwykle sugestywny sposób opisuje grzech alkoholizmu: "Pijak stał na środku ulicy. Zataczając się śpiewał na całe gardło. Ludzie odwracali się, zatrzymywali i bawili. Nadszedł policjant, brutalnie chwycił go za ramię i zaprowadził na posterunek. A on śpiewał dalej. A ludzie śmiali się. Ja się nie śmiałem. Pomyślałem, Panie, o jego żonie, która z trwogą oczekuje każdego wieczoru jego powrotu. Pomyślałem o wystraszonych dzieciach, o pustym portfelu, o biciu, o krzykach, o płaczu. I o kolejnych dzieciach, które narodzą się z tych alkoholowych uścisków". Cóż ksiądz może wiedzieć o takim życiu rodzinnym? A wiem, i to bardzo wiele. W dzieciństwie przeżyłem niejedno. Z własnego doświadczenia. Dlatego dziś jestem abstynentem. "Jestem zły na mojego ojca, bo często wraca do domu pijany, robi awantury i bije mamę" - jeszcze raz powrócę do wspomnianych słów młodego człowieka. I cóż? Wypadałoby mu współczuć, że ma takiego ojca. Wypadałoby, gdybym go nie znał. Ale znam i wiem, że ten młody człowiek nie jest abstynentem. Ma już za sobą niejeden przypadek upicia się. Już teraz. A co będzie potem? Jego ojciec jest dziś alkoholikiem, mimo że w czasie jego młodości młodzi nie mieli takiego dostępu do alkoholu jak dziś - praktycznie nieograniczony. Wystarczy zobaczyć, co stoi na stole na tradycyjnych osiemnastkach. I rodzice na to pozwalają. Młodzi narzekają na alkoholizm i jego skutki w rodzinach. Myślicie, że wyciągają z tego jakieś wnioski? Książka trzeźwości, którą wykłada się na ołtarzu w Wielkim Poście i w miesiącu sierpniu, bynajmniej nie zawiera wpisów młodzieży deklarujących trzeźwość. Więc jaka czeka ich przyszłość, skoro dziś, widząc błędy rodziców, nie chcą się nawrócić? Bo pijaństwo wśród młodych jest przerażające. I Pan Bóg nie musi karać ludzi za grzechy, ludzie sami się zniszczą. Gdy Pan Bóg chciał zniszczyć mieszkańców Sodomy za ich grzechy, Abraham wstawiał się za nimi u Pana Boga. Bóg obiecał, że nie zniszczy Sodomy, jeśli znajdzie w niej choć pięćdziesięciu nawróconych. Ostatecznie nie znalazł nawet pięciu. Powtórny upadek Jezusa ma nas skłaniać do zerwania z grzechem. Czy potraktujemy poważnie wezwanie Boga, czy też sami siebie rozgrzeszymy z grzechów i będziemy mówić, że nic złego nie robimy, że nie mamy z czego się nawracać, choć potem będzie cała litania skarg do Pana Boga na pieskie życie? A może w końcu stanie się cud i chociaż jedna osoba spośród młodzieży złoży przysięgę abstynencji na całe życie? ks. Władysław Stępniak Tekst pochodzi z Kwartalnika Pollotyńskiego
|
[ Strona główna ] |
|