Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
bł. Pier Giorgio Frassati

(1901 - 1925)

     Ludzie się za nim odwracali na ulicy, tak był przystojny i urodziwy. Świetnie zbudowany, wysportowany, twarz owalna o oliwkowej cerze, nos orli, oczy czarne, włosy gęste, ciemne, zaczesane do tyiu, rysy klasyczne, ujmujgcy uśmiech.

     Los też się do niego uśmiechał. Jako dziecko dziennikarza i polityka, który robił karierę i matki, zdolnej malarki, wyrósł w atmosferze zamożności, ambicji rodowych i elitarności. W domu jednak brakowało ciepła: małżeństwo rodziców trzymało się tylko względami na dobro dzieci i opinię środowiska. Zresztą nawet to dobro dzieci było pojęte swoiście. Ojciec chciał widzieć w synu swego następcę na stołku redaktora i fotelu senatorskim. Matka, ekscentryczka i despotka, chowała Pier Giorgia i młodszą o rok Lucianę metodami spartańskimi, które im właściwie zatruły dzieciństwo. Pan Frassati był agnostykiem, a jego żona unikała wszelkich objawów żywszej religijności, nazywając je dewocją i bigoterią.

     W takim środowisku wyrósł Pier Giorgio Frassati, młody Włoch z Turynu, urodzony w 1901 r. a zmarły w wieku 24 lat, beatyfikowany w 1990 roku.

     Dziecko było uczuciowe i wrażliwe. Dostrzegało bystrym okiem każdą krzywdę i potrzebę ludzką. Chociaż ze względów snobistycznych Pier Giorgio i jego siostra zostali przygotowani do pierwszej komunii św. osobno, poza grupą ich rówieśników szkolnych, religijność chłopca od początku odznaczała się postawą służby i ofiary na rzecz drugiego człowieka. Nie dał się izolować od spraw i bolączek społecznych; bywało, że wracał ze szkoły czy spaceru bez grosza kieszonkowego przy duszy, a nawet bez części ubrania, bo napotkał biedaka. Chłopiec był w tej chęci pomagania energiczny, pomysłowy i uparty.

     Równocześnie, pomimo despotycznych zachowań matki wobec dzieci, Pier Giorgio był najposłuszniejszym i oddanym jej dzieckiem. Ojciec w miarę jak syn rósł, dochodził do przekonania, że nie będzie miał w nim kogoś na swój wzór i podobieństwo. Pier Giorgio nie odznaczał się zdolnościami, uczył się pilnie, ale nauka nie szła mu łatwo. Wykazywał zainteresowania zupełnie inne, jak ojciec. Myślał o zawodzie, który by go wiązał z ludźmi ciężkiej pracy, wybierając liceum kierował się tym, by móc codziennie przystępować do komunii św. Ojciec obserwując zachowanie syna, zaczął się o nim odzywać pogardliwie, nazywając go "ii puro folio" - czysty wariat. Raz, zastawszy go wieczorem odmawiającego różaniec na klęczkach, następnego dnia rzekł do proboszcza z wyrzutem: "Coście zrobili z mojego syna!". Swoje niezadowolenie okazywał synowi przy każdej okazji. Rosnące obowiązki redaktora jednego z największych dzienników włoskich "La Stampa" i równocześnie senatora, powodowały, że był nerwowy, niecierpliwy i przykry dla wszystkich, ale szczególnie dla Pier Giorgia. W związku z pogarszającymi się stosunkami między obojgiem małżonków, atmosfera | w domu stawała się nieznośna. Niemniej - ani na chwilę Pier Giorgio nie przestał okazywać rodzicom miłości gorącej, cierpliwej, oddanej i wiernej.

     Włochy w latach wzrastania młodego Turyńczyka, nie były krajem spokojnym. Już okres I wojny światowej, chociaż front objął tylko skrawek tej ziemi, był bardzo ciężki, ale zastał Frassatiego świadomego sytuacji swej ojczyzny i gotowego ponieść wszelkie ofiary dla jej dobra. Po zakończeniu wojny | nastał czas radykalizowania się różnych orientacji politycznych: bieda powojenna i bezrobocie sprzyjały ekspansji komunizmu; jako przeciwwaga powstawały partie ludowo-chrześcijańskie, ale jeszcze słabe, a nieraz skłócone. Potem zaczęło podnosić głowę nowe zjawisko w życiu Włoch i Europy: faszyzm. Nasilały też swą działalność różne odłamy wolnomyślicielstwa i antyklerykalizmu.

     Pier Giorgio, od 1918 r. student inżynierii górniczej na Królewskiej Politechnice w Turynie, całą duszą włączył się w działalność społeczną i polityczną. Chciał ewangelizować wśród młodzieży i wśród robotników, stąd wybór kierunku studiów. Swoim wdziękiem, urodą, wesołością, dużym talentem oratorskim i energią pociągał młodych za sobą. Jego siostra wspomina:

     "Można było nie doceniać miłości Giorgia względem bliźnich, jego pobożności i inteligencji, można było nie znać jego zdolności orator-skich, ale jego czystość biła wprost w oczy najbardziej nawet nieuważnego obserwatora. Była to jego cecha najbardziej widzialna. Cała jego postać była nią nacechowana. Była w nim jakaś trwała i niezmienna powściągliwość, powściągliwość nie wykluczająca absolutnej swobody, nawet ją w pewnej mierze akcentująca".

     W okresie studiów nasiliło się jego zaangażowanie w pracę polityczną i organizacyjną. Uważał, że to jest wezwanie chwili i trzeba na nie odpowiedzieć nawet ewentualnym kosztem nauki. Od 1918 r. działał w Akcji Katolickiej; w 1920 r. zapisał się do Włoskiej Partii Ludowej. Najbliższe sercu było turyńskie koło UFKW im. Cesare Balbo. "Musimy się zahartować - pisał w odezwie do członków koła Włoskiej Młodzieży Katolickiej - do sprostania walkom, jakie z pewnością stoczyć musimy, by wypełnić nasz program i zapewnić naszej Ojczyźnie, w niedalekiej przyszłości, dni radośniej sze i społeczeństwo moralnie zdrowe. A do tego wszystkiego trzeba: nieustannej modlitwy, by otrzymać od Boga tę łaskę, bez której nasze siły są daremne; organizacji i dyscypliny, byśmy w stosownym momencie byli gotowi do działania, i w końcu złożenia w ofierze naszych namiętności i nas samych, bo bez tego nie można osiągnąć celu".

     Wobec rosnących wpływów faszyzmu, organizacje, do których należał, musiały się, przy różnych okazjach, opowiedzieć za lub przeciw. W 1922 Pier Giorgio pisał do przyjaciela: "Rzuciłem okiem na przemówienie Mussoliniego i cała krew zawrzała w moich żyłach. Doprawdy, zupełnie się rozczarowałem do postawy ludowców. Gdzie się podział piękny program, gdzie Wiara, która ożywia naszych ludzi? Niestety, kiedy chodzi o wznoszenie się ku zaszczytom, ludzie depczą swoje sumienie". Rok później donosił temu samemu przyjacielowi: "W kole szykują się wybory; wybierzmy na przewodniczącego Severiego, na Guardię Rivę bowiem jesteśmy wszyscy oburzeni, a niżej podpisany bardziej niż wszyscy inni, bo wywiesił on sztandar na powitanie Mussoliniego. Złożyłem wtedy dymisję z członkostwa, a potem ją wycofałem, dla dobra Koła".

     Odwaga, z jaką Frassati demaskował niebezpieczeństwo faszyzmu, naraziła go na odwet bojówek "brunatnych koszul". Tak opisał w liście do przyjaciela napad, który na niego uczyniono: "Piszę, żeby cię uspokoić. Przeczytasz w gazecie, że wczoraj mieliśmy nagle coś w rodzaju dewastacji w mieszkaniu, spowodowanej przez tych obrzydliwych faszystów. Był to wyskok tchórzów, nic więcej. Spokojnie siedzieliśmy przy stole i był kwadrans na godzinę pierwszą, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Marysia [służąca] pobiegła i zobaczyła przez okno młodego człowieka dość dobrze ubranego. Pomyślała więc, że to jeden z moich przyjaciół, i uchyliła drzwi. On natychmiast zażądał, aby się zjawił "Komandor Frassati". Usłyszawszy odmowę, pchnął drzwi i krzycząc: "Naprzód!", wszedł do domu z pięcioma innymi. Jedliśmy spokojnie, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk Marysi. W pierwszej chwili pomyślałem, że to złodzieje, ale gdy wybiegłem do przedpokoju i zobaczyłem, że jeden z nich usiłuje zerwać telefon, od razu pomyślałem, że to faszyści, i w tym samym momencie krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. Rzuciłem się na nicponia, dając mu mocno pięścią, krzycząc: "Łajdacy, tchórze, mordercy!". Ledwie ci oszuści usłyszeli męski głos, bardzo odważnie rzucili się do drzwi i uciekali na łeb na szyję..." Dwa dni przed zajściem pisał w liście do przyjaciela: "Przypominam sobie pierwsze wybory okresu powojennego, potem nadejście faszyzmu, i oto uświadamiam sobie z radością, że w naszym dotychczasowym życiu nigdy, ani przez chwilę, nie byliśmy za faszyzmem, lecz zawsze walczyliśmy z tym nieszczęściem Italii".

     Równocześnie biegły studia ze zmiennym szczęściem; zaangażowania polityczne kolidowały zbyt często z terminami egzaminów. Ale pomimo tych dużych obciążeń Pier Giorgio nie rezygnował z dwóch swoich pasji życiowych: z poświęcania się ubogim i z alpinizmu. Będąc członkiem Konferencji św. Wincentego a Paulo, organizował wszechstronną pomoc biednym, bezrobotnym i chorym, ale najbardziej lubił osobiście ich odwiedzać, z nimi rozmawiać, przy nich posiedzieć. Ojciec Pier Giorgia, sam tak bogaty, drastycznie ograniczył synowi kieszonkowe twierdząc, że i tak on to wszystko rozdaje darmozjadom.

     Od dzieciństwa Pier Giorgio uwielbiał Alpy, korzystał w każdej wolniejszej chwili, aby wyskoczyć na narty albo wspinaczkę. Podczas wycieczek kipiał wesołością i pomysłami, ale dbał o to, by zawsze zdążyć na codzienną mszę św., co czasem wymagało bardzo wczesnego wstania albo dodatkowych kilometrów marszu. Towarzysze alpejskich wypadów nieraz utyskiwali na ten jego zwyczaj, ale w tej sprawie Pier Giorgio był niezłomny. Bóg był dla niego zawsze na pierwszym miejscu.

     Rok 1925 zaczął się dla Frassatiego pod znakiem doświadczeń, zesłanych przez Boga. W styczniu wyszła za mąż i po ślubie opuściła Włochy Luciana, jedyna szczerze mu oddana dusza w domu rodzinnym. "Rozstanie było przeraźliwe..." - zwierzył się przyjacielowi.

     Już wcześniej Pier Giorgio musiał stłumić w zarodku rodzącą się sympatię do koleżanki Laury, gdyż wyczuł, że rodzice nigdy by jej nie zaakceptowali jako synowej. W końcu ojciec postanowił powierzyć synowi administrację finansową dziennika "La Stampa" - było to równoznaczne z rezygnacją z jego własnych planów zawodowych i nadziei na samodzielność.

     Pier Giorgio przyjmuje te dotkliwe próby życiowejako znaki woli Bożej, nie buntuje się, coraz częściej myśli o wieczności, do której trzeba dojść przekreślając siebie.

     Latem zachorowała śmiertelnie babka Giorgia. Cała rodzina zaabsorbowana jej stanem nie zauważyła, że on też nie domaga. Bóle, gorączka, słabość, przykuły go w końcu do łóżka. Gdy wrócono z pogrzebu babki, stan chorego był już bardzo ciężki, postępował paraliż. Lekarze stwierdzili chorobę Heinego-Medina, na którą wtedy nie znano lekarstwa.

     Pier Giorgio umierał otoczony rodziną: matka modliła się gorąco, może po raz pierwszy w życiu, ojciec płakał, wołając "Mój śliczny Giorgio", siostra trzymała go za rękę, i jej przesłał umierający swój ostatni uścisk. Pan wezwał go do Siebie 4 lipca 1925 roku.

     Odprowadziły go do grobu niezliczone tłumy przyjaciół, kolegów, ubogich, duchowieństwa, członków organizacji i partii politycznych. Ojciec zmarłego, widząc to mrowie żegnające Pier Giorgia jak świętego, oniemiał; jego zajadły przeciwnik polityczny, redaktor konkurencyjnej gazety, nad grobem syna wyciągnął rękę do zgody.

     Pier Giorgio Frassati pozostanie jako wzór młodego człowieka, który swoje zjednoczenie z Bogiem realizował w pełnym zaangażowaniu na rzecz bliźniego, z młodzieńczym entuzjazmem szafując sobą bez reszty. Ojciec Święty Jan Paweł II będąc jeszcze kardynałem, powiedział o nim: "Popatrzcie jak wyglądał człowiek Ośmiu Błogosławieństw, który nosił w sobie na co dzień tę radość Ewangelii, Dobrej Nowiny, radość zabawienia ofiarowanego nam przez Chrystusa" (Kraków 1977 r.).

Teresa Tyszkiewicz



[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej