(1853 - 1916) Przychodzi na świat w zamożnej rodzinie chrześcijańskiej. Pisze:"...Panie Jezu... Jako syn świętej matki, gdy tylko zacząłem mówić, nauczyłem ale od niej Ciebie znać, kochać i modlić się do Ciebie" (rekolekcje w Nazarecie) W wieku 6 lat zostaje sierotą.
Poznaje cierpienie spowodowane wojną w 1670; zajęcie miasta, które musi opuścić wraz z rodziną. Zamieszkuje w Nancy. W tym mieście przyjmuje z wielką gorliwością I Komunię św. Siłą dla Karola jest wiara bliskich, zwłaszcza dziadka i Kuzynki Marii, dla której odczuwa wielki podziw. Ona to dzięki swej dobroci i okazywanemu zrozumieniu będzie dlań pomocą zarówno w latach błądzenia, jak i życia zakonnego. Uczęszcza do liceum w Nancy.
Powoli odchodzi od wiary. W 1874 zamieszkuje u Jezuitów w Paryżu celem studiowania filozofii.
Pragnie poświęcić się karierze wojskowej i wstępuje do szkoły Saint Cyr. Są to lata obojętności. Nie uczy się. Prowadzi życie samotnika, włóczy się, rozczytuje w literaturze, ale nie znajduje sensu życia. Zastanawiając się nad tym okresem życia napisze do Henryka de Castries w sierpniu 1901: "W ciągu 2 lat żyłem niczemu nie przecząc, ale i w nic nie wierząc, pełen wątpliwości co do prawdy, bez wiary w Boga. Żaden dowód nie był dla mnie dość mocny. Żyłem tak, jak się żyje, gdy ostatnia iskierka wiary gaśnie."
Ma 19 lat. Umiera jego dziadek. Przeżywa wielki ból, który powoduje, że staje na bezdrożu. Zaniedbuje się. Stale zabawiając się trwoni dziedzictwo dziadka. Rodzina martwi się. Kończy jednak, szkołę kawalerii w Saumur w wieku 20 lat i poświęca się krótkiej karierze wojskowej.
W 1888 Karol ma 24 lata. Opuszcza wojsko i idzie odkrywać Maroko.
Przygotowuje się do podróży po kraju wówczas zamkniętym poważnymi studiami i przyswaja sobie to, co potrzebne do realizacji tego planu. Umawia się z rabinem Mardocheuszem i ten zgadza się na rolę przewodnika. Jest to prawdziwa wyprawa naukowa, pełna niebezpieczeństw. Kończy ją z dużym powodzeniem a Towarzystwo Geograficzne odznacza go złotym medalem. W czasie tej podróży Maroko podbija mu serce. Jest wzruszony gościnnością ludzi, ich wiarą w Boga i modlitwą. Jednak po powrocie z Maroka w głębi serca nie jest zadowolony. Pisze do swego przyjaciela Henry de Castries: "Będąc w Paryżu w związku z drukowaniem mojej rozprawy o Maroku, stykałem się z ludźmi mądrymi, o wielkiej cnocie i realizującymi w dużym stopniu swoje chrześcijaństwo. I wówczas pomyślałem sobie, że ta religia nie jest absurdalna. Równocześnie nadzwyczaj silna łaska mnie ogarnęła. Poszedłem do kościoła nie posiadając wiary, a czułem się dobrze jedynie tam. Spędzałem tam długie godziny powtarzając te dziwną modlitwę: MÓJ BOŻE, JEŚLI JESTEŚ, SPRAW BYM CIEBIE POZNAŁ."
Idąc za radą swojej kuzynki spotyka się z księdzem Huvelin, cenionym kierownikiem duchowym. Jest to spotkanie decydujące: "Skłaniając mnie do podejścia do konfesjonału pod koniec października, między 27 a 30, udzieliłeś mi wszelkich dóbr, mój Boże! Skoro istnieje radość w niebie z grzesznika, który się nawraca, to gdy ja przystąpiłem do konfesjonału, zaistniała ona na pewno!" "Jakiż to dzień błogosławiony! Co za dzień pełen błogosławieństwa!" "Prosiłem o naukę religii, a on kazał mi uklęknąć, wyspowiadać się i zaraz przyjąć Komunię Świętą." (rekolekcje w Nazarecie)
Czuje się zafascynowany pewnym zdaniem z kazania Księdza Huvelin: Myśli już tylko o pójściu śladami Jezusa ubogiego. Za radą ks. Huvelin pielgrzymuje do Ziemi Świętej, co pomaga mu odkryć w Konkrecie oblicze Jezusa. Spotyka Go w Betlejem, w Jeruzalem, na Kalwarii w tajemnicy cierpienia, w końcu w Nazarecie uświadamia sobie czym było 30 lat życia Jezusa jako ubogiego cieśli wiejskiego. Nazaret pozostanie już przez całe jego życie ciągłym poszukiwaniem, jak naśladować Jezusa i to go zaprowadzi coraz dalej.
"Skoro tylko uwierzyłem, że jest Bóg, zrozumiałem, że nie mogę już żyć imaczej, jak jedynie dla Niego; moje powołanie zakonne zrodziło się w tej samej godzinie, co moja wiara; Bóg jest tak wielki! Jak wielka jest różnica między Bogiem a tym wszystkim, co Nim nie jest..." "Nie czułem się powołany do naśladowania Jego życia publicznego, głoszenia Ewangelii. Musiałem więc naśladować życie ukryte pokornego i ubogiego cieśli z Nazaretu. Wydawało mi się, że nic bardziej nie było doń zbliżone, jak zakon trapistów." Składa Bogu największą ofiarę. Opuszcza rodzinę 15.01.1890 i następnego dnia wstępuje do trapistów w Notre Dame des Neiges. Realizuje tym samym to, co powiedział o nim ks. Huvelin: "Z religii uczynił miłość"
Przyjmuje imię brata Marii Alberyka. Kilka miesięcy później zostaje przeniesiony do domu trapistów w Akbés w Syrii. Jest szczęśliwy, lubi pracę, która zbliża go do Jezusa z Nazaretu. Bracia, którzy go znali, mówią, że był wzorem posłuszeństwa Regule. Ale tęsknota za Nazaretem znowu się pojawia...
Wskutek stale powtarzanych próśb opuszcza zakon trapistów w lutym 1897. Przełożeni stwierdzają, że posiada inne powołanie, osobiste i... wyjątkowe. Przejęty gorącym poszukiwaniem sposobu naśladowania Jezusa z Nazaretu wyrusza do Ziemi Świętej, by w miejscu, gdzie żył Jezus prowadzić w ukryciu życie modlitwy i zwykłej pracy. Trzy lata jest służącym klasztoru klarysek w Nazarecie. Mieszka w szopie i żyje bardzo ubogo. Godzinami trwa w cichej adoracji Najświętszego Sakramentu i rozmyślaniu nad Pismem Świętym. Stopniowo coraz lepiej rozumie, że kochać Jezusa to wejść w Jego zbawcze dzieło i naśladując Go stać się bratem wszystkich, a przede wszystkim tych, którzy nie znają jeszcze Miłości Chrystusowej.
Aż dotąd Karol nie chciał być kapłanem, gdyż obawiał się, że w ten sposób oddali się od ubóstwa i "ostatniego miejsca". Jednakże z miłości do Eucharystii i dla dobra dusz, przyjmuje święcenia kapłańskie w wieku 43 lat.
"Otrzymałem święcenia kapłańskie i robię starania, aby kontynuować na Saharze życie ukryte Jezusa z Nazaretu, nie aby prawić kazania, ale by żyć w samotności, ubóstwie, wykonując zwyczajne prace jak Jezus i starając się czynić dobrze duszom nie słowem, ale modlitwą, Najświętszą Ofiarą, pokuta, praktykowaniem miłości..." (List do Dom Martin) Wyjeżdża na Saharę i zamieszkuje w Béni-Abbés, blisko granicy z Marokiem, które tak ukochał i dokąd skierowane były zawsze jego pragnienia. Chce wśród tych odizolowanych ludzi prowadzić życie modlitwy i adoracji, gdzie ośrodkiem jest Jezus obecny w Eucharystii. Chce jednak też być bratem wszystkich i trwać w gotowości służenia. Pisze do biskupa Guérin: "Biedni żołnierze stale przychodzą do mnie. Niewolnicy wypełniają mały domek, który udało się zbudować. Podróżni przychodzą prosto do Fraternité. Dużo jest ubogich... codziennie są goście na kolację, na noc i na śniadanie..." Do swojej kuzynki Marii de Bondy pisze: "Chcę przyzwyczaić wszystkich mieszkańców - chrześcijan, muzułmanów, żydów, do tego, by mnie uważali za brata. Zaczynają nazywać dom fraternité i jstt mi to bardzo miłe..." Potępia niesprawiedliwość, niewolnictwo i nie przestaje o tym mówić do wpływowych przyjaciół. "Należy miłować sprawiedliwość a nienawidzić niesprawledliwości. Gdy rząd popełnia poważną niesprawiedliwość wobec tych, nad którymi mamy pieczę, trzeba mu to wypomnieć... Nie mamy być śpiącą strażą, niemymi psami, czy obojętnymi pasterzami." (list do Dom Martin) Gdy brat Karol wybrał Béni - Abbés jako miejsce zamieszkania, poszedł możliwie najdalej. Jednak oto otwiera się droga na południe aż do kraju Tuaregów, do Hoggaru, dokąd żaden kapłan pójść nie może. Mimo, iż wzdryga się przed tą podróżą ostatecznie podejmuje decyzję i wyrusza w kierunku Hoggaru 13 stycznia 1904. Poznaje Tuaregów w czasie całorocznej podróży przez pustynię, przemierzając ok. 1500 km. Zostaje przyjęty przez Mussę Ag Amastana, rządcę Hoggaru i zamieszkuje w Tamanrasset. Z biegiem lat umacnia się między nimi przyjaźń. Poznaje ludzi w ich codzienności, pracy i trudzie, z szacunku i miłości do ich kultury uczy się języka. Stopniowo brat Karol spisuje poematy - historię i obyczaje, śpiewane wieczorami przy ogniskach. Pomagają mu w tym przyjaciele, m.in. poetka tuareska Dassina. Uważa ich wszystkich za braci i do swego przyjaciela protestanta powiedział kiedyś: "Jestem pewien, że dobry Bóg przyjmie do nieba wszystkich tych, którzy są dobrzy i uczciwi, i nie będą musieli być koniecznie katolikami. Pan jest protestantem, inni są niedowierkami, a Tuaredzy muzułmanami. Jestem przekonany, że Bóg przyjmie wszystkich, jeśli na to zasłużymy." Żyjąc wśród nich staje się jednym z nich. Często przychodzą doń, by się poradzić. Rozumie aspiracje swych przyjaciół do lepszych warunków życia. Stara się im pomóc. Dzieli się wszystkim, co posiada w latach głodu 1906 - 1907. W tym czasie Karol zapada poważnie na zdrowiu. Trzeba było, aby doszedł do takiego ogołocenia, by Tuaredzy mogli coś dla niego zrobić. Ofiarują mu małe ilości mleka koziego, o które w okresie głodu starają się w dalekich stronach. A ich przyjaźń z pogłębia się, bowiem teraz Karol potrzebuje pomocy.
Od dłuższego czasu czuje, że powinna powstać nowa rodzina zakonna, jest jednak sam. W 1904 pisze do Zuzanny Perret: "Jeżeli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze pozostanie samo, jeśli obumrze przynosi wiele owocu. Nie obumarłem, dlatego jestem sam. Proszę modlić się o moje nawrócenie, abym umierając przyniósł owoc... Jezus chce, bym pracował nad założeniem tej podwójnej rodziny (małych braci i małych sióstr). Pracować nad tym, jak? Błagając, ofiarując się, umierając i uświęcając się, kochając Go w końcu... Naszemu Panu spieszy się. Jego życie w Nazarecie ukryte, ubogie, poniżone i skupione na modlitwie nie znajduje naśladowców." Przypomina sobie pewną rozmowę z ks. Huvelin i w swoim dzienniku z 1909 roku pisze: "Moje apostolstwo winno być apostolstwem miłości, aby widzący mnie ludzie mogli powiedzieć: Skoro ten człowiek jest tak dobry to i jego religia musi być dobra. I jeśli ktoś mnie spyta dlaczego jestem łagodny i dobry, winienem odpowiedzieć: ponieważ jestem sługą Kogoś, kto jest o wiele lepszy ode mnie. Gdybyście wiedzieli, jak dobry jest mój Mistrz Jezus! ... Chciałbym być tak dobry, aby mówiono: Jeżeli taki jest sługa, jakimż musi być Mistrz?" Trzy razy udaje się brat Karol do Francji. Odwiedza tam swą rodzinę, ale głównym celem jego podróży jest zapoznanie ludzi z projektem stowarzyszenia dla świeckich, które chciałby założyć dla ważnej roli świeckich w ewangelizacji. Stowarzyszenie miałoby trojaki cel:
Represje I wojny światowej dochodzą do Hoggaru. Niepewność ogarnia i te rejony. Wieczorem, 1 grudnia, w wyniku jakiegoś działania buntowników pozwala się schwycić, nie stawia oporu. Zostaje związany i ograbiony. Słysząc jakieś głosy, ze strachu zabija go chłopak, który miał go pilnować. Przyjmuje śmierć jak prawdziwy uczeń Tego, który milczał w czasie swej Męki, w całkowitym osamotnieniu. Po śmierci znaleziono zakreślone jego ręką, być może tego samego dnia, zdanie z Ewangelii: Jeśli ziarno pszeniczne wpadłwszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, lecz jeśli obumrze, przyniesie plon obfity. Obok jego ciała, na piasku leżała konsekrowana Hostia. Nie zostawia ani jednego ucznia, aby kontynuował jego misję. Od 1929 ciało jego spoczywa w El Golea. Śladem brata Karola chrześcijanie wszystkich krajów i kultur usłyszeli i słyszą nadal to wezwanie do życia według Ewangelii. Tak zrodziły się wspólnoty i stowarzyszenia kapłańskie, zakonne, świeckie tworzące duchową rodzinę Karola od Jezusa.
Przedstawiciele tych wspólnot i stowarzyszeń zjeżdżają się raz do roku i poprzez swą różnorodność ukazują jedność swej misji. Duch, który ożywiał brata Karola, jest żywy w Kościele, w czasach nam współczesnych.
Opr. Anna S. Życiorys zaczerpnęłam za strony internetowej: www.baqbug.terramail.pl i z książki Doroty Szczerby "Wielka Cisza - Tajemnica Adoracji" [ Powrót ] |
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |