Kataryniarz jak kiedyśKataryniarze są znani od ponad 300 lat. Dzisiaj w Polsce ostał się jeszcze jeden - z warszawskiej starówki. Pośród rożnych cudaków, których można spotkać na trasie od Zamku Królewskiego aż do Barbakanu, na środku Rynku Starego Miasta, przy Syrence stoi zwykle niepozorny starszy pan w cylindrze i płaszczu do samej ziemi. Do tego długa szpicbródka i lanserski szalik. Przed nim kolorowa skrzynia z przymocowaną klatką, w środku sztuczna papuga. Więcej już nie widać, resztę zasłania gromadka dzieci. Przepychają się jedno przez drugie i próbują zagadać kataryniarza, zadać choć jedno pytanie, złapać kawałek płaszcza, dotknąć papugi i zdobyć niepowtarzalny skarb. A w ofercie są: kolorowe "gluty" do przylepiania w różnych miejscach, paczka diabełków - rzucasz i strzelają, zęby wampira, a nawet "oko proroka". - A drogie te zęby? - pyta jeden z chłopców. - Jak się nie ma pieniędzy, to wszystko drogie! - odpowiada z uśmiechem kataryniarz, a po chwili donośnym głosem zachęca: losy, losy, losy! Każdy coś wygrywa, nikt nie traci! Losy, losy! Tłum się przerzedza. Wycieczka pierwszoklasistów zwołana przez nauczycielkę ustawia się w pary i odmaszerowuje w stronę muzeum historii. Kataryniarz chwyta za korbę i powoli kręci. Jest godzina 10 rano, przyszedł więc czas na IX symfonię Beethovena. - Zagramy "Odę do radości" - mówi - czyli hymn Unii Europejskiej. Małe dziurki na taśmie papieru przesuwają się powoli zgodnie z obrotem korby. Wesołe dźwięki w połączeniu z promieniami słońca od nadchodzącej wiosny napełniają plac optymizmem i melancholią. Turyści zwracają głowy w kierunku Syrenki. I tak już ponad 10 lat. Kiedyś było zupełnie inaczej. Była praca, stanowisko i szacunek ludzi. Jako kierownik działu w jednej z sieci hipermarketów miał pod sobą grupę pracowników i odpowiedzialne zadania. Decyzja o restrukturyzacji firmy dopadła go w jego gabinecie, przy stosie papierów i dokumentacji. - Wiadomo, że w takiej chwili na pierwszy rzut idą starsi, zużyci pracownicy. Zostałem więc na bruku, ale... pojawiła się dość szalona alternatywa. Mój brat cioteczny, poprzedni polski kataryniarz, postanowił się przebranżowić. Szukał nowego zajęcia i nabywcy katarynki. .. Spróbowałem i spodobało mi się - opowiada Piotr Bot, czwarty po wojnie warszawski kataryniarz. Od tamtej pory dużo się zmieniło, a kataryniarz z roku na rok doprowadza swoją rolę do perfekcji. Sam nauczył się obsługi katarynki i nagrał nawet dwie płyty CD, założył stronę internetową, a pięć lat temu swoje umiejętności zaprezentował na audiencji przed Janem Pawłem II. Z prostego sposobu zarabiania pieniędzy urządził małe teatralne widowisko. Regularnie jeździ teraz na kongresy kataryniarzy. - Właśnie wczoraj wróciłem z Niemiec, bo tuż za naszą zachodnią granicą ten zawód naprawdę żyje i ma się całkiem nieźle. Z kolegami po fachu wymieniamy się nowymi pomysłami i spostrzeżeniami. Jestem tam doceniany, bo jako jedyny w Europie gram na registrach. To takie małe wypustki z boku katarynki, które pozwalają modulować dźwięk, co sprawia, że zawsze brzmi on niepowtarzalnie - tłumaczy Piotr Bot. W ciągu kilku lat stopniowo dopracowywał swój warsztat i wygląd. Kupił nawet dwie papugi, jedna z nich to niemal metrowa ara - Carlos i mniejszy Kubuś. Kiedy tylko zrobi się cieplej, będą sobie siedziały wolne na drabince przyciągając wzrok przechodniów. Na razie pracuje "papuga zastępcza". Nie wie, jak długo jeszcze będzie grał. Jakiś czas temu badanie wykryło mu jakiś guz w łokciu, zapewne od wieloletniego kręcenia korbą. Lekarz, nic nie mówiąc, wypisał mu skierowanie na operację. Kataryniarz nie posłuchał, będzie grał dopóki starczy mu sił. A siłę ma od ludzi. Kiedyś podeszła do niego jakaś starsza kobieta. Zasłuchana w muzykę nic nie mówiła przez dłuższą chwilę. Gmerała w torebce, w końcu wyciągnęła małe zawiniątko i ze szklistymi oczami pokazała mały pierścionek z błyszczącym oczkiem. "Bardzo dawno temu dostałam go od pewnego kataryniarza, grał tak samo pięknie jak pan. Tak mi się teraz na wspomnienie wzięło" - powiedziała wzruszona. Wiadomo, jak w starej piosence: złoty pierścionek, złoty pierścionek na szczęście. Marta Troszczyńska
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |