Refleksje eschatologiczne - piekłoNasze czasy bardziej chyba niż wszystkie inne uwrażliwiły się na mówienie pozytywne, które nie dopuszcza obrazów potępienia, zwłaszcza jeśli rościłoby sobie pretensje wieczności, nieodwołalności. Wynika to pewnie z klimatu cywilizacji sukcesu, nieuznającej porażek, a która tak jak w świecie gier komputerowych, woli nie mówić o jednorazowości życia, które można przeżyć wartościowo albo zmarnować, zadowalając się perspektywą wykorzystania kolejnych "żyć". Poprawność nakazuje odsunąć na bok temat stanu potępienia wiecznego, o którym jednak często słyszymy w Ewangelii lub traktować go z przymrużeniem oka, ale chyba trudno całkowicie zbagatelizować i przejść obojętnie wobec tak wielu ostrzeżeń, jakie kieruje do nas Pismo Święte. Obraz piekła, jaki kryje się w umyśle współczesnego człowieka, jest zapewne kształtowany przez dorobek przemyśleń i wyobraźni poprzednich pokoleń, które zainspirowane niezwykle plastycznym językiem Pisma Świętego budowały i "wyposażały" przestrzeń piekła. Na mapie tej swoistej "geografii religijnej" piekło lokalizowano w niedostępnej człowiekowi sferze podziemnej (sugeruje to także słowo łacińskie "infernum"), którą utożsamiano z miejscem zamkniętym, niemożliwym do opuszczenia. Było więzieniem, z którego człowiek nie był w stanie wyjść polegając jedynie na własnych siłach i możliwościach, a w którym znalazł się z powodu popełnionych nieprawości. Piekielne katusze, które tak obrazowo przedstawiało zwłaszcza całe średniowiecze nie tylko w twórczości malarskiej (choćby malowidło "Ukrzyżowanie i Sąd Ostateczny w toruńskiej katedrze, XIV w.), ale również w poezji (by wspomnieć "Boską komedię" Dantego), odzwierciedlały wyobrażenia ludzi tej epoki: z ogniem, smołą, cierpieniem fizycznym. Z drugiej strony dla wielu osób trudne jest do pogodzenia istnienie piekła jako stanu ostatecznego potępienia z powszechną wolą Bożą, by "wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy" (1 Tm 2,4). Pojawia się więc zasadnicze pytanie: czy miłość Boża nie obejmuje tych, którzy pozostają w piekle? Czy Bóg może pogodzić się z tym, że jakaś część jego stworzeń obdarzonych rozumem, które tak ukochał, że posłał Syna swego, cierpi męki z dala od Jego oblicza? Odpowiedź na te pytania staje się w pełni możliwa dopiero wówczas, gdy zrozumiemy prawdę o człowieku, który został przez Boga stworzony jako istota rozumna i wolna. Dlatego prawdziwym spełnieniem człowieka, które urzeczywistni się całkowicie w chwale, będzie zjednoczenie z Bogiem, a w tym kontekście potępienie wieczne musi jawić się w kategorii niespełnienia, pozbawionego przy tym - z racji wieczności - jakiejkolwiek nadziei. Nie dziwi zatem, że gdy św. Tomasz z Akwinu opisuje stan potępionych czyni to posługując się pojęciem właśnie "beznadziei". Dla tych, którzy swoim życiem odrzucili miłość zbawiającą Boga końcem jest życie z dala od uszczęśliwiającej komunii, bez żadnej nadziei na powrót do Stwórcy. Wielu chciało w historii osłabić to spojrzenie upatrując w piekle karę jedynie czasową, która po upływie pewnego czasu się skończy, a wówczas wszyscy będą zbawieni (Orygenes). Nie jest to jednak stanowisko Kościoła, który pozostając wierny nauce Pisma Świętego, wyznaje, że "zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddaleniu od Boga" (KKK 1035). Warto przypomnieć sobie w tym miejscu język Ewangelii, która mówi o zaproszonym na ucztę weselną, pozbawionym jednak właściwej szaty, że został "wyrzucony na zewnątrz, w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" (Mt 22,13). Piekło to zatem taki stan bytowania człowieka, w którym odrzuca on zaofiarowaną mu miłość Boga. Co wydaje się w tym najważniejsze to stwierdzenie, że właściwie sam człowiek wyklucza się z jedności z Bogiem. Przerażająca jest z pewnością zawziętość, z jaką każdy z nas tak często "trzyma się" grzechu, jak trudno nam wyrzec się go całkowicie, zawrócić z drogi, która wiedzie do kary "ognia wiecznego" (Mt 25,41). Pewnie dlatego mówi się, że miłość Boża jest obecna nawet w piekle, ale jedynie jako ciągle odrzucana. Znieprawienie woli człowieka tonącego w grzechach, jak powie psalmista, "aż po szyję" (Ps 69,2) sięgać miałoby niestety aż takiego poziomu. Ten, którego Biblia nazywa "ojcem kłamstwa" ma z pewnością wiele wspólnego z zatwardziałością, z jaką człowiek broni swojego grzechu, gdy wybija godzina zerwania z nim. Tak istotne pozostaje więc uświadomienie sobie jego szkodliwej roli, która polega na sprowadzaniu człowieka z drogi prawości i oczyszczenie naszej wyobraźni z wizerunku szatana jaki znamy z bajek i ikonografii, gdzie funkcjonuje jako istota z rogami i ogonem, niezbyt przy tym inteligentna. Jest jednak zupełnie przeciwnie i dlatego nie można zlekceważyć go, rozmawiając z nim na poziomie inteligencji, w której nas przewyższa (wystarczy uważnie prześledzić dialog Ewy z wężem, który dla Ojców Pustyni był archetypem każdej pokusy). Jedyną radą wydaje się zalecenie wielu mistrzów życia duchowego, by przeciąć jakikolwiek dialog i wytrwać w miłości Pana, choćby wszystko starało się zachwiać naszą w nią ufnością. Warto w naszej refleksji nad piekłem zatrzymać się nad wpływem naszego rozumienia kary wiecznej na pełnienie dobrych uczynków. Lęk przed wiecznym potępieniem, choć jest czasem motywem naszego postępowania, nie może stać się jednak najważniejszym argumentem za wiernością Ewangelii i jej nakazom. Ma nią być miłość Boga. Droga do niej co prawda może wieść nieraz przez wiele etapów, z których pierwszym może okazać się często w teologii przywoływana "bojaźń niewolnicza" - jak określił tę postawę lęku przed piekłem św. Tomasz z Akwinu. Jednak przez codzienny wysiłek rozpoznawania miłości Bożej w zwykłych wydarzeniach zmierzać trzeba do innego rodzaju bojaźni: "synowskiej". Jej istotą jest już lęk, że się nie dość kocha, bo zawsze można więcej i mocniej. Lęk przed potępieniem na wieki ma jedynie zrobić miejsce dla miłości, pociągnąć do całkowitego oddania się Stwórcy. Św. Augustyn tak opisywał relację między tymi bojaźniami, a w gruncie rzeczy między dwoma rodzajami motywacji dla naszych działań: lęku przed karą i miłością: "Jak przy szyciu za igłą idzie nić i dopóki igła nie wyjdzie, nie pociągnie i nici - tak bojaźń pierwsza ogarnia umysł, jednak nie zostaje, bo po to weszła, aby za sobą wprowadzić miłość". Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei, który przez doczesność zmierza do pełnego szczęścia, do którego został powołany przez samego Boga. Przez każdego dnia wyrażoną zgodę na to, by dać się prowadzić miłości, odrzucając jakiekolwiek paktowanie z tym, który jest "przeciwnikiem naszego zbawienia", nie wciągając się w kompromisy ze złem, człowiek przybliża nią do upragnionego celu. dk. Piotr Roszak
Tekst pochodzi z pisma
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |