Wielki Piątek - dziań ukrzyżowaniaSzósta rano - deszcz siąpi. W wielkim mieście wszyscy śpią w swych ciepłych łóżkach. Dla niektórych to dzień jak co dzień. Ale kilka kilometrów dalej stoi wzgórze, Góra Kalwaryjska. Tutaj nie czuć tego, że jest tak wcześnie, tak zimno i mokro. Widzę tysiące ludzi... Stoją w błocie uważnie słuchając. Czego? Wzrok mój sięga w dal - tam przede mną rozgrywa się spektakl, widowisko, w którym aktorami są zakonnicy z pobliskiego klasztoru. Rozglądam się: ludzie stoją na palcach, patrzą przez lornetki, niektórzy wchodzą na drzewa. To zupełnie co innego niż droga krzyżowa w kościele.Droga krzyżowa rozpoczyna się sądem faryzeuszy nad Panem Jezusem u Kajfasza, po czym pielgrzymi podążają do Piłata, gdzie faryzeusze oczekują wydania na Jezusa wyroku skazującego na śmierć. Piłat wstawia się za Jezusem i odsyła Go do Heroda. Po każdym takim przystanku jeden z księży wygłasza kazanie, którego wierni słuchają z uwagą. Kazanie zawsze związane jest z treścią poprzedniej stacji. Gdy dochodzimy do odległej o kilkaset metrów sceny, na której odbywa się scena u Heroda, korowód faryzeuszy dociera tam również. Herod chce, aby Jezus pokazał im cuda. Jednak Pan nie odzywa się do niego ani słowem. Zirytowany Herod odsyła Go z powrotem do Piłata. Pokonując ten dystans śpiewamy nabożne pieśni, Wielbimy Pana Jezusa i Maryję. W oczach ludzi nie widać znużenia. Z ochotą brną przez błoto i śnieg. Mróz szczypie w uszy, ale nie zważamy na to. Koło mnie co chwila ktoś upada w głębokie na kilkadziesiąt centymetrów błoto. Niektórzy idą posępni, inni biją się w piersi. Na niektórych twarzach widać łzy. Wszyscy wiedzą - teraz Piłat skaże Pana na śmierć, lecz przedtem każe go ubiczować. Wszystko jest oczywiście tylko symbolem tego, co stało się prawie dwa tysiące lat temu. Tutaj homilię wygłasza zawsze arcybiskup krakowski. Gdy Poncjusz odczytuje dekret, ze sceny schodzi aktor, przebrany na Pana Jezusa. Niesie on ciężki, drewniany krzyż, który dźwigać pomaga mu żołnierz rzymski. Kilkanaście lat temu, gdy aktor pomagający nieść krzyż zachorował - zastąpił go mój tata. Dzięki niemu wiem, że ten krzyż jest naprawdę bardzo ciężki. Idziemy przez błoto, śpiewając. Tekst podaje nam przez głośniki ksiądz. Znów dopycham się w pobliże aktorów. Jezusa otaczają żołnierze rzymscy, za nimi idą faryzeusze, przed nimi chłopcy z kołatkami. Nadchodzi trzecia stacja - Pan Jezus upada pod krzyżem po raz pierwszy. Zatrzymujemy się. Rozglądam się dookoła - kogo tu nie ma! Płaczące dzieci na rękach rodziców, nieco zdziwione przedszkolaki, dziarska młodzież, skupieni dorośli, wzruszeni starcy. Wszyscy przyszli tu dzisiaj, aby razem z Panem nieść swój krzyż. Kilkadziesiąt lat wstecz przyjeżdżał tu również, z pobliskich Wadowic, mały Karol Wojtyła ze swym ojcem. Ksiądz w kazaniu poucza nas tu, byśmy byli silni jak Pan Jezus i kiedy upadamy, podnosili się i nieśli dalej swój krzyż. Gdy znów ruszamy wiem, że teraz nastąpi spotkanie Jezusa z Matką - osobą, która tak bardzo Go kochała. I znów pouczające kazanie. Ksiądz mówi nam, że przy nas w chwilach słabości bądź bólu też stoi Matka Boża. Wychodzi przed nas, aby nas zabezpieczyć przed złem i grzechem oraz wskazać właściwą drogę. Idziemy. Tłum równo śpiewa tekst pieśni. "Orszak" Jezusa przechodzi przez mostek. Idzie drogą, wśród drzew. Za nim, przed nim, po bokach - tłoczą się ludzie. Zatrzymujemy się. I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, aby nióst krzyż jego (Mk 15, 21). Rzeczywiście, słowa księdza uświadamiają mi, jak wielu ludzi dokoła potrzebuje pomocy. Choćby tej najprostszej. Pomagajmy zatem w niesieniu krzyża tym, którym jest ciężko. Godzina mija za godziną. Niektórzy ludzie są już znużeni. Odchodzą nieco w bok, aby na chwilę przysiąść pod drzewem. Masa zatrzymuje się. Oto stacja szósta - Św. Weronika ociera twarz Jezusowi. Powinniśmy mieć w sobie odwagę Weroniki. Odwaga potrzebna jest nam w wyznawaniu wiary, służeniu drugim, w darowaniu krzywd. Powinniśmy z odwagą iść za Jezusem. O tym poucza nas św. Weronika i ksiądz wygłaszający kazanie. Znów ruszamy. Coraz więcej osób jest ubrudzonych błotem. Powoli wchodzimy na pagórek. Rośnie tu trochę drzew. Rozglądam się ale nie mogę dojrzeć nic, oprócz tysięcy istnień ludzkich. Znów Pan upada pod ciężarem krzyża. I znów powstaje. Teraz droga prowadzi stromo w górę. Przy kaplicy płaczących niewiast słychać głośny płacz i tkanie. Pan Jezus pociesza, bądź poucza je, aby nie płakały nad nim, ale nad sobą i dziećmi swymi. Gdy jesteśmy na górze, Pan po raz trzeci upada pod krzyżem. Choć jest ledwie żywy, jednak dźwiga się, by móc dojść na górę. Aktorzy po chwili wchodzą do kaplicy obnażenia z szat. Dalej aktorzy nie grają. Ksiądz tylko wygłasza kazania, a my przechodzimy do dalszych kaplic. Gdy się rozglądnę, widzę tylko ludzi. Kiedy pójdę tędy za kilka godzin, nie będzie tu nikogo. Okolica zmieni się nie do poznania. Rozmyślam. W wielkim mieście pewnie już wszyscy wstali, bo jest już około 1300. Oni nie czują tego, co my. A co my czujemy? Szczęście i znużenie, zachwyt i ból nóg, miłość i głód. To zależy od człowieka... i od Boga w jego sercu. Koniec drogi krzyżowej. Nie! Jeszcze nie wracamy. Jeszcze Msza Św., Komunia. Wreszcie idziemy drogą wraz z innymi. Mniejsze dzieci bawią się, ślizgając się po błocie. Wracamy do samochodu. Wracamy do wielkiego miasta. W wielkim mieście niektórzy będą pytać - a po co tam jechać, czy nie lepiej zostać w domu albo iść na "zwyczajną" drogę krzyżową w kościele? Nie będę się z nimi kłócił. Ale... dedykuję im ten artykuł. Niech przeczytają, porównają a może w przyszłym roku grupa kalwaryjskich pielgrzymów powiększy się o kilku ludzi z wielkiego miasta. Spróbujcie! Może ten sposób spotkania z Panem jeszcze bardziej Was zbliży i pomoże Wam odnaleźć siebie. Mikołaj Janowski, lat 14
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2025 Pomoc Duchowa |