Rodzice w ogóle nie rozumieją co czujęWielu z nas w okresie nastoletniego buntu myślało, być może, o swoich rodzicach właśnie tak: "Oni w ogóle nie rozumieją co czuję". I pewnie myśleliśmy też: "Kiedy ja będę mamą (tatą), to będę rozumiała uczucia moich dzieci". No i co? Czy nie zdarza się teraz, kiedy już mamy swoje dzieci, że od kiedy potrafią przekazać nam swoje uczucia, to w nie wcale nie wierzymy?Wiem co czujęA co znaczy twoje: "Na pewno nie jest ci zimno", albo "To wcale tak nie boli", albo "Nie przesadzaj, to wcale nie jest poważny problem". Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że zapominam o tym, że dziecko czuje, że jeśli mi coś przekazuje, o czymś mówi, to nie po to, żebym to wyśmiała czy zanegowała. Przecież kocham swoje dziecko i szanuję je. Jest mi przykro, kiedy plącze i wesoło, gdy się śmieje. A jednak są sytuacje, gdy bagatelizuję sygnały, które do mnie "nadaje".Kiedy zaprzecza się odczuciomKiedy twoje dziecko mówi ci, że jest zmęczone, a ty mu na to, że wcale nie, bo przecież nic nie robiło cały dzień, to do czego to prowadzi? Nie dowiesz się, dlaczego twoje dziecko czuje się zmęczone (może jest chore, może ma problem, może mu smutno, a może się po prostu nie wyspało), a być może usłyszysz: "Tobie nic nie można powiedzieć", "Nic cię to nie obchodzi, prawda?" Można zauważyć taką prawidłowość, że gdy zaprzecza się odczuciom, to i rodzice i dzieci zaczynają być do siebie wrogo nastawieni. Dziecko jest zniechęcone, jeszcze bardziej rozgoryczone i czuje wzbierającą w nim złość na rodzica, który je ignoruje. Rodzica też zaczyna coraz bardziej irytować "nierozsądne" dziecko. Aby zrozumieć uczucia drugiej osoby najlepiej postarać się w nią wczuć. Wyobraź sobie taką rozmowę z mężem: "Ten film zupełnie mi się nie podobał", "Co ty mówisz, był świetny, bardzo dobry", "Nie, był nudny", "Nie gadaj, nie znasz się" kończy twój mąż. Ale kiepsko, prawda? Przypomnij sobie, ile razy dziennie przeprowadzasz podobne rozmowy ze swoimi dziećmi. Rezultaty są takie, że nie dość, że niczego się nie dowiadujesz o uczuciach dziecka, o jego przeżyciach, to jeszcze się denerwujecie na siebie, a twoje dziecko już samo nie jest pewne swoich uczuć. Albo nabiera przekonania, że ciebie jego uczucia nie interesują i nie ma co z tobą w ogóle rozmawiać.Modna empatia"Empatia" to ostatnio bardzo modne słowo, a znaczy ono ni mniej ni więcej jak uczuciowe utożsamianie się z inną osobą i wywoływanie w sobie uczucia, które ona przeżywa. To bardzo trudne wsłuchać się w dziecięcy wylew uczuć, musimy nauczyć się wsłuchiwać w komunikaty, które dziecko nam przesyła i rozszyfrować je. Np. kiedy słyszymy skargę na nauczycielkę ("Nie chcę więcej widzieć pani do fizyki. Niedobrze mi się robi") najczęściej automatycznie albo bagatelizujemy sprawę: "Co ty mówisz, jutro ci przejdzie" albo "Co ona ci zrobiła? Pewnie nie przygotowałeś się do lekcji". W tym momencie rozmowa się kończy. Co zrobić, żeby podtrzymać kontakt z dzieckiem? Określić uczucie. Kiedy słyszysz podobną wypowiedź o nauczycielce musisz nazwać uczucie swojego dziecka. Jak czuje, skoro tak mówi, przecież chce nam powiedzieć coś więcej niż tylko to, że jest mu "niedobrze". Jest zły, jest wściekły, jest rozżalony. A więc odpowiedz: "Widzę synu, że musiała cię ta pani strasznie rozzłościć". Czy zauważyłaś, że właśnie zaczęłaś rozmowę? Nie zadałaś żadnego pytania, ale na twoje stwierdzenie, syn na pewno zacznie opowiadać całą historię. Zachęca go do tego twoje zrozumienie, poczucie, że może na ciebie liczyć, bo ty go zrozumiesz. Do tego potrzeba trochę wysiłku, ale naprawdę warto. I to nawet w wydawałoby się drobnych sprawach: gdy słyszysz "Mamo, nie mogę wytrzymać, tak boli mnie cała ręka" zamiast "Nie przesadzaj, przecież to tylko bąbel od komara" powiedz "To jest okropnie denerwujące, gdy wciąż cię swędzi i nie możesz powstrzymać drapania". Kiedy dziecko ma prawdziwe problemy, określenie przez ciebie jego odczuć jest mu przydatne, bo pozwala uporać się samemu ze swoimi kłopotami. Czasem nawet pozwala odnaleźć wyjście z sytuacji, choć ty wcale nie udzieliłaś mu żadnej rady.Dobre rady i wytężona uwagaNa problemy dziecka mamy natychmiastową odpowiedź i natychmiastową wskazówkę, a mimo to dzieci nie przepadają za naszymi radami. Wyobraź sobie, że twoja córka zgubiła w szkole klucz. Mówisz: "No tak, tego się można było spodziewać, nosisz go w kieszeni i kiedy biegasz może ci wypaść. No i proszę, stało się, A tyle razy ci mówiłam, żebyś chowała go do teczki, ale ty nigdy mnie nie słuchasz". "Och, zostaw mnie w spokoju" - pewnie tak usłyszysz i zdenerwujesz się jeszcze bardziej. A dziecku trudno jest myśleć jasno i konstruktywnie, kiedy się je gani lub radzi. Kiedy dziecko zaczyna ci o czymś mówić, czasem wystarczy, że wyrazisz swe zainteresowanie zwyczajnym: och! Albo ach! Albo: rozumiem! Wówczas rozmowa w podobnej sytuacji mogłaby przyjąć inną formę:
- Mamo, zgubiłam klucz na dużej przerwie... Jak widać, takie zwykłe "achy" i "ochy" w połączeniu z wytężoną uwagą zachęcają dziecko do wyrażenia własnych uczuć i myśli, no i do szukania własnych rozwiązań. Dużo ważniejsze od słów jest nastawienie do dziecka. Kiedy dziecko przychodzi do nas z problemem, a my słuchając go nie przestajemy oglądać TV, czytać gazety czy gotować obiadu, dziecko nie uwierzy w nasze zaangażowanie w jego sprawy. Jak widać nie trzeba dużo mówić, czasem wystarczy zwykłe "ach" i "och" i "ach tak!", ale gdy patrzymy dziecku w oczy. Mówię co czuję- Mamo, boli mnie język.- Pokaż, nic nie ma, nie może cię boleć. - Mamo nie lubię Smerfów. - Przecież zawsze lubiłeś, to fajna bajka. Na pewno lubisz. - Mamo nie chcę jeść obiadu. - Musisz chcieć, na pewno jesteś głodny. Jedz. - Nie lubię lodów. - Lubisz. Wszyscy lubią lody. Itd., itd. Cały dzień zaprzeczam uczuciom mojej córki. Codziennie jej mówię: "Nie czujesz tego, co czujesz", "Nie myślisz tego, co mówisz", "Nie wiesz tego, co wiesz". W ten sposób wprawiamy dziecko w zakłopotanie, pozbawiamy pewności siebie, ufności we własne odczucia. Oddzielamy je od własnego "ja". Zdarza się, że dziecko mówi ci coś, co odbierasz jako niesprawiedliwe i niesłuszne: "Ty bardziej kochasz Anię. Mnie nigdy tak nie chwalisz", "Wcale ze mną nie rozmawiasz i nie czytasz mi książek". Powiedzmy, że logicznie myśląc te stwierdzenia są nieprawdziwe, ale fakt, że zostały wypowiedziane sugeruje jakiś wewnętrzny przekaz. Jeśli dziecko odczuwa coś w pewien sposób, to w danej chwili tak właśnie widzi sytuację. Więc zamiast mówić: "Wiesz, że to nieprawda. Wczoraj czytałam ci książkę", odpowiedz: "Twoim zdaniem za mało poświęcam ci czasu, chciałabyś, żebym czytała ci częściej. Teraz już wiem". "Nienawidzę cię"Każdy z nas ma pewną granicę tolerancji i trudno nam znosić pewne uczucia dziecka, a właściwie ich werbalizację. Czasami dzieci wyrażają swoje odczucia tak napastliwym językiem, że nie można tego słuchać. Np.: "Nienawidzę tej głupiej smarkuli" albo "Jesteś podła". Nie musisz tego wysłuchiwać: "Nie chcę tego słuchać, nie podobają mi się słowa, których używasz. Widzę, że jesteś zła, ale możesz mi to powiedzieć w inny sposób". Możesz nawet powiedzieć, że chcesz teraz zostać sama, a dziecko na pewno zrozumie, że sprawiło ci przykrość. Określanie uczuć dziecka nie oznacza zgody na te uczucia czy wzmacniania ich; nie oznacza też aprobaty. Nie chodzi przecież o to, żebyś mówiła: "To świetnie, że nie możesz patrzeć na swoją siostrę".Włóżmy w to trochę wysiłku, aby w miejsce zdenerwowanych rodziców narzucających swój punkt widzenia nieposłusznym dzieciom, pojawili się rodzice, którzy naprawdę próbują wsłuchać się i zrozumieć, oraz dzieci, które czują, że zostaną wysłuchane i zrozumiane. NATALIA BUDZYŃSKA
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |