Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Cierpienie to najpiękniejszy Boży dar

Zawsze nosiłam w sercu pragnienie podzielenia się świadectwem o wielkiej dobroci Boga, o wielkiej Bożej miłości. Wiem, że nie uda mi się wyrazić tego w pełni słowami, bo miłość i cierpienie to wielka tajemnica, którą przeżywa się w sercu.

Od dziecka bardzo ufałam Bogu. Pamiętam, jak lubiłam lekcje religii przygotowujące do Pierwszej Komunii świętej i spotkania w odległym o cztery kilometry kościele parafialnym. Podczas pieszych wędrówek do kościoła miałam dużo czasu na rozważania, modlitwę, pieśni. Rozmyślałam o życiu Maryi, o tym wszystkim, co musiała przeżyć, jak bardzo Bóg Ją kochał, skoro po ziemskim życiu zabrał Ją do nieba. Do dzisiaj moją ulubioną modlitwą jest "Anioł Pański". Wtedy zrodziło się w moim dziecięcym serduszku wielkie pragnienie, które zawierzyłam Bogu. Chciałam w mym życiu naśladować Maryję, być do Niej choć trochę podobna. Mówiłam Bogu, że chciałabym Mu się podobać, może wstąpić do klasztoru. Sama byłam zawstydzona, że ośmielam się prosić o tak wielkie rzeczy, ja, mała dziewczynka, która pasie krowy w maleńkiej wiosce.

Dzień Pierwszej Komunii świętej przeżyłam bardzo głęboko - odczuwałam mocno obecność Jezusa i prosiłam Go, aby towarzyszył mi przez całe moje życie, cokolwiek się w nim wydarzy. Powierzałam Mu wszystkie dziecinne troski i kłopoty. Kiedyś, gdy usnęłam przy pasieniu krów, śnił mi się mały Pan Jezus biegający po pięknej łące i Matka Boża opiekująca się Nim, i że ja jestem z Nimi. Cieszyłam się i płakałam. Obudziłam się bardzo szczęśliwa.

Mijały lata, szykowałam się do podjęcia pracy. Rozmyślając o swoim życiu, żaliłam się Bogu, że nic specjalnego dla Niego nie zrobiłam, że Go zawiodłam, bo choć myślałam o klasztorze, życie ułożyło się inaczej. We śnie usłyszałam głos, który mówił mi, abym nie zamartwiała się i nie rozpaczała, że nie mogę pójść do klasztoru, że całe życie może być moim klasztorem. Obudziłam się, odczuwając radość i jednocześnie niepokój: Co mnie czeka? Uspokoił mnie wewnętrzny głos: "Dam ci mej siły".

Po roku pracy poznałam chłopca, zaczęliśmy się spotykać, byliśmy oboje bardzo szczęśliwi. Znów miałam sen, jak teraz widzę, proroczy, choć wtedy tego nie rozumiałam. Śniło mi się, że idę tą samą drogą, którą chodziłam na przygotowania do Pierwszej Komunii świętej, i widzę z daleka czarno ubraną kobietę. Przyspieszyłam kroku, aby móc jej towarzyszyć. Kiedy byłam blisko i wzięłam Ją pod rękę, spojrzała na mnie, a ja zobaczyłam Jej piękną twarz. Płakała, chciałam więc Jej pomóc, pocieszyć, pytałam, co się stało. Odpowiedziała: "Miałam jedynego Syna i zabili Go". Wzruszyłam się i płakałam razem z Nią. Mówiłam, że chciałabym Jej pomóc, a Ona uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Doszłyśmy do początku wioski, gdzie stoi figurka Matki Bożej Niepokalanej, ale figurki nie było, tylko duży krzyż. Kobieta zapytała mnie, czy chcę Jej rzeczywiście pomóc i dzielić Jej żałobę. Przytaknęłam i spostrzegłam, że już Jej koło mnie nie ma, mam w ręku czarne szaty, a Ona w pięknym stroju unosi się do nieba. Kiedy się obudziłam, spojrzałam na wiszący krzyż i pełna bólu pytałam Jezusa, co mnie czeka. I znów w sercu usłyszałam: "Dam ci mej siły".

Narzeczeństwo było pięknym okresem w naszym życiu. Miałam wtedy dwadzieścia trzy lata. Niedługo przed ślubem śniło mi się, że jedziemy już do kościoła, a po drodze wstępujemy na cmentarz parafialny, gdzie zostawiam swoją wiązankę. Z cmentarza wychodzę sama i w kościele bezskutecznie czekam na narzeczonego, a w końcu sama podchodzę do ołtarza i ślubuję. Wracam z gośćmi do domu, a mąż uśmiechnięty wita mnie na progu domu, mówiąc: "To był piękny ślub". Idziemy oboje do sali tanecznej u sąsiadów, ale tylko pięć kroków razem, potem mój mąż zostaje, a ja idę dalej sama w ciemną noc. Jakiś chłopiec każe mi spojrzeć w górę i widzę świecące gwiazdy tworzące krzyż. Obudziłam się z myślą: "Co mnie czeka? Jestem teraz taka szczęśliwa, niedługo ślub". Prosiłam wtedy Jezusa, aby umacniał mnie w każdej chwili mojego życia i znów w sercu usłyszałam słowa: "Dam ci mej siły". Dziś jestem przekonana, że ten sen przygotowywał mnie na moje życie, na czekające mnie cierpienie.

Pobraliśmy się, ale szczęście trwało krótko. Po pięciu miesiącach wspólnego życia mój kochany mąż zginął tragicznie na moich oczach. Od dwóch miesięcy byłam w stanie błogosławionym. W najpiękniejszych chwilach mego życia przyszło niespodziewane cierpienie, straszny ból, którego nie da się opisać słowami. Klęcząc pod krzyżem, powtarzałam: "Jezu, ufam Tobie". Powierzałam Mu swoje życie i dzieciątko, którego oczekiwałam. Pokój napełnił moje serce. Modliłam się dużo, stale ponawiałam akt oddania.

Zamieszkałam u cioci, ponieważ stamtąd miałam bliżej do pracy. Zbliżał się grudzień, święto Matki Bożej Niepokalanie Poczętej i moje rozwiązanie. Odprawiłam nowennę do Matki Bożej, oddałam się pod Jej opiekę, prosząc o szczęśliwy poród. Kiedy przyszła na świat moja córeczka, najukochańsza, śliczna i zdrowa, przeżywałam nieopisane szczęście i radość. Bogu i Maryi dziękowałam za dzieciątko. Już nie będę sama, będę miała dla kogo żyć.

W szpitalu na oddziale położniczym wykryto chorobę zakaźną, wstrzymano odwiedziny i wypisy. Siostra oddziałowa w tajemnicy powiedziała mi, że tylko moje dziecko jest zdrowe i że najlepiej zrobię, jeśli wypiszę się z nim na własne żądanie, zanim zachoruje. Tak też zrobiłam i lekarz, po początkowym oporze, zgodził się. Znów dziękowałam Bogu i Matce Najświętszej. Dziecko nie zachorowało. W te pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia prosiłam Maryję o opiekę nad moją córeczką i Jej ją powierzałam.

Po trzyletnim urlopie wychowawczym wróciłam do pracy na dwie zmiany w zakładzie odzieżowym. Dojeżdżałam dwadzieścia kilometrów i w dni, kiedy miałam drugą zmianę, musiałam nocować w wynajętym pokoju, bo nie miałam czym wrócić do domu. Dopiero o szóstej rano jechałam do dziecka, a o trzynastej z powrotem do pracy. Po roku otrzymałam pracę na pierwszą zmianę i bardzo się cieszyłam, że już każdą noc będę spędzać ze swą córeczką. Codziennie modliłam się, powierzałam ją Bogu, a ona rosła, w zdrowiu, będąc pociechą i radością dla wszystkich.

Kiedy kończyła sześć lat, w święto Matki Bożej Niepokalanej w naszym kościele miała się odbyć wielka uroczystość z udzieleniem przez biskupa błogosławieństwa dzieciom. Po powrocie z pracy usłyszałam od mamy, że moja córka zjadła kostki lodu z lodówki, ale że czuje się dobrze. Szybko ją ubrałam i poszłyśmy do kościoła. Było mroźno. Już w czasie Mszy świętej spostrzegłam, że ma rozpalone czoło i cała jest gorąca, że nie może ustać na nóżkach. Trzymałam ją na kolanach, przytulałam i podczas kazania ze łzami prosiłam Boga, przez ręce Matki Bożej Niepokalanej, aby nam dopomógł. Po kazaniu wszystkie matki podchodziły z dziećmi do błogosławieństwa. Ja nie mogłam udźwignąć mojej córeczki, była rozpalona, ciężko oddychała i na nic nie reagowała. W końcu mocno trzymając ją pod pachy, podchodzę do błogosławieństwa. Biskup czyni jej znak krzyża świętego na główce. Kiedy wchodzimy po błogosławieństwie do ławki, moja córka podnosi główkę, stoi prosto, patrzy na mnie i pyta: "Mamo, dlaczego ty mnie tak mocno trzymasz?". Spojrzałam na jej bladą buzię, która przed chwilą była tak okropnie rozpalona, a teraz się uśmiecha. Łzy uwielbienia Boga, radości, dziękczynienia Maryi spływały mi bez końca. Maryja, moja najlepsza Opiekunka, zawsze przychodziła mi, niegodnej, z pomocą. W drodze do domu moja córka podskakiwała, była zupełnie zdrowa.

Z pomocą Bożą pracowałam i wychowywałam dziecko. Dostałam mieszkanie spółdzielcze i zamieszkałyśmy w mieście. Codzienne problemy powierzałam Świętej Rodzinie, gdy miałam jakieś męskie prace - zwracałam się o wsparcie do św. Józefa. I tyle różnych problemów w niewytłumaczalny sposób zostało rozwiązanych. Byłam wdzięczna Bogu za życie, czułam się zjednoczona z Jezusem i od Niego otrzymywałam siłę na każdy dzień. To były cudowne lata, jak tajemnice radosne. Cudowne lata, kiedy mogłam patrzeć, jak dziecko rośnie, znać jego troski i marzenia.

Kiedyś podczas pielgrzymki moja córka, wówczas trzynastoletnia, zgubiła mi się w Wambierzycach. Zaniepokojona, szukałam jej, a ona naraz przyszła z siostrą zakonną. Okazało się, że zwiedzały razem. "Mamo, ty mnie szukałaś, podobnie jak Maryja Jezusa..." - powiedziała i zaraz odmówiłyśmy tajemnicę radosną - odnalezienie Pana Jezusa w świątyni.

Moja córka skończyła szkołę podstawową, potem średnią. Dobrze się uczyła. Po maturze podjęła pracę. Ja wstąpiłam do Apostolatu Maryjnego. Przyrzekłam Bogu naśladować swoim życiem Maryję. Wówczas otrzymałam dar wewnętrznej, duchowej bliskości Maryi w każdym dniu. Mijały lata, a ja, szczęśliwa, patrzyłam na dorosłą córkę, ciągle powierzając ją Matce Najświętszej.

Na początku nowego roku śniło mi się, że w kościele podczas Komunii świętej kapłan podaje mi Hostię oraz kielich z Krwią Pana Jezusa. Pijąc, czułam wielką gorycz, która po chwili zamieniła się w wielką słodycz. Sen był tak wyraźny, że po obudzeniu prosiłam Boga, by oddalił ode mnie ten kielich goryczy, który piłam. Mój niepokój trwał do Wielkiego Postu. Odprawiałam Drogę Krzyżową, Gorzkie Żale, bardzo się modliłam, ofiarowałam Panu Jezusowi cierpiącemu swój niepokój. I znów usłyszałam w sercu słowa: "Dam ci mej siły". Niepokój minął. "Bądź wola Twoja, cokolwiek mnie w życiu czeka, przyjmę z miłości do Ciebie, Panie" - odrzekłam.

W dniu moich imienin moja córka życzyła mi wielu łask Bożych i abym była na dalsze życie, jak do tej pory, Bogiem silna. Wzruszyłam się. Wręczyła mi moje ulubione kwiaty i kasetę, na której nagrała, jak śpiewa pieśni kościelne. Pięknie śpiewała. Powiedziała, że gdy będzie gdzieś poza domem, to zawsze będę ją słyszała, będzie ze mną. "Gdzie ty miałabyś odjeżdżać ode mnie?" - zapytałam. "Nie wiadomo, co nas czeka, co nam sądzone, ale ja sercem zawsze byłam, jestem i będę z tobą." Ucałowała mnie mocno. To były ostatnie nasze wspólne imieniny.

Nie będę opisywać całego zdarzenia i okoliczności śmierci mojej córki. Pojechała do znajomej rodziny i już nie wróciła. W dzień św. Józefa Bóg zabrał ją do swojej szczęśliwości. Przeżyłam straszne cierpienie, nie mogłam uwierzyć, że straciłam swoje jedyne dziecko. To było ponad moje siły. Podczas Mszy świętej pogrzebowej ujrzałam na ołtarzu kielich, z którego piłam w moim śnie. Podczas Ofiarowania oddałam Bogu swoje życie i cierpienie, swoją gorycz, która złączona z cierpieniem Jezusa przeradzała się w słodycz. Prosiłam także Maryję o pomoc i otrzymałam ją. Codzienny swój krzyż łączę z cierpieniami Jezusa, Eucharystia umacnia mnie, tak że odczuwam pokój serca i wewnętrzną siłę, aby kroczyć dalej i swym życiem naśladować Maryję. Miałam też wiele snów z moją córeczką. We śnie mówiła mi, że jest z dobrą Panią, którą ja też znam. Wiem, że jest szczęśliwa w niebie z najlepszą Panią, Maryją.

Po śmierci córki poszłam do mego brata Jana i staruszków rodziców, aby im pomagać. Tak jak Maryja, która zamieszkała u ucznia Jana. Wróciłam do domu rodzinnego, gdzie wśród pól i lasów rozmyślam o Bożej Miłości. Dziękuję dziś Bogu za życie, za cierpienie, za siły, którymi mnie obdarza. Jak Maryja, trwając na modlitwie, pragnę powtarzać hymn uwielbienia. Kiedy patrzę na krzyż Jezusa, moje cierpienie odchodzi. Moje przewinienia, grzechy, cierpienia gładzi męka Chrystusa. Moje szare dni nabierają wartości. Wierzę, że jak w różańcu, tak i w życiu są tajemnice radosne i bolesne, i wiem, że kiedyś nadejdzie w tajemnicy chwalebnej najprawdziwszy poranek zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Ufam, że dobry Bóg w swej łaskawości okaże mi swe miłosierdzie i przyjmie mnie, niegodną do Swego królestwa, gdzie ujrzę swoich najbliższych i wraz z Maryją będę wielbić Boga w Trójcy Jedynego. Bóg potrzebuje naszego cierpienia, by móc dalej zbawiać świat. Cierpienie to najpiękniejszy Boży dar, to wielka Miłość Miłosierna. Bóg zasługuje, aby cierpieć dla Niego.

Krystyna



Wasze komentarze:
 Madzia kondarewicz: 01.04.2020, 22:40
 Ja w 2013 r zachorowałam na stwardnienie rozsiane 🌚kurczę myślę , skończę na wózku. Myśli te się pojawiły jak choroba postepowala w pierwszym roku🛐 Po 5 mcach zostawił mnie narzeczony ,twiwrdzac że nigdy nie dam mu dziecka. Ja mu B odp tak . Czy ja będę miała z Tobą dziecko czy nie z Tobą i tak je będę miała. Zostałam sama z choroba z cierpieniem 🙈to był najgorszy okres w moim życiu. Zaczęłam się modlić do mięty Moryido Boga i zatrzymanie choroby i żeby stanął na mojej drodze życia mężczyzna który się mną zaopiekuje w chorobie i pokocha mnie jaka jacyś m jestem. Po 10 mcach choroba się zatrzymała. W późniejszym czasie chciałam dziecka.po 1.5r staram udało się dziś mam prawie 3b letniego Jaśka ❤❤❤kocham go nad życie❤🛐i dziękuję Bogu , że to mam chce mieć jeszcze dzieci. Tyle , że znowu mam cierpienie mój mąż popija alkohol in tak jak to myślę , że kocham . tak jak to widzę po alkoholu zaczynam go nienawidzić 😟. Boże znowu oddaje się Tobie. Bo mam dość cierpię z tego powodu. Boże zrób w końcu z tym problemem rozwiązanie. Raz miał już nauczkę dzień wcześniej pił A na drugi dzień miał wypadek otarł się i śmierć🌚nic go nie nauczyła go tą sytuacja nic. Jest najlepszym ojcem natomiast dla mojego synka❤ Boże pomóż mi c.d m żyć w szczęśliwym związku A nie w cierpieniu alkoholowym😢😢 Madzia
 agata: 22.01.2019, 06:51
 o boze wola ie ponad wier wieku a ty ilzysz
 Kaja: 16.10.2018, 19:38
 Niestety cierpienie i samo jego wspomnienie napelnia mnie bolem prawiwe fizycznym. Sa cierpienia, ktorych nie ukoi nic i nikt. Cale zycie modlilam sie o bezpueczenstwo mojego dziecka. A on pewnego dnia omal nie zginal w tragicznym wypadku. Spotkalam sie z bezdusznoscia i gluppta policji, arogancja, chamstwem, brakiem jakiejkolwiek empatii lekarzy. Jezeli czlowiek sam nie ma sily walczyc, to nic czlowiekowi nie pomoze. Mozna oczywiscie zamawiac msze, o ile sie zaplaci. Ja sie wowczas modlilam, ale teraz nie wierze juz w nic. Nie mozna wiary budowac na klamstwu. Chrystus nie mogl urodzic sie 25 grudnia, to swieto poganskiego boga Mitry. Pozdrawiam wszystkich cierpiacych. Mysle o tych wszystkich, ktorzy cierpia i wysylam do Was dobre, pelne milosci mysli. Ufajcie w lepszy los. Trzymajcie sie.
 Reb: 24.12.2017, 10:52
 Cierpienie nie jest żadnym darem i nie uszlachetnia potrafi wyzwolić w człowieku najgorsze instynkty wiem to po sobie i po kilku innych przypadkach.
 Masakra: 26.05.2017, 06:47
 Dobra napisze kilka slow. Dla mnie to wyglada to wszystko tak pojebanie ze nie chce mi sie na wszystko patrzec. Jestescie smieszni jak widzicie w cierpieniu sens. Nie wiem jak bardzo zawierzacie Bogu swe zycia choc sam zawierzylem i niech robi co chce. W sumie to Jego wola bo jest Jedyny i za dobro wynagradza a za zlo kaze.Wygladalo by ze sami jestesmy sobie winni i ze cos robimy lub cos zrobilismy zle. Z tym sie zgodze chodz nie do konca bo niektorzy nawet nie maja co jesc a drugi robi co chce i ma wyjebane czy czy cos. Jak widzicie sens w cierpieniu to idzcie sie powiesic czy podetnijcie zyly a wasze laski od Boga napewno splyna obficie. jestescie pojebani. To wszystko normalnie nie ma sensu. Nie przejmuje sie zbytnio bo nie widze zadych zmian w moim zyciu chodz mam ponad 20 lat i na ta chwile od kilku lat samo ciepiernie i rozpacz ze straconych szans. Nie rozumiem tego skoro Bog wydal Swego Syna by nas zbawil i nam odpuscil grzechy to czy nie grzechem jest rozpacz i zal i wogule dajmy na to smierc. Czy to nie jest dziwne. Ludzie ogarnijcie sie. Macie wieksze prawo glosu ja jestem mlody jeszcze. Siedza ludzie tacy jak wy i piszecie normalnie dziwne rzeczy. widzicie sens cierpienia bo inni cierpia poprostu i dzieki wytrwalosci jakos przechodza przez to lub nie. to zycie jest tak zjebane ze nawet nie bede sie opisywac bo wasze tez zbytnio sie nie rozni zyjemy na tej samej planecie. Ja wam zycze wszystkiego najlepszego. Staram sie byc dobrym czlowiekiem ale sie poprostu nie da. ja nie bede sie zmienial bo tak bedzie lepiej. wali mnie to. nie wiem jak to sie dzieje ze mam strasze mysli i wogule nie moge spac. cierpie i nie mam sil. zasupiam z wyczerpania. w dzien nie chce mi sie nic. Kochalem Boga lub tak mi sie wydawalo ale teraz dla mnie bez znaczenia jest wszystko. Falsz i zaklamanie to widze. i nie rozrozniacie co sie naprawde dzieje. wogule czytajac ten tekst dla mnie masakra. wiem wspolczuje kobiecie bo tragiczne zycie i zaraz smierc podobmnie ze mna bedzie choc nawet wrogowi nie zycze tego.....dla mnie maskara jezeli Jezus jest Bogiem i jeszcze Duch Swiety dobra chwala Bogu bo wierze tylko w tego Jednego ale dla mnie jak sie porownuje zycie Jezusa to jest jakies dziwne. Jak widzicie sens w moim cierpieniu czy wogule w bolu to jestescie pojebani. Wiem jest jak jest kazdy walczy o przetrwanie i tyle. jak jestescie madrzy to idzcie do kogosc kto stracil kogokolwiek i czy cokolwiek i ktory rozpacza i powiedzcie mu ze cierpienie ma sens to was wysmieje...masakra ludzie to sie nie dzieje naprawde az ciezko uwierzyc ZE JEDYNY BOG KTORY MUSI BYC I NAPEWNO JEST TEN JEDYNY CO WSZYSTKO STOWRZYL CHCIAL TO. Dla mnie maskara.
 Wojtek: 13.05.2017, 13:24
 Bóg chce naszej ofiary w postaci cierpienia. Pytanie tylko po co? Żeby zbawić grzeszników...? I to chyba tych co nie chcą się wyspowiadać i żałować za grzechy.
 Kowal: 22.12.2016, 15:00
 Cierpienie=smutek.Smutek=depresja.Depresja=samobojstwo.Tyle w temacie
 A: 16.06.2016, 20:16
 Sandro, rozumiem cię, bo sama to przechodziłam i nadal przechodzę... rozumiem, że gniewasz się na Boga, nie dostrzegasz Jego miłosierdzia... to normalne. On nie chce, nie ma upodobania w cierpieniu swoich dzieci, szczególnie jeśli są w rozpaczy. Tylko, że nawet jeśli pokonasz swoją chorobę, będzie ci Boga brakowało... Myślę, że teraz On jest z Tobą, walczy w Tobie. I pomoże ci przez to przejść. Też miałam myśli samobójcze, ale On mnie uwolnił od tego. Bierz leki, korzystaj z pomocy, nie bój się. Choroba psychiczna, zwł. połączona z poczuciem opuszczenia to 1 z najgorszych doświadczeń. Sama o tym wiesz. Niech Cię Bóg błogosławi.
 Sandra: 23.05.2016, 10:45
 Jezeli Bog potrzebuje mojego cierpienia, to nie chce miec z nim nic wspolnego. Czlowiek nie urodzil sie, by cierpiec, ale by byc szczesliwym. Ja zaufalam Bogu i sie zawiodlam. Jesli jest milosierny, pomoglby mi pokonac koszmar choroby psychicznej, zamiast tego wyslal mnie na samo dno piekla, czyli wyrzekl sie mnie ! Skoro jest wszechmocny, potrafilby mnie uleczyc, ale nie chce.Chrystus cierpial tylko jeden dzien, z wlasnej woli, po czym zmartwychwstal.Ja cierpie juz trzy miesiace, bez gwarancji, ze w zamian dostane szczesliwe zycie bez trosk. Cierpienie jest wpisane w ludzki los, ale przemijajace, uzasadnione, a nie permanentne, ktorego nie jestesmy w stanie zniesc!!! Jesli kiedykolwiek wyzdrowieje(,w co watpie, bo mysle juz o samobojstwie), to dzieki lekarzom, a nie Bogu, ktory jest gluchy na moje blagania...


 aga: 24.01.2015, 22:04
 prosze o modlitwe za moje malzenstwo i dziecko i za moje dziecko w brzuchu
 senna: 09.12.2014, 21:28
 weszłam tu bo szukałam ludzi, którzy doświadczyli dziwnych snów na pograniczu jawy, jakieś 5-8 lat temu miałam niesamowity sen, tuż przed przebudzeniem. Śniło mi się, że umieram, chociaz nie cierpialam, obudziłam się w świetlistym niewielkim pokoju w białej pościeli, byłam zdziwiona, nie wiedziałam gdzie jestem, ale kompletnie nie czułam strachu, usłyszałam głos, ale jakby bez słów, niby go czułam, nie było tam chyba wyrazów, to było coś jak: "jesteś" lub "dałem ci zycie", naprawde nie wiem, ale najważniejsze było to co wtedy poczułam, a poczułam....(nawet nie wiem jak to nazwać) niczym nieograniczoną, bezmierną, ogromną miłość, jaką darzył mnie ten "Głos", tego się nawet nie da opisać słowami... musiałabym byc poetą, i jeszcze jedna ważna rzecz: wiedziałam, że ten głos niczego nie chce ode mnie w zamian, kompletnie nic, nawet nie wiedziałam, że taka Miłość może istnieć, żadna istota ziemska nie jest nawet w najmniejszym stopniu zdolna do takiej miłości... tak bardzo chciałabym z kimś porozmawiać o tym śnie/jawie... nie jestem jakąś szczególnie praktykującą katoliczką, grzeszę, błądzę, przeżywam częste kryzysy wiary
 czeslaw: 26.04.2014, 00:50
 BOZY DAR CIERPIENIE; DOBRE SOBIE , ALE AKURAT TO NIE JEST DOBRE LEKARSTWO, JA JUZ OD X LAT NIE SLYSZE MAM PROBLEM ZE SLUCHEM , BO MIALEM OPERACJE I WSZYSTKO MI WYCIELI Z UCHA MALO TEGO, TO NA DODATEK WYCIEKI MAM Z TEGO UCHA CHODZILEM PO LEKARZACH I CO I NIC ,CHCIALEM SE PEWNE RZECZY POROBIC ALE Z POWODU CHLUCHU NIE MOGE, CZY TO DOBRZE MOZE DLA KOGOS ALE DLA MNIE TO UDREKA , I JUZ NA NIC NIE LICZE MODLILEM SIE I NADAL MODLE PROSZE O PEWNE SPRAWY I NIC, MOZE BOGU OBOJETNA JEST MOJA MODLITWA I PROSBA MOZE NAWET NIE CHCE SLYSZEC MOJEJ MODLITWY NIE WIEM ,A INNI PISZA ZE JUZ IM ZYCIE ZBRZYDLO NO COZ JAK CZLOWIEK MA JUZ PODDOSTATKIEM WSZYSTKIEGO CIERPIENIA TO I ZYCIE NIE JEST MILE I NIE CHCE SIE NIC, MI NA DODATEK WSZCZEPILI ZOLTACZKE I CO MAM ZROBIC TO TRWA JUZ X LAT TEZ MI TO WSZYSTKO JUZ ZBRZYDLO CZEGO SIE NIE CZEPIE TO MI NIC NIE WYCHODZI KOMPLETNY CHAOS
 xyz: 25.04.2014, 22:08
 Czyżby schizofrenia?
 weronika: 29.03.2014, 20:16
 Boże wiem jaka byłam, wiem ile zla sobie robilam, ale dlaczego mnie tak pokarales, nie wiem, teraz nie chce zyc i nie umiem juz byc tak blisko Ciebie jak kiedyś
 Kamilianie=„specjaliści : 18.01.2014, 11:16
 Cierpienie jest trudne! Uciekamy przed nim, choć wcześniej czy później trzeba mu spojrzeć w oczy. Bez cierpienia nie żyje się w sposób prawdziwy: to jakby chodzić po jednej (tej przyjemniejszej) stronie „toru kolei życia”, który prowadzi... do nieba. Cierpienie to też „efekt uboczny” prawdziwej miłości. Kto kocha, chce się „ofiarować”...a to boli... Cierpienie to lek, który przyjęty w odpowiednim momencie życia i we właściwej dawce, pomaga otrząsnać się z choroby zła i otworzyć na nadzieję lepszego jutra z TYM, który nieskończenie miłuje. W Nim też można znaleźć sens tego co jest naprawdę godne miłości i za co można z odwagą zapłacić nawet cierpieniem! Chyba jest prawdą, że cierpienie powierzone drugiemu człowiekowi zmniejsza się, a radość którą się dzielisz rośnie?! Być przy człowieku cierpiącym to wielki dar, który pozwala przewartościować własne życie, znaleźć jego sens i docenić wartość każdej chwili... Jeśli chcesz poznać lepiej „specjalistów od cierpienia” – Zakon Kamilianów, założony przez Św. Kamila, który od ponad 400 lat wierny przesłaniu swego Założyciela troszczy się o cierpiących na ciele i na duszy. Zobacz: http://www.kamilianie.eu/index.php?k=8&p=3 lub napisz: O. Mariusz Kwiatkowski MI ul. Damrota 7 44-145 Pilchowice TEL. 662 142 415 Mail: oscampowol@interia.pl
 IWONA: 10.01.2014, 00:18
 BOG JEST MILOSCIA! JEST OJCEM KTURY KOCHA SWOJE DZIECI,I NIE CHCE ABY CIERPIALY....ZADEN OJCIEC NIE CHCE ABY JEGO DZIECI CIERPIALY.....POCZYTAJCIE SOBIE;HYMN O MILOSCI....TO MOZE WTEDY ZROZUMIECIE CO ONA OZNACZA.....DOBRY BOG EMANUJE DOBRO,I NIE JEST ZAZDROSNY NIE ZSYLA CIERPIENIA....TO ZRODLO NIE USTAJACEJ MILOSCI.... TYLKO DEMIUEGO JEST ZLYM I ZAZDROSNYM BOGIEM,I TO WLASNIE JEMU PRZECIWSTAWIL SIE SAM JEZUS,PRZEZ CO DEMIURGO GO PRZESLADOWYWAL!!!!! LUDZIE KTO WAM TAK W GLOWACH POPRZEWRACAL...TO PANI KRYSTYNA INSULTUJE I OBRAZA NASZEGO"DOBREGO I MILOSIERNEGO BOGA KTURY JEST ZRODLEM "CZYSTEJ MILOSCI".TO DEMIURGO ZYWI SIE NASZYM STRACHEM I NASZYM CIERPIENIEM A DO TEGO JEST ZAZDROSNY i MSCIWY,JIE MOZE ZNIESC KIEDY KTOS JEST SZCZESLIWY,WIEC ODBIERA LUDZIA TO CO JEST DLA NICH NAJDROZSZE I TO CO NAJBARDZIEJ KOCHAJA,PRAWDZIWA MILOSC NIGDY NIE ZAZDROSCI........
 IWONA: 09.01.2014, 23:50
 BOG JEST MILOSCIA! JEST OJCEM KTURY KOCHA SWOJE DZIECI,I NIE CHCE ABY CIERPIALY....ZADEN OJCIEC NIE CHCE ABY JEGO DZIECI CIERPIALY.....POCZYTAJCIE SOBIE;HYMN O MILOSCI....TO MOZE WTEDY ZROZUMIECIE CO ONA OZNACZA.....
 katarzyna: 29.10.2013, 13:04
 Dziękuję Krystyno za te słowa, dziękuję Tobie i Bogu,że daje nam takich ludzi jak Ty .Twoja historia to ŻYWA DOBRA NOWINA!!!!!! W chwili kiedy ktoś zadaje nam ból czujemy pokój, miłość. Tylko bliskość Boga sprawia,że cierpienie można ukochać!!! Proszę Cię o modlitwę za mnie, męża , dzieci i rodziców. Z Panem Bogiem!!!!!
 Artur: 16.09.2013, 22:02
 Wspaniałe świadectwo, każdy z nas powinien dążyć do takiego zaufania Bogu.
 Mateusz: 16.09.2013, 16:37
 Nie rozumiem jak można pisać takie głupoty: "CIERPIENIE TO NAJPIĘKNIEJSZY BOŻY DAR". Ludzie, Bóg nie zsyła na nikogo cierpienia, cierpienie nie jest żadnym darem. Gdyby tak było to oznaczało by to że Bóg jest okrutny, a tymczasem Bóg jest miłością. Jezus mówił że przyszedł żeby dać nam radość i pokój a nie cierpienie. Bóg nas może wspierać w cierpieniu ale to nie oznacza że On je na nas zsyła. Bóg daje nam dary Ducha Świętego a nie cierpienie. Jeżeli Bóg by dawał w darze cierpienie to dlaczego Jezus uzdrawiał chorych a nie dawał im w "darze" chorób? Bóg nie potrzebuje naszego cierpienia tylko naszej miłości. Jezus pytał Piotra: " czy miłujesz mnie bardziej niż inni" a nie pytał: "czy cierpisz Piotrze bardziej niż inni?" Bóg jest miłością i daje miłość a nie cierpienie. No chyba że wierzycie w jakiegoś innego boga, to wtedy może i zsyła cierpienie
(1) [2]


Autor

Treść

Nowości

Nowenna do Miłosierdzia Bożego - dzień 1Nowenna do Miłosierdzia Bożego - dzień 1

Pieśń o ukrzyżowaniu PanaPieśń o ukrzyżowaniu Pana

Śladami męki Jezusa na Via DolorosaŚladami męki Jezusa na Via Dolorosa

Wielki Piątek - dziań ukrzyżowaniaWielki Piątek - dziań ukrzyżowania

Wizja Ukrzyżowania według objawień Marii ValtortyWizja Ukrzyżowania według objawień Marii Valtorty

Gdyby Judasz rzucił się do stóp Matki...Gdyby Judasz rzucił się do stóp Matki...

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej