Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Cuda za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli

Czary czy co?

Ida Kopecka z Krynicy od kilku lat cierpiała na osteomalację (rozmiękczenie kości). "Leczono mnie naświetlaniami promieniami Roentgena, sięgającymi głęboko poprzez oponę brzuszną" - opowiadała.

Było lato 1922 r. Pod koniec trzeciego tygodnia terapii kobieta poczuła lekkie swędzenie i zaróżowienie w naświetlanych miejscach. Wkrótce skóra przybrała czarny kolor. Podczas wizyty lekarskiej stwierdzono ciężkie poparzenie promieniami Roentgena. Skierowano ją do specjalisty.

"Któż to panią tak urządził? Przecież to oparzenie bardzo groźne. Cóż ja pani mogę poradzić? Widziałem podobne rany, ale uleczonych nie widziałem nigdy. Natomiast widziałem, jak odpadała naprzód skóra, potem ciało i mięśnie aż do kości. 0 ile to chodzi o rany skóry jedynie, to wprawdzie nie goją się, ale można żyć z taką raną, ale tutaj - przecież tu wewnętrzne organy muszą być zaatakowane" - stwierdził dr Przybylski. Lekarz nie był w stanie jej pomóc - zapisał tylko maść i kazał zabandażować ranę.

"W piątek rana otwarła się lekko i poczęła się sączyć ropa ciemna, cuchnąca" - opisywała Ida Kopecka. Wracając z kolejnej konsultacji kobieta wstąpiła na pocztę. Zatelefonowała do specjalisty w Krakowie, do córki i do znajomego jezuity o. T. z Sącza, prosząc go, aby przyjechał ją wyspowiadać. Przyjechał. Rozgrzeszył i przygotował na śmierć.

"Tymczasem proces chorobowy rozwijał się szybko, rana powiększała się. W niedzielę rano po powrocie z kościoła i śniadaniu, poszłam znów z siostrą do dr J. Wyjechał, był tylko jego asystent dr K. Chciałbym zobaczyć ranę - powiedział mi. Oglądnął i mówi jakby do siebie: Rana otwarta, 15 cm długa, 12 cm szeroka, głęboka, ropa gęsta, cuchnąca, strzępy skóry i ciała. (Dr Przybylski rozmawiając z nim w tej sprawie dnia poprzedniego, wyraził się: To kwestia najwyżej tygodnia, musi umrzeć). Wyszedłszy od lekarza, siostra moja poszła do domu, ja zaś jeszcze do kościoła. Usiadłam na ławce przed kościołem, bo mi trudno było wejść - właśnie kończyła się suma. Nadszedł 0. Hortyński TJ" - relacjonowała Kopecka. Jezuita zapytał ją, jak się czuje, pocieszył, poradził modlić się o zdrowie, dał relikwie bł. Andrzeja Boboli i przyrzekł odprawić nazajutrz Mszę św. o uzdrowienie za przyczyną Błogosławionego.

"Przyłożyłam relikwie do ciała obok rany, przyklękłam i pomodliłam się krótko: Bł. Andrzeju Bobolo, uproś mi uzdrowienie, o ile to jest zgodne z wolą Bożą" - opisuje Kopecka.

Wieczorem poczuła się znacznie lepiej, nazajutrz bóle ustąpiły. "We wtorek po przebudzeniu znów zdejmuję opatrunek - zupełnie czysty! Ani śladu ropy, szybko przesuwam ręką po ciele - skóra zupełnie sucha, nie bolesna, gładka, wyskakuję z łóżka - rany nie ma, skóra narosła o normalnym wyglądzie, na niej tylko lekko brązowe punkty, zupełnie zagojone!".

Poszła do kościoła, potem do lekarza. Zapytała go, czy może się kąpać.

- Kąpać z taką raną? Przecież pani dostanie zakażenia krwi - wykrzyknął lekarz. - Rany nie ma - odpowiedziała. - Jak to nie ma? Czary czy co? - Czary nie, ale cud.

"Oglądnął i mówił w podnieceniu, wzburzony, rozkładając ręce i gestykulując żywo: Nie ma - no, nie ma, zupełnie zagojona - a była taka wielka, czarna, cuchnąca, głęboka!... Widziałem przecież przedwczoraj dopiero! Naturalnie, że może się pani kąpać, ani śladu rany nie ma!".

Specjalna komisja uczonych uznała to uzdrowienie za cud. Był jednym z dwóch potrzebnych do kanonizacji św. Andrzeja Boboli.

fd

Choroba znikła bez śladu

W październiku 1933 r. 56-letnia s. Alojza Dobrzyńska, przełożona rzymskiego klasztoru ss. Służebniczek Niepokalanie Poczętej IMMR zaczęła odczuwać dolegliwości żołądkowe. Do tej chwili cieszyła się dobrym zdrowiem, tryskała energią. Kiedy bóle nasiliły się, chora poszła do lekarza. W grudniu 1933 r. zakonnica była już tak słaba, że nie mogła opuścić łóżka. Dr Bolesław Madeyski długo ją badał a następnie postawił diagnozę: rakowate owrzodzenie trzustki.

"Potwierdziły to dokładne badania radiologiczne - czytamy w opisie tego uzdrowienia, zawartym w przedwojennej książce "Św. Andrzej Bobola", autorstwa ks. Stanisława Kuźnara TJ. Choroba była nieuleczalna; pewną ulgę mogłaby przynieść bezzwłoczna operacja. Chora przyjęła tę wiadomość ze spokojem i postanowiła jechać do Polski do Pleszewa, by tam poddać się operacji. Tymczasem Opatrzność pospieszyła z inną pomocą; 15 grudnia 1933 r., kiedy choroba spowodowała bardzo ciężki stan, rozpoczęły się modlitwy przez wstawiennictwo Bł. Andrzeja Boboli. Tego bowiem dnia ks. Stanisław Włudyga, przebywający wówczas w Instytucie Polskim w Rzymie, wręczył siostrom zakonnym ułożoną przez siebie nowennę do Bł. Andrzeja Boboli i polecił im, by w intencji powrotu do zdrowia S. Alojzy rozpoczęły modlitwy. Nowenna była ułożona w następujący sposób: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryja, I tajemnica bolesna Różańca św., litania loretańska, Pod Twoją obronę i modlitwa do Bł. Andrzeja Boboli. Nowennę tę rozpoczęły siostry 15 grudnia w pokoju chorej, a to dlatego, by chora mogła łączyć się wspólnie w modlitwach. Na stole był ustawiony ołtarzyk z relikwiami Bł. Andrzeja, przed którym paliła się ustawicznie lampka. Ks. Włudyga rozpoczął również u siebie w pokoju trzydniowe nabożeństwo, 18 zaś grudnia odprawił Mszę św. w kościele al Gesu, gdzie znajduje się trumna z ciałem Błogosławionego, o powrót do zdrowia S. Alojzy. Skończyła się pierwsza nowenna, siostry rozpoczęły drugą.

Polecał Bogu zdrowie S. Alojzy również i ks. prałat Tadeusz Zakrzewski. I nie zawiodła ufność w wstawiennictwo Bł. Męczennika. Bł. Andrzej wyjednał pomoc wtedy, kiedy choroba zagrażała już życiu. Jeszcze bowiem 29 grudnia 1933 r. badania radiologiczne potwierdziły dawną diagnozę, lecz już następnego dnia dr Madeyski badający chorą, stwierdził ze zdumieniem poprawę, co przeczyło zwykłemu porządkowi rzeczy. Chora, która dotychczas mogła tylko płyny przyjmować - i to w bardzo ograniczonej ilości - poprosiła teraz 0 zwyczajny posiłek na kolację. Zmienił się ogólny wygląd: twarz dawniej ziemista zaczęła przybierać normalną barwę. Ustąpiła gorączka. S. Alojza, przykuta do niedawna do łóżka, zaczęła chodzić swobodnie po domu i uczęszczać na Mszę św. 7 stycznia 1934 r. wyjechała do Polski, by poddać się umówionej operacji. Zaraz po przybyciu do Pleszewa została zbadana przez lekarzy. Ale o dziwo - lekarze nie znaleźli nawet śladu groźnej choroby! Badania radiologiczne i kliniczne potwierdziły orzeczenie. Nastąpiło wyzdrowienie. Wysłannicy św. Kongregacji Obrzędów - prof. Filip Vercelli i prof. Henryk Pomponi z królewskiego uniwersytetu rzymskiego - stwierdzili w tym wypadku uleczenie cudowne, którego nie można wytłumaczyć siłami przyrodzonymi". Uzdrowienie zakonnicy uznano za drugi cud potrzebny do kanonizacji polskiego męczennika.

hb

Błagałam go przez cały czas

To był bardzo ciężki poród. Dziecko było nieprawidłowo ułożone -ramiona zakleszczyły się na kościach miednicy, główka utknęła w drogach rodnych. Kobieta wyła z bólu. Nie było lekarza, a położne nie mogły sobie z tym poradzić. - Trzy osoby siedziały mi na brzuchu a reszta wyszarpywała dziecko - opowiada Irena Malik-Piekorz.

W tak niecodzienny sposób 27 czerwca 2000 r. w Opolu przyszedł na świat mały Krzyś. Dostał 1 punkt w skali Apgar. Jego mama nawet go nie zobaczyła. Położne szybko zabrały go z sali porodowej. - Nie słyszałam płaczu i to było straszne, a później nie wiedziałam, co się z nim dzieje - mówi kobieta.

Po ok. 40 minutach towarzyszący jej brat zapytał o dziecko przechodzącą lekarkę. - Nie chciała nic mówić. Po jej minie widziałam, że coś jest nie tak - relacjonuje.

Później dowiedziała się, że tuż po porodzie dziecko umieszczono w inkubatorze a potem reanimowano i podłączono do respiratora.

Każdy kolejny dzień przynosił nowe wieści. Nieodmiennie złe. - Na drugi dzień dowiedziałam się, że dziecko ma uszkodzony lewy splot nerwowy ramieniowy. Nie było w stanie ruszać ręką, nie reagowała na żaden bodziec. Myślałam, że to szybko minie. Trzeciego dnia po porodzie okazało się, że syn ma krwiaki na mosznie, spowodowane uciskami przy porodzie, czwartego - że ma wylewy w główce. Byłam przerażona, nie wiedziałam co mam robić, zamknęłam się w sobie.

Kolejnego dnia matka asystowała podczas kąpieli synka. - Siostra go rozebrała, wzięła na ręce, a ja zobaczyłam, że Krzysiu ma bezwładne ręce. Obie - nie tylko lewą - mówi Irena Malik-Piekorz. Pielęgniarka nie wiedziała, dlaczego tak się dzieje, wezwano zatem lekarza. Ale dopiero chirurg wojewódzki stwierdził, że prawa ręka jest złamana. Prześwietlenie wykazało złamanie z przemieszczeniem.

Kilka dni później Krzyś z mamą wyszli ze szpitala. - Zaczęłam się zastanawiać, co mam dalej robić. Nie wiedziałam, do kogo zwrócić się o pomoc. W przychodni rejonowej nikt mi nie mógł pomóc. Nie mieli jeszcze nigdy takiego przypadku.

Kobieta dowiedziała się o dr Czernerze, ordynatorze szpitala rehabilitacyjnego w Korfantowie pod Opolem. Pojechała. - Pan doktor obejrzał Krzysia i... zapłakał, a ja z nim. Potem stworzył taką specjalną konstrukcję, na której rozłożył jego ramionka, owinął bandażem. Krzyś wyglądał jak Pan Jezus ukrzyżowany. Jak go zobaczyłam, byłam załamana. Zastanawiałam się, jak go będę kąpać i karmić. Tak rozłożony miał być dwa tygodnie, chodziło o to, by kość zrastała się prosto.

Irena Malik-Piekorz dowiedziała się też o chłopcu z Warszawy, który miał podobny problem. Zadzwoniła, rozmawiała z jego ojcem. Mężczyzna powiedział, że jego ośmiomiesięczny syn jest teraz w Ameryce i jest przygotowywany do operacji. Powiedział jej, że jeszcze dwóch lekarzy zajmuje się podobnymi przypadkami -jeden w Paryżu, drugi -we Wrocławiu. Pojechała do Wrocławia na badania. Trzytygodniowy Krzyś został przyjęty na oddział. - Zrobili mu wtedy badanie EMG. Miało ono ustalić, czy ręka reaguje na bodźce elektryczne. Okazało się, że nie było żadnej reakcji. Kolejne badanie przeprowadzano pod narkozą. Powiedziano mi, że za pół godziny przyniosą mi go z powrotem. Czekałam godzinę, dwie... W końcu po czterech przyszedł pan doktor i powiedział, żebym się modliła, bo dziecko... nie przetrzymało badania i jest reanimowane. Znowu przeżywałam to, co przy porodzie. Tuliłam jego ubranka, czekałam. Potem pozwolono mi pójść do niego na oddział intensywnej terapii. Po kilku godzinach Krzysiu odzyskał przytomność. W końcu wypisali go ze szpitala, a na karcie wypisu napisali, że z powodu awarii aparatu badanie zostało przerwane. Po dziś dzień nie wiem, co się wtedy stało. Wiedziałam tylko, że badanie, na które tak bardzo czekałam nie udało się.

Kolejny wyjazd - tym razem do Krakowa. I kolejne złe wieści. - Pani doktor powiedziała, że nerwy mogą się odnaleźć, ale dzieje się to bardzo, bardzo rzadko. Uświadomiła mnie jednak, że dwie reanimacje, jakie przeszedł mój syn nie pozostaną bez echa. Miała wątpliwości, czy chłopiec będzie siedział, chodził, czy będzie się normalnie rozwijał intelektualnie. Kolejny szok. Ryczałam.

Nigdzie i nikt nie dawał mi żadnej nadziei. We Wrocławiu powiedziano mi nawet, że rączka Krzysia będzie nieprawidłowo rosnąć, gdyż brak ruchów czynnych.

Pani Irena pojechała więc do Dziekanowa Leśnego, gdzie rehabilitację prowadziła dr Grodner. - Tam, po badaniu, zapytałam panią doktor, czy zdarzają się wyleczenia. Usłyszałam, że do tej pory było może jedno czy dwa. Pani doktor kazała mi się liczyć z tym, że po rehabilitacji ręka będzie sprawna najwyżej w 15 może 20 procentach. A z głową też nic nie wiadomo. Krzyś miał drgawki (nawet osiem razy na godzinę), uciekały mu oczka (objaw zachodzącego słońca). Zapisałam się na turnusy rehabilitacyjne. Jeździłam tam przez cały rok. Przez cały czas się modliłam, bo czułam, że nikt z ludzi nie może mi pomóc. Wzywałam Maryję, Trójcę Świętą, św. Ojca Pio. Odprawiane były Msze święte. Mój tata modlił się do św. Judy Tadeusza, patrona od spraw beznadziejnych. Przypomniałam sobie wówczas, że kiedyś oglądałam w telewizji program o objawieniach św. Andrzeja w Strachocinie. Ukazując się ks. Niźnikowi św. Andrzej powiedział, iż przez cierpienie, którego doświadczył może wyprosić dużo łask, a ludzie nie zwracają się do niego o pomoc. Pomyślałam sobie, że się o nim zapomina, że jest niewygodnym politycznie świętym. Zaczęłam bardzo prosić go o pomoc. Błagałam go przez cały czas - na jawie i we śnie, zasypiałam z modlitwą na ustach i w głowie, i budziłam się z nią. Cała moja rodzina, matka chrzestna - wszyscy błagali o zmiłowanie. Ta modlitwa podtrzymywała mnie na duchu. Wiedziałam, że to, co dla człowieka jest niemożliwe, jest możliwe dla Pana Boga. Przypomniałam sobie inwokację z Pana Tadeusza: "...Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem, (Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę ofiarowany, martwą podniosłem powiekę i zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu, iść za zwrócone życie podziękować Bogu)...". Przypomniałam sobie też przysięgę małżeńską i słowa: "Tak mi dopomóż Panie Boże i wszyscy święci". Pomyślałam, że to nie na darmo tak jest.

- Któregoś dnia pod koniec sierpnia pojechałam wózkiem na spacer do kuzynki. Byłam ok. 500 metrów od jej domu kiedy zobaczyłam, że Krzyś podnosi rączkę do góry. Nie chciałam wierzyć własnym oczom. Zaczęłam biec, chciało mi się krzyczeć. Chciałam by ktoś potwierdził, że to co widzę jest prawdą. To było dla mnie niesamowite. Wiedziałam, że to cud. Wiedziałam, że po ludzku to niemożliwe, przecież żaden z lekarzy nie dawał mi nadziei.

- Zaczęłam jeździć do Dziekanowa i chłopiec coraz częściej zaczął podnosić rękę. Kiedy miał 11 miesięcy zaczął chodzić, a właściwie biegać. Kiedy wyjeżdżałam z Dziekanowa powiedziałam, że to Pan Bóg uzdrowił moje dziecko. Pani doktor Ćwirko to potwierdziła. Przez jakiś czas miał jeszcze drgawki. EEG nic nie wykazało. Mówiono, że może mieć padaczkę albo inne choroby. Teraz Krzyś ma 5 lat. Gdy miał 3,5 roku znał cały alfabet, umie dodawać i odejmować do 10 i liczyć do tysiąca, uczy się grać na pianinie. Należy do dzieci najinteligentniejszych w przedszkolnej grupie. Został uzdrowiony "od stóp do głów". Jestem bardzo wdzięczna Panu Bogu za okazaną nam łaskę. Pochodzę z rodziny głęboko wierzącej, ale teraz - po tym co doświadczyłam - bez względu na to, co dzieje się w moim życiu - nie chcę zrobić nic, co było by niezgodne z Jego wolą. W ubiegłym roku razem z Krzysiem pojechaliśmy do Strachociny, podziękować św. Andrzejowi Boboli, że wstawiał się za nami u Boga. Krzyś też już wie, że święty Andrzej jest jego patronem. W pokoju u dzieci (Krzysia i nieco starszej córeczki) wisi jego obrazek.

Małgorzata



Wasze komentarze:
 MARZENA: 10.05.2009, 21:42
 Proszę o łaskę modlitwy wstawienniczej św.Andrzeju w dniu Twego 16-05 w intencji o siły w pokonywaniu cierpienia,którego nie widac ,a które nie pozwala funkcjonować,błagam o modlitwe.
 Agnieszka: 10.05.2009, 13:10
 Św.Andrzeju proszę o ratunek dla mojego małżeństwa i dar dziecka.
 zasmucona: 06.05.2009, 16:41
 Św.Andrzeju, Ty wiesz, czego pragnę najbardziej. Proszę, bądź przy mnie chociaż Ty, skoro Bóg zabrał mi wszystkich, których kochałam, w zamian dając łzy, rozpacz, ból do końca życia. Skróć to życie, którego tak bardzo nienawidzę.
 Ela: 29.04.2009, 22:05
  Św.Andrzeju proszę Cię o pomoc i wstawiennictwo u Pana Boga aby pomógł mojemu synowi w znalezieniu pracy.
 MARZENA: 28.04.2009, 21:42
 Proszę o łaskę zdrowia,jesli jest taka WOLA BOŻA.
 basia: 23.04.2009, 18:26
 św. Andrzeju proszę cię o zdrowie dla rodziców, męża, dzieci i mnie . Pomagaj mi w codziennym życiu, wypraszaj łaski nam potrzebne, nawróć mojego męża, aby zaczął chodzić do kościoła, abyśmy lepiej się rozumieli, więcej ze sobą rozmawiali.Proszę o wstawiennictwo u Boga o dar macierzyństwa dla Ani i kuzyna Maćka,którzy pragną bardzo dziecka. Otaczaj nas swoją opieką ..... Dziękuje Bogu za wszystkie łaski i Matce Najświętszej....
 Monika: 18.04.2009, 17:55
 Bł. Andrzeju, proszę Cię o pomoc w odnalezieniu miłości, przyjaźni i szczęścia...
 marzena: 07.04.2009, 22:36
 Dziekuję z całego serca za łaskę uzdrowienia,za modlotwę wstawiennicza za przyczyną św.Andrzeja Boboli:)CHWAŁA JEZUSOWI CHRYSTUSOWI.
 marty: 31.03.2009, 11:28
 św. Andrzeju, jeżeli taka jest wola Boga, wstaw się za mną do Niego i poproś o pomoc w pewnej sprawie


 Mariola: 28.03.2009, 14:11
 Św.Andrzeju mój kochany nie mam już siły dłużej żyć tak z moim męzem,on mnie nie rozumie ponadto od 7 lat ma kogoś ,nie współżyjemy.Chodzimy obok siebie jak wrogowie ponadto mam 5 dzieci w tym leżące jedno jego wcale nie ma w domu tylko firma istnieje przez całe nasze życie 27 lat.....nie rozumie że mi samej jest cięzko nie mam z nikąd pomocy ponadto mam daleko swoją rodzinę a on cały czas naszego małżeństwa świętuje u swojej mamy ja mieszkam od swojej 600 km.Ponadto śmieje się z mojej wiary i modlitwy ,gdy nie mam już siły piję ....pomóżcie mi już nie mam naprawdę sił ponadto nawet nie mogę nigdzie wyjść z domu .Módlcie się za mnie proszę żeby Bóg mi pomógł!!!!
 maria: 24.03.2009, 13:51
 Swięty Andrzeju Bobola prosze o wstawiennictwo u Boga o dar macierzyństwa dla synowej i syna którzy bardzo pragną dzieci.
 Robert: 21.03.2009, 16:56
 Święty Andrzeju proszę cię o wstawiennictwo u Pana Boga o wyzdrowienie mojej mamy, chorej na nowotwór trzustki, tak jak to uczyniłeś w przypadku s. Alojzy, błagam pozwól jej cieszyć się życiem...
 Robert: 21.03.2009, 16:43
 Święty Andrzeju proszę cię o wstawiennictwo u Pana Boga o wyzdrowienie mojej mamy, chorej na nowotwór trzustki, tak jak to uczyniłeś w przypadku s. Alojzy, błagam pozwól jej cieszyć się życiem...
 marzena: 11.03.2009, 20:59
 Zw.Andrzeju bardzo proszę Cię o łaskę uwolnienia z depresji i pragnienie służenie bliżnim.
 marzena: 11.03.2009, 20:23
 Św.Andrzeju,proszę CIĘ z całego serca o łaskę modlitwy wstawienniczej za uwolnienie mnie od depresji,jeśli jest taka Wola Boża.
 Jolanta: 10.03.2009, 13:26
 św.Andrzeju, ratuj mnie. Pomóż wypełnić pustkę po utracie najbliższych. W Tobie pokładam moją ufność. Jeśli nie chcesz mi pomóc, zabierz mnie do Siebie, skróć me cierpienia. Ja naprawdę nie daję rady żyć.
 l.: 03.03.2009, 21:17
 Sw. Andrzeju prosze o uproszenie łaski nawrócenia dla Anny.
 Anna: 01.03.2009, 19:29
 Kochany Andrzeju proszę cię o pomoc spotykają mnie same porażki w moim życiu uczuciowym i nie wiem co dalej ze sobą zrobić, proszę pomóż mi, proszę daj mi światło, jestem zupełnie bezradna
 marta: 23.02.2009, 10:00
 proszę...
 Aneta: 20.02.2009, 23:59
 Święty Andrzeju błagam o pomoc o zdrowie dla mojego Taty Zdzisława i o pomyslną wizytę mojej córeczki u stomatologa,przeze mnie cierpi...... błagam dopomóż mi i wysłuchaj mojej prośby....
[1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20] [21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30] [31] (32) [33] [34] [35]


Autor

Treść

Nowości

Modlitwy do świętego JózefaModlitwy do świętego Józefa

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Oddanie się w opiekę świętemu JózefowiOddanie się w opiekę świętemu Józefowi

Trzydniowe nabożeństwo do świętego Józefa w nagłej potrzebieTrzydniowe nabożeństwo do świętego Józefa w nagłej potrzebie

Święty Józef słucha słowa BożegoŚwięty Józef słucha słowa Bożego

Święty Józef, Oblubieniec MaryiŚwięty Józef, Oblubieniec Maryi

Najbardziej popularne

Modlitwa o CudModlitwa o Cud

Tajemnica SzczęściaTajemnica Szczęścia

Modlitwy do św. RityModlitwy do św. Rity

Litania do św. JózefaLitania do św. Józefa

Jezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się JezusowiJezu, Ty się tym zajmij - Akt oddania się Jezusowi

Godzina Łaski 2023Godzina Łaski 2023

Poprzednia[ Powrót ]Następna
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej