Ducha Świętego zmagania ze mnąA kiedy walczył Jakub z aniołem (...) szaty Pana mieniły się złotem Kaftan Jakuba cuchnął kozim tłuszczem Jacek Kaczmarski Dobrze, że jesteś! Potrzebujemy kapłana do modlitwy wstawienniczej! Modlitwa wstawiennicza polega na tym, że pewne osoby modlą się za inną. Wstawiają się za nią. Ten, za którego jest modlitwa, zwany dalej Zainteresowanym, siedzi, a modlący się otaczają go na stojąco. Przyzywają Ducha Świętego i proszą o łaski dla Zainteresowanego. Duch Święty może przemówić przez modlących się - i to w dowolnym języku, może dać Zainteresowanemu wskazówkę w postaci jakiegoś fragmentu Pisma Świętego. Zainteresowany może w to uwierzyć lub nie, może wskazówkami się pokierować lub nie. Może też w każdej chwili przestać być Zainteresowanym. Nade mną modlono się wstawienniczo parę razy. Na początku podchodziłem do tego z pewną nieśmiałością i niedowierzaniem. Tylko dzięki obecności kapłana nie postrzegałem modlitwy wstawienniczej jako sekciarstwa. Do dziś zresztą nie jestem entuzjastą tej praktyki bez udziału księdza. Ludzie, których już trochę znałem i lubiłem, pełni najlepszych wobec mnie intencji, sadzali mnie na krześle, kładli mi ręce na głowę, wykonywaliśmy znak krzyża, przyzywaliśmy Ducha Świętego i oni rozpoczynali modlitwę. Modlitwami tradycyjnymi i swoimi słowami. Różnymi językami, także niezidentyfikowanymi. Potem ktoś coś mówił, ktoś inny otwierał Pismo Święte, coś zapisywał. Potem dostawałem wskazówki, ustne i pisane. I cytaty z Biblii. Dziękowałem, odchodziłem, zapominałem wskazówki i gubiłem kartkę. Wszystko to działo się w Mikaszówce. Mikaszówka to przestrzeń duchowa nad jeziorem Płaskim, skupiająca się w środku trójkąta wyznaczonego przez Augustów, Grodno i Druskienniki. Od trzydziestu lat bez mała odbywa się tam, corocznie w lipcu, obóz rekolekcyjny dla dzieci i młodzieży. Tam dojrzewało moje kapłańskie powołanie. Jeździłem z wolnej woli. Nadal jeżdżę - na tyle, na ile mogę - i bardzo sobie te obozy cenię. Tak więc zapominałem wskazówki i gubiłem kartki, a Duch Święty tchnął, kędy chciał. Rekolekcje prowadził sam, poprzez grupę prowadzącą - która codziennie, przyzywając Go, rozeznawała plan na najbliższe dni. Członków grupy prowadzącej powoływał osobiście. Kiedy po piątym roku, po święceniach diakonatu, powołał moich dwóch kolegów kursowych, a mnie nie - poczułem się głupio. Jeszcze głupiej się poczułem podczas specjalnego wieczornego nabożeństwa z włożeniem rąk. Były śpiewy, modlitwy, omdlenia. Było uwielbienie, błaganie. Sześćdziesiąt osób jak w transie. Jezioro, las, świece, bębny, gitary, skrzypce. Gdyby ktoś patrzył na to z zewnątrz, pomyślałby, że to jakaś sekta. Tak sobie pomyślałem. Byłem na zewnątrz. Siedziałem nieruchomo na ławce i odmawiałem różaniec. Umysłowo byłem przekonany o ortodoksji tego wydarzenia, lecz sercem nie mogłem go przyjąć. Nie chciałem się otworzyć na Ducha Świętego. - Wiesz, że ja to czułem? - powiedział mi potem jeden z kolegów kursowych, diakonów. Dnia 3 czerwca 2006 r. ksiądz abp Sławoj Leszek Głodź udzielił święceń kapłańskich w stopniu prezbitera dwunastu diakonom diecezji warszawsko-praskiej. Wśród nich również mnie. Była wigilia Zesłania Ducha Świętego. Nazajutrz, w dzień Zesłania Ducha Świętego, odprawiłem pierwszą Mszę Świętą. - Znacie moją powściągliwość wobec tych spraw - odpowiedziałem kilka dni później na propozycję dołączenia do modlitwy wstawienniczej - Nie szkodzi. Potrzebujemy kapłana. Duch Święty może zadziałać nawet przez ciebie. W oczekiwaniu na skompletowanie zespołu, rozmawiałem z Zainteresowaną. Pierwszy raz przyjechała do Mikaszówki, zaproponowano jej modlitwę wstawienniczą. Opowiedziała mi trochę o sobie. Wiedziałem już, za kogo będę się modlił. Otoczyliśmy ją, położyliśmy ręce na głowie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen! - zacząłem. Każdy modlił się i mówił coś. Śpiewaliśmy. W pewnym momencie wpadłem - czy raczej Duch Święty mnie wepchnął - na oczywiste rozwiązanie problemów Zainteresowanej. Zacząłem mówić, cytując powszechnie znane fragmenty Pisma Świętego. Ktoś to zapisał, ktoś podał jej kartkę. Chwała Ojcu, i Synowi, i Duchowi Świętemu. Zakończyliśmy spotkanie. Nowy - nawracający się - człowiek, z zapuchniętymi oczami i uśmiechem na twarzy oddalił się w kierunku obozu. ks. Konrad Hasior
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |