Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Ostatni zrzut

Często wracam myślą do przeżyć wojennych. Wrosły w pamięć i odzywają się przy każdej sposobności. Stykając się codziennie ze śmiercią, która wyrywała z naszych szeregów ludzi w pełni sił i młodości, patrząc na płonące świątynie, gmachy, muzea z nagromadzonym w nich dorobkiem wielu pokoleń, uświadamiałem sobie kruchość spraw i rzeczy, które wiążą nas z ziemią i których tak bardzo pożądamy. Zauważyłem jednocześnie, że wojna, choć niszczy i zabija, służy również dobru.

Ja jestem częścią owej siły, której władza pragnie zło zawsze czynić, a dobro sprowadza - mówił Mefistofeles w Fauście Goethego.

Podobnie jest z wojną. Jest ona jednym z czterech jeźdźców Apokalipsy, przy których pomocy Bóg wprawdzie karze, ale jednocześnie oczyszcza i zbawia.

Doświadczyłeś nas, Boże, i przetopiłeś w ogniu jak srebro. Wpędziłeś nas w sidła, zwaliłeś na nasze plecy brzemię doświadczeń; pozwoliłeś wrogom deptać nasze głowy... Przeszliśmy przez ogień i wodę, ale dałeś nam pokrzepienie. Wywiodłeś nas ku ochłodzie (ps. 65, 10).

Niewątpliwie wojna jest złem i powinna zniknąć z powierzchni ziemi. Czy to kiedyś nastąpi? Tak, ale tylko wówczas, gdy "człowiek wyzwoli się i przemieni, gdy w jego starą, glinianą powłokę wstąpi istota nowa i jeżeli ona w nim będzie działać, słuchając nakazów z góry, a nie z dołu" (F. W. Foerster).

Wielu z nas, może po raz pierwszy, zaczęło wówczas spoglądać w górę i oczekiwać stamtąd nie tylko pomocy, ale i odpowiedzi na pytania, jakie stawiało nam życie w obliczu śmierci.

Zaczęło się od modlitwy. Wieczorem, gdy słabło na pewien czas napięcie walki, przychodził kapelan i klęcząc modlił się z rannymi.

Dobrze, że ludzie się modlą. "Błagania, wiara i modlitwa nie są zabobonem - powiada Gandhi - przeciwnie, są to czyny bardziej realne, aniżeli jedzenie, picie, siedzenie lub chodzenie. Nie ma w tym przesady, jeśli się powie, że jedynie one są realne, a wszystko inne nie".

Nie mogąc już walczyć, pozbawieni wody, chleba, lekarstw, a nawet w dusznych, zatłoczonych piwnicach, czerpaliśmy siły z modlitwy. Wprowadzała nas ona w świat bardziej rzeczywisty, niż ten, który w każdej chwili mógł razem z nami spalić się lub zapaść w ziemię.

Modliliśmy się:

"Do Twego Niepokalanego Serca uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko.

Brak nam już sił wobec rozpętanych żywiołów, zwracamy się więc do Ciebie, Matko. Wyjednaj siłę ducha żołnierzom walczącym z nieprzyjacielem naszej wiary i naszego narodu! Nachyl się nad rannymi i umierającymi w piwnicach i schronach. Wspomagaj lekarzy i wszystkich, którzy niosą pomoc cierpiącym. Ochraniaj tych, którzy nie myśląc o własnym bezpieczeństwie, pod obstrzałem wynoszą ludzi z gruzów i ognia.

Ty, która dałaś nam światło wiekuiste, zstąp do zawalonych lochów i kanałów, gdzie duszą się i umierają ludzie zasypani lub zabłąkani. Uproś u Boga, aby krew poległych, łzy matek i cierpienia naszych braci i sióstr nie poszły na marne. Aby ci, którzy po nas przyjdą, godni byli ofiary tych, którzy dziś giną. Spraw, Matko, która nie traciłaś nadziei nawet wówczas, gdy Ciało Twego Syna zdjęto z krzyża i złożono do grobu, abyśmy włączeni dziś w Jego mękę i śmierć, przez Niego osiągnęli zmartwychwstanie".

Modlitwa chorych i rannych o pomoc z nieba, kojarzy się w moich wspomnieniach z oczekiwaniem innej pomocy, która również przychodziła "z nieba".

Czekaliśmy na zrzuty.

Znamy bohaterstwo naszych lotników i ich angielskich czy kanadyjskich kolegów z RAF-u, którzy ponosząc niewiarygodne straty usiłowali pomóc walczącej Warszawie. Przelot na odległość dwóch tysięcy kilometrów nad terenem zajętym przez wroga, wymagał niezwykłej odwagi i poświęcenia.

Trzeba było wskazać lotnikom miejsce do zrzucania zasobników. Starówka radziła sobie w ten sposób: gdy zapadła noc, w ciągu której spodziewano się zrzutów, nasze dziewczęta nie zważając na obstrzał i odłamki pocisków, biegły z latarkami na plac Krasińskich. Tam jedna obok drugiej układały się na bruku w kształcie krzyża i patrząc w niebo wytężały słuch, czy nie nadlatują samoloty.

Nieprzyjaciel również wypatrywał i słuchał. Gdy z oddali doszło echo silników, niebo natychmiast oświetlały reflektory, szukając swej ofiary.

Jest! W blasku krzyżujących się jasnych smug błyszczy srebrna sylwetka Liberatora - wybawcy. Następuje dramatyczna walka. Wśród wybuchających pocisków lotnik zniża się nad płonącym miastem. Manewruje maszyną, kładzie ją na bok, robi uniki, zatacza koła. Oślepiony światłem reflektorów, ogłuszony grzmotem wybuchów, wypatruje znaku.

Zmagania te śledzą tysiące oczu. Tysiąc ust szepcze błagalnie: - Jezu, Matko Boska, ratuj ich! - Tysiące rąk czeka na broń.

Lotnik dostrzega znak.

Na ciemnym skrawku ziemi, otoczonym wieńcem pożarów, zapala się nagle i świeci dziesiątkami małych światełek żywy krzyż. To dziewczęta, jak niegdyś ewangeliczne panny, oczekujące na przyjście oblubieńca, czuwają ze światłem. Bohaterskie "roztropne panny"... Każda z nich trzyma - wprawdzie nie lampkę oliwną, jak tamte z Ewangelii św. Mateusza - ale małą, zapaloną latarkę.

Pilot zniża się. "Patrzy w polski znak i krzyż".

Biją gwałtownie serca: te w górze, nieustraszone, bohaterskie, i te na dole, miłujące, ofiarne. A jeszcze gwałtowniej biją pociski. Grad żelaznych odłamków siecze maszynę, rani, zabija załogę. Pilot nie myśli o ocaleniu, chce przekazać oczekiwany zrzut.

Prędzej! Prędzej!

Na białych spadochronach spływają ku ziemi upragnione zasobniki.

*

Przeminęło. Wojna ze swymi zbrodniami i krzywdą przeniosła się gdzie indziej. U nas na razie spokój. Powstają z gruzów nowe wsie i miasta. Na dawnych cmentarzyskach rodzi się nowy świat. Komputery liczą, ważą, mierzą, może wkrótce zastąpią człowieka, który już dziś zatraca się w świecie maszyn, przestaje samodzielnie myśleć, zamienia się w automat. Ratuje go jeszcze cierpienie.

*

Czytam Dziennik Hansa Franka.

Fiihrer powierzył byłemu gubernatorowi Generalnej Guberni niezwykle ważne zadanie: "Ausrotten", wykorzenić, zgładzić z powierzchni ziemi naród polski. Frank, jak sam przyznaje, czekał na polski wrzesień okrągłe tysiąc lat. Właśnie w 939 roku jego ziomek, margraf Gero, zaprosił do siebie trzydziestu książąt słowiańskich, upoił ich i w nocy kazał "ausrotten" - wymordować.

Frank jest prawnikiem i człowiekiem wykształconym. Zapewne zna dzieła jednego ze swych rodaków, Fryderyka Foerstera, który zastanawiając się nad duszą germańską odkrywa w niej niepohamowaną pychę. Skłania ona Niemców do ubóstwienia swej rasy i pogardzania innymi. Bałwochwalstwu temu wtóruje, jak mówi ów myśliciel, "żądza przelewania krwi tak wielka, że jej niezmierne zbrodnie może odkupić jedynie Zbawiciel świętą krwią swoją". Do tych zbrodni Foerster zalicza bezkarne wytępienie ludów słowiańskich na zachód od Odry. "Z tej ziem: - powiada - przesiąkniętej krwią, ze zgliszcz spala nych ludzkich siedzib wznosi się wołanie o jawną pomstę nieba", po czym dodaje: "Klątwa ciąży nad naszą ojczyzną... ale ci, nad którymi ona ciąży, drwią sobie z niej i z godziny na godzinę jeszcze bardziej ją potęgują".

Tak. Hans Frank i jego "Volksgenossen" (ziomkowie) drwią sobie z klątwy. Nie trzeba im Zbawiciela. Mają go wśród siebie. Prowadzi ich na rozbój.

Generalny Gubernator układa plan zagłady. Ustanawia prawa, wydaje obwieszczenia. Najczęściej są to listy z długimi rzędami nazwisk Polaków skazanych na śmierć. Jest zwycięzcą, więc wszystko mu wolno. Wciela w życie słowa Hitlera, który za wzór stawiał Dżyngis-chana. "Skazał on na śmierć miliony kobiet i dzieci, świadomie i z wesołym sercem. Historia widzi w nim tylko wielkiego założyciela państwa", zachwycał się Fiihrer.

Frank jest wszechwładny, ale na kartkach jego Dziennika czai się niepokój. Nie może zrozumieć, dlaczego naród polski, rozbity militarnie, rozstrzeliwany, wieszany, dławiony w komorach gazowych, żyje... Co więcej, prowadzi z nimi, Niemcami, wojnę. Spotykają Polaków na wszystkich polach bitew: w norweskich fiordach, na polach Lotaryngii, w piaskach Libii, na linii Gotów, na Wale Atlantyckim... na lądzie, w powietrzu, na wodzie i pod wodą. Z poufnych informacji Frank wie, że choć niemiecki żołnierz jest bitny i nie można mu zarzucić tchórzostwa, to jednak nie może sprostać żołnierzowi polskiemu. Pod Monte Cassino w walce wręcz Polacy pokonali spadochroniarzy Heilmanna, chociaż stary weteran i jego zabijacy to żołnierze nad żołnierzami. Nie mogli im dać rady Amerykanie, Nowozelandczycy, Francuzi, Hindusi, tylko właśnie te "wściekłe polskie hordy", jak donosili niemieccy wojenni korespondenci.

Gdzie indziej, na froncie wschodnim szli w bój z kapelanem na czele (ks. Wilhelm Kubsz). Artyleria 4 armii pancernej i ferdynandy nie szczędziły im ognia. Komunikaty doniosły, że mnóstwo ich zginęło w trzęsawiskach Mierei, zapewne nie mniej licznie od tych, którzy padali na zboczach St. Angelo czy Albanety.

Czego ci "Untermenschen" (ludzie niższej kategorii) chcą? O co walczą?

Hans Frank zna Polaków i wie, że nie pragną żadnego "Lebensraumu" (przestrzeni życiowej), pilnują swoich kątów i nie zaglądają do cudzych. Nie walczą o naftę, o rynki zbytu czy kolonie. Nie narzucają również nikomu swej wiary i zapatrywań.

Przerzucam kartki jego Dziennika i czytam:

"Kościół jest dla umysłów polskich centralnym punktem zbornym, który promieniuje stale w milczeniu i spełnia przez to jakby funkcję wiecznego światła... Katolicyzm nie jest w tym kraju wyznaniem, a koniecznością życiową". To świadectwo, wystawione Kościołowi przez zaciętego wroga polskości i chrześcijaństwa, zdumiewająco przypomina zdanie Romana Dmowskiego, jednego z naszych wielkich mężów stanu i myślicieli: " Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę, tak że oderwanie narodu od religii i Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu".

Czyżby Hans Frank czytał dzieła Polaka, który w imieniu swego kraju kładł w roku 1918 podpis pod Traktatem Wersalskim?

Generalny Gubernator usiłuje przeniknąć tajniki polskiego katolicyzmu. Wie, że nie ogranicza się on do wyznaniowego podwórka, nie jest wyłącznie sprawą uczuć religijnych, tradycji, obrzędu czy prywatnej dewocji. Ma wielkie ambicje. Sięga aż do głębi duszy, patrzy daleko w świat i widzi życie ludzkie w wymiarach Bożych. Dlatego jest tak bardzo groźny dla władców III Rzeszy.

Frank na pewno wie, co mówił o Polakach i ich katolicyzmie jego wielki rodak F. W. Foerster: "Istnieje w obrębie rasy aryjskiej tylko jeden, jedyny naród, który... wierzył i dziś jeszcze wierzy w polityczną rzeczywistość wyższych idei moralnych. Żaden inny naród w Europie nie pogardzał tak bezmiernie w myślach i poczynaniach swoich materializmem wszelkiego dążenia do władzy, jak naród polski... Cała literatura polska przeniknięta jest ideą, że życie polityczne posiada wartość jedynie jako środek służący Królestwu Bożemu".

Polacy zatem bronią nie tylko swej wolności i bytu, ale walczą o najwyższe wartości ducha, ukształtowane w nich w ciągu tysiąclecia przez chrześcijaństwo. Walczą o godność ludzką, o wiarę, o honor, o moralny sens życia, o człowieczeństwo. I ta walka ma zasięg ogólnoludzki.

Hitler i Frank, obydwaj renegaci, nienawidzą chrześcijan. "Najcięższym ciosem - mówił Fiihrer - jaki kiedykolwiek spadł na ludzkość, było chrześcijaństwo... Jest ono wynalazkiem chorych umysłów... plagą, podobną do syfilisu". Dlaczego nienawidzą chrześcijan?

Frank dobrze wie, że istotą nauki Chrystusa jest miłość Boga i człowieka. Nakazuje ona wszystkich szanować i nie pozwala nikogo krzywdzić. Być chrześcijaninem, to wnosić w życie dobro, to pomagać i służyć. Ale "Herrenvolk" (naród panów) służbę uważa za coś poniżającego. Miłosierdzie, litość, współczucie, to zaprzeczenie męskości, to słabość godna pogardy. Twórcy nowej cywilizacji uznają tylko siłę. Ona im pomaga, jak to napisał cytowany już Foerster "w budowaniu świątyni na górach trupów, oceanie łez i rzężeniu niezliczonych mas ludzi umierających". Tej bogoburczej i światoburczej doktrynie przeciwstawiają się Polacy. Dlatego muszą zginąć.

Generalny Gubernator nie ma łatwego zadania. Unicestwienie Polski pod względem biologicznym, politycznym i gospodarczym jest rzeczą trudną. "Nie można - mówił 2 marca 1940 r. na posiedzeniu Komitetu Obrony Rzeszy w pałacu Briihla w Warszawie - za pomocą karabinów maszynowych... zgładzić 14 milionów Polaków, nie można również przeprowadzić tej akcji w drodze systematycznego terroru, gdyż nie mamy dość ludzi, aby zbudować taki aparat". Frank jednak nie załamuje rąk. Wielkie fabryki śmierci w Oświęcimiu, Majdanku, Stutthofie funkcjonują sprawnie. W roku 1944 spalano w krematoriach około 24 tysięcy ludzi na dobę, a wydajność komór gazowych w tym samym czasie wynosiła około 60 tysięcy ludzi na dobę. Inne miejsca zbiorowego mordu - ruiny Pawiaka, lochy Gestapo wykazują stałą zwyżkę. Pacyfikacje także dają dobre wyniki.

Trudniejsza sprawa z katolicyzmem. Ostatecznie można wymordować "die Pfaffen" (klechów). Dotychczas liczba zgładzonych polskich księży wynosi około 3 tysiące. Ale jak walczyć z Chrystusem? Wprawdzie Gauleiter Wartegau, Greiser, zburzył w Poznaniu pomnik Zbawiciela, czy to jednak rozwiązuje problem?

Poza tym trudna sprawa z "die Heilige Mutter" (Święta Matka). Gubernator zna Ją dobrze. Wystawił Jej osobiście "Kenkartę": "Die Heilige von Tschenstochau" (Święta z Częstochowy), "Ewige Licht" (Wieczne światło). "Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, to zawsze im świecił Kościół i Święta z Częstochowy" - zanotował w swym Dzienniku. Frank zna dobrze twarz "Schwarzmadonne" (Czarnej Madonny), surową, naznaczoną cięciem szabli. Gdy każdego poranku odsłaniają Jej obraz przy dźwiękach srebrnych trąb, grających hejnał Palestriny, w Jej ciemną twarz wpatrują się tysiące oczu. O coś proszą, czegoś się spodziewają. A Ona, tajemnicza, milcząca, słucha...

Generalny Gubernator od czasu do czasu wyrusza - co prawda z nadzwyczajną ostrożnością - na inspekcję swego "państwa". Ludzie chowają się przed nim, ale Świętą spotyka wszędzie: w miastach, na wsi, w kapliczkach przydrożnych, w lasach, na polach. Czuwa nad tą ziemią. Nie zwraca uwagi na nieustannie zmieniające się granice. Jest duchową władzą tego narodu i żywym uosobieniem jego konieczności życiowej.

Jak z Nią walczyć? Zniszczyć Jej wizerunek? Zabronić modlitwy?

Dnia 16 marca 1940 roku wydał "Bekanntmachung" - Obwieszczenie:

"Do Rzymsko-Katolickiego Ordynariatu,

W polskich modlitewnikach rzymsko-katolickiej diecezji w Generalnej Guberni znajduje się wiele modlitw i pieśni kościelnych, które już nie odpowiadają dzisiejszym stosunkom prawnym i faktycznym. Tak na przykład: Litania do Matki Boskiej zawiera prośbę: "Królowo Korony Polskiej, módl się za nami". Proszę te i inne odnośniki do nie istniejącego więcej państwa polskiego usunąć w modlitwach i pieśniach. Ponadto dzień 3 maja nie może być nadal obchodzony jako święto "Najświętszej Maryi Panny, Królowej Rzeczypospolitej Polskiej".

Tak! Posunięcie było celowe. Za hymn "Bogurodzico", jaki "die Pfaffen" ośmielili się śpiewać tuż pod jego bokiem w Krakowie, kazał "tych bezczelnych łobuzów aresztować". W Gestapo będą śpiewać inaczej! Czy jednak w ten sposób uda się zgasić "das ewige Licht"? Czy zniszczy się naród i jego "Lebensbedingung", czyli "warunek życia"?

Jakże przedziwne są drogi Opatrzności Bożej, kierującej losami jednostki i narodów! Gdy Fiihrer Hansa Franka, podpalacz świata, ginął śmiercią samobójcy w swych podziemnych schronach, to b. Gubernator b. Generalnej Guberni prosił "Świętą z Częstochowy" o ratunek, kiedy w celi więziennej oczekiwał na szubienicę.

*

Myślę o tamtym zrzucie i spoglądam w niebo ciche i spokoje. Nie huczą na nim stalowe potwory, znaczone swastyką, nie przesłaniają go dymy pożogi, nie barwią łuny pożarów.

Nie czekam na żadne zasobniki. Natomiast wierzę w Jezusa Chrystusa, który przecież odkupił świat nie po to, aby bluźniercy i ateusze, nienawidzący Boga i ludzi, dysponujący potęgą militarną, mogli zniszczyć ten świat. Wiem, że rządzi nim Bóg, a Maryja, Królowa Polski czuwa nad naszą ziemią. To ją wzywali żołnierze na polach bitew, w okopach, na barykadach, w leśnej tułaczce, w lagrach - na lądzie, morzu i w powietrzu. I ona była z nami. Jako chorągiew stargana bojem ze starodawnej osnowy, stoisz nad krótkim Polski pokojem, waleczna Polski Królowo. Przychodzą mi na myśl Mickiewiczowskie Słowa Najświętszej Panny:

Otaczam ziemię dłońmi swoimi, jako niebem błękitnym, i w każdej chwili, na każdym miejscu, każdemu dobremu duchowi zapalam się i świecę gwiazdą ranną.

Serce moje stało się pełne mocy, unoszona miłością depcę zło i na dnie piekła roztłaczam je.

Tak! Najświętsza Panna jest wszechmocna u Boga. Może "podeptać" każde zło, może swym orędownictwem zwyciężyć wszystkie nowożytne herezje, które piekielnym czadem zatruwają atmosferę współczesnego świata.

Jak niegdyś nasze bohaterskie łączniczki żywym znakiem krzyża przyzywały pomoc dla walczącego miasta - tak i my dzisiaj, patrząc w niebo, prosimy Matkę Zbawiciela o zrzut łaski Bożej, jakże potrzebny naszemu narodowi w jego zmaganiach o prawdę i wolność ducha wiernego Chrystusowi.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej