Droga do świętości Jana Pawła II(część I - lata 1920-1948)Wielkość Jana Pawła II została ukształtowana wiarą, przeżywaną w codziennej modlitwie i nieustannie podejmowanym trudzie kroczenia drogą przykazań i Ewangelii. Aby zrozumieć Jana Pawła II "od wewnątrz", trzeba prześledzić historię Jego życia, poznać środowisko i warunki, w jakich kształtował się Jego charakter i życie wiary.Dom rodzinny![]() Mały Karol wzrastał w atmosferze głębokiej wiary swoich rodziców. Szczególny wpływ wywarł na niego przykład modlitwy i samodyscypliny ojca. Widział, jak żarliwie się modlił i jak umiał od siebie wymagać. Po latach, już jako Jan Paweł II, pisał: "Moje lata chłopięce i młodzieńcze łączą się przede wszystkim z postacią ojca. [...] Patrzyłem z bliska na jego życie, widziałem jak umiał od siebie wymagać, widziałem, jak klękał do modlitwy. To było najważniejsze w tych latach, które tak wiele znaczą w okresie dojrzewania młodego człowieka. Ojciec, który umiał od siebie wymagać, w pewnym sensie nie musiał wymagać od syna. Patrząc na niego, nauczyłem się, że trzeba samemu sobie stawiać wymagania i przykładać się do spełnienia własnych obowiązków". Tak więc już od wczesnej młodości Karol uczył się od ojca wierności modlitwie oraz stawiania sobie wysokich wymagań i sumiennego wypełniania obowiązków. Karol mógł usłyszeć Chrystusa, który powoływał go do kapłaństwa, ponieważ wzrastał w atmosferze wiary i modlitwy, która panowała w domu rodzinnym. "W jakimś sensie przyczynili się do tego moi rodzice w domu rodzinnym, a zwłaszcza mój ojciec, który wcześnie owdowiał - pisał Jan Paweł II - Matkę straciłem jeszcze przed Pierwszą Komunią św. w wieku 9 lat i dlatego mniej ją pamiętam i mniej jestem świadom jej wkładu w moje wychowanie religijne, a był on z pewnością bardzo duży. Po jej śmierci (1929 r. zmarła w wieku 45 lat), a następnie po śmierci mojego starszego brata (1932 r.), zostaliśmy we dwójkę z ojcem. Mogłem, na co dzień obserwować jego życie, które było życiem surowym. Z zawodu był wojskowym, a kiedy owdowiał, stało się ono jeszcze bardziej życiem ciągłej modlitwy. Nieraz zdarzało mi się budzić w nocy i wtedy zastawałem mojego ojca na kolanach, tak jak widywałem go zawsze w kościele parafialnym. Nigdy nie mówiliśmy z sobą o powołaniu kapłańskim, ale ten przykład mojego ojca był jakimś pierwszym domowym seminarium". Kapitan Wojtyła biegle władał niemieckim i dlatego w domu systematycznie uczył Lolka tego języka. Czytali razem Biblię i wspólnie odmawiali różaniec. "Pamiętam - pisze Jan Paweł II - że ojciec dał mi kiedyś książeczkę do nabożeństwa, w której była modlitwa do Ducha Świętego. Powiedział mi, abym tę modlitwę codziennie odmawiał. Tak też staram się czynić. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, co znaczą słowa Chrystusa do Samarytanki o prawdziwych czcicielach Boga, to znaczy tych, którzy czczą Go w Duchu i w Prawdzie (por. J 4, 23). (...) Myślę jednak, że zasadniczą rolę odegrały tu słowa mojego rodzonego ojca, bo one kazały mi być prawdziwym czcicielem Boga, kazały mi szukać przynależności do prawdziwych Jego czcicieli, to jest tych, którzy czczą Go w Duchu i w Prawdzie. Odnalazłem Kościół jako wspólnotę zbawienia. Odnalazłem w tym Kościele swoje miejsce i swoje powołanie. Stopniowo zrozumiałem znaczenie Chrystusowego odkupienia, a przez to znaczenie sakramentów, a zwłaszcza Mszy świętej. Dostrzegłem, za jaką cenę zostaliśmy odkupieni. I to wszystko wprowadziło mnie jeszcze bardziej w tajemnicę Kościoła, który właśnie jako tajemnica ma wymiar niewidzialny" {Przekroczyć próg nadziei, s. 115).
Gimnazjum i liceum klasyczneW 1930 r. ukończył szkołę podstawową i rozpoczął naukę w gimnazjum imienia Marcina Wadowity. W tym czasie jego starszy brat Edmund kończył studia medyczne w Krakowie. Częściej mógł przyjeżdżać do domu i dzięki temu bardzo zaprzyjaźnił się z Karolem. Zabierał go na mecze piłki nożnej, trzymając na barana, aby lepiej mógł widzieć. Kiedy Edmund podjął pracę w szpitalu w Bielsku Białej, Lolek odwiedzał go, urządzając chorym teatr jednego aktora. Niestety, Edmund zaraził się szkarlatyną od jednego ze swoich pacjentów i zmarł 5 grudnia 1932 r. w wieku 26 lat. Po śmierci mamy i brata, Karol został w domu tylko z ojcem. Był to dla nich bardzo bolesny cios.Przykładem swojego życia kapitan Wojtyła uczył Lolka podstawowych zasad pracy nad charakterem. Przede wszystkim ustalił rozkład zajęć na każdy dzień. Ponieważ Karol rozpoczynał lekcje o godz. 8 rano, wstawali wcześnie, aby mieć czas na wspólną modlitwę, gimnastykę i śniadanie. A kiedy Karol został ministrantem, o godz. 7 rano uczestniczyli we Mszy św. Po lekcjach Karol razem z tatą jedli obiad w pobliskiej jadłodajni. Po obiedzie były dwie godziny zabawy lub jakiegoś sportu, następnie Karol odrabiał lekcje. Wieczorem ojciec przygotowywał kolację, po której najczęściej szli na krótki spacer, wspólnie odmawiali różaniec, przed pójściem spać czytali Pismo św. i inne lektury. Liceum klasyczne znane było z bardzo wysokiego poziomu nauczania. Lolek uczył się łaciny, greki, języka i literatury polskiej, historii i matematyki. Odznaczał się dużymi zdolnościami, przy tym był bardzo pracowity i solidny w odrabianiu lekcji. W ostatnich dwóch latach gimnazjalnych został wybrany przewodniczącym Sodalicji Mariańskiej. Było to stowarzyszenie młodzieży, które miało na celu pogłębianie nabożeństwa do Matki Bożej. Latem 1937 r. Lolek odbył obowiązkowy kurs przysposobienia wojskowego na obozie młodzieżowym. W ostatnim roku gimnazjum przygotowywał się do przyjęcia sakramentu bierzmowania, który otrzymał 3 maja 1938 r. Antoni Bohdanowicz, kolega Lolka z ławy szkolnej, wspominał: "Karol miał taki zwyczaj, że po przepracowaniu każdego przedmiotu wychodził do drugiego pokoju i stamtąd wracał po kilku minutach. Kiedyś drzwi były niedomknięte i zauważyłem, że Karol modli się na klęczniku...". Wielkim oparciem dla Lolka był silny i szlachetny charakter ojca. Patrząc na niego uczył się czerpać duchowe siły na modlitwie, oraz aby we wszystkich życiowych próbach opierać się na Bogu, bo wtedy z każdego ciężkiego doświadczenia wychodzi się zwycięsko i utwierdza w dobru. Od ojca Lolek nauczył się także żyć według twardych zasad moralnych, wynikających z chrześcijańskiej etyki. Rozumiejąc, że miłość do Boga wyraża się w zachowywaniu Jego przykazań, do siebie odnosił apel Jezusa: "Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej" (J 15, 9-10). W pierwszej klasie gimnazjalnej zetknął się z ks. Figlewiczem, który uczył go religii, i stał się jego wieloletnim spowiednikiem oraz wychowawcą. Jego niezwykła osobowość wywarła wielki wpływ na Karola. W rozmowie z Andre Frossardem Jan Paweł II wspominał: "Ogromnie wiele zawdzięczam kapłanom, zwłaszcza jednemu, dziś już sędziwemu, który jeszcze w latach chłopięcych swoją ogromną prostotą i dobrocią przybliżał mi Chrystusa - a potem wiedział, w którym momencie mógł jako spowiednik powiedzieć mi: Chrystus wskazuje ci drogę do kapłaństwa". Trzeba tutaj przypomnieć ważne wydarzenie z tych czasów. "Kiedy byłem w gimnazjum, - wspomina Jan Paweł II - Książę Adam Stefan Sapieha, Arcybiskup Metropolita Krakowski wizytował naszą parafię w Wadowicach. Mój katecheta, ks. Edward Zacher zlecił mi zadanie przywitania Księcia Metropolity. Miałem więc po raz pierwszy z życiu sposobność, ażeby stanąć przed tym człowiekiem, którego wszyscy otaczali wielką czcią. Wiem też, że po moim przemówieniu Arcybiskup zapytał katechetę, na jaki kierunek studiów wybieram się po maturze. Ks. Zacher odpowiedział: "Idzie na polonistykę". Na co Arcybiskup miał powiedzieć: "Szkoda, że nie na teologię" (Dar i Tajemnica, s. 9). Fascynacja nie tylko literaturą i teatrem![]() Fascynacja teatrem nie osłabiła w Karolu pragnienia stałego pogłębiania i rozwoju wiary. U karmelitów bosych na Górce w Wadowicach przyjął karmelitański szkaplerz. Tam odbył swoje pierwsze zamknięte rekolekcje. Zawsze uczestniczył w nowennie przed świętem Matki Bożej Szkaplerznej. Już jako biskup wspominał: "Nigdy do czasu mego wyjazdu z Wadowic nie opuszczałem popołudniowych nabożeństw w czasie nowenny. Czasem trudno było oderwać się od kolegów, wyjść z orzeźwiających fal kochanej Skawy, ale melodyjny głos karmelitańskich dzwonów był taki mocny, taki przenikający do głębi duszy, więc szedłem. Tak, tak, mieszkałem obok kościoła parafialnego, ale wzrastałem w kościele św. Józefa". Uczył się kontemplować w ciszy tajemnicę obecności Boga. Już jako papież powiedział: "Trzeba być zawsze tym, czym Bóg chce, aby człowiek był. Wtenczas nigdy nie jest się niczym! Na wypełnianiu woli Bożej polega wielkość człowieka, miłość i... świętość".
Wyjazd do KrakowaSwoją szkolną edukację Karol zakończył w Wadowicach zdaniem matury 27 maja 1938 r. We wrześniu tego samego roku osiemnastoletni maturzysta wraz z ojcem opuścili na stałe Wadowice i przenieśli się do Krakowa. Zamieszkali w domu krewnych, dwóch ciotek Karola (sióstr jego matki) na ul. Tynieckiej 10. Ich mieszkanie znajdowało się w suterynie, było ciemne i wilgotne.Trudne warunki nie ostudziły u Karola entuzjazmu i zapału do studiowania filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W trakcie pierwszego roku studiów Lolek miał bardzo dużo zajęć, które jednak wykonywał z wielką sumiennością, umiejętnie wykorzystując czas na zdobywanie wiedzy. Regulamin mówił o 10 godz. obowiązkowych zajęć wciągu tygodnia, a Karol zobowiązał się do 36 godz. Uczęszczał na wykłady najlepszych w Polsce profesorów. Zaczął pisać utwory literackie i wiersze, oddawał się działalności teatralnej, grając między innymi w sztuce "Kawaler księżycowy" wystawionej na dziedzińcu Collegium Maius. Pomimo wielu zajęć podczas pierwszego roku studiów, Karol nie zaniedbywał swojego życia wewnętrznego. Pomagał mu w tym bliski kontakt z ks. Figlewiczem, który był podkustoszem w wawelskiej katedrze. Chodził do niego regularnie do spowiedzi, służył mu do Mszy św., korzystał z kierownictwa duchowego i często spotykał się na rozmowach. Wspaniali wykładowcy na uniwersytecie, bogactwo duchowej tradycji i kultury Krakowa sprawiało, że Karol chłonął wszystko. Właśnie wtedy zafascynował się działalnością i osobą Brata Alberta Chmielowskiego. Postać tego wielkiego świętego wycisnęła silne znamię na osobowości Karola Wojtyły. Już jako papież tak pisał o św. Bracie Albercie: "Na etapie mojego związania z Teatrem Rapsodycznym, ze sztuką, ta postać człowieka pełnego odwagi, uczestnika Powstania Styczniowego (1863), który w powstańczej bitwie stracił nogę, posiadała jakiś szczególny duchowy urok. Wiadomo, że Brat Albert był artystą malarzem: studia ukończył w Monachium. Dorobek artystyczny, jaki pozostawił, wskazuje na to, że był to wielki talent malarski. I oto ten człowiek w pewnym okresie życia zrywa ze sztuką, gdyż dochodzi do wniosku, że Bóg daje mu zadanie ważniejsze. Zapoznawszy się ze środowiskiem krakowskich nędzarzy, zbierających się wokół tzw. "ogrzewalni" przy ul. Krakowskiej, Adam Chmielowski postanawia stać się poniekąd jednym z nich, a więc nie jałmużnikiem przychodzących z zewnątrz, aby rozdzielać dary, ale człowiekiem, który daje całego siebie, aby tym wydziedziczonym ludziom służyć. Ten porywający przykład poświęcenia znajduje naśladowców. Wokół Brata Alberta gromadzą się mężczyźni i kobiety. Powstają dwa zakony ludzi służących najuboższym. Dzieje się to wszystko na początku naszego stulecia, a w zasadzie w okresie poprzedzającym pierwszą wojnę światową. Brat Albert nie doczekał odzyskania przez Polskę niepodległości. Zmarł na Boże Narodzenie 1916 roku. Jego dzieło stało się szczególnym wyrazem polskich tradycji radykalizmu ewangelicznego związanych z duchem św. Franciszka z Asyżu, a także św. Jana od Krzyża. W dziejach polskiej duchowości św. Brat Albert posiada wyjątkowe miejsce. Dla mnie jego postać miała znaczenie decydujące, ponieważ w okresie mojego własnego odchodzenia od sztuki, od literatury i od teatru, znalazłem w nim szczególne duchowe wsparcie i wzór radykalnego wyboru drogi powołania. Jedną z największych moich radości jest to, że mogłem już jako Papież wynieść krakowskiego biedaczynę w szarym habicie do chwały ołtarzy, naprzód przez beatyfikację w czasie podróży do Polski w 1983 roku, na Błoniach Krakowskich, a z kolei poprzez kanonizację w Rzymie, w listopadzie pamiętnego roku 1989" (Dar i Tajemnica, s. 32-33). W czerwcu 1939 r. Karol zdał egzaminy zaliczając pierwszy rok studiów, a w wakacje odbył szkolenie wojskowe w Legii Akademickiej. Karol był utalentowanym studentem, uczył się szybko, ale zawsze był gotowy pomagać innym. Angażował się i wkładał całe serce we wszystko, co robił. Wymagał od siebie i prowadził zdyscyplinowany tryb życia. Miał licznych przyjaciół, zarówno wśród chłopców, jak i wśród dziewcząt. Był zapalonym sportowcem, nieraz pokonywał wiele kilometrów poszukując atrakcyjnych tras narciarskich. Trzeba podkreślić, że w czasach młodości Karola, jego pobożność była czymś normalnym. Dlatego fakt, że Karol prowadził głębokie życie modlitwy, że często przystępował do sakramentów, nie był odbierany przez otoczenie jako coś dziwnego i nadzwyczajnego. Bolesne doświadczenie utraty matki i brata, było wielką lekcją cierpienia przyjętego z wiarą. Karol uczył się jak bardzo ważna jest modlitwa oraz chrześcijańska asceza w kształtowaniu charakteru i w dojrzewaniu do ojcostwa. Pisał w swoim dramacie "Promieniowanie ojcostwa", że ojcostwo oznacza "bycie podbitym przez miłość", która przynagla, aby "dawać życie" oddając siebie. Ojcostwo jest więc odrzuceniem niewoli egoizmu. Okupacyjny terrorDzień napaści Niemców na Polaków, 1 września 1939 r., wypadł w pierwszy piątek miesiąca. Wczesnym rankiem Karol poszedł do katedry na Wawelu, aby się wyspowiadać u ks. Figlewicza i uczestniczyć we Mszy św. Podczas Najświętszej Ofiary usłyszał głos syren i wybuchy bomb zrzucanych na Kraków przez samoloty niemieckie. Po Mszy św. natychmiast pobiegł do domu. Wspólnie z ojcem podjęli decyzję ucieczki na wschód przed nadciągającymi wojskami nieprzyjaciela. Uciekali razem z tysiącami Polaków. Kraj był bombardowany przez samoloty niemieckie; wielu ludzi zginęło. 17 września Karol z ojcem byli niedaleko Sanu, w odległości około 200 km od Krakowa. Wtedy dotarła do nich tragiczna wiadomość, że wojska rosyjskie od wschodu wkroczyły do Polski. Ucieczka na wschód nie miała już sensu, musieli wracać do Krakowa, w którym byli już Niemcy. Na Wawelu zamieszkał Hans Frank, Generalny Gubernator. Rozpoczęły się straszne lata okupacyjnego terroru. Szkolnictwo wyższe i średnie zostało zlikwidowane. Polacy nie mieli żadnych praw, byli traktowani jako podludzie. Niemcy niszczyli biblioteki i wszelkie ślady polskiej kultury. Racje żywnościowe wynosiły tylko 900 kalorii na dzień. Za najmniejsze przekroczenie zarządzeń okupanta groziła śmierć lub obóz koncentracyjny. Szczególnym obiektem prześladowań stała się polska inteligencja, duchowieństwo i Kościół Katolicki, który był uważany przez okupantów za strażnika narodowej kultury. 3646 polskich księży uwięziono w obozach koncentracyjnych, a 2647 zamordowano. Lata hitlerowskiej okupacji były naznaczone nieustannym terrorem, ulicznymi łapankami, masowymi egzekucjami i wywożeniem do obozów koncentracyjnych."Wybuch wojny - pisał Jan Paweł II - zmienił w sposób dość zasadniczy sytuację w moim życiu. Wprawdzie profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego usiłowali rozpocząć nowy rok akademicki, ale zajęcia trwały tylko do 6 listopada 1939 roku. W tym dniu władze niemieckie zwołały wszystkich profesorów na zebranie, które zakończyło się wywiezieniem tych czcigodnych ludzi nauki do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Na tym urywa się w moim życiu okres studiów polonistycznych i rozpoczyna się okres okupacji niemieckiej, w czasie której starałem się dużo czytać i pisać. Właśnie w tym okresie powstały moje pierwsze młodzieńcze utwory literackie" (Dar i Tajemnica, s. 11).
"Aby uchronić się przed wywózką - wspominał Jan Paweł II - na przymusowe roboty do Niemiec, jesienią roku 1940 zacząłem pracę jako robotnik fizyczny w kamieniołomie, związanym z fabryką chemiczną Solvay" (Dar i Tajemnica,, s. 12). W kamieniołomie na Zakrzówku wydobywano wapień do produkcji sody w fabryce chemicznej Solvay. Były tam bardzo ciężkie i niebezpieczne warunki pracy, szczególnie zimą. Lolek musiał każdego dnia naładować cały wagon wapiennymi kamieniami. Młodzi i niedoświadczeni robotnicy nie mogli takiej normy wypełnić. Całe szczęście, że ich zwierzchnikami byli życzliwi Polacy, którzy te normy im potajemnie zmniejszali. Jednak cały dzień trzeba było rozbijać wapień i ładować do wagonu. Pozwalano tylko na piętnastominutową przerwę na śniadanie, które każdy musiał sobie przynieść z domu. Najczęściej był to chleb z marmoladą i kawa zbożowa. Po skończonej pracy o godz. 15 Lolek wracał do domu w drewniakach i drelichu, po drodze próbując zdobyć coś do jedzenia: kilka ziemniaków, kapustę bądź fasolę. Niemcy przestali wypłacać emeryturę ojcu i dlatego skromna pensja Karola musiała starczyć na utrzymanie ich obu. W październiku Karol został przeniesiony do pracy w oczyszczalni wody fabryki Solvay w Borku Fałęckim. Najczęściej przychodził na nocną zmianę. Warunki były tutaj nieporównywalnie lepsze. Mógł znaleźć czas na czytanie książek i na modlitwę. Szczególnie ulubioną lekturą Karola była książeczka, którą wtedy odkrył: "Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Maryi Panny" św. Ludwika Grignion de Monfort. W 1968 r. kard. Wojtyła wspominał: "Miałem to nabożeństwo do Niej i jako dziecko, i jako student gimnazjum czy na uniwersytecie, ale jaka jest treść i głębia tego nabożeństwa - tego mnie nauczyła ta książeczka". Totus Tuus (Cały Twój) - te dwa słowa wzięte z tej książeczki, stały się dewizą duchowości i posługi Karola Wojtyły jako księdza, biskupa, kardynała i papieża. "Oto jestem cały Twój i wszystko, co moje Twoim jest, o mój Jezu najmilszy, przez Maryję, Twoją Najświętszą Matkę" - tymi słowami z Traktatu modlił się i zawsze je wypisywał na swoich rękopisach. Wracając rano do domu, po pracy w fabryce Solvay, Karol szedł najpierw na Mszę św. do kościoła ojców redemptorystów na Podgórzu. Po latach wspominał, że z Eucharystii czerpał "wielką siłę na te trudne lata, jakimi były lata okupacji". Dzięki pracy w kamieniołomach i oczyszczalni wody Karol Wojtyła poznał znaczenie pracy oraz miejski proletariat "ich środowisko, ich rodziny, ich zainteresowania, ich ludzką wartość i godność" (Dar i Tajemnica, s. 23). Młody Karol nauczył się, że praca jest zadaniem, które Bóg powierza człowiekowi, aby panował nad ziemią i uczestniczył w dziele stwórczym samego Boga. Wejście w nowy świat, o istnieniu którego wcześniej nie wiedziałW tym okresie wielki wpływ na kształtowanie osobowości Karola miało środowisko jego parani św. Stanisława Kostki na Dębnikach. Tak Ojciec Święty wspominał: "Parafia ta była prowadzona przez księży salezjanów, których pewnego dnia hitlerowcy zabrali do obozu koncentracyjnego. Pozostał tylko stary proboszcz i inspektor prowincji, natomiast wszyscy inni byli wywiezieni do Dachau. Myślę, że w procesie kształtowania się mojego powołania środowisko salezjańskie odegfało doniosłą rolę. W parafii była osoba wyjątkowa: Jan Tyranowski. Był on z zawodu urzędnikiem, chociaż wybrał pracę w zakładzie krawieckim swojego ojca. Twierdził, że mu to ułatwia życie wewnętrzne. Był człowiekiem niezwykle głębokiej duchowości. Księża salezjanie, którzy w tym trudnym okresie odważyli się na prowadzenie duszpasterstwa młodzieży, powierzyli mu zadanie polegające na nawiązywaniu kontaktów z młodymi ludźmi w ramach tzw. "Żywego Różańca". Jan Tyranowski wywiązywał się z tego zadania nie tylko w sensie organizacyjnym, ale także poprzez prawdziwą duchową formację, którą dawał związanym z nim młodym ludziom. Od niego nauczyłem się między innymi elementarnych metod pracy nad sobą, które wyprzedziły to, co potem znalazłem w seminarium. Tyranowski, który sam kształtował się na dziełach św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa, wprowadził mnie po raz pierwszy w te niezwykłe, jak na mój ówczesny wiek, lektury" (Dar i Tajemnica, s. 25).
Odkrycie powołania i droga do kapłaństwa18 lutego 1941 roku w wieku 62 lat umiera na atak serca ojciec Karola. Chorował od Bożego Narodzenia 1940 r. Zmarł nocą, kiedy syn był w pracy. Tego ranka Karol, jak zwykle, przyniósł ojcu lekarstwa i obiad od państwa Kydryńskich. Kiedy się zorientował, że on nie żyje, natychmiast pobiegł po księdza. Całą noc modlił się klęcząc przy ciele ukochanego ojca. Było to dla niego jedno z najbardziej bolesnych doświadczeń w życiu. Nie miał już nikogo z najbliższej rodziny. Po Mszy św. odprawionej przez ks. Figlewicza kapitan Karol Wojtyła został pochowany na cmentarzu Rakowickim. Ojciec zostawił Karolowi najcenniejszą życiową naukę, aby stawiać sobie wysokie wymagania i jak najsumienniej spełniać swoje obowiązki.Po śmierci taty Karol zaczął prowadzić jeszcze bardziej intensywnie życie modlitwy aniżeli dotąd. Latem 1941 roku zamieszkał u Karola Mieczysław Kotlarczyk wraz ze swoją żoną. Właśnie wtedy z jego inicjatywy narodził się w konspiracji Teatr Rapsodyczny, który działał w ukryciu przez cały okres okupacji. Jednym z jego filarów był młody Karol Wojtyła. Z narażeniem życia przygotowano 7 sztuk teatralnych i odegrano na 22 przedstawieniach. Głównym celem działalności tego konspiracyjnego teatru było ukazanie niezniszczalności polskiej kultury oraz odnawianie duszy narodu. Z całą pewnością również teatralna działalność Karola kształtowała jego osobowość, uczyła sztuki wymowy i nawiązywania łączności ze słuchaczami. Po śmierci ojca w Karolu zaczyna powoli dojrzewać myśl o kapłaństwie. Jesienią 1942 roku młody Wojtyła zgłosił się do rezydencji arcybiskupa krakowskiego prosząc o przyjęcie do tajnego seminarium duchownego. W czasie okupacji kandydaci do seminarium byli przyjmowani potajemnie, a wykłady odbywały się w ukryciu i w całkowitej tajemnicy przed reżimem okupacyjnym. Po rozpoczęciu tajnych studiów seminaryjnych, Karol w dalszym ciągu pracował w Borku Fałęckim i kontynuował swoją działalność w Teatrze Rapsodycznym, zacieśniał również kontakty z Tyranowskim i ks. Figlewiczem. Miał wielkie szczęście w tych koszmarnych latach okupacji, gdyż zawsze udawało mu się uniknąć rewizji, łapanek i wywiezienia do obozu koncentracyjnego. Jednak 29 lutego 1944 roku uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Kiedy wracał do domu z pracy w Borku Fałęckim przejeżdżająca niemiecka ciężarówka tak mocno go potrąciła, że stracił przytomność. Leżącego na ulicy uratowała pani Józefa Florek, która widząc, co się stało, wyskoczyła z tramwaju i osłaniała leżącego Karola przed przejeżdżającymi pojazdami. Udało jej się zatrzymać jeden z samochodów, w którym, jak się okazało, jechał niemiecki oficer. Kiedy stwierdzili, że Karol żyje, oficer zatrzymał ciężarówkę i kazał rannego zawieźć do miejskiego szpitala. Karol miał wstrząs mózgu i liczne rany. Musiał przez dwa tygodnie leżeć w łóżku. Był to dla niego, jak sam później napisał, szczególny "okres rekolekcji, które Pan Bóg wymyślił". Po wybuchu powstania warszawskiego Niemcy urządzili w Krakowie masową akcję w całym miaście, wyłapując młodych ludzi, aby nie dopuścić nowego powstania. Po tej czarnej niedzieli ks. arcybiskup Sapieha wezwał do swojej rezydencji wszystkich kleryków i do końca wojny ich tam ukrywał. Od 7 sierpnia 1944 r. aż do końca wojny Karol wraz z innymi klerykami mieszkał i studiował w domu arcybiskupa. 18 stycznia 1945 roku wojska armii czerwonej wyzwoliły Kraków spod okupacji niemieckiej. Klerycy mogli wreszcie zamieszkać w budynku seminaryjnym.
18 lutego 1946 roku abp Adam Stefan Sapieha został mianowany kardynałem. Na konferencjach wpajał klerykom, że istotą każdego dobrze przeżywanego powołania kapłańskiego jest umieranie dla siebie, ofiarowanie samego siebie, bezinteresowny dar z siebie dla Chrystusa i innych ludzi. Na początku lipca 1946 r. Karol Wojtyła zdał wszystkie egzaminy kończące studia teologiczne. Kardynał Sapieha postanowił wysłać jesienią 1946 r. Karola Wojtyłę na dalsze studia do Rzymu. W tym celu przyspieszył mu święcenia kapłańskie. Przez cały październik Karol intensywnie przygotowywał się na rekolekcjach do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Święcenia kapłańskie przyjął rankiem 1 listopada 1946 r. w prywatnej kaplicy Arcybiskupa Krakowskiego. Studia w RzymieJuż 15 listopada ks. Wojtyła razem ze swoim młodszym kolegą ks. Starowiejskim wyjechali na studia do Rzymu. Ks. Karol zamieszkał w Kolegium Belgijskim przy via del Quirinale i rozpoczął studia na Papieskim Uniwersytecie Dominikańskim Angelicum.
W rozprawie podkreślił, że spotkanie osobowe z Bogiem nie jest zarezerwowane tylko dla mistyków. Każdy człowiek jest powołany do nawiązania relacji miłości z Bogiem. Doświadczenie mistyków uczy nas o drodze, która prowadzi do Boga oraz natury naszego zjednoczenia z Bogiem. Boga nie poznaje się tak jak jakiś przedmiot, ale przez wzajemne osobowe oddanie się sobie. Red
Źródła: A.Bujak, M. Rożek Wojtyła,, Wrocław 1997;
Publikacja za zgodą redakcji
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |