Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Film "Ostatni dzwonek" to był strzał w dziesiątkę

Chłodnym szkiełkiem

Odbieram ci głos! To nie wiec, ale lekcja - piekli się wicedyrektor. Bohater filmu Krzysztof Buk, jeszcze panuje nad sobą.

Siedemset par wlepionych w ekran oczu staje murem za Krzysiem. "To Hitler!" wykrzykuje ktoś za moimi plecami pod adresem dyrektora.

- "Mój ojciec zginął w siedemdziesiątym roku, kiedy spokojnie szedł do pracy!" - Za Krzysiem trzaskają drzwi. Razem z siedmiuset widzami pozostaję w klasie. Spoglądam na widownię. Chociaż mam 23 lata, jestem tu chyba jednym z najstarszych. Zupełnych małolatów też nie ma. Czyżby pani reżyser Łazarkiewicz swoim "Ostatnim dzwonkiem" trafiła w dziesiątkę? Chyba tak, bo takiej jednorodności wiekowej w kinie jeszcze nie widziałem. Zupełnie, jakby sała stawiła się na egzamin. Widownia reaguje żywo: klaszcze, wybucha śmiechem, komentuje na bieżąco lub zapada w ciszę. Nagle hałas młota zakłóca odbiór. Sąsiedzi kręcą się, protestują - chyba nie cierpią, gdy ktoś w takim momencie przerywa. Ci chłopcy i dziewczęta, między którymi teraz jestem, przeżywają wraz z bohaterami lekcję historii, razem z nimi pokładają się ze śmiechu przy kawale z kaczką, siedzą z IVa przy ognisku, słuchają piosenek Jacka. Jak obrazy na ekranie, tak zmieniają się ich twarze. Emocje, emocje! Czy tylko na emocjach się kończy? Uzasadniona jest moja wątpliwość, gdy realizatorzy filmu sięgają po coraz trudniejsze środki wyrazu. Pojawia się oto video i uczniowski spektakl "Lekcja historii" - odlatujące białe gołębie są symbolicznymi kadrami, które warto by dogłębnie odczytać, a głowy przede mną zaczynają się strasznie wiercić. "Czyżby treść tych scen spływała po nich, jak po kaczce?" - martwię się analizując intensywne plamy obrazu video, które sugerują zmianę optyki spojrzenia. Ci przy ognisku, to już nie tylko szkolni kawalarze, ale dorastający ludzie, którzy mają coś do powiedzenia o sobie, o szkole, o kraju. Swoje specyficzne widzenie rzeczywistości sami prezentują w twardej i zgrzytliwej symbolice "Lekcji historii" - kulminacyjnym momencie filmu. Na scenie określają wyraźnie swój stosunek do świata protestów robotniczych, odgórnych nakazów i zakazów, pytają o światło w rzeczywistości rozmijających się pokoleń, które zrozumieć się już nie potrafią, bo ich pokolenie śpiewa już inne piosenki niż generacja dyrektora szkoły. Oni śpiewają Kaczmarskiego, jak współczesną "Odę do młodości".

"Skąd my to znamy?" - zdawała się pytać publiczność, gdy na ekranie pojawiały się: plastyczna postać zastraszonego Dyra, "stalinowski" charakter jego zastępcy, bezwolny tłum grona profesorskiego.

"Jakie to piękne" - słyszałem westchnienia przy obrazku z tęczą, a zakochani licealiści tulili się do siebie.

Zaś ja, uzbrojony w chłodniejsze szkiełko, zauważyłem, ze zdziwieniem, że urocze barwy i zapachy obrazu przenoszą nas z wiosny 1988 roku wprost w atmosferę opowiadań Kononowicza, że tlą się w nim te same iskierki, które rozświetlały obraz A. Wajdy i Konwickiego "Kronika wypadków miłosnych". Zupełnie tak, jakby logika wydarzeń "Ostatniego dzwonka" zachwiana została maturalnymi wspomnieniami scenarzysty. Być może w klasie Krzysztofa widzi on swoją klasę, oczyszczoną dodatkowo przez pamięć z podziałów: egoizmu, światopoglądu, a panująca w niej atmosfera jest atmosferą szkoły sprzed lat dziesięciu. Przecież nawet finał filmu kojarzy się z "Obławą" - piosenką przez nas wszystkich wówczas śpiewaną.

A z drugiej strony, pomyślałem sobie, że ta przerysowana jednoznaczność postaci pozwoliła twórcom na operowanie czytelnymi sytuacjami. Chociaż nie zawsze. Nie mogę się zgodzić z lansowaną przez realizatorów postawą moralną Kruzysztofa Buka. Może jestem błądzącym konserwatystą, jeżeli krzywię nos na jego, pachnące amerykańskim serialem, miłosne przygody. Na bieżąco skonstatowałem, że podgryzają one świetnie już wybujałe pędy "nadziei na przyszłość" - finałowego przesłania, tak misternie tkanego na ekranie przez dwie godziny.

Dziesięć minut po seansie siedziałem już przy stoliku z moimi kinowymi sąsiadami: Olą, Moniką, Robertem i Mariuszem.

- Spodziewałam się luźnego filmu o szkole - stwierdziła Ola - a tu pokazana inna strona życia... i człowiek zaczyna myśleć. Zrobiono dla nas film poważny mimo wielu dowcipnych momentów. To stwarzało element naturalny...

- Część jest jednak przesadna, bajka - podjęli pozostali - takie postacie i sytuacje raczej nie zdarzają się w szkołach, a jeśli pojawiają się osoby typu Krzysztofa, to my sami - tkwiąc w pasywności - wyśmiewamy je, choć one widzą więcej, niż koniec własnego nosa. Nawet trudno powiedzieć, czy chcielibyśmy chodzić do takiej klasy, jak tamta z ekranu - zgranej, solidnej, twórczej. Chciałoby się powiedzieć "TAK", ale gdy przyjdzie co do czego... Podpisujemy się pod wartościami proponowanymi przez film: świeżością charakterów, pięknymi ideami i walką o nie, zdolnością do poświęceń, jednością. Chociaż w naszym życiu tego nie ma, nikt nie ma ambicji tworzenia "Lekcji historii", a krzyżyk na piersiach... z Kościołem już się prawie nikt nie liczy. Nie znamy nawet piosenek, które śpiewała klasa Krzysia. O! Do niego mamy jedno zastrzeżenie. Źle się obszedł z dziewczyną. Nie chodzi o jego życie erotyczne, ale o odwrócenie się do człowieka plecami. Zresztą wątek miłosny był tak drugorzędny, że bez niego film nie straciłby na wartości. Same wartości też by niewiele straciły, zwłaszcza nadzieja, która jest dla nas wychodzeniem z zakłamania, wspólnym wysiłkiem przy dochodzeniu do celu.

Zdziwiła mnie trochę ta ich definicja nadziei, a żegnając ich na przystanku pomyślałem, że jaka nadzieja siedzi w piersiach, Roberta, Mariusza, Oh i Moniki i moich, taka będzie za kilka lat nasza wspólna chałupina - Polska.

Ciepło o nas

Film "Ostatni dzwonek" wyreżyserowany przez Magdę Łazarkiewicz ukazuje szkolne perypetie klasy maturalnej z 1988 r. Do klasy lekkoduchów i dowcipnisiów, prowincjonalnego liceum, terroryzowanej przez nauczyciela historii, przychodzi nowy uczeń - Krzysztof Buk. Jest to jego trzecia szkoła, z poprzedniej został wydalony z powodów politycznych. Buk jest silną osobowością, przeciwstawia się nauczycielowi historii, obejmuje przywództwo w klasie IVa. Pod jego wpływem koledzy przechodzą olbrzymią przemianę, zamiast sztubackich dowcipów, organizują teatr "Alternatywa". Ich spektakl "Lekcja historii" oparty na faktach wspóczesnei historii wygrywa festiwal w Gdańsku, natomiast Krzysztof zostaje "oblany" na maturze.

Jest to znakomity film, niestety trochę spóźniony. Przemiany ostatnich miesięcy, szczególnie po wyborach do Sejmu i Senatu spowodowały tak wielkie zmiany, że "Ostatni dzwonek" zatracił nieco swoją aktualność, stał się niejako filmem historycznym. Niemniej sytuacje przedstawione w filmie, postawy uczniów i nauczycieli można było na co dzień spotkać w naszych szkołach. Silna politycznie pozycja nauczyciela historii pozwalająca mu na podporządkowanie sobie Rady Pedagogicznej, przemilczanie niewygodnych faktów historycznych, wreszcie wbrew opinii komisji postawienie uczniowi oceny niedostatecznej na maturze, może znaleźć wiele rzeczywistych pierwowzorów w szkołach.

Sądzę, że niejakie przejaskrawienia w postawach grona pedagogicznego posłużyły reżyserowi tylko do uwypuklenia problemu.

Natomiast wydaje mi się, że obraz klasy - jako jednolitej grupy uczniowskiej jest nieco wyidealizowany. Z moich uczniowskich obserwacji wynika, że bardzo trudno jest znaleźć taką klasę, która byłaby całkowicie zgodna pod względem swych poglądów politycznych. Myślę, iż sytuacja rodzinna, postawy rodziców często przenoszone są na dzieci i znajdują odzwierciedlenie w ich postawach politycznych.

Natomiast wyrażanie swych poglądów przez spektakl polityczny, happening, jest dość powszechne wśród młodzieży, sądząc po jej udziale w akcjach np. Pomarańczowej Alternatywy.

Moim zdaniem przejaskrawiony jest wątek uczuciowy, między młodą wychowawczynią, a uczniem. Sądzę, iż możliwe jest zauroczenie czy platonicz- na miłość ucznia do nauczycielki i odwrotnie, lecz rzeczywista nauczycielka nie przyznałaby się do takich uczuć, szczególnie w szkole prowincjonalnej (w małym miasteczku). Jednakże chciałabym, aby kontakt między wychowawcą i klasą był taki jak między Meluzyną i IVa. Przez rok miałam wychowawczynię, z którą taki układ mógł być możliwy, lecz zbyt szybko musiała odejść ze szkoły.

Film Magdaleny Łazarkiewicz szalenie mi się podobał, mimo wszystko jest bardzo autentyczny, a co szczególnie mnie w nim ujęło to to, iż tak ciepło mówi o młodzieży i jej problemach.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej