o. Miguel Pro(1891 - 1927)Ukryta działalność masonerii jest wyrazem zorganizowanego buntu człowieka wobec Boga objawionego w Jezusie Chrystusie. Jej działanie skierowane jest w głównej mierze przeciwko Kościołowi Katolickiemu. Sami masoni twierdzą, że jest to walka na śmierć i życie. Kiedy, na przykład w Meksyku, masoneria przejęła całkowitą władzę posługując się hasłami równości, braterstwa, wolności i tolerancji, w nowo uchwalonej konstytucji w 1917 r. wprowadziła całkowitą ateizację i socjalistyczne wychowanie dzieci, odbierając Kościołowi osobowość prawną. Prowadzono propagandę antykościelną, rewolucjoniści zaś masowo mordowali duchowieństwo, niszczyli kościoły i klasztory. Najkrwawszy okres prześladowania Kościoła Katolickiego nastąpił za prezydentury zadeklarowanego ateisty i masona Plutarco Eliasa Cailesa (objął rządy w 1924 r.), który był wielbicielem Lenina i Trockiego. Walkę z Kościołem prowadził posługując się masońską organizacją Federacion Anticlerical Mexicana. Zmasowaną akcję propagandową, mającą na celu zniszczenie autorytetu Kościoła, połączono z uprawianiem orgii w czasie parodiowania Mszy św. i głoszenia bluźnierczych kazań. Krwawe prześladowanie rozpoczęło się w 1926 r. po ogłoszeniu przez Cailesa, że przestępstwem jest jakiekolwiek domaganie się praw dla Kościoła. Rząd zorganizował specjalne stowarzyszenia antykościelne, które, mając 50 drukarni, szerzyły pisma demoralizujące i antyreligijne. Władze zajęły wszystkie kościoły i surowo zabroniły sprawowania jakiegokolwiek kultu. Biskupów, księży, zakonników i zakonnice uwięziono lub wypędzono. W takiej sytuacji kult religijny zszedł do podziemia. Duchownych, którzy wbrew zakazom władz w ukryciu pełnili posługę kapłańską, aresztowano, torturowano i rozstrzeliwano. Był to okres męczeństwa porównywalny do prześladowań pierwszych chrześcijan. Wśród tysięcy męczenników za wiarę w Chrystusa, heroiczną odwagą w swojej kapłańskiej działalności wyróżnił się jezuita Miguel Pro, którego skazano na śmierć przez rozstrzelanie dlatego, że spełniał, pomimo zakazu władz, swoją posługę kapłańską. Aby uwiarygodnić wyrok śmierci na niewinnego kapłana, władze bezpodstawnie oskarżyły o. Pro o udział w zamachu na prezydenta.Jest czwartkowy wieczór w stolicy Meksyku. Trzydziestosześcioletni mężczyzna w popielatym kapeluszu i ciemnym garniturze wychodzi z prywatnego domu. Krocząc ulicą, wyciąga z kieszeni papierosy. Niedaleko zauważa dwóch podejrzanych ludzi bacznie mu się przypatrujących. Ukrywając swój strach podchodzi do nich pytając: "Czy macie ogień...?" A oni odpowiadają: "Kup sobie zapałki w sklepie...". Odwraca się i odchodzi. Urzędnicy (bo tak tam nazywa się policjantów) podążają za nim. Szybko skręca w boczną uliczkę. "Taxi!" - wota i wskakuje do samochodu, lecz tajniacy czynią podobnie. Piszczą opony. Na tylnym siedzeniu taksówki ścigany mężczyzna zdejmuje marynarkę. Wkładając kapelusz do kieszeni krzyczy: "Wyskakuję... a ty jedź dalej!" Chwilę później, mobilizując całą swą odwagę, wyskakuje. Udało się! Jest cały. Po kilku sekundach, śledzący policjanci przejeżdżają obok i niczego nie zauważają. Niebezpieczeństwo zażegnane. Zmylił napastników. Chwilę później z ulgą podąża swoją drogą. Jest to jedna z wielu podobnych do siebie nocy w życiu Miguela Pro, jezuickiego duchownego, który z narażeniem życia pełnił posługę kapłańską.
Początkowo nic nie wskazywało na nadzwyczajność Miguela. Od najmłodszych lat poznać go było można po śmiechu i wspaniałym poczuciu humoru. Uwielbiał psoty niejednokrotnie czynione kosztem swych sióstr. Grał w hokeja, bawił się z rówieśnikami. Niejeden wieczór poświęcił na wspólne rodzinne muzykowanie grając na mandolinie lub gitarze. Rodzinę Pro łączyły serdeczne i zażyłe stosunki. Choć rodzice byli gorliwymi katolikami, Miguel traktował religię z dystansem i przez pewien czas nie korzystał z sakramentów. Zmianę w jego postawie spowodowało pójście jego dwóch sióstr do zakonu. Zaczął głębiej zastanawiać się nad swoim życiem. W wieku dwudziestu lat, w sierpniu 1911 roku, jakby wbrew swojej trochę swawolnej naturze, zdecydował się na wstąpienie do nowicjatu ojców Jezuitów. Zakonnicy, znając jego reputację, poddali go próbom sprawdzając, czy nie chce im spłatać figla, i czy potrafi sam znosić żarty. Potrafił jednak wyjść z tych prób obronną ręką i został przyjęty do nowicjatu 10 sierpnia 1911 roku. W roku 1910 wybuchła w Meksyku rewolucja. W obliczu represji dotykających bardzo mocno ludzi wierzących, a zwłaszcza duchowieństwo katolickie, rektor seminarium - spodziewając się najgorszego - podejmuje decyzję opuszczenia domu zakonnego. Zabezpieczył w różny sposób najcenniejsze rzeczy. Wszystkim zakupił cywilne ubrania i małymi grupkami opuszczali klasztor. Podróżując pieszo i pociągiem przedostali się do Teksasu, następnie do Kalifornii i dalej - przez Nikaraguę i Hiszpanię - do Belgii. Przez cały ten czas Miguel kontynuuje studia, a także pracuje nad opanowaniem swojej porywczości. Zachowując swoje wspaniałe poczucie humoru, uczy się pokornego przyjmowania nagan. Wyróżnia się żarliwością modlitwy. Pomaga wszystkim, którym dokucza tęsknota za Ojczyzną, starając się dodać im ducha. Wszyscy klerycy uczą religii w okolicznych wioskach. Gdy Miguel przybywał do wioski, całe rodziny wychodziły mu na spotkanie. Cygańskie rodziny, mieszkające w pobliskich górach, nazywały go "zachwycającym ojcem". Cierpi w tym czasie na ostre dolegliwości żołądka, które powodują konieczność wykonania szeregu operacji. Święcenia kapłańskie Miguel otrzymuje w Belgii 31 sierpnia 1925 roku. Nikt z jego rodziny nie mógł przybyć na tę uroczystość. W jednym z listów do domu Miguel pisze: "Nie mogłem powstrzymać łez w dniu moich święceń". Stan jego zdrowia nie poprawiał się, dlatego przełożeni podejmują decyzję odesłania Miguela do Meksyku, nie uświadamiając sobie w pełni grozy panujących prześladowań i poważnego zagrożenia życia. On sam wierzy, że posługa kapłańska jest jego powołaniem bez względu na cenę i grożące niebezpieczeństwa W dniu 24 czerwca 1926 r. Miguel płynie do Meksyku i przybywa do stolicy. Dwadzieścia trzy dni po jego powrocie wydano zakaz publicznych praktyk religijnych. Każdy kapłan znany władzom jest narażony na zatrzymanie i postawienie w stan oskarżenia. Miguel, o którego święceniach wiedziało bardzo niewiele osób, angażuje się w tajną działalność duszpasterską w kilku parafiach. "Skoro jestem nieznany, zastępuję wielu księży; utworzyłem tzw. eucharystyczne stacje, gdzie w każdy dzień udzielam Komunii św., obserwując czy nie zbliża się policja". Ubrany w meksykańską pelerynę i duży kapelusz, albo w garnitur urzędnika - zawsze ze świeżym kwiatkiem w butonierce - ojciec Miguel duszpasterzuje. Odprawia Msze św., spowiada w prywatnych domach, prowadzi rekolekcje dla taksówkarzy, młodzieży, businessmanów, urzędników i innych grup społecznych. Korzysta z pomocy wielu katolików ukrywających jego tożsamość. Umiejętność przebrania się pomaga mu w kontaktach z określonymi ludźmi. Wyglądając jak mechanik, Miguel rozmawia z kierowcami. Ubrany zwyczajnie może wejść nie zauważony do rozmaitych mieszkań i powiadomić o Mszy świętej. Bardzo pomaga mu jego własny spryt. Kiedyś - uciekając przed policją - nieznacznie wyprzedzał swoich prześladowców. Mijając dziewczynę, wziął ją pod rękę i szepnął: "Pomóż mi, jestem księdzem". Dziewczyna zareagowała wspaniale, a ścigający policjanci nawet nie spojrzeli na "parę zakochanych". Wychodził cało z wielu opresji dzięki odwadze i poczuciu humoru. Zdarzyło się, że trafił do aresztu z kilkoma przyjaciółmi i dwoma swoimi braćmi aktywnie popierającymi Ligę Obrony Religii. Strażnik, śmiejąc się, zaproponował, by odprawili sobie Mszę, skoro jeden z nich jest "presbitero" (kapłanem). Ojciec Miguel tak opisał przyjacielowi ten incydent: "Wszyscy przyglądaliśmy się sobie wzajemnie, zachodząc w głowę, o którego to nieszczęsnego kapłana mu chodzi". Strażnik wyjaśnił: "Nazywa się Miguel Augustyn". Miguel dalej tak kontynuował swoją relację: "Krzyknąłem głośno: Zaczekaj! Ten Miguel Augustyn to ja, ale to, że odprawię dziś Mszę jest tak samo pewne jak to, że będę dziś spał na sienniku! (Aresztanci spali na posadzce). A to presbitero przed moim imieniem, to,moje nazwisko. Ktoś pomylił pro z pbro (hiszpańskim skrótem, określającym kapłana)". Takich gorących sytuacji było wiele. Działalność jego nie mogła pozostać nie zauważona przez władze. Wydano nakaz aresztowania i Miguel musiał się ukrywać. "Oczywiście, że pokieruję swoim życiem rozsądnie, czy rycerz świętego Ignacego może poddać się już na samym początku bitwy... ? Bądź co bądź, mogą mnie przecież jedynie zabić, a to jest w ręku Boga". Niosąc swym rodakom Chrystusa, ojciec Miguel krążył na rowerze po całej stolicy; rozdawał Komunię, chrzcił, udzielał ślubów i Ostatniego Namaszczenia. Nie ograniczał się jedynie do posług duchowych. Ryzykował wiele pomagając nędzarzom, gromadząc i roznosząc pożywienie i inne zapasy. Na początku 1927 roku ojciec Pro okazuje troskę i bojaźń: "Jestem skłonny uciec, bo życie jakie prowadzę jest nie do zniesienia" - pisze w jednym z listów. "Myśl o bitwie zawstydza mnie, pomimo, że jeszcze nic mi się nie stało. Muszę pamiętać, by coraz bardziej ufać i oddawać się Bogu oraz pokładać w Nim całą moją nadzieję". Refleks i opanowanie pozwoliły Miguelowi przechytrzyć policję wiele razy. "Jeździłem po dziwacznych częściach miasta, by odprawić Mszę - pisze w liście do przyjaciela. - Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy zobaczyłem dwóch policjantów u drzwi, przez które miałem wejść. Powiedziałem sobie: tym razem już mnie mają. Ale jakoś się pozbierałem, podszedłem do nich, zapisałem numer mieszkania w notesiku, podniosłem kołnierz jak detektyw i niskim głosem zakomunikowałem: «Uwaga! Pod kamieniem jest wąż». Policjanci zasalutowali i potraktowali mnie jak tajnego agenta." Policja wiele razy była na tropie ojca Miguela, ale zawsze udawało mu się ujść z opresji. Nadszedł jednak pamiętny dzień 17 listopada 1927 roku, w którym rządowym agentom udało się aresztować ojca Pro, jego braci Humberta i Roberta, oraz inżyniera Luisa Segurę. i robotnika Antoniego Tirado. Mieli zostać wszyscy rozstrzelani razem z innymi więźniami. Więźniom nie powiedziano, że czeka ich śmierć, ale chyba się tego spodziewali. Kilka dni przed aresztowaniem, odprawiając Mszę w jednym z klasztorów, Miguel powiedział matce przełożonej: "Jakiś czas temu ofiarowałem me życie za zbawienie Meksyku, a tego ranka, podczas Mszy poczułem, że Bóg tę ofiarę przyjął". W więzieniu ojciec Pro przygotował swych braci i współwięźniów na śmierć, a także udzielił kilku rad strażnikowi. W dniu egzekucji, jako pierwszego wyprowadzono z celi Miguela. Nie było żadnego procesu; zresztą nie spodziewał się tego. Mógł udowodnić swoją niewinność, ale - w oczach Callesa, nowego prezydenta Meksyku - był winny znacznie gorszej zbrodni: był katolikiem i kapłanem. Jeden z policjantów, który pomagał go ująć i prowadził na miejsce egzekucji, odwrócił się ze łzami w oczach i zaczął go błagać o wybaczenie. Miguel objął tego roztrzęsionego człowieka i powiedział: "Nie tylko wybaczam tobie, ale i dziękuję". Potem zwrócił się cicho do plutonu egzekucyjnego: "Niech Bóg wybaczy wam wszystkim". Na więziennym dziedzińcu zebrani byli fotoreporterzy, miejscowi urzędnicy i dyplomaci. Zapytany o ostatnie życzenie powiedział, że pragnie się pomodlić. Klęknął przed podziurawionymi przez kule belkami i modlił się żarliwie przez dwie minuty. Potem wstał, ucałował krzyż i stając twarzą do plutonu egzekucyjnego, rozkrzyżował ramiona rezygnując z zasłonięcia oczu. Donośnym głosem zawołał: "Viva Cristo Rey!" (Niech żyje Chrystus Król!). Pluton egzekucyjny nie zabił księdza Pro; śmiertelnie ranny, jeszcze oddychał. Generał Cruz zbliżył się do niego i strzelił jeszcze raz w głowę Miguela.
Pewien prawnik i Ana - siostra Miguela przynieśli amparo, czyli nakaz odroczenia egzekucji. Mimo, że byli parę minut przed egzekucją, a kilka osób podniosło wrzawę, jednakże strażnicy odmówili otwarcia bramy. Strzały oznajmiły, że nic już nie można uczynić. Zginął także brat Humbert. Telefon z ambasady argentyńskiej uratował życie najmłodszemu z braci - Robertowi - którego później wydalono do Stanów Zjednoczonych. Prezydent Calles, prawdziwy fanatyk, widział w egzekucjach szansę na wykazanie tchórzostwa katolików meksykańskich. Zapraszał przedstawicieli prasy, fotografów i wiele innych osób, dzięki czemu powstała dobra dokumentacja fotograficzna owego męczeństwa. Ale ludzie ci umierali jak bohaterowie i zdjęcia wywoływały zupełnie inną reakcję; posiadanie ich uznano potem za przestępstwo. Ciała Miguela i Humberta spoczęły w domu ojcowskim. Do jednej z ich sióstr tonącej we łzach, ojciec skierował pytanie: "To tak się zachowujesz w obecności świętego?" Przez całą noc tłum ludzi żegnał braci Pro. Następnego dnia odbył się pogrzeb. Kondukt ponad pięciuset samochodów i tysiące ludzi uczestniczyło w pogrzebie. Trumny tonęły w kwiatach rzucanych z balkonów. "Kiedy przechodził kondukt pogrzebowy - powiedział pewien ksiądz - ludzie padali na kolana..." Wydany przez Callesa zakaz jakichkolwiek demonstracji zlekceważono zupełnie wiedząc, że wszystkie więzienia w Meksyku nie pomieszczą tych, którzy przyszli oddać hołd świątobliwemu kapłanowi i jego bratu. Ojciec Pro jeszcze przed aresztowaniem powiedział do swego przyjaciela: "Jeżeli kiedyś mnie złapią, nastaw się na to, że gdy już będę w niebie - spełnię twe prośby". Zażartował też, że wszystkich ponuraków, jakich znajdzie w niebie, rozbawi wesołym meksykańskim tańcem z kapeluszem! Nie tylko jego przyjaciel, ale wiele innych osób wierzyło, że ojciec Miguel może spełnić ich prośby. Pewna niewidoma staruszka, której udało się dotknąć jego ciała podczas ceremonii pogrzebowych, odzyskała wzrok. Trzy inne osoby w przeciągu tygodnia od jego śmierci oświadczyły, że im również pomógł. Na początku lat trzydziestych rozpoczęto proces beatyfikacyjny. Papież Jan Paweł II beatyfikował ojca Miguela Augustyna Pro Juareza w 1988 roku. Jego wspomnienie obchodzimy 23 listopada w rocznicę jego śmierci. tłum. i oprc. Mirosław Frankowski i Grzegorz Gaweł TChr
Publikacja za zgodą redakcji
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |