Czy święci chodzą parami?W historii Kościoła nie brak świętych mężów i żon, którzy swoje życie dopełniali osobno w klasztorach. Czy zatem małżeństwi przeszkadza czy pomaga w świętości? Minęły właśnie dwie kolejne ważne dla Kościoła rocznice. Pierwsza dotyczy ogłoszenia przez Jana Pawła II 22 listopada 1981 r. adhortacji apostolskiej Familiaris consortio o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym. Druga to wspomnienie liturgiczne 25 listopada - niestety jedynie lokalne, we Włoszech - Alojzego (Luigiego) i Marii Beltrame Cjuattrocchich, pierwszej jak dotąd jednej z dwóch w historii beatyfikowanej wspólnie pary małżeńskiej. Stało się to możliwe wskutek przełomu, jaki dokonał się w spojrzeniu na małżeństwo w XX w., ale szczególnie dzięki gorącemu, zrealizowanemu dopiero w XXI w. pragnieniu Jana Pawła II, by "popierać uznanie heroiczności cnót zwłaszcza świątobliwych wiernych świeckich, którzy realizowali swe powołanie chrześcijańskie w małżeństwie" (Tertio millennio adveniente, 37). ODKRYWANIE ŚWIĘTOŚCI Objawienie chrześcijańskie zna dwa właściwe sposoby urzeczywistnienia powołania osoby ludzkiej - w jej jedności wewnętrznej - do miłości: małżeństwo i dziewictwo - pisał Jan Paweł II (Familiaris consortio, 11). Z tej perspektywy zadziwia dziś, że małżeństwo jako relacja oparta na bezgranicznej wzajemnej miłości małżonków było przez wieki poza zasięgiem uznania przez Kościół za święte. Nie świadczy to oczywiście, że takich małżeństw w przeszłości nie było. Zbigniew Nosowski w swojej książce "Parami do nieba" wylicza takich par 84, nie mówiąc już o kilkuset świętych małżonkach, których połówek martyrologium Kościoła nie wspomina. Jeśli jednak uznawano ich za świętych, to z reguły zostawali nimi nie ze względu na wzajemną miłość, ale męczeńską śmierć za wiarę lub ascetyczne życie w klasztorze po śmierci lub rozstaniu ze współmałżonkiem. Nierzadko można odnieść wrażenie, że jednym z powodów uznania świętości żony była wręcz jej obrona dziewictwa przed mężem. Wynikało to z przekonania, że prawdziwie chrześcijańskie życie można wieść jedynie wyrzekając się spraw tego świata i żyjąc na jego uboczu - w stanie konsekrowanym. Nie chodziło jednak o obskurantyzm Kościoła, ale - jak ocenia znany duszpasterz rodzin dominikanin o. Mirosław Pilśniak, krajowy doradca duchowy ruchu Spotkania Małżeńskie - o rozwój chrześcijańskiej doktryny. - Dziś szczególnie zdajemy sobie sprawę z wartości osoby ludzkiej, aspiracji człowieczeństwa, pragnienia miłości i szczęścia. Jesteśmy w szczęśliwym czasie historii, kiedy Kościół odkrywa, jak Pan Bóg jest obecny w ludzkich, naturalnych pragnieniach i aspiracjach, a te człowiek chciałby realizować i realizuje w małżeństwie pomimo wszystkich ograniczeń spowodowanych rzeź naszą grzeszność - tłumaczy o. Pilśniak. Z kolei słynny francuski duszpasterz rodzin ks. Henri Caffarel zwraca w książce "Signes des temps - signes de grace" (Znaki czasów - znaki łaski) uwagę na to, że każda epoka miała swój typ świętości - w okresie narodzin Kościoła byli to męczennicy, potem eremici i ojcowie pustyni. Potem, gdy ci zaczęli żyć wspólnie, szkołami świętości stały się klasztory. W epoce renesansu świętość wypowiadała się w wielkim zapale misyjnym, potem przez zgromadzenia założone dla opiekowania się biednymi duchowo i fizycznie. "Czyż nie wolno sądzić, że wiek XX otwiera epokę świętych świeckich-małżonków?" - pyta ks. Caffarel.
Kolejnym krokiem milowym było przemówienie Piusa XII z 29 października 1951 r., kiedy nauczał: "Sam Stwórca sprawił... że małżonkowie we wspólnym, całkowitym oddaniu się fizycznym doznają przyjemności i szczęścia cielesnego i duchowego. Gdy więc małżonkowie szukają i używają tej przyjemności, nie czynią niczego złego, korzystają tylko z tego, czego udzielił im Stwórca. I w tym jednak powinni małżonkowie umieć pozostawać w granicach słusznego umiarkowania" (patrz: KKK, 2362). Następne milowe kroki w dostrzeganiu świętości małżeństwa i aktu małżeńskiego dokonały się w czasie Soboru Watykańskiego II, kiedy m.in. w konstytucji Gaudium et spes cały pierwszy rozdział poświęcono godności małżeństwa i rodziny nazywając je świętym związkiem. I kolejny krok - ogłoszenie przez Pawia VI encykliki Humane vitae w 1968 r., w której papież przedstawił apoteozę aktu małżeńskiego i przekazywania życia ludzkiego. Na tym gruncie Jan Paweł II mógł zrealizować "potrzebę znalezienia odpowiednich sposobów, ażeby świętość ta była przez Kościół stwierdzana i stawiana za wzór dla innych chrześcijańskich małżonków" (Tertio millennio adveniente, 37) Wspomnianą potrzebę Papież zrealizował 21 października 2001 r. w Rzymie, kiedy w czasie homilii podczas Mszy Świętej beatyfikacyjnej mówił o Alojzym i Marii Quattrocchich: "Inspirowani słowem Bożym i świadectwem świętych, ci błogosławieni małżonkowie przeżywali swoje zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny. Wśród radości i trosk normalnej rodziny potrafili wieść życie o niezwykłym bogactwie ducha". O błogosławionych małżonkach Quattrocchich napisano już kilka książek. Tajemnica ich świętości jest jednak prosta i konkretna. Mówiono o nich: "Tak bardzo szczęśliwi, że aż święci". - Jan Paweł II w Familiaris consortio określił jasno cztery główne zadania rodziny chrześcijańskiej: tworzenie wspólnoty osób; służba życiu, czyli promowanie wielodzietności i naturalnego planowania rodziny; uczestnictwo w rozwoju społeczeństwa, czyli udział w rozwoju społecznym i w końcu uczestnictwo w życiu i misji Kościoła. Alojzy i Maria doskonale te zadania wypełnili tworząc "wspólnotę rodziny" (tac. familiaris consortio). Antycypowali przez to i Sobór Watykański II, i tym bardziej wspomnianą adhortację - mówi misjonarz Świętej Rodziny ks. Adam Bajorski, który od kilku lat prowadzi ułożone wraz z ks. Andrzejem Rabijem i kilkoma małżeństwami weekendowe Rekolekcje z bł. małżeństwem Quattrocchi (szczegóły: www.swietarodzina.org). ZWYCZAJNI-NIEZWYCZAJNI Jeśli o jakimś małżeństwie można powiedzieć, że jest nadzwyczajne w swojej zwyczajności, to o błogosławionych Alojzym i Marii w szczególności. Stworzyli oni dla siebie - wraz ze swoim spowiednikiem - "regulamin duchowy", w którym napisali: "świętość nie polega na dokonywaniu niezwykłych rzeczy, ale na czynieniu dobrze, coraz lepiej tego, co przynależy do obowiązków ich stanu". I tego się trzymali. Wiedzę o ich życiu niesie nadzwyczajna korespondencja. Listy pisali do siebie stale - wyrzekając się nieraz snu - po to, by zachować ze sobą ścisłą więź. Do śmierci strzegli tych listów, nadając im niemal religijną wartość.
Alojzy i Maria stale pielęgnowali swoją miłość. "Przy oddzielnej pracy czuliśmy wzajemną obecność" - wspominała Maria, a Alojzy, kiedy przyszło mu gdzieś pójść bez żony, pisał do niej: "Tak mało mam chęci na rozrywki! A kiedy już znajdę jakąś ciekawą, to czuję wyrzut sumienia, że zajmuję się nią bez mojej miłości". Nie stronili od niczego, co było zgodne z ich światem chrześcijańskich wartości. Alojzego zawsze interesowały nowiny i sprawy domu. To pozwalało utrzymać zawsze żywą atmosferę rodzinną. Rano wspólna Eucharystia. Odprowadzając dzieci do szkoły wstępował na modlitwę do kościoła. W czasie dnia uczciwa, ciężka praca. Wieczorem kolacja, wspólna lektura, gazety i dyskusja, książka, Różaniec, w łóżku obdarowywanie się sobą cielesne lub zasłużony odpoczynek - nie było miejsca na powierzchowność, smutek czy pesymizm. Łączyła ich radość płynąca z przebywania razem. Oboje byli aktywni społecznie. Maria napisała wiele artykułów i książek, głównie poradnikowych. Tłumaczyła, udzielała się w stowarzyszeniach i w parafii. Prowadziła lekcje katechizmu. Pomagała w szpitalach polowych, była na salach operacyjnych w czasie obu wojen. Współpracowała z Akcją Katolicką i głosiła konferencje. W polityce na początku ulegała fali rodzącego się we Włoszech faszyzmu ze względu na jego odwołania do ideałów moralnych, religijnych i społecznych. Potem, gdy poznała faszyzm bliżej, odwrócili się z Alojzym od niego i poświęcili się obronie Żydów przed faszyzmem. Alojzy był działaczem organizacji skautowych. Założył oratorium dla dziewcząt i chłopców. Jako wzięty adwokat piastował wysokie stanowiska, jednak ze względu na bezkompromisową uczciwość i ugodową naturę - odrzucał m.in. podarunki i oznaki wdzięczności i nigdy nie pozwolił sobie użyć do celów prywatnych służbowego samochodu. Nie wiązał się z żadnym obozem politycznym i nie zrobi! kariery zawodowej. DORASTANIE DO MIŁOŚCI Zwyczajność-niezwyczajność Cjuattrocchich - i to także jest powód do ich naśladowania - polegała m.in. na tym, że nie byli "gotowymi świętymi", ale do miłości i świętości dorastali. Alojzy żeniąc się - jak wspomina go ich syn - był neofitą. Żona była dla niego kierownikiem duchowym, jednak w krótkim czasie dorównał jej duchowo. Maria z kolei musiała dorosnąć do macierzyństwa. Gdy drugi raz zaszła w ciążę, pisała do Alojzego: "Wierz mi, jestem wprost zrozpaczona. Cóż dałabym za to, żeby to nie była prawda... Co się dzieje, jestem coraz grubsza. Wolałabym raczej jakąś operację, chorobę niż ciążę". - Macierzyństwo jako dar pokochała z czasem, gdy przebyła pewną duchową drogę. I wtedy zaczęła mówić o "kapłaństwie matki" - mówi ks. Bajorski. O drodze, jaką przeszli Cjuattrocchi, świadczy fakt, że czwarta ciąża była dla zdrowia Marii niebezpieczna, jednak stanowczo i nieodwołalnie wspólnie odrzucili propozycję lekarzy, by ją "przerwać". Alojzy i Maria wiele uwagi poświęcali wychowywaniu dzieci i śledzeniu drogi ich rozwoju. Do nich także pisali listy. Obydwoje czytali książki z zakresu psychologii dziecka, by być lepszymi rodzicami i zwalczać swoje wady. Jednocześnie też nie pobłażali dzieciom. Nieraz Maria prosiła nauczyciela: "Proszę pana o przykładne ukaranie mojego syna". Alojzy dużo palił, ale po urodzeniu pierwszego syna rzucił palenie. Powrócił do nałogu gdy dzieci opuściły dom. Mimo że trójka z ich czwórki dzieci wybrała stan duchowny lub zakonny, nie naciskali na ich życiowe wybory. "Środowisko przepełnione pobożnością? Życie pełne wyrzeczeń, ofiary, ograniczeń? Ołtarzyki, nieustanne modlitwy? Nie, nie od tego zależało powołanie moich dzieci, ponieważ tego nie było. Staraliśmy się ochronić ich dusze, czyste i piękne, od wpływów zła. Chcieliśmy, aby oddychały atmosferą życia chrześcijańskiego, codziennie karmiły się Eucharystią, aby każdego dnia robiły krótką medytację. Nie chcieliśmy irytować ich przesadnymi wymaganiami, lecz chcieliśmy, aby cieszyły się darem życia, pięknem przyrody w czasie wypraw i wspinaczek w dobrym towarzystwie, aby kochały uczciwie i z entuzjazmem ojczyznę, a także obowiązki, jakie z tej miłości wynikają, aby znały naszą religię i stosowały w życiu jej wymagania. Oto wszystko!" - wyznają oboje po latach. Relacja z Bogiem była dla Cjuattrocchich na pierwszym miejscu, tym niemniej bardzo dbali o dom, aby był - pełen pięknych przedmiotów - pewnego rodzaju sanktuarium. To właśnie w odniesieniu do nich i ich domu Kościół zaczął używać terminu "Kościół domowy". Choć ze względu na dobrą posadę Alojzego nie brakowało im pieniędzy, unikali przepychu. Mieli wspólne konto w banku. Alojzemu wystarczało "kieszonkowe" na tramwaj, papierosy, gazety i jałmużnę. Resztą zarządzała, wszystko konsultując z Alojzym, Maria. Przestrzegali gościnności, a jednocześnie dbali - przede wszystkim wobec swoich dzieci i siebie samych - by w ich domu nie mówiono o nikim źle. Jeśli ktoś miał "zły język" - nie był zapraszany. POTRZEBUJEMY ŚWIĘTOŚCI Dlaczego trzeba przypominać Alojzego i Marię Cjuattrocchich? Głównie dla dobra naszego i naszych rodzin. Dziś - jak zauważa o. Pilśniak - wiele małżeństw nie jest w stanie wytrwać w jedności. - Ludzie chcą mieć udane małżeństwo. Problem w tym, że często źle lokują jego cel. Tym celem są przysłowiowe szczęście, zdrowie, pomyślność, a to jest cel za mały. Celem powinna być więź osobowa na zasadzie miłości i wzajemnego daru - mówi o. Pilśniak i zauważa, że dziś nie ma społecznego klimatu dla trwałości małżeństw. - Jeśli ktoś zawiera małżeństwo, musi - często wbrew tendencjom społecznym, by zlekceważyć to powołanie - o to swoje małżeństwo zawalczyć, czasem nawet z samym sobą. Jednak na to niewiele osób się decyduje. Niektórzy w ogóle nie są do tego przygotowani. Wywracają się na pierwszej trudności - dodaje o. Mirosław. Wiele w tym kontekście mówią wyniki tegorocznych badań przyczyn rozwodów. Wbrew pozorom nie jest to przede wszystkim alkohol (21 proc), zdrada (17 proc.) czy przemoc (4 proc.) w rodzinie, ale... - o zgrozo - niezgodność charakterów (45 proc.)! Czyli przyczyna, która wymaga raczej wzajemnej pracy małżonków, a nie ich rejterady z małżeństwa. Nie bez racji Benedykt XVI przypominał niedawno, konsekrując słynny kościół Sagrada Familia w Barcelonie: "Tylko wielkoduszna i nierozerwalna miłość mężczyzny i kobiety jest skuteczną ramą i podstawą życia ludzkiego w okresie jego ciąży, narodzin, wzrastania i naturalnego kresu". Wpływ wspólnych praktyk religijnych na trwałość małżeństwa jest ewidentny, stąd tak ważne jest, aby małżonkowie chronili swój związek właśnie przez dążenie do świętości! (patrz: ramka). - Jeśli już wiara wpływa na życie małżonków, to ich szansę znacząco wzrastają, a jeśli wiara staje się istotnym elementem ich życia - szansa trwałości małżeństwa wzrasta kilkakrotnie - przekonuje o. Pilśniak. CHODZĄ ULICAMI ŚWIĘCI - Świętość to nie jest nieosiągalny cel. Bóg nie wymaga od nas, byśmy stwarzali od początku zupełnie nowe rzeczy. Chodzi tylko o to, by z elementów życia, które składają się na życie małżeńskie i życie każdego człowieka, ułożyć harmonijną budowlę - ocenia ks. Bajorski. I wielu małżeństwom to się udaje. Śladem Alojzego i Marii, 19 października 2008 r. - w Światowy Dzień Misyjny - w Bazylice św. Teresy w Lisieux legat papieski kard. Jose Saraiva Martins beatyfikował wspólnie Louisa i Zelię Martin, rodziców św. Tereski. Nie ma wątpliwości co do tego, że świętość nie tylko chodzi parami, ale chodzi po naszych ulicach - tu i teraz. Powołanie do małżeństwa nie jest czymś, co nam się jedynie przydarza, co pozostaje człowiekowi wobec braku innego powołania. Jesteśmy powołani do świętości we dwoje - nie "pomimo", ale "poprzez" małżeństwo. Przypomniał o tym ostatnio metropolita Barcelony kard. Lluis Martinem Sistach. Pytany, czego spodziewa się po wizycie Benedykta XVI w stolicy Katalonii, wyraził nadzieję, że nauczanie papieża przyczyni się do wzrostu powołań do... małżeństwa. Tego wzrostu liczby małżeństw z powołania, a nie z przypadku, potrzeba chyba całemu Kościołowi. Radek Molenda
Tekst pochodzi z Tygodnika
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |