św. Faustyna na GrochowieW furcie zagadnęła nas starsza siostra, która właśnie miała dyżur. Wskazała nam drogę do kaplicy, ale prosiła, byśmy po modlitwie wstąpili do niej. Siostra Eufemia jako nowicjuszka była świadkiem śmierci s. Faustyny. Zaczęła nam opowiadać o ostatnich chwilach ziemskiego życia świętej.- Była to wieczorna godzina, jak zawsze o tej porze kładłam się spać. Prosiłam dusze czyśćcowe, aby zbudziły mnie na ostatnią godzinę życia s. Faustyny, miałam pragnienie być przy śmierci świętej. Tak też się stało, siostra dyżurująca przez pomyłkę obudziła mnie i prosiła o modlitwę przy konającej. Siostra Faustyna otworzyła oczy, uśmiechnęła się do mnie i we śnie odeszła. To, co zapamiętałam, to jej twarz, która była bardzo spokojna - wspominała s. Eufemia, dziś już nieżyjąca. Ostatnie swoje chwile spędziła w domu przy ul. Hetmańskiej. Na Grochowie s. Faustyna była od czerwca 1929 r. i to niedługo, bo zaledwie kilka tygodni. Ze względu na posłuszeństwo i dyspozycyjność względem przełożonych często zmieniała domy zakonne. Z racji braku wykształcenia pełniła zazwyczaj w klasztorze funkcję kucharki, furtianki, ogrodniczki. W 1929 r. na Grochowie ruszyła budowa nowego domu zakonnego będącego filią domu zakonnego przy Żytniej. W ogrodzie stał drewniany barak, w bardzo skromnych warunkach siostry prowadziły swoją posługę. Na początku tutaj znajdował się Zakład Opieki Najświętszej Marii Panny dla dziewcząt (12-18 lat) trudnych, nieprzystosowanych społecznie. W 1955 r. władze komunistyczne chciały zlikwidować zakład. Po proteście samych wychowanek i interwencji sąsiada, pisarza Jana Dobraczyńskiego, zmieniono posługę sióstr na Zakład Specjalny dla Przewlekle Chorych. Przez lata klasztor sióstr i zakład mieściły się w jednym budynku. Ze względu na stawiane wymagania do prowadzenia opieki nad osobami starszymi i niepełnosprawnymi wybudowano budynek połączony łącznikiem z domem pamiętającym s. Faustynę. - Obecnie w nowej części Domu Pomocy Społecznej dla Kobiet im. św. Józefa jest 95 miejsc dla kobiet w podeszłym wieku - mówi s. Kordiana, dyrektorka - wraz z salami rehabilitacyjnymi, gabinetem lekarskim, kawiarnią, stołówką i kaplicą. W pierwotnym skrzydle urzędują siostry, które na różnych stanowiskach pracują w tym zakładzie. Prawdziwą perlą tego miejsca jest kaplica pod wezwaniem św. Faustyny, gdzie w głównym ołtarzu wisi obraz autorstwa Elżbiety Tchórzewskiej. Ten sam, który znajdował się na placu św. Piotra w Rzymie, podczas beatyfikacji s. Faustyny w 1993 r. oraz kanonizacji w 2000 r. Obraz robi na odbiorcy ogromne wrażenie swoją wielkością i doniosłością. Przedstawia postać stojącej na kuli ziemskiej św. Faustyny na tle wizerunku Jezusa Miłosiernego, który promieniami wychodzącymi z serca otacza całą Ziemię. Po kanonizacji siostry chciały powiesić obraz w Krakowie, jednak, ze względu na rozmiary, nie było to możliwe. Propozycja siostry ekonomki o przywiezieniu tej niezwykłej pamiątki na Grochów była strzałem w dziesiątkę. Zarówno siostry, jak i podopieczne zapraszają gości i z dumą dzielą się z nimi tą relikwią. Ze wspomnień sióstr wiadomo, że s. Faustyna przebywała w klasztorze przy ul. Hetmańskiej kilka razy. Odwiedziła ten dom także w dzień Bożego Narodzenia 1929 r., a w 1935 r. przyjechała do matki generalnej. Wtedy podczas nabożeństwa połączonego z wystawieniem Najświętszego Sakramentu miała widzenie w klasztornej kaplicy, w starej części. Siostra Faustyna opisała w "Dzienniczku" tamten moment: "Byłyśmy na nabożeństwie popołudniowym. Była śpiewana litania do Najsłodszego Serca Jezusa. Pan Jezus był wystawiony w monstrancji, po chwili ujrzałam małego Pana Jezusa, który wyszedł z Hostii i Sam spoczął na rękach moich. Trwało to krótką chwilę; radość niezmierna zalewała moją duszę". Siostra Faustyna nie tylko poprzez świadectwo własnego życia, czy pisanie "Dzienniczka" głosiła prawdę o miłości miłosiernej Boga do każdego człowieka, ale także w codziennych kontaktach z bliźnimi wypełniała to posłannictwo doskonale. - Pewnego dnia - wspominała swego czasu s. Eufemia, - gdy byłyśmy przy pracy w piekarni i obierałyśmy jabłka, przyszła s. Faustyna. Ja i s. Amelia siedziałyśmy obok siebie na ławce, a s. Faustyna podeszła z tyłu, objęła nas za ramiona i swoją głowę włożyła między nasze. Siostra Amelia, która miała bardzo wrażliwe sumienie, zapytała ją wtedy: - Siostro, jak to będzie, bo człowiek się niby stara, a przez ten tydzień tyle nagrzeszy; jak sobie z tym wszystkim poradzić? - Z tym to będzie tak - odpowiedziała s. Faustyna - jak jest podwórko, to chodząc po nim cały tydzień, zaniesie się i zabrudzi. A jak przyjdzie sobota, to się wyczyści, pozamiata i czyściutkie jest. Tak i my, jak pójdziemy do spowiedzi, wyspowiadamy się, to mamy czyściutkie dusze i nie mamy co się tym martwić. Pan Jezus sobie poradzi. Dominika Molak
Tekst pochodzi z Tygodnika |
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2023 Pomoc Duchowa |