Bóg wychowuje przez cierpieniePani Anna jeszcze w młodości zapragnęła coś w życiu osiągnąć, zaznaczyć jakoś swój ślad na tej ziemi, zrobić coś, co by po niej zostało. Wymarzyła sobie ustabilizowane życie: mąż, dwoje dzieci - absolutnie nie więcej, niezależność materialna...BioenergoterapiaW pewnym okresie życia pani Anna zetknęła się w klubie parapsychologicznym z grupą bioenergoterapeutów i okazało się, że ona także posiada podobne zdolności, które może wykorzystać, by pomóc ludziom. Pani Anna dostrzegła w tym szansę na zrealizowanie swego życiowego planu - zaznaczyć jakoś swoją obecność na ziemi, zostawić po sobie coś dobrego, potwierdzić swoją wartość. Zaczęła więc korzystać ze swoich możliwości - i rzeczywiście - ludzie, których przyjmowała, stwierdzali wyraźną poprawę zdrowia. Leczyła i stawiała diagnozy za darmo -wydawało jej się, że robi coś dobrego, nie zastanawiała się wówczas, czy to jest zgodne z wolą Boga, była nawet przekonana, że skoro On dał jej taki dar, to powinna dzielić nim z innymi - przecież przychodzili do niej nawet księża.... Z czasem zjawiało się coraz więcej osób, zajmowało to coraz więcej czasu, kosztowało coraz więcej sił i bywały chwile, że pani Anna, przekazując energię innym, zaczynała słabnąć i chorować. Podsuwano jej więc różne sposoby pozyskania energii: wznoszenie rąk ku górze, wymawianie tajemniczych formuł - wtedy jeszcze ciągle nie zadawała sobie pytania, skąd naprawdę pochodzi ta energia. Uzyskiwała coraz wyższe stopnie zaawansowania i wiedzy, ale równocześnie popadała w coraz większe uzależnienie od uprawianych praktyk. Pewnego razu podsunięto jej wizerunek jakiegoś hinduskiego bóstwa, kazano położyć na nim ręce i czerpać z niego energię. Poczuła wtedy ogromny niepokój - nie zgadzało się to zupełnie z jej przekonaniami religijnymi, którym mimo wszystko starała się być wierna. Powoli zaczęły otwierać się jej oczy.Ku uwolnieniuWydarzeniem przełomowym była rozmowa z siostrą Eustelą z klasztoru w Łagiewnikach, gdzie znajduje się obraz Jezusa Miłosiernego. Pani Anna pojechała tam, by kupić komuś w prezencie dzienniczek siostry Faustyny. Podczas rozmowy z siostrą wspomniała o swoje działalności i po raz pierwszy usłyszała, że to, co do tej pory uważała za dar od Boga, niekoniecznie musi pochodzić od Niego, a nawet może być niebezpieczne. Jednak jeszcze przez osiem lat zajmowała się bioenergoterapią i udzielała porad. Wtedy trafiła do grupy neokatechumenalnej, gdzie zwierzyła się ze swych wątpliwości. Katechiści podpowiedzieli jej prosty sposób - Wznieś ręce do krzyża i poproś Jezusa: "Panie, jeżeli moje zdolności nie pochodzą od Ciebie, to zabierz mi je". I po tej modlitwie pani Anna nie odczuwała już żadnej energii - poczuła się wewnętrznie pusta, ale równocześnie jakby uwolniona od czegoś.NiepłodnośćO tym, że - jak mówi - Bóg wychowuje nas poprzez fakty naszego życia - także poprzez cierpienie, przekonała się, gdy obydwoje z mężem stanęli w obliczu doświadczenia niepłodności. Kolejne wizyty u lekarzy, modlitwy, pielgrzymki do sanktuariów.Kiedyś będąc w Licheniu , uświadomiła sobie, że nawet jeśli człowiekowi głęboko zranionemu i cierpiącemu wydaje się, że Bóg nie wysłuchuje jego modlitw, to On w swojej mądrości obdarowuje go w inny sposób. Ale upragnione poczęcie nadal nie następowało i wtedy któryś z lekarzy zaproponował pani Annie metodę zapłodnienia in vitro. Z początku wszystko wydawało się bardzo proste; lekarz powiedział, że w jej przypadku na pewno się wszystko uda. Podczas odwiedzin w poradni rodzinnej przy jednym z kościołów powiedziano jej jednak, że takie rozwiązanie jest nie do przyjęcia dla człowieka wierzącego. Stanęła więc przed wyborem: zrealizować za wszelką cenę wspólne - jej i męża - pragnienie posiadania dzieci lub zaprzepaścić tę szansę. Wszyscy wokół doradzali pierwsze rozwiązanie. Był to jeden z najtrudniejszych i najbardziej dramatycznych wyborów, związany z ogromnym cierpieniem. W tej udręce pani Anna czuła się bardzo osamotniona, wydawało się jej nawet, że Bóg się od niej odwrócił. Zadawała sobie pytanie: dlaczego to wszystko ją dotknęło? Jest przecież tyle rodzin, w których dominuje przemoc, alkoholizm, głód, bieda i ci ludzie mają dzieci. Jej przecież powodziło się dobrze, była szczęśliwa w małżeństwie - dlaczego więc Bóg nie chce jej dać tego, co, jak sądziła, należy się jej. Wtedy usłyszała, że dziecko nie jest wartością, która się człowiekowi bezwzględnie należy. I chociaż tego nie rozumiała, podjęła dramatyczną decyzję, że zgadza się na wolę Bożą i nie poddała się zabiegowi in vitro. Teraz stwierdza: "Wszystkim kobietom, które odczuwają tego rodzaju dramat, chcę powiedzieć: warto pozostać wiernym Bogu, mimo że w takiej chwili jest nam bardzo ciężko; warto pozostać wiernym temu, co mówi Kościół - nawet wbrew swojemu pragnieniu". Utwierdziła się w swoim wyborze, kiedy lekarz - wydawałoby się bardzo jej życzliwy - nieopatrznie wyjawił pewnego razu, że jeśli nie udaje się zapłodnienie nasieniem męża, to bierze się często innego dawcę. Okazało się, że liczy się tylko sukces, że ona jako pacjentka mogła nawet o niczym nie wiedzieć. Przyjąć krzyżTo był niezwykle trudny czas, ale postarała się ofiarować Bogu swoje cierpienie ze wszystkie kobiety, które nie chcą przyjąć dziecka, które z różnych powodów zabijają je. Chociaż serce płakało w niej z bólu, przyjęła swój krzyż i kiedy go zaakceptowała, zaczęła doznawać Bożego pocieszenia. Bardzo wiele zawdzięcza w tej mierze wejściu na drogę neokatechumenatu - dzięki temu ruchowi zaczęła na nowo odkrywać znaczenie słowa Bożego dla jej życia, zaczęła go słuchać i poddawać się woli Pana Boga.Najważniejsze doświadczenie? Pani Anna mówi: "Tyle lat Pan Bóg patrzył cierpliwie na te moje wyskoki i w tej chwili, w miarę jak ja stopniowo oddaję Mu swoją wolność, staję się coraz bardziej wolna. Warto zgodzić się z wolą Bożą. Bóg jest dla nas dobry - nawet poprzez cierpienie, chociaż my w danej chwili możemy tego nie rozumieć, ale efekt końcowy będzie dla nas dobry, mimo że człowiekowi wydaje się czasem, że jest zupełnie inaczej". Maciej Tabor
(Artykuł został napisany na podstawie audycji radiowej
LMM Fundamenty Rodziny rok IV nr 2(16) Marzec - Kwiecień 1997
(Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa)
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |