Chcemy adoptować to właśnie dziecko...Jesteśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat.Po czterech latach małżeństwa, kiedy w naszym domu nadal nie było dzieci, zaczęliśmy wędrówki po lekarzach. Dość szybko okazało się, że powody trudności z zajściem żony w ciążę tkwią po mojej stronie. Podjąłem leczenie farmakologiczne. Samo w sobie nie sprawiało żadnych trudności ani kłopotów. Z poważnymi niedogodnościami wiązała się jednak diagnostyka postępów leczenia. Godziłem się na to, gdyż, choć dla nas obojga sztuczne zapłodnienie było z góry wykluczone, nie chciałem pomniejszać szans mojej żony na zostanie matką. Trwało to ponad rok. W międzyczasie podjęliśmy kilka ważnych życiowo decyzji. Postanowiłem zmienić pracę na taką, która nie wiązałaby się, tak jak dotychczasowa, z dość długimi okresami rozłąki z żoną. W tym celu przeprowadziliśmy się do innego miasta. Żona, która jest lekarzem i miała już dość duże doświadczenie pediatryczne, nową pracę znalazła na oddziale noworodków. Jej pragnienie macierzyństwa musiało być widoczne, gdyż któregoś dnia miało miejsce pewne bardzo ważne wydarzenie. Żona, wraz z koleżanką, badały nowonarodzonego chłopca, którego matka porzuciła w dość dramatycznych okolicznościach. Nikt nic nie wiedział ani o niej, ani też o biologicznym ojcu dziecka. Chłopczyk był jednak uroczy! Uśmiechał się wesoło, a miłe wrażenie potęgowała zapewne jeszcze prześmieszna fryzurka: włosy naturalnie stały mu na "irokeza". Pod koniec badania koleżanka powiedziała do małżonki: Miły dzieciak. Nie chciałabyś mieć takiego? Na odpowiedź żony: Bardzo!, padło stwierdzenie: To chętnie wam w tym pomogę. Z ośrodkiemadopcyjnym skontaktowała nas właśnie ta doświadczona lekarka. Przyjęto nas uprzejmie, ale czuliśmy też wyraźnie, że jesteśmy poddawani sprawdzaniu. My jednak podjęliśmy już decyzję, że jeśli tylko jest to prawnie możliwe, to chcemy adoptować to właśnie dziecko. Wskazywano nam rozmaite ryzyka. Przede wszystkim to, że nic nie wiadomo o naturalnym "dziedzictwie" chłopczyka. Odpowiedzieliśmy, że sprawa jest przemyślana i że tak odczytujemy wolę Bożą wobec nas. To było chyba decydujące. Musieliśmy wypełnić jeszcze cały szereg formalności urzędowych, sądowych itp. Po pewnym czasie mogliśmy zacząć regularnie odwiedzać maleństwo w domu małego dziecka. Tam też zobaczyli je po raz pierwszy dziadkowie. Ani moje rodzeństwo ani żony, nie miało jeszcze wtedy własnych dzieci. Tak jednak, jak my z radością zaakceptowaliśmy tę swoją trochę odmienną drogę do rodzicielstwa, tak i nasi rodzice - z otwartym sercem przyjęli pierwszego wnuka. Aż wreszcie w jedenastym tygodniu życia przywieźliśmy Bartka do naszego domu. Zaczęło się wspólne, codzienne życie z niemowlakiem. Kiedy Bartek skończył rok trzeba było na niego bardzo uważać, gdyż niesłychanie szybko nauczył się chodzić. Tymczasem - wspaniała nowina! Nieomylne znaki dały nam do zrozumienia, że żona jest w ciąży! Wizyta u lekarza była tylko formalnym potwierdzeniem tego faktu. Po małych perturbacjach w początkowym okresie, potem wszystko przebiegało już dobrze i w normalnym terminie urodziła naszego drugiego syna, Kubę. Ani przez chwilę nie powstał w rodzinie problem spowodowany różnym pochodzeniem naszych synów. Nie jest to także problem dla nich, choć wiedzą o tym i rozumieją tę różnicę. Bartek jest dumnym pierworodnym. Choć ledwo zaczął szkołę, z zapałem kontynuuje historyczne zainteresowania moje i mojego ojca (czyli swego dziadka po mieczu). O dwa lata młodszy Kuba, choć dogonił już brata wzrostem, uznaje w pełni jego starszeństwo i wynikający stąd autorytet. Obaj uwielbiają aktywność sportową. Tutaj - niezrównanym partnerem jest dziadek po kądzieli. A jak wspaniale jest móc wspólnie z nim majsterkować! Obie babcie zmuszony jestem powstrzymywać, aby nadmiernie nie rozpuszczały swoich wnuków... Dziś, po kilku latach patrzę na adopcję jako na coś zupełnie normalnego. Może zaskoczyło mnie tylko trochę to, że po przyjęciu do naszego domu Bartka (z czego nigdy nie robiliśmy żadnej tajemnicy), nagle okazywało się, jak wielu pośród ludzi nam znanych adoptowało dzieci lub sami są dziećmi adoptowanymi. Krzysztof
GŁOS DLA ŻYCIA
(Duszpasterstwo Małżeństw Pragnących Potomstwa)
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2021 Pomoc Duchowa |