JezioroNa skraju pewne] wioski trysnęło źródło. Woda strzelała w górę z ogromną siła, a potem spadała kaskada do piaszczystego zagłębienia. Wkrótce niecka wypełniła się po brzegi i tak powstało przepiękne jezioro. Mieszkańcy wioski zebrali się na brzegu by podziwiać jego szmaragdowa toń i białe grzywki drobnych fal.- Będziemy mieć czysta wodę - cieszyli się. - Obfitość ryb! - Ptactwa! - Roślin! - Miejsce do zabawy! - wtórowały dzieci. - To będzie nasz skarb - orzekli wszyscy zgodnie. Mijały dni i zapał ludzi powoli przygasał, bowiem z jeziorem było coś nie tak. Wprawdzie mieniąca, się toń nadal przyciągała wzrok swoim pięknem lecz oprócz wody, nic więcej w sobie nie miała. Była po prostu martwa. Nie przylatywały do niej ptaki, bo jej głębin nie zamieszkiwały ryby. Nie fruwały nad nią owady, bo jej brzegów i dna nie porastały rośliny. Dzieci przestały bawić się nad jego brzegami, bo nie było tam złotego piasku, ani kolorowych kamyków, ani ptasich piórek, ani nawet suchych patyczków. - Martwe jezioro. Martwe jezioro - szeptano po domach z niepokojem. - nasz skarb jest przekleństwem... Rzeczywiście. Z początku wielu wędrowców i pielgrzymów przybywało nad niezwykłe jezioro. Jednak szybko opuszczali to miejsce przerażeni złowrogą ciszą i brakiem życia. Zebrali się więc najmądrzejsi ludzie z wioski, żeby coś uradzić. Jeden z nich, ślepy, siwobrody starzec, powiedział: - To my jesteśmy tymi, którzy powinni ożywić jezioro. - Ba, ale jak? - Musimy wpuścić do niego ryby. - Skąd je wziąć? W okolicy nie ma żadne) rzeki ani nawet małej sadzawki. - Zaprzęgnijcie więc wozy i wyruszcie na poszukiwanie rybnych jezior i stawów. Uczyniono więc tak, jak poradził starzec. Wkrótce na brukowanych uliczkach wioski zastukały kopyta końskie. Trzy wozy powożone przez rosłych mężczyzn potoczyły się wąskim traktem. Na każdym wozie jechała beczka wypełniona woda z jeziora i zwinięte sieci. Po kilku dniach wozy stanęły nad ogromnym rozlewiskiem. W słońcu połyskiwały wodne oczka, w których pluskały beztrosko rybki. Bez trudu udało się napełnić nimi beczki. Wydawało się, że wszystko na pewno się uda. W drodze powrotnej rozszalała się jednak potężna burza. Spłoszone konie ruszyły pędem przed siebie i jeden z wozów wpadł z impetem na drzewo. Z rozbitego pojazdu stoczyła się beczka i zginęła w ciemnościach burzliwej nocy. Na szczęście udało się opanować konie i pozostałe dwie furmanki wprowadzić pod skalny nawis. Tam podróżni przeczekali do rana, a o świcie ruszyli dalej. - szkoda tej jednej beczki, ale na szczęście mamy jeszcze dwie okupione moim kosztem - powiedział woźnica, który stracił tej nocy nie tylko ryby, ale także konia i wóz. M Do wioski nie było już daleko. Należało minąć jeszcze lesiste wzgórza i małą osadę. Właśnie kiedy mijali dwie nędzne lepianki wybiegła z nich gromadka dzieci. - Jeść! Jeść! - wołały czepiając się wozów. - Gzie wasi rodzice? Gdzie wasi opiekunowie? -pytali wieśniacy. - Poszli w pole, na którym tego lata nic nie wyrosło i do lasu, w którym na pewno nic nie upolują... ale my chcemy jeść! Mężczyźni popatrzyli na siebie i bez słowa zdjęli z furmanki beczkę z rybami. Wyglądało na to, że do jeziora dojedzie tylko jedna zdobycz. - Wystarczy tyle, ile jest - pocieszał współtowarzyszy woźnica. Jakież było ich zdumienie i rozpacz, gdy w otoczeniu mieszkańców wioski uroczyście przynieśli beczkę na brzeg. - Tylko jedna? - wieśniacy byli rozczarowani. - Jedna, ale za to pełna najwspanialszych gatunków ryb. - No, to pokażcie. - Przepuśćcie najpierw mnie - siwobrody starzec podpierając się kosturem podszedł do beczki. W ciszy zanurzył w niej rękę po łokieć. - Tu nic nie ma - powiedział głucho. - Jak to? jak to? - mieszkańcy przepychając się usiłowali zajrzeć do wnętrza beczki. Pod naporem rak i nóg beczka przechyliła się i wpadła do jeziora. Ludzie na brzegu zamarli. Beczka unosiła się krótko na falach i po chwili zatonęła w kompletnej ciszy. Nie słychać było plusku ryb, nie widać było ich srebrzystych grzbietów. - Co to ma znaczyć? Przywieźliście tylko jedną beczkę i do tego bez ryb? Wieśniacy rzucili się z pięściami na trzech woźniców, którzy w ostatniej chwili wskoczyli do łódki i wypłynęli na głębię. Przez chwilę nie odzywali się nie mogąc ochłonąć ze strachu i zdziwienia. - To niemożliwe - odezwał się w końcu jeden z nich. - Na pewno przywieźliśmy ze sobą pełno ryb. Sam je wyłowiłem siecią i wpuściłem do trzecie] beczki. I nie spocznę dopóki ich nie odnajdę! - Ciekawe, jak to zrobisz? Jesteśmy na środku martwego jeziora, a na brzegu czekają na nas rozzłoszczeni wieśniacy. - Nie ważne! Wiem, że nasz trud nie pójdzie na marne. To jezioro ożyje i da ludziom wiele radości. Słowa mężczyzny były tak mocne, że jego dwaj towarzysze uwierzyli w jego zapewnienia. W tej samej chwili coś błysnęło w ciemnej toni. Błysków zaczęło pojawiać się coraz więcej i więcej... A potem... Potem nagle wszystko wokół się odmieniło. Nie zdradzę jednak, co tak naprawdę się stało i jak dalej potoczyła się historia osady nad pięknym i bogatym w życie jeziorem. EP
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |