U mnie na weselu żadnego alkoholu nie będziePrzed sklepem w Przyborowie zatrzymał się fiat. Kobiety zgromadzone przy ladzie pchały się do okna i bacznie obserwowały pannę Janinę Skrzatkównę, która wychodziła z wozu.- Na pewno przyjechała po sprawunki na wesele - zauważyła Soboniowa, najgrubsza kobieta z Przyborowa i okolicy. - U Skrzatków szykuje się porządne wesele. - Naprosili podobno 150 osób - dorzuciła Zielińska i jeszcze zamierzała coś mówić, ale umilkła, bo właśnie panna Skrzatkówna energicznym krokiem wpadła do sklepu. - Dzień dobry - zawołała od drzwi. - Przepuśćcie mnie, moje drogie, bo naprawdę bardzo mi się spieszy. W domu czeka mnie tyle jeszcze roboty, a tu czasu brak. - Roboty jest dużo, jak to zwykle przed weselem - zauważyła któraś, po czym odsunęły się od lady, by zrobić miejsce przybyłej. Kobiety w duchu cieszyły się, że będą mogły sprawdzić osobiście, co panna Skrzatkówna zakupuje na wesele. Tymczasem przybyła wyjęła z kieszeni kartkę, na której były spisane sprawunki i czytała: 50 kg cukru, 20 torebek pieprzu, 5 kg drożdży, 20 paczek herbaty. - A spirytus jest? - zapytała z lękiem w głosie. - Jest i to dużo - oświadczyła sklepowa. - Proszę mi dać 50 litrów, może 60 - powiedziała zainteresowana. Sklepowa podawała żądany towar, panna Skrzatkówna, przy pomocy brata, pakowała go do kosza, a skrzynki z wódką pomogli jej wynieść do samochodu dwaj mężczyźni stojący w kolejce. Panna Skrzatkówna zapłaciła za towar i wybiegła ze sklepu wołając: - Dziękuję i do widzenia. Po jej wyjściu w sklepie zawrzało jak w ulu. Kobiety szeptały, że u Skrzatków wesele będzie huczne i bogate. Jedna przed drugą wołały: 60 litrów spirytusu! Ileż to z tego zrobią wódki. Całą wieś można upić i jeszcze na poprawiny zostanie. A przecież i pan młody też przywiezie swój alkohol. To będzie wesele. W tej chwili do sklepu weszła Marysia Raczyńska, więc kobiety umilkły, obserwując przybyłą. - Mamy i drugą pannę młodą - odezwała się Soboniowa. - Zobaczymy, ile ta zakupi wódki na wesele. Panna Raczyńska spojrzała przyjaźnie na zebranych, a potem z uśmiechem wyjaśniła: - Wódki nie kupuję, bo u mnie na weselu żadnego alkoholu nie będzie. Kobiety spojrzały na siebie z niedowierzaniem. Nie mogły zrozumieć, jak może się odbyć wesele bez wódki. Wprawdzie ksiądz proboszcz już od dłuższego czasu zachęcał, by urządzać wesela bez alkoholu, ale ludzie do tych rad nie chcieli się zastosować. Nawet naj- pobożniejsi po wyjściu z kościoła szeptali: - Wesele bez wódki to nie wesele. Nic dziwnego, że po oświadczeniu panny Raczyńskiej, iż u niej na weselu wódki nie będzie, kobiety umilkły z wrażenia. Cała okolica wiedziała, że Raczyńscy są bogaczami i w domu mają tylko córkę. Dwaj ich synowie ukończyli wyższe studia i pracowali już na siebie. Raczyńscy do skąpców nie należeli, a jednak wódki na wesele nie kupują. Co to za wesele? Soboniowa, że to nigdy nie zapominała języka w gębie, pierwsza zapytała: - Panno Marysiu, nie wiem, jak to może być wesele bez wódki? Co dacie ludziom do picia? Zaatakowana grzecznie wyjaśniła. - Oprócz wódki jest przecież tyle innych napojów: lemoniada, oranżada, woda sodowa, płynny owoc. Kobiety patrzyły na siebie ze zdziwieniem. Długo jeszcze po wyjściu ze sklepu panny Raczyńskiej mówiły kręcąc głowami: - Co to za nowe zwyczaje? Wesele bez wódki? - Gadu, gadu a tu czas do domu - zawyrokowała Soboniowa. - Jutro będą oba wesela, więc zobaczymy, które lepiej się uda. - Zobaczymy, zobaczymy - wolały kobiety i szybko wymykały się do domów, bo to nazajutrz była niedziela, pracy przed świętem dużo, a i mąż niejednej wymówi, że długo plotkowała, a robota czeka. Był poniedziałkowy ranek. W Przyborowie ludzie dawno już wstali. Mężczyźni krzątali się koło dobytku, a kobiety, jak na komendę, wybierały z kurzych gniazd jajka i biegły do punktu skupu, aby je sprzedać a właściwie by trochę poplotkować i dowiedzieć się nowości. A było o czym mówić. U Skrzatków na weselu wynikła bójka. Wszyscy wiedzieli, że nocą przyjeżdżało i pogotowie z pobliskiego miasteczka, i policja. W sklepie było już kilka kobiet, gdy wpadła Soboniowa. - Moje drogie - wolała od drzwi - żebyście wiedziały, co się działo w nocy u Skrzatków. Ale było wesele! Z wieczora bawili się spokojnie. Było już po północy, gdy Janek Pietras rozpoczął bójkę. Doszło do ogólnej bijatyki. Co chwila słychać było krzyki poranionych. Idźcie zobaczyć, jak wygląda dom Skrzatków. Okna wybite, drzwi wyrwane. Istne pobojowisko. A Janka Pietrasa, starego Skrzatka i Jana Chrzanowskiego zabrała policja. Teraz sobie posiedzą, bo Michał Libuda pobity i porżnięty przez nich nożami, zmarł w drodze do szpitala - kończyła sprawozdanie Soboniowa. - Podobno i pan młody ma dwie dziury w głowie - dorzuciła Majowa, ale zaraz umilkła, bo do sklepu weszła stara Raczyńska. - A u was nie było bójki na weselu? - zapytała Soboniowa. Raczyńska popatrzyła na kobiety zebrane w sklepie, a potem powiedziała wolno, dobitnie, cedząc każde słowo: - U nas na weselu nie było bójki, bo u nas nie było wódki. Ks. Henryk Kiemona
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |