Jezu
Ile w Tobie miłości
Ile cierpliwości
Dla mnie grzesznego
Dla mojej słabości
Przez innych zapomnianego
Jak szmata porzuconego
W zakurzonym kącie leżący
W swym grzechu bezradnie trwający
Ty Jezu w swej miłości
Podnosisz mnie z upadłości
Nie bojąc się zabrudzić ręce
I nie myśląc
Że przeze mnie jesteś właśnie w męce
Tak przytulasz mnie do serca
Szmatę grzeszną w swej marności
Wiedząc wszystko, o mojej słabości
Ocierając rany swoje
Zabierając to, co moje
Zanurzając w Krwi Najświętszej
Tak kropla po kropli
Obmywasz mnie z grzechu powoli
Zabierasz, co w sercu
najbardziej boli
I choć nie raz tak upadałem
I w moim sercu znowu pobladłem
Ty w swej miłości
mnie nie opuszczasz
Podnosisz powoli
i znowu przytulasz
Nie pozwalając
bym w grzechu kulał
Bym swoje życie
do końca zamulał
Mój Jezu
Jak dobrze,
że jesteś
Andrzej

|