Miałem sen
Miałem sen,
jak wiele, tylko ten
jakby inny prawdziwy
Ujrzałem tłum szary,
pełen smutku bez wiary
I jeden promyk,
promyk nadziei
Kobietę w śród szarości
jasną jak jutrzenka
Świt budzący dzień
życia bez końca
Nad nią promyczek,
ujrzałem z oddali
Przyciągał jak magnes,
jak kwiatka do słońca
Ludzie w szarości
się pochowali
Ona jedyna prawdziwa,
wymarzona,
ideałem napełniona
Móc uwielbiać,
dotknąć choć chwile
i patrzeć bez końca
Kobieta marzenie,
jak całe życie
Jak zdobyć?
jak odkryć zdołać?
Obym się nie obudził,
obym zdążył ją poznać
Coraz bliżej i bliżej
pragnienie bez końca
Z każdym krokiem,
mocniej pokochać
Któż jest ona,
najcudowniejsza
na świecie
Jestem już bardzo blisko,
patrzę To moja miłość,
To moja żona.
Andrzej

|