Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki

Mieszkają bez adresu

Kto chciałby do nich pisać, niech pisze: "Pierwsza barka przy moście, rzeka Wista". Prawie tak, jak w znanej piosence Ireny Jarockiej. Z tą jednak różnicą, że nie są to romantyczni "Gondolierzy znad Wisty".

Niespełna 100 metrów od Trasy Łazienkowskiej, krajobraz niczym z mazurskiego pojezierza. Solidny 200-metrowy ziemny wal odgradza Port Czerniakowski od hałasu i widoku wielkiej aglomeracji. W wąskim przesmyku odnogi Wisły cumuje obok siebie 6 barek. Do każdej z nabrzeża prowadzi trap, który wygląda jak miniatura wiszącego mostu.

Agnieszka i Adam są najnowszymi mieszkańcami tego nietypowego osiedla. On inżynier, ona wykładowca akademicki. Na Bródnie zostawili 46-metrowe mieszkanie. - Właśnie rozpakowujemy rzeczy - mówią, oprowadzając mnie po 120-metrowej barce. Wprowadziliśmy się na stałe przed dwoma miesiącami. Ale pierwsze Boże Narodzenie na barce mamy już za sobą - mówi Agnieszka. Wtedy jeszcze nie było trapu i z nabrzeża przeprawiali się łódką. Drogę trzeba było wyrąbywać w lodzie, bo mróz częściowo skul wodę w porcie. Pierwszą Wigilię spożyli na jednorazowych naczyniach. Potrawy podgrzewali w dwóch kuchenkach mikrofalowych. - Ale zmieściła się cała nasza rodzina: ponad 20 osób - wspomina z błyskiem w oku Agnieszka. Rodzina - to powód, dla którego zdecydowali się zamieszkać na barce.

HOLOWANIE Z PŁOCKA

- W końcu lat 90. byli młodym małżeństwem. - O własnym kącie można było tylko pomarzyć. Udało się jednak po wzięciu kredytu kupić w bloku na Bródnie 46-metrowe mieszkanie - wspomina Adam. Spodziewali się drugiego dziecka i w bloku zrobiło się ciasno. - W szpitalu, przed porodem, spotkałam rodzinę, która mieszkała na barkach. Zaprzyjaźniliśmy się. Początkowo słuchaliśmy z mężem z rezerwą opowiadań o mieszkaniu na wodzie. Kiedy jednak odwiedziliśmy naszych znajomych, zmieniliśmy zdanie. Zaczęliśmy szukać barki - opowiada Agnieszka.

Oferta z Opola była korzystna, ale jak tu przetransportować barkę lądem? Druga oferta, którą otrzymali z Płocka była nie do przyjęcia z powodu ceny.

- Mimo to pojechałem, postanowiłem zanurkować, żeby ocenić stan barki od spodu - wspomina Adam. Woda to drugi żywioł Adama i Agnieszki. Obydwoje nurkują, żeglują i mają stopnie ratownika. Właściciel barki w końcu obniżył cenę do 70 tys. zł. Coraz więcej okoliczności zaczęło sprzyjać ich pomysłowi. Również to, że w tym czasie na Wiśle utrzymywał się wysoki poziom wody. Po dwóch dniach transportu barka bez problemu wpłynęła do Portu Czerniakowskiego.

Rozpoczęli remont i przeróbkę wnętrza. - Wcześniej barka była hotelem robotniczym dla pracowników hydrotechnicznych: 6 podwójnych pokoików wielkości przedziału kolejowego, z piętrowymi łóżkami. Mąż przeprojektował wnętrze - mówi Agnieszka. Remont trwał 2 lata. - Z półroczną przerwą -podkreśla Adam. - Wstrzymaliśmy prace, bo okazało się, że ciągły pośpiech zaczyna zabijać naszą rodzinę - mówi. Z dawnej zabudowy zostały tylko zewnętrzne ściany. Wprost z przedsionka przechodzi się do kilkudziesięciometrowego salonu z kuchnią. Dalej są dwie sypialnie, magazyn, pokój biurowy, kotłownia, łazienka z jacuzzi. A poniżej części mieszkalnej - piwnica. Wnętrze urządzone tak jak w standardowym domu jednorodzinnym, z panelami na podłodze. Pod pokładem znajdują się pojemniki na wodę pitną, zbiorniki na olej opałowy i szczelne szambo. Adam sam wykonał projekt. Zawsze lubił duże wyzwania. Jako architekt podejmował się zleceń, których nikt inny nie chciał wykonać. Stąd doświadczenie w różnych dziedzinach projektowania. W Warszawie zmieniał gmach Teatru Nowego na budynek usługowy. Ostania praca jego autorstwa w stolicy to stojąca obecnie na pl. Zamkowym choinka. Najwyższe świąteczne drzewko w Europie.

BOBRY, LISY I ŻURAWIE

Na barce ich styl życia zmienił się zupełnie - mówi pani Agnieszka. - Pierwszej nocy przeszkadzała nam tu cisza, bo całe życie mieszkaliśmy w blokach, gdzie słychać było jadącą windę, pralkę i telewizor sąsiadów - mówi Agnieszka. Tutaj okolica jak w parku krajobrazowym. Nabrzeżem przesmykiwał lis, pomiędzy barkami wynurzył się bóbr. Latem przylatują żurawie i zakładają lęgowiska. - Wieczorem przypływają kaczki, domagając się chleba. Karmienie ptaków to dopiero dla dzieci atrakcja. Kiedy człowiek rano się obudzi i popatrzy na wodę albo przyjdzie z pracy zdenerwowany i widzi rybaków z wędkami, młodzież pływającą na kajakach, znikają wszystkie złe emocje, stresy i nerwy. Żyjemy dużo spokojniej i dużo przyjemniej niż dawniej - ocenia Agnieszka. - Odkąd się tutaj przeprowadziliśmy to nawet życie polityczne się uspokoiło - śmieje się Adam.

Tu żyją jak na wsi. - Wszyscy się znamy i pomagamy sobie: Norbertowie, Jarek, Mariola, Bartek, Krzyś, dwa domki zamieszkane w sezonie - wylicza Agnieszka. Mieszkańców łączy także wspólne korzystanie z mediów. Prąd i woda do barek dopływają za pośrednictwem Klubu Kajakowego Rejs. Mieszkanie na barce wiąże się z masą czynności i obowiązków, które mieszkańcom bloku są zupełnie obce. Codziennie wieczorem coś trzeba zrobić, np. sprawdzić czy w zbiorniku jest wystarczająco dużo paliwa, żeby ogrzać wodę do mycia. Czasem trzeba przybić deskę na trapie, a kiedy coś cieknie, zatkać dziurę.

Każdy właściciel barki sam musi zadbać o wywóz segregowanych śmieci, szamba, przygotowanie opału: drewna i oleju do piecyków. - Przekonałam się, jak ważne jest dokładne zamykanie pojemnika na śmieci. Raz zostawiłam otwarty. Gawrony rozszarpały całą zawartość tak, że zostały tylko małe kawałeczki z torebek foliowych - mówi Agnieszka.

PRZY WSPÓLNYM STOLE

Dla Agnieszki i Adama najważniejsza jest zmiana rytmu rodzinnego życia. - Nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile stresów powoduje stanie w korkach. Pokonując trasę z Bródna do Centrum traciłam prawie półtorej godziny. Teraz do pracy docieram w 10 minut. Wiosną zamierzam przesiąść się na rower - planuje Agnieszka. Wokół są ścieżki rowerowe biegnące także bulwarem wzdłuż Wisły i dużo parków.

Adam w domu na barce otworzył biuro projektowe. Małżonka, obecnie na urlopie macierzyńskim, też często pracuje w domu. - Okazało się, że dużo czasu jako rodzina możemy spędzać razem. Wspólne śniadanie, obiad i kolacja to ogromny przywilej, na który rzadko mogą pozwolić sobie inne rodziny. Dzieci wiedzą, że tata jest w pobliżu albo zaraz wróci z wyjazdu na budowę czy do biura architektów. Widzę, jak pozytywnie wpływa to na Łukasza i Grzesia. Potrzebują obecności ojca. Czasem odrywają się od zabawy tylko po to, żeby sprawdzić czy tata jest na miejscu i bawią się dalej. Mają poczucie bezpieczeństwa, kiedy rodzice są w pobliżu -opowiada pani Agnieszka.

W pierwszą niedzielę po przeprowadzce cała rodzina po Mszy św. przedstawiła się proboszczowi w miejscowej parafii Matki Bożej Częstochowskiej. - Zaprosiliśmy księdza z kolędą na barkę. Chodzimy z chłopcami na roraty - mówi pan Adam. - Parafia działa bardzo dobrze. Świetnie przygotowane są Msze św. dla dzieci, kazania łatwo przyswajalne - chwali Agnieszka. Niedługo w rodzinie odbędą się dwa chrzty. Jeden najmłodszego dziecka - 2 miesięcznej Uli. Drugi... nowo zasiedlonej barki.

BEZ MELDUNKU

Mieszkanie na barce ma też swoje minusy. - Obawiamy się kłopotów z wilgocią - nie ukrywa pani domu. Po 3 tygodniach w wersalce dało się zauważyć 5-centymetorwą kałużę skroplonej wody. - Kupiliśmy już osuszacz. Z jednego pomieszczenia zbiera się pół wiadra na dobę. Zamówiliśmy okna z systemem nawiewów - mówi Agnieszka.

Nadmierna wilgotność to problem do szybkiego rozwiązania, w przeciwieństwie do kilku innych natury prawnej. Choć wszystkie barki mogą być zamieszkiwane legalnie, teren Kanału Czerniakowskiego nie ma określonego stałego właściciela. Zależnie od tego, czy zostanie uznany za wodę stojącą czy płynącą, przechodzi pod władanie miasta albo Zarządu Dróg Wodnych.

- Utrzymanie portu kosztuje. Nikt nie chce się nim zająć - wyjaśnia Adam. Dla mieszkańców niesie to spore niedogodności. - Chcielibyśmy ponosić koszty dzierżawienia terenu i mieć gwarancję zagospodarowania go przez właściciela, a z tym wiązałby się łatwiejszy dostęp do mediów czy wywóz nieczystości - marzy Adam. - Spotykamy się z życzliwością urzędników, ale urząd nie może nam zaoferować takich rozwiązań, skoro nie jest właścicielem. Rozumiem, że trudno jest tworzyć prawo dla sześciu barek, ale w całej Europie takie rozwiązania funkcjonują - rozkłada bezradnie ręce.

Mieszkańcy barek nie mają ani stałego, ani czasowego meldunku. Kiedy chcą posłać dziecko do szkoły, muszą w urzędzie brać jednorazowe zaświadczenie o miejscu zamieszkania. Poczta dochodzi do nich dzięki życzliwości listonosza, który przesyłki z oznaczonym numerem barki dostarcza do pobliskiego Klubu "Rejs".

Dlaczego więc mieszkają na barce? - To była nasza świadoma decyzja - podkreśla Adam. - Mieliśmy dwa rozwiązania: budowa domu pod Warszawą, a potem stanie w korkach albo kupno apartamentu w mieście, wysoki kredyt i praca ponad siły, aby go spłacić. Nie chcemy być rodziną okaleczoną przez cywilizację. Chcemy mieć czas dla siebie. Żyć w normalnych warunkach, żeby każde dziecko miało swój kąt. Taka jest cena: mieszkamy w pewnym sensie w wozie Drzymały. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy postrzegani jako "dziwni ludzie". Ale w zamian mamy coś więcej. Ta "nienormalność" pozwala nam być normalną rodziną. Taką cenę jesteśmy w stanie zapłacić - mówi Adam.

Ich 20-letnia barka może jeszcze posłużyć przez około 20 lat. Tyle, by w najlepszej atmosferze przeżywać czas wychowania do dojrzałości dzieci.

 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej