Cantare amantis estDlaczego człowiek śpiewa? Po co ciągle słychać w kościele, na rekolekcjach czy pielgrzymce nawoływanie "śpiewajcie"?!. Odwagi! Nie ma mowy... Ja...? Jeszcze jak usłyszę zapraszamy do chóru, czy śpiewania psalmów, to już w ogóle. NIE! Zresztą święty Paweł jasno podkreślał, że jedni mają dar głoszenia, inni języków a jeszcze inni śpiewania (por. 1Kor 14,26). Ja na pewno go nie mam... Zgodzimy się, że zdarzają się i takie głosy wśród nas chrześcijan. To prawda. Nie każdy przecież urodził się Marią Callas, czy też słynnym chłopcem z Sosnowca.Istota śpiewu wśród ludzi zakochanych w Bogu, warto to zapamiętać, nie polega jednak tylko na tym, żeby być solistą występującym w wystawnych salach świata. Nie zmierza też do tego, aby stawać się idolem czy też gwiazdą. Tutaj śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi...Słowa Samuela Coleridge'a mówiące, że: "Łabędzie śpiewają przed śmiercią. Byłoby lepiej, gdyby niektóre osoby umierały zanim zaczynają śpiewać", nie muszą odnosić się do chrześcijanina! Najważniejszym jest aby śpiewać świadomie i odważnie. Człowiek który nie śpiewa, wymiguje się od śpiewu tylko dlatego, że ktoś mu powiedział: "nie umiesz tego robić", kto nigdy tak naprawdę nie ćwiczył swego głosu lub też, co gorsze, nie rozwijał talentu przez swoją opieszałość, brak odwagi a może pychę, nie daje dobrego świadectwa. Podobnie jest z tym, który tłumaczy swoje milczenie podczas nabożeństw w kościele brakiem talentu. Dlaczego? Zaraz się przekonamy. "Wtedy Mojżesz i Izraelici razem z nim zaśpiewali taką oto pieśń ku czci Pana" (Wj 15,1a). Aby wyrazić swoją radość z doświadczenia miłości Boga, wyprowadzenia z niewoli i pokonania wód Morza Martwego symbolu zła, Naród Wybrany zanucił spontanicznie pieśń dziękczynną. Po takim doświadczeniu musiał nastąpić moment wybuchu radości. Nie mogąc jej wyrazić słowami Izraelici z mocą ją wyśpiewali. Podobne sytuacje możemy zauważyć jeszcze w wielu innych fragmentach Biblii. Choćby te: głębokie pragnienie śpiewu dla Pana wyraziła Debora (Sdz 5,3), co więcej zachęcała ona również wszystkich, aby swym głosem wielbili dobrodziejstwa Boga (Sdz 5,10), albo znamienne Magnificat wyśpiewane przez Maryję wychwalające wielkie dzieła swego Stwórcy, i oczywiście Canticus Zachariasza, wyrażający radość z okazanego miłosierdzia i otrzymanego potomka Jana. Śpiewają Panu ci, którzy stoją przed Jego Obliczem (Ps 95, 2), głoszą oni Jego zbawienie (96,2) i cuda (98,1; 105,2). Dusza doświadczająca łaski sprawiedliwości, miłości i dobroci Boga, pragnie Mu śpiewać (101,1; 104,33). Jest do tego zdolna ponieważ uwierzyła Jego Słowu (106,12). Wyraża to w nowej pieśni, pieśni pełnej ducha. Śpiew jest zatem zawsze obecny kiedy człowiek doświadcza działania Bożej ręki. Tylko ten, co otrzyma serce z ciała, przemieniony miłosierdziem Boga, może śpiewać pieśń nową. I tak jak Izrael doświadczył mocy Boga, tak samo i dziś każdy może przystąpić do Pana słuchając Jego Głosu. Dlatego śpiew ludzi w kościele nie może ustać i nie ustanie! Jahwe bowiem nie jest Bogiem przeszłości ale wciąż działającym. Dał nam swojego Syna, abyśmy mieli życie (J 10,10), serce z ciała (Ez 36,26). Naszym zadaniem podstawowym jest pewnie nie zamykać się na tę Miłość (Ps 95,7). Nowe życie wyraża się w nowej pieśni pełnej ufności i odwagi w Panu. Odkupieni przez Niego, pełni są radosnego śpiewania i uśmiechu na twarzy (Iz 51,11). Bez różnicy czy jest czas szczęśliwy, czy prześladowań. Każda chwila jest dobra aby wielbić Nieskończone Miłosierdzie, tak jak czynili to Paweł z Sylasem (Dz 16,25) albo pierwsi chrześcijanie na arenie Koloseum. Człowiek bowiem pyszny nie jest zdolny do śpiewu na cześć Pana, opuszcza go radość i wesele. (por. Iz 16,10). Może jedynie jęczeć z bólu i zawodzić (Iz 65,14). Ci, którzy śpiewają fałszywie, choć jak Dawid wyszukują instrumentów, jednak nie głoszą przy tym chwały Boga a jedynie beztrosko dokazują swym zachciankom, zaliczeni zostaną w poczet wygnańców. Tak zniknie krzykliwe grono hulaków! (por. Am 6,1-7). W pełni więc można się zgodzić w tym miejscu ze słowami Stanisława Leca, że "można być wirtuozem fałszywej gry". Śpiew chrześcijanina jest jednak czymś innym. To świadoma modlitwa wypływającą zarówno z serca jak i umysłu (por. 1 Kor 14,15), nie jest tylko pustą egzaltacją, afektem bez oparcia w życiowej postawie. To owoc żywego doświadczenia działającego Boga! Te psalmy i hymny są więc pełne Ducha (zob. Ef 5,19; Kol 3,16). To wynik fascynacji Bogiem, który przez Jezusa Chrystusa daje człowiekowi Odkupienie. Takiego dotknięcia Miłości, tak naprawdę nie da się wyśpiewać do końca. Dlatego powstaje wciąż nowy skarbiec pieśni ku czci Boga, począwszy od tej pierwszej nad Morzem Martwym. Miłość rozbłysła najpełniej w Chrystusie i żadna kaskada dźwięków nie jest w stanie tej nieskończoności ukazać. Spontanicznie rodzi się jednak w sercu człowieka pragnienie wyrażenia owej radości na zewnątrz. Św. Augustyn powie, że nie sposób zatrzymać Boga dla siebie. Jeśli bowiem prawda jest we mnie musi ona wybuchnąć. Rodzi się zatem w sercu takiego człowieka duch apostolski. Dlatego kiedy Babilon jako symbol świata pogańskiego ujrzy swą zagładę nie odnajdziemy w nim głosu śpiewaków, flecistów, trębaczy i harfiarzy (Ap 18,22). Śpiew ma swój wymiar apostolski. Może być świadectwem otrzymanego miłosierdzia, które przynosi pokój radość i odwagę. Miłość przecież póki jeszcze jest lękliwa, jest niedoskonała (1J 4,18b). Ten, kto jej doświadczy, nie patrzy na to, czy zna nuty, nie zastanawia się czy, ma talent, ale jak potrafi taki, jaki jest, jakim kocha go Bóg, wraz z braćmi śpiewa swoją pieśń miłości, hymn wdzięczności, poemat duszy zapatrzonej w Oblicze samego Boga. To może uczynić najpiękniej człowiek pokorny. On zdolny jest w Chrystusie pokonać swoją niedoskonałość, nawet w śpiewie strach przed tym, co o mnie powiedzą. Często tego przełamania doświadczamy we wspólnotach oazowych, neokatechumenalnych, odnowy w Duchu Świętym i innych. Niejeden przecież talent został odkryty przez to, że pokonał własny kompleks. Tu ujawnia się uzdrawiająca moc wspólnego śpiewu opartego na chwaleniu Ojca w Niebie. Śpiew chrześcijan ma przed sobą niewyczerpaną przyszłość. Tak. Mimo wszystko. Mimo nawet narzekań na agoniczne raczej westchnienia, niż wzniosłe, krzepiące ducha kantyleny w naszych kościołach. Także pomimo tego, że jedyne empiryczne oddziaływanie brzmienia niektórych organów, to wywołanie w nas rozstroju nerwowego. Śpiew i muzyka chrześcijańska będą trwały tak długo, "jak długo istnieją ludzie, którzy pozwolą się poruszać wiarą w Chrystusa i Jego miłością (J. Ratzinger)." Ta wiara przysposabia nie do krytykanctwa, ale do odpowiedzialnej postawy wobec muzyki kościelnej. Do dbania o jej wysoki poziom. Myślę, że każdy dojrzały chrześcijanin, czuje tę wewnętrzną potrzebę pielęgnowania duchowego i materialnego dziedzictwa swoich przodków wyrażonego w chorale gregoriańskim, pieśni chóralnej i ludowej. Ono przecież pozwala nam wciąż na nowo coraz głębiej odkrywać bogactwo Boga Miłującego swój lud, nieustannie troszczącego się Ojca. W nim wyraża się owa osobista relacja, duchowe zjednoczenie ze Stwórcą. To, co jest szczególnie nasycone tym właśnie charakterem, zasługuje na najwyższe uznanie i pielęgnowanie. Dlatego Kościół swojej muzyce poświęca tak wiele uwagi i wytycza szlaki, którymi winna się kierować, aby wyrażać Ducha prawdziwie Bożego, a nie syciła się, może piękną, ale pustą świecczyzną. Ten, kto to zauważy, cierpliwie będzie zatroskany o duchowe piękno śpiewającego, a nie o to, aby tylko sucho "wyksztusał" z siebie melodie złote tylko na zewnątrz. Zauważmy bowiem, czy schorowany Papież podczas pielgrzymek do Polski, śpiewając pieśni, daje popis belcanto? Oczywiście, że nie. Jest to jednak śpiew z mocą. Wykonuje go człowiek, który miłuje Boga. Ten śpiew ma w sobie moc Ducha. Wiadomo, że na początku śpiew jest nieśmiały. I nie chodzi tutaj o nieśmiałość fizyczną głosu ale o naszą jeszcze słabość duchową, tą sprzed przejścia przez morze. Z czasem jednak nabiera wigoru, urastając choćby do miana takich dzieł, jak Nieszpory Ludźmierskie Jana Kantego - Pawluśkiewicza, Te Deum Charpentiera albo swoistej ewangelii według Jana Sebastiana Bacha w jego Das wohltemperierte Klavier, mistycyzmie muzyki średniowiecza, wielogłosowości Palestriny a nawet głosu starca śpiewającego Apel Jasnogórski z Franciszkańskiej 3 w Krakowie. Również i nasz głos wydany z wiara, przeskakujący barierę pychy i fałszywej skromności unikającej wyśmiania przez innych kaczkowato brzmiącego naszego głosu. Wszystkie te małe i wielkie formy są naprawdę najcenniejsze, jeśli tylko wyrastają na podłożu osobistego spotkania Zbawiciela w sercu ich twórcy. Wtedy zasługują na miano nieśmiertelnych opusów, jeżeli są choćby bladym odbiciem blasku wypływającego ze znalezienia niewyczerpalnego źródła miłości. Zauważył to sam Beethoven pisząc: "Mały dwór, mała orkiestra - napisana dla niej przeze mnie muzyka, wykonana na cześć Wszechmocnego - wieczność, nieskończoność!" Człowiek nawet w muzyce świeckiej wyraża pragnienia miłości i sprawiedliwości w trudnych czasach. Takimi są choćby dzieła Chopina albo VIII symfonia Mahler'a. Tak zatem prawdziwa muzyka według Bacha to taka, która "Bogu Najwyższemu na chwałę jedynie, bliźniemu na pożytek co z nauki płynie (sygnaturka z Orgelbüchlein J. S. Bacha)." Poza tym to tylko diabelskie buczenie i dudnienie. Można coś z tego zauważyć w dziwacznych przedstawieniach na niektórych muzycznych koncertach młodzieżowych. Tu muzyka staje się, jak to określił kard. Ratzinger "dziką ekstazą", ucieczką, która prowadzi do dewiacji! Nie jest to muzyka nieskończoności i muzyka spotkania, ale dźwięki odizolowania i końca, pustki i hulanki. Dlatego radości nowej pieśni, o której wspominałem, nie można mylić z krótkotrwałą wesołością. Nie jest to czad na chwałę moich zmysłów. Lecz jest to doskonały dźwięk ukształtowanego na wzór Boga człowieka, uszlachetnionego Jego miłością umysłu i serca. Prawdziwie piękne pieśni potrafi śpiewać każdy kto daje się prowadzić. Tak, jak Izrael dał się przeprowadzić Bogu przez Morze. Duszę śpiewaka ma ten, kto potrafi przyjąć swą małość wobec Majestatu Stwórcy i potrafi się cieszyć łaską obdarowania. Jego życie nie jest wówczas improwizacją o przypadkowej melodyce i swobodnym rytmie, ale doskonałą symfonią gdzie dyrygentem jest Bóg i każdy instrument ma swoje miejsce tworząc wespół z innymi doskonałą harmonię. W takiej orkiestrze na każdym z pulpitów rozłożona jest partytura z Uwerturą do Miłosierdzia Bożego. Wystarczy ją wziąć do ręki, otworzyć i cieszyć się jej pięknym brzmieniem. Taki to charakter i znaczenie śpiewu w naszych kościołach wysunął się mi na pierwszy plan. Myślę, że w każdym zgromadzeniu liturgicznym warto o tym pamiętać. Łatwiej i odważniej będziemy wówczas śpiewali, a wobec niedoskonałości swego aparatu głosowego nabierzemy cierpliwości. Nie tyle potrzeba nam krytyków muzycznych w kościołach, co nawróconych Chrześcijan wielbiących Miłosiernego Boga. On uczynił wielkie rzeczy. Tomasz Trzebiatowski
Tekst pochodzi z pisma
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |