Eucharystia w moim życiuPragnę podzielić się moim doświadczeniem z Eucharystią oraz przedstawić pewne sugestie co do pobożności eucharystycznej, które, jak ufam, mogą stać się przyczynkiem do przemiany duchowej Narodu. Najmilszym i zawsze wzruszającym mnie wspomnieniem z moich lat dziecięcych jest radość, jakiej doznawałam z bliskiego współżycia z Jezusem Eucharystycznym. To moja mama związała mnie i moje rodzeństwo maksymalnie z pulsującym sercem Kościoła, jakim jest Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie. Mama prowadziła cztery swoje córki kolejno, i to od najmłodszych lat, do sypania kwiatków na procesjach Bożego Ciała. Za wzór stawiała nam św. Teresę od Dzieciątka Jezus, której obraz wisiał na ścianie naszego domu. Same zbierałyśmy kwiatki dla Pana Jezusa. Brałyśmy udział w procesjach przez całą Oktawę Bożego Ciała. W naszym kościele parafialnym procesje te były bardzo uroczyste zarówno rano w połączeniu ze Mszą Św., na której chór śpiewał ulubione Lauda Sion, jak po południu na Nieszporach, których nie sposób było opuścić, tak cudne były psalmy i antyfony łacińskie (nuciliśmy je sobie całe dnie w domu). Rozśpiewany korowód procesyjny z feretronami, które niosły pięknie ubrane dziewczęta, z chorągwiami w rękach młodzieńców, z ministrantami dzwoniącymi i okadzającymi Najświętszy Sakrament, z dziewczynkami sypiącymi przed Nim kwiatki, to był jakby przewspaniały teatr, w którym każdy, duży i mały, miał swą rolę, a grał ją szczerym sercem dla Chrystusa, nie dla pokazu. Po Pierwszej Komunii św. każdego z nas - było nas w domu pięcioro - mama szła z nami do kościoła w Pierwsze Piątki miesiąca, aby Komunią św. wynagradzającą sprawić radość Sercu Pana Jezusa. Gdyśmy podrośli, korzystaliśmy już z codziennej Mszy i Komunii św. Przeżywając skrupuły młodzieńczego wieku, drżałam na myśl o tym, że mogę przyjąć Komunię św. niegodnie, ale nie wyobrażałam sobie życia bez Eucharystii. W Pierwszą Niedzielę miesiąca przez cały dzień trwała w kościele parafialnym adoracja Najświętszego Sakramentu, wystawionego w monstrancji. Rano bywaliśmy na uroczystej Mszy św. z asystą i pocztami sztandarowymi, a drugi raz śpieszyliśmy do kościoła po południu na grupowe adoracje godzinne i Nieszpory. Czterdziestogodzinne Nabożeństwo (w zapusty) było oczekiwaniem i radością całej rodziny. Chętnie szliśmy z rodzicami lub sami na wyznaczone dla poszczególnych grup godziny i uczestniczyliśmy we wspólnych modlitwach, przeplatanych pieśniami eucharystycznymi. Klęczałam uparcie godzinę, by dać dowód miłości Panu Jezusowi, skrycie wycierałam łzy wzruszenia czując Jego obecność. Nawiedzaliśmy też Najświętszy Sakrament przy nadarzającej się okazji, zwłaszcza w drodze do szkoły i ze szkoły: zawsze można było coś powiedzieć Panu Jezusowi. Jak wspomniałam, to rodzice zaszczepili w nas głębokie życie religijne i sami byli dla nas wzorem. Zajęcia domowe i na roli były tak zorganizowane, że był czas na Mszę św. i okresowe nabożeństwa. W kościele była nasza siła do trwania w dobrym nawet wśród kryzysów i prześladowań. W późniejszym okresie przyjął się w naszej rodzinie zwyczaj odbywania "nocnej adoracji" wynagradzającej w Pierwsze Czwartki miesiąca. Budziliśmy się kolejno na godzinę czuwania klęczenia sam na sam z Chrystusem cierpiącym. Ileż wzruszenia, nieraz aż do łez, ileż miłości wyzwalało się wtedy w naszych sercach, by odpłacić Jezusowi miłością za miłość! Owoc tej pobożności eucharystycznej był taki, że Bóg dał naszej rodzinie jedno powołanie kapłańskie i cztery powołania zakonne. Do dziś żyje nas trójka. Nasza małomiasteczkowa parafia w diecezji tarnowskiej była tętniącym ośrodkiem życia eucharystycznego dzięki gorliwym kapłanom, zwłaszcza dzięki długoletniemu ksiądzu proboszczowi. Odprawiał on zawsze główne nabożeństwa eucharystyczne przy zapełnionym dużym kościele i wygłaszał serdeczne nauki o Najświętszym Sakramencie, uwrażliwiając serca wiernych na miłość do Pana Jezusa. Bardzo dobrze były zorganizowane wszystkie grupy asysty, a wspaniały organista prowadził wyborowy chór. Proboszcz doceniał nawet najmłodszych, sypiących kwiatki i ministrantów, własnoręcznie obdzielając duży ich zastęp obrazkami i cukierkami. To wszystko zachęcało do uczestnictwa i zaangażowania. A dziś? Przebywając w kilku diecezjach i widząc w wielu miejscach ochłodzenie pobożności eucharystycznej, sercem pełnym wdzięczności i uznania wracam do mojej diecezji tarnowskiej, gdzie jeszcze pulsuje życie eucharystyczne. Stwierdzam, że gdzie zachowało się nabożeństwo i cześć do Najświętszego Sakramentu, tam parafie są żywotne i obfitują w powołania kapłańskie i zakonne. Oto moje sugestie, aby ożywić życie eucharystyczne w całym Kościele w Polsce:
S. A.
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |