Powiadają że, spowiedź jest zbyt staroświecka, "pachnie" średniowieczemRozmowa z o. Wojciechem Ciakiem, karmelitą bosym
Spowiedź - sakrament radości- Spowiedź - mówiąc najkrócej - to akt posłuszeństwa wobec Prawdy.Tak, to akt posłuszeństwa wobec prawdy o sobie, którą człowiek słyszy we własnym sumieniu. Spowiedź nie ma działać tylko jako narzędzie do udzielenia miłosierdzia, ale raczej by pomagać w tej prawdzie stanąć i zweryfikować, w czym od niej odeszliśmy. - Sakrament pokuty jest miejscem spotkania człowieka grzesznego, skruszonego i drugiego, który otrzymał - poprzez sakrament święceń - od Ducha Świętego władzę odpuszczenia i zatrzymywania grzechów. Porozmawiajmy o tym. Wielu penitentów skarży się bowiem, że u kratek konfesjonału ograniczona bywa ich wolność osobista, naruszona zostaje ich duma. Mało tego, powiadają, że spowiedź pachnie średniowieczem i w ogóle, iż jest to sakrament nienowoczesny. Może zechce Ojciec wyjaśnić nieco narosłe mity i nieporozumienia, które lansowane są przecież dość często. Zacznijmy od stwierdzenia tyczącego aktualnej sytuacji. Obecnie obserwuje się ogólnie brak wyczucia doświadczenia grzechu. Ludziom trudno teraz nazwać i wymienić wszystkie grzechy, a jeśli już wymieniają, są to grzechy bardzo stereotypowe. W miejscu bezpośredniego wyczucia grzechu pojawiają się częściej skutki grzechu. Oczywiście, jest to poważne uproszczenie. Penitenci starają się zwykle relacjonować swój stan, wcale nie usiłując sięgnąć do "korzeni grzechu", do ich rzeczywistych przyczyn. - Czy rzeczywiście spowiedź traktowana być może jako zamach na wolność penitenta? Trzeba zwrócić uwagę na spowiadającego się człowieka i zadać pytanie: czy on walczy o wolność i czy w ogóle jest w stanie uświadomić sobie naprawdę, na czym polega ten stan wolności?! Problem wolności trzeba tutaj rozumieć jako wolność od grzechu. Jeśli zatem penitent nie ma bezpośredniego poczucia grzechu, nie odczytuje grzechu w swoim życiu, a tymczasem ten grzech realnie jest, w takiej sytuacji nie można w ogóle mówić o wolności. Ludzie są przecież grzesznikami, są w grzechu - i trzeba o tym mówić. Pewnie powie ktoś, że takie rozumowanie wpędza wielu w kompleksy, w poczucie winy i jakieś stresy. Uważam, że mówiąc o wolności trzeba najpierw - mimo wszystko - powiedzieć ludziom, iż znaleźli się w grzechu i są zniewalani przez grzech. Grzech ma różne formy: osobisty, środowiskowy, można go również rozpatrywać jako grzech społeczny. Obok zwykłego grzechu osobistego istnieją pewne sposoby myślenia, ba, mentalność grzeszna, z której sobie człowiek często wcale nie zdaje sprawy. Jeżeli bowiem wytycza on w sobie pewną mentalność nastawioną na grzech, wtedy zaczyna się oddychać, żyć, myśleć i działać w grzechu. Potem poszczególne akty grzechu nie będą już przez człowieka rejestrowane! Następną kwestią są grzechy środowiskowe, wspólnotowe. Każde środowisko posiada swoje "ciemne strony", zarówno duchownych (np. niedbałe przeżywanie swojego powołania), jak i świeckich (np. środowisko lekarskie i cały zespół wynagradzania, łapówek) - nikt tego nie rejestruje jako grzech, bo "wszyscy tak robią!" Podobnie rzecz się ma z grzechami społecznymi. Często nie rozpatruje się ich w ogóle w kategoriach grzechu (problem aborcji, eutanazji), pomijając zwłaszcza "złośliwość" takich czynów. Tymczasem ewidentne złe ustawy, przepisy, zarządzenia umożliwiające np. aborcję działają przecież na człowieka! Dalej, mass media. W radio, w prasie, w TV proponuje się często różnego typu złe postawy, nawet grzechy, ale świadomość realnego, szkodliwego oddziaływania mass mediów jest po prostu znikoma! A skutki?! Oto cały problem. Jeżeli jest rzeczą nieuczciwą widzieć grzech tam, gdzie go nie ma - to także jest wysoce nieuczciwe nie widzieć grzechów tam, gdzie one naprawdę są. Mówiących, że spowiedź jest zamachem na ich wolność trzeba by spytać: czy oni w ogóle tak naprawdę są wolni? - Teraz, że spowiedź obraża dumę człowieka. Nie chodzi tutaj o żadną dumę, tylko o postawienie siebie wobec Boga. - Spowiadający się żalą, że wstyd im wystawać przed konfesjonałem w długich kolejkach. Stoją tam - jeśli już godzą się ma odbycie sakramentu - politycy, robotnicy, bezrobotni, biedni i bogaci. Niektórym nie odpowiada taki stan rzeczy. Boją się, że ktoś może sobie pomyśleć: o, ten nagrzeszył, tamten tak długo się spowiada, a inny jeszcze zapłacze po trzech uderzeniach w deskę konfesjonału. Ich duma zostaje w jakimś stopniu nadszarpnięta. Zresztą zawsze jest to kwestia wrażliwości, prawda? Naturalnie, to dość powierzchowne spojrzenie na problem. Doświadczenia tego typu mogą być oczywiście bardzo przykre. Wszystkim brakuje cierpliwości i pokory. Może tradycyjny model spowiedzi w konfesjonale stał się trochę przestarzały? Trzeba nam szukać innej formy odbywania sakramentu. - Coraz częściej wspomina się, że spowiedź jest zbyt staroświecka, "pachnie" średniowieczem. W opozycji przytacza się wzory zachodniej absolucji ogólnej, jako bardziej praktyczne, idące z duchem czasu. Zgodnie z nauką Kościoła, absolucji można udzielić tylko w wyjątkowych sytuacjach. To, co dzieje się na Zachodzie Europy jest zwyczajnym nadużywaniem absolucji. Nasi wierni, który tam wyjeżdżają, nie wiedzą o tym i popadają w pozbawiony podstaw podziw. Wydaje mi się, że można mówić o pewnej alternatywie, rozważanej w kategoriach: spowiedzi w kościele, w tradycyjnym konfesjonale, w ciszy i dużym skupieniu przy kratkach, lub też spowiedzi odbywanej w formie rozmowy, bardziej swobodnej, bez skrępowania. Nad tym by trzeba popracować! W drugiej formie (rozmowa) spowiedź wymaga więcej czasu i zaangażowania ze strony spowiednika - ale są to problemy czysto techniczne. - Inny problem: liczba i jakość spowiedzi. Każdy katolik powinien raz w roku wyspowiadać się - to obowiązek. Zdecydowanie większa grupa wiernych częściej przystępuje do sakramentu pojednania, zatem jakby częściej wychodzili na spotkanie z Bogiem. Zdarzają się też skrupulanci... Ze spowiedzi, odbywanych w naszym kościele, wyciągam wniosek, że spowiedź roczna jest ważna, bo ludzie pragną w jakiś sposób dokonać rozrachunku swego życia z perspektywy roku. Traktują to jako oczywiste minimum, zwłaszcza gdy wierni - idąc do spowiedzi - przygotowują się w ten sposób do świąt, tych najważniejszych: Bożego Narodzenia i Wielkanocy. - Również są penitenci, którzy przystępują do sakramentu, chcąc "kontrolować" swoje dochodzenie do świętości. W takich przypadkach ze strony spowiednika oczekuje się więcej uwagi i mądrości. Wypada więc powiedzieć o tzw. kierownictwie duchowym. To specyficzny rodzaj spowiedzi. Podczas stałego kierownictwa duchowego spowiednik nie narzuca niczego, nie wprowadza penitenta w swoje doświadczenie Boga. Nie. Pomaga tylko rozeznawać i w imieniu Kościoła dokonuje takiego, jakby "urzędowego", rozeznania: czy człowiek, klękający przed Bogiem, w swoim życiu rzeczywiście postępuje zgodnie z duchem Ewangelii. W wielu sytuacjach potrzeba kierownictwa duchowego, np. w chwili, kiedy człowiek winien rozpoznać swoją drogę życiową (powołanie do małżeństwa, do kapłaństwa lub życia zakonnego) czy też w trudnych okresach życia wewnętrznego, kiedy penitent doświadcza czasu "mocy" - jak pisał św. Jan od Krzyża. Zadania kierownika są wtedy ogromne, jako kogoś, kto obiektywnie będzie starał się pomagać. Spowiednik musi rozeznać... - Ciąży na nim duża odpowiedzialność. Rozeznanie musi być przeprowadzone w obliczu samego Jezusa, to nie może być tylko moje, czyli spowiednika rozeznanie, Troska i odpowiedzialność za takiego człowieka - oto najważniejsza rola dla kapłana. Spowiednik winien otworzyć penitenta na działanie Boga. Pomyślmy: gdy nam źle, każdy z nas ma tendencje do zamykania się w sobie i popadania w smutek i przygnębienie. Odejście z dotychczasowej, niepewnej drogi i powrót na szlaki Boga i do wierności - takie jest zadanie kierownika duchowego. On rzeczywiście może pomóc najwięcej. - Wróćmy do tych, którzy nadużywają sakramentu, do skrupulantów. Skrupulanci to bardzo specyficzna grupa ludzi, którzy przy całej swej uciążliwości są naprawdę bardzo biedni. Podstawowy problem można zamknąć w pytaniu: jak im pomóc? Nie można ich zostawić! Oni naprawdę cierpią! - Zdarzają się sytuacje, że penitent klęka i ... milczy. Nie potrafi wyartykułować niczego - poza szlochem. Tak, ale są to wyjątkowe zablokowania. - Ilu z przystępujących do spowiedzi zdaje sobie sprawę, że sakrament pokuty odnawia, wzmacnia i graniczy z cudem. Chyba niewielu posiada świadomość uczestnictwa w cudzie. Najbardziej widoczna jest radość tych, którzy po uzyskaniu rozgrzeszenia nagle odkrywają jakby coś zupełnie nowego, odkrywają swoją ścieżkę ku świętości. Odchodzą wtedy od konfesjonału z nową energią. Radość tych ludzi daje się odczuć! - Czy Ojciec, jako spowiednik, odczuwa również tę radość? Tak. Zadaję sobie wtedy pytanie: dlaczego Pan Bóg mną się posłużył, a nie kim innym?! Rodzi się we mnie poczucie nie zasługiwania na to; czuję, że uczestniczę w czymś wielkim. Noszę w sobie olbrzymią wdzięczność wobec miłosiernego Boga. - Ojcze, czy można powiedzieć, że sakrament pokuty jest sakramentem radości? Podczas spowiedzi - o czym pisze Izajasz: "Mówcie do serca mojego ludu" - powinno chodzić o rozszerzanie ludzkiego serca, o radość braną z Ewangelii. Konfesjonał jest miejscem, gdzie mówi się do serca i jest to wyjątkowa okoliczność, aby człowieka "poszerzać na sprawy Boga. Spowiedź indywidualna - zwłaszcza dzisiaj - stwarza niesamowitą szansę docierania do człowieka i otwierania go na innych! - Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: ANDRZEJ SIKORSKI
|
[ Strona główna ] |
|