Ja Syn marnotrawny... czyli historia mojego nawrócenia...Ręce zbyt słabe by dźwigać Twój krzyż,Nogi zbyt dumne by iść Twoją drogą, Kolana niegodne by klęczeć przed Tobą, By przed obliczem Twym chylić czoło Nie godna jestem... Zbyt ślepe oczy by widzieć Twą chwałę Zbyt głuche uszy by usłyszeć Twe słowo Zbyt puste myśli by uwierzyć w modlitwę Zbyt grzeszne usta by mówić do Ciebie, skalane tyloma kłamstwami, Dusza umiera - zagłuszam jej płacz Zbyt puste serce by dać Ci w nim mieszkanie Twarz zbrodniarza to moje odbicie... A jednak przebaczasz choć wciąż Cię ranie Przemieniasz znów moje życie... Jak wodę w wino na weselu w Kanie ! Bałam się napisać... Moje nawrócenie...Świadectwo? Czy jestem je godna dawać? Przecież byłam kiedyś egoistycznym potworem zapatrzonym tylko w siebie...Zaślepione oczy dostrzegały tylko i wyłącznie moje uczucia, emocje innych były nie ważne, liczyłam się tylko ja, moje problemy... Obwiniałam wszystkich o wszystko, szukałam pomocy, ale tak naprawdę, gdy ktoś wyciągał do mnie pomocną dłoń gardziłam nią...Przestałam wierzyć, Bóg stał się dla mnie niepotrzebny, uciążliwy bo przecież potrafiłam sobie radzić sama... Myślałam, że Go nie ma, że jest tylko wymysłem, aby mieć czym straszyć ludzi: "Nie rób tego, tamtego bo spotka cię kara Boska", dlatego z łatwością odrzuciłam też praktykowanie spowiedzi bo z jakiej okazji mam mówić obcemu facetowi w konfesjonale o tym co robie, przecież on także grzeszy, księża to byli dla mnie złodzieje, których sutanna była tylko przykrywką do chodzenia na panienki. Modlitwa!? Czy ja jestem jakąś wariatką by mówić sama do siebie? - Tak wtedy myślałam... Zaczęły się kłamstwa, najpierw niewinne, ale potem... Zdarzało mi się to notorycznie... Nie wiem co chciałam przez to osiągnąć...Okłamywałam nawet swoich bliskich, nie wzruszały mnie łzy innych często przepłakane z mojego powodu. Przez moje kłamliwe historyjki o mało nie zginął człowiek... Zatraciłam się we własnej obłudzie, moje kłamstwa były tak perfidne i było ich tak dużo, że sama zaczęłam wierzyć w świat, który sobie zmyśliłam, żeby było mi łatwiej żyć... Przyjaciele? Ich także nie szanowałam, obmawiałam, zdradzałam ich tajemnicę... Choć oczywiście się tego wypierałam. Ja tak nie jestem.. Można mi zaufać... Mówiłam... Na wszystkie problemy reagowałam... Hmm... Żyletką, kochałam kaleczyć własne ciało... Chciałam umrzeć, ale nie potrafiłam się zabić i... bałam się śmierci. W końcu podjęłam próbę samobójczą, ale w ostatniej chwili wyplułam garść połkniętych tabletek... Coś podpowiadało mi, że nie tędy droga... Życie nie miało dla mnie sensu, ciągłe awantury w domu, kłótnie, obelgi, alkohol... Pytałam: Gdzie jest Bóg? Nie słyszałam odpowiedzi... Dlaczego? Bo nie potrafiłam jej usłyszeć... Wreszcie myślałam, że się ułoży, poznałam wspaniałego chłopaka, zrobiłabym dla niego wszystko i tu pojawia się kolejny problem... Często myślałam jak to będzie... pierwszy raz i w ogóle... Moje ulubione filmy...Hm... romansidła o zabarwieniu erotycznym... i gdyby nie okazało się, że mój cud ideał był kompletnym dzieciakiem to dawno bym się z nim przespała... Taka prawda... Grzeszne myśli, sny... wszystko o seksie, a miałam dopiero 14 lat... Pocałunki? Dla mnie to było mało... Nie szanowałam własnego ciała... Czystość? Stare i nie modne... Myślałam... kto mnie ukaże za przyjemność... Bóg? Przecież On dla mnie nie istniał... Potem jeszcze bardziej znienawidziłam Boga, zabrał do Siebie mojego ukochanego dziadka, umarł bez pożegnania, nawet nie zdążyłam powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Poszłam wtedy do spowiedzi... Raczej z przymusu niż duchowej potrzeby, wyklepałam kilka grzechów na odczepne i przyjęłam CIAŁO CHRYSTUSA do mojego pełnego brudu serca, świętokradzka Komunia Święta... Dzień pogrzebu!? Słowa księdza: "Wszyscy jesteśmy pogrążeni w głębokim żalu" Nie wytrzymałam... Jak on mógł mówić, że mu żal skoro nawet nie znał mojego dziadka... Z moich ust padły słowa, których wolę nie przytaczać, krzyczałam na cały kościół, bluźniąc i przeklinając...Miałam ochotę napluć księdzu w twarz... Nie chodziłam do kościoła ponad rok...Aż do mojej parafii przyszedł nowy ksiądz, na Mszę Świętą poszłam z ciekawości, aby zobaczyć z jakim przeciwnikiem mam doczynienia, z kim przyjdzie mi się mierzyć na lekcjach religii, na które musiałam chodzić... Można by tak wypisywać moje przewinienia wobec Boga i bliźnich... Kazanie? Mocno poruszyło moje zatwardziałe w grzechu serce..., ale przecież nie mogłam dać plamy przed znajomymi, którzy byli ze mną na tej mszy, aby się pośmiać, więc i ja się śmiałam, choć już wtedy coś do mnie dotarło... Potem wyjazd na kolonie, wycieczka do Wadowic - Jan Paweł Wielki jedyny człowiek, którego szanowałam w całej tej katolickiej zgrai... Jego słowa: "Nie lękajcie się... Otwórzcie drzwi Chrystusowi..." Pamiętam klęknełam na środku wadowickiego rynku i zaczęłam płakać jak dziecko... Nie mogłam się opanować... Wrzesień - lekcja religii z nowym księdzem, wtedy pierwszy raz od roku uczyniłam znak krzyża, może to mało, ale dla mnie wiele znaczyło... Ksiądz jego wiara wydawała mi się śmieszna, obelgi pod jego adresem, plotki, ale on mnie nie potępił... Wspaniały człowiek... Znakomity kapłan... Nie jak większość zapatrzony w siebie, znał swoje słabości, potrafił się do nich przyznać, umiał słuchać, doradzić... Trudno by tu wymienić jak dużo mu zawdzięczam... Nie mogę darować sobie, że na początku traktowałam go jak "śmiecia" Uważałam za oszusta... Dlaczego? Bo był normalny, taki ludzki, zaufałam mu... Podziwiałam... Chciałam się przekonać co on takiego widzi w tym swoim kościele, skoro poświęcił temu życie, jestem pewna, że z powołania... Na początku nieufnie co jakiś czas pojawiałam się w kościele, wydaje mi się, że chciałam również zaimponować księdzu... Nie wiem jak, ale do moich rąk trafiła książka "Pasja" Ona odmieniła wszystko, przewróciła mój świat do góry nogami... Z każdą przeczytaną kartką pojawiały się łzy, rozpacz... Pragnęłam jak najszybciej pójść do spowiedzi, ale bałam się iść do mojego katechety, bałam się, że mnie potępi, znienawidzi, odwróci się ode mnie, a i jeszcze tkwiło we mnie pytanie: Czy osoba - kapłan (przecież również poddanego grzechowi), który jako grzesznik może stać się sędziom cudzych grzechów? Całą noc spędziłam na modlitwie, a raczej rozmowie z Bogiem ciszą, nie umiałam znaleść odpowiednich słów, tej nocy napisałam też mój pierwszy wiersz, teraz robie to bardzo często, zawsze to co podpowiada mi serce, słowa same układają się jakby ktoś mi je dyktował... Następnego dnia namówiłam koleżanki, abyśmy pojechali na rajd rowerowy do najbliższego sanktuarium... Chciałam się wyspowiadać... Pojechałyśmy... Przez całą drogę jak opętana wyłam pieśni religijne... Ale Pan postawił kolejną przeszkodę na mojej drodze... Zrobiłyśmy postój, zatrzymał się koło nas samochód, wysiadł mężczyzna, pytał o drogę, ale widziałam w jego oczach nienawiść, złapał mnie mocno, przyłożył nóż do gardła, dotykał, zapewne chciał mnie zgwałcić (przecież o tym marzyłam pierwszy raz, ale... nie w ten sposób) Spostrzegłam na jego palcu obrączkę, w samochodzie dziecięcy fotelik, miał rodzinę... Zaczęłam się modlić, wydaje mi się, że głośnio, nie za siebie bo wiedziałam, że zasłużyłam na karę, na potępienie, za to jakim potworem byłam, modliłam się za rodzinę mojego oprawcy, wtedy ( dokładnie nie pamiętam ), ale puścił mnie wolno... Krzyknął coś jeszcze, żebym więcej nie błądziła w ciemne zaułki jak owieczka... Te słowa poruszyły mnie do głębi Owczarnia, Pasterz i ja... właśnie ta zagubiona owieczka i tak powróciłam do stada mojego Pana...Kilka dni później w mojej parafii odbyła się peregrynacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, moja Matuchna czuwała..., a ja w podzięce przyjęłam jej święty szkaplerz... Oczywiście na początku po tym co się stało pojawiły się pytania: Dlaczego właśnie ja? Dziś zrozumiałam, że to był znak, znak od Boga... Krzyż, który mi przeznaczył dziś niosę z pokorą... Choć to ciężkie, gdy przytłaczają wspomnienia, ale dostałam drugą szansę... Tego dnia umarłam by móc narodzić się na nowo w Jezusie Chrystusie... On odmienił moje życie... Wlał w me serce nadzieje... Choć pojawiają się upadki bo jestem tylko człowiekiem to Pan pomaga mi się podnieść i iść dalej... OMNIA AD MAJOREN DEI GLORIAM !!! Bóg zapłać wszystkim tym, którzy naprowadzili mnie znów na ścieżki Pana... Nie bójcie się zaufać... Miłosierdzie Boże nie ma granic... Klaudia
Prosimy Portal Fronda o nie kopiowanie tekstów
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |