Rozważania Miłość Modlitwy Czytelnia Źródełko Pomoc Duchowa Relaks Download Cuda Opowiadania Perełki
ks. Jerzy Popiełuszko

(1947 - 1984)

Co nam może dziś dać ksiądz Jerzy?

     To było 3 listopada 1984 r.: przez lekko zamglone niebo świeci piękne, jesienne słońce, a na placu przed kościołem św. Stanisława Kostki morze ludzi. Trzymają wykonane własnoręcznie transparenty pisane najczęściej "solidarycą", mają wciąż wilgotne oczy i smutne twarze. Zegnają bestialsko zamordowanego kapelana "Solidarności".

     Niedziela 6 czerwca 2010 r.: wreszcie po wielu szarych dniach od rana świeci piękne słońce, a na placu Piłsudskiego morze ludzi, którzy potem przejdą w spiekocie 12 km do Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Są i transparenty, ale przede wszystkim są relikwie błogosławionego i biało-czerwone flagi. I twarze... jakże zupełnie inne.

    Wtedy byliśmy pełni złości, dziś pełni wdzięczności za to, że Go mieliśmy, że tyle nam dał, że pomógł przetrwać. Wdzięczni za beatyfikację ks. Jerzego Popieluszki. To jakby dopełnienie tej całej drogi po latach. To tak jakbyśmy dostali znak, który jest aż nadto łatwy do odczytania. Jakby wypełniały się głoszone przez księdza słowa - zło dobrem zwyciężaj. Chwila to wyjątkowa, bo wielu z nas mogło go poznać, choćby uczestnicząc w jego słynnych Mszach św. za Ojczyznę. Wyniesionego na ołtarze kapłana męczennika tym razem znamy nie z historycznych przekazów, ale z własnego doświadczenia, z naszego własnego życia!

     Od kilku dni nie mogę oderwać się od wspomnień, porównań, i refleksji - Jak wiele dzieli i jak wiele łączy te dwa ważne dla Warszawy, Polski i Kościoła wydarzenia.

     Po blisko 26 latach od jego tragicznej, męczeńskiej śmierci wyraźnie widać, ba! mamy na to od niedzieli dowód, że dobro zawsze i wszędzie pokona zło, choćby nie wiadomo jak było ono wielkie i pozornie chwilowo zwyciężało. Te dwie daty to klamra, która spina naszą najnowszą historię.

     Ci, którzy z całego kraju przyjechali na warszawskie uroczystości, czuli to doskonale. W Dniu Dziękczynienia dziękowali Bogu za dar, jakim byl dla nas ks. Jerzy. I jest nadal wyjątkowo aktualnym wzorem do naśladowania, jest wciąż "bohaterem" na nasze czasy.

     Spójrzmy, jak bardzo nam dziś brakuje w życiu publicznym takich osób. Które nie dzielą, a łączą, które nikogo nie odrzucają, a wszystkim służą wsparciem i pomocą. Jak bardzo tez Kościolowi brakuje takich charyzmatycznych duchownych, którzy wpiszą się w aktualne bicie 1 serca narodu i pociągną za sobą tłumy.

     A przecież wszyscy, którzy go znali osobiście, podkreślają do dziś jak bardzo skromną i kruchą w gruncie rzeczy był osobą. A zarazem jak silną osobowością. W pewnym momencie przestał żyć dla siebie. W dzisiejszych czasach bez przesady moglibyśmy powiedzieć że ks. Popiełuszko na swój sposób zrobił zawrotną karierę! Czyż nawet dziś dla wielu z nas nie będzie symbolem sukcesu?

     Zaczął w malutkiej wiosce, I aby dojść na sam szczyt w Warszawie. W rodzinnym domu na podlaskiej wsi nie nauczył się może pięknej polszczyzny (co niektórzy będą mu wypominali do końca), za to wyniósł umiłowanie podstawowych wartości jakimi są Bóg, honor, uczciwość, sprawiedliwość i Ojczyzna. To właśnie dom rodzinny tak go ukształtował. A potem on w ten sam sposób kształtował nas - kilka pokoleń Polaków. Do Warszawy przyjechał na studia i już w niej pozostał do końca. Ten chłopak z "prowincji" potrafił błyskawicznie zawładnąć sercami i umysłami mieszkańców stolicy. Przychodzili do niego młodzi i starzy. Słuchali go równie uważnie robotnicy z Huty Warszawa, jak i profesorowie z inteligenckiego Żoliborza. Odprawiane przez nfego Msze św. za Ojczynę i atmosfera, jaką tworzył wraz z proboszczem parafii św. Stanisława Kostki, stały się swoista oazą wolności, co na początku lat 80. było ewenementem na skalę krajową!

     Głosił prawdy podstawowe, wówczas dla Polaków ożywcze. Tamte kazania dawały nadzieję, a jego postawa wyzwalała z lęku. Jego gesty jednoczyły Polaków, a on stał się symbolem narodowego oporu wobec systemu i duchowej odnowy narodu. W jego słowach nie było nienawiści, czy wezwań do walki - jeśli już, to tylko z własnymi słabościami - nie było też patosu... dobierał takie, słowa, aby trafić do wszystkich. I wszyscy go pokochali! I mimo że mógł poczuć się prze to jak ktoś niezwykły, wybrany, to jednak pozostał sobą. Nadal był normalnym, ciepłym człowiekiem i czułym kapłanem, który jeśli był niezwykły, to tylko z tego powodu że nigdy się nie ugiął i nigdy się nie poddał. Pokazał nam jak godnie żyć w trudnych czasach. Czyż nie jest to nadal aktualne, mimo zmian systemowych?

     To jego niezłomna postawa i umiłowanie do prawdy było powodem, dla którego PRL-owskie władze tak bardzo się go bały. SB zamordowała księdza za to, co głosił i kim był. To było dla systemu niebezpieczne! Czyż i dziś ludzie zbyt uczciwi nie wzbudzają agresji albo co najmniej niechęci? Czyż prawda, wolność, godność, solidarność nie obowiązują zawsze i wszędzie? Czy tak jak wtedy - tak i dziś takie postawy nie są cały czas uosobieniem tęsknot narodu... może niewyrażanych głośno, ale w sercach już na pewno.

     Nie mają racji ci, którzy twierdzą, że to stare sprawy i dziś nie warto do nich wracać. Nieuprawnione jest też stawianie pytań przez redaktora "od kościoła" z bardzo poczytnej gazety "czy aby ksiądz Jerzy nie dzielił ludzi na prawdziwych Polaków-katolików i tych innych"! Świadectwo jego dawnych przyjaciół pokazuje zgoła coś innego! Wystarczy przypomnieć słowa znanej aktorki Danuty Szaflarskiej, która w Wiadomościach TVP mówiła: ks. Jerzy nigdy nie pytał nawet o to, czy ci, którzy do niego przychodzą, są wierzący! A ona właśnie dzięki niemu, po 40 latach dużego oddalenia od Kościoła, czy wręcz ateizmu, powróciła do Boga!

     I jeszcze coś z ks. Jerzego: "Naród polski jest w stanie przebaczyć, ale tylko za cenę prawdy. Nie da się budować domu na kłamstwie i nienawiści". Czyż nie o to właśnie spieramy się dziś w naszej wolnej już Ojczyźnie?! Ale - jak mawiał ks. Jerzy - "Prawda wypowiadana w słowie kosztuje. Tylko za plewy się nie płaci"...

     Świadkowie Jego dzieła zawsze mówią o tym jaki był zwyczajny, a zarazem jak wielką miał charyzmę. Zawsze słuchał innych - dlatego oni słuchali jego! Dlatego też tak wielu zawsze go otaczało. Któż z nas nie chciałby mieć dziś w swojej parafii takiego księdza? Czy nie tęsknimy do takich słów podczas niedzielnych kazań?

     I jeszcze jedno - największa ofiara, jaką poniósł - czyli męczeńska śmierć. Dziś można dodać - jak świadomie powtórzył ostatnią drogę Chrystusa! Dowiódł, że nie warto się bać tych, którzy zabiją ciało, bo duszy zabrać nie mogą...

     Niewielu z nas stać dziś na taką odwagę i męstwo i poświęcenie. Ale przynajmniej warto w jakimś choć by ułamku spróbować. Od niedzieli już oficjalnie mamy "pomocnika" abyśmy tej nadziei - że warto - nie utracili.


Krzysztof Ziemiec Tekst pochodzi z Tygodnika
Idziemy, 20 czerwca 2010



[ Powrót ]
 
[ Strona główna ]

Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty |

Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt

© 2001-2024 Pomoc Duchowa
Portal tworzony w Diecezji Warszawsko-Praskiej