Emigracyjne szczęście
Obserwując zachowania rodaków przyjeżdżających masowo do Włoch w ostatnich kilku latach, można by się pokusić o ich, dość schematyczny wprawdzie, podział na kilka kategorii. Pierwsza to ci, którzy przyjeżdżają tu za chlebem, druga z kolei to osoby z bagażem przeszłości, szukające w odmiennych warunkach swej nowej tożsamości, i wreszcie trzecia grupa, stanowiąca wyraźną mniejszość, to ci których przedziwne zrządzenia opatrzności typu matrymonialnego, naukowego czy formacyjnego wszczepiły we włoską rzeczywistość. Snując refleksję nad odpowiedzialnością za pewne wybory, w tym wypadku nad decyzją opuszczenia kraju i jej konsekwencjami, myślę, że warto by się skupić nad charakterem dwóch pierwszych grup. Mianowicie, tych przyjeżdżających za chlebem, czy rzeczywiście taka jest ich motywacja? Rozmawiaj ąc z wieloma z nich, okazuje się, że w kraju oprócz chleba mieli dobrą pracę, rodzinę, przyjaciół... Wystarczyła tylko nęcąca, często przesadzona, relacja przyjeżdżających na krótkie wizyty do Polski, która uwypuklała tylko jedną stronę tej szczęśliwości emigracyjnej - worek odłożonych milionów. Mało kto z nich zdobył się na odwagę, by przyznać się do kosztów, które się ponosi, pracując często w uwłaczających ludzkiej godności warunkach, bez znajomości języka, w lęku, poniżeniu, nadwerężając zdrowie - by potem wydać uciułane miliony na jego przywrócenie - wpadając w nałogi, depresje i wreszcie w ciągłej pogoni za więcej, tracąc swe człowieczeństwo i rozmywając młodzieńcze ideały. To niestety częsty obraz tych, którzy przyjeżdżają tylko po to, by zarabiać a nie pracować, przez co także tracą cenny czas, próbując odnaleźć swe miejsce w świecie, w Kościele, w środowisku. Inaczej jest natomiast z ludźmi drugiej kategorii, którzy są naznaczeni piętnem cierpienia i tragicznych doświadczeń, czyli jednym słowem zdesperowani, tylko w emigracji widzący jedyną szansę na dalszą egzystencję. Osoby te doświadczając na obczyźnie tych samych utrapień, wykorzystują je do swego wzrostu i rozwoju, zadają sobie trud poszukiwania w nich sensu i swoistego znaczenia. To one właśnie jednoczą się w różnego typu wspólnoty, gdzie mają okazję powrócić do źródeł duchowości, a przez nią odkryć w sobie Boży zamiar, realizujący się nawet poprzez trudy życia na emigracji. Często po uzyskaniu pewnej stabilizacji, z większą już świadomością i odpowiedzialnością podejmują osobiste decyzje, czy to powrotu do kraju czy też lepszego zaangażowania się tu na miejscu.
Jedno jest pewne, że byłoby mniej osobistych tragedii, a więcej satysfakcji i radości z życia wśród emigrantów, gdyby o wolę Bożą, co do decyzji o wyemigrowaniu, pytało się Boga przed jej podjęciem, a nie po fakcie lub nie czyniąc tego wcale.
Zofia, Służebnice Miłosierdzia Bożego eSPE, nr 58
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2024 Pomoc Duchowa |