Przed Bogiem i tak nie uciekniesz...Mówi dużo i ciekawie. Wsłuchuje się w drugiego człowieka. Swoim świadectwem o trudnej drodze, którą przeszedł zanim przestał pić, palić, dzieli się chętni z innymi..Jan Budziaszek, bo o nim mowa, to znany polski perkusista, związany z zespołem Skaldowie. Ukochał drugiego człowieka. To, co kiedyś niszczył, w co nie wierzył, stało się jego wyzwoleniem. - Wiara mnie uzdrowiła - mówi. Odkąd ma tego świadomość, nie rozstaje się z różańcem. Odmawia go nawet kilka razy dziennie. A odwagi brakowało- Kiedy człowiek odmawia różaniec nie dopadają go złe myśli i demony. Cały czas ma się taką świadomość połączenia z niebem. A to obliguje do trzymania się prosto. Ja bez tego nie dałbym rady - mówi Budziaszek.Po przebudzeniu dziękuje Bogu za nowy, darowany mu dzień. Bez względu na to, jaki on będzie. - Nie wierzę w przypadki. Wszystko, co mi się w życiu wydarza, dzieje się z woli Bożej i On chce przez każdy dzień i każdego napotkanego człowieka coś mi powiedzieć. Przyjechałem do Lichenia na Spotkania Trzeźw ościowe, bo On mnie tutaj posłał. Gadam do tych ludzi i czuję, że jestem jednym z nich, że oni są mi niezwykle bliscy. Czy pani wie, że to, że teraz siedzimy sobie tutaj razem i gadamy, to też do czegoś doprowadzi? Ja bym się nie odważył, gdybym w Niego tak nie wierzył, wyjść do ludzi i opowiadać o tym, co się wydarzyło w moim życiu. Nie odważyłbym się pukać do drzwi jakiegoś studia i prosić o to, by mnie zatrudniono jako perkusistę. Nie miałbym odwagi poprosić wydawnictwo, by wydało moje książki. Powiem więcej - ja bym się nie odważył przyjść do Ciebie i zaproponować ci rozmowę ze mną. Ja człowiek, ja Budziaszek, bym się nie odważył. Ale żyje we mnie Chrystus. Jeśli wsłucham się w to, co Pan mówi, będę żył godnie i o nic nie muszę się troszczyć - mówi z przekonaniem. Kawałek podłogiNie było mu łatwo dojść do tego, co dziś w sobie nosi. Ale Bóg ma swoje plany wobec każdego z nas. Budziaszek też to zauważył.- Dziesięć lat przed moim oddaniem się Bogu, ojciec Klimuszko powiedział mi, że i tak nie ucieknę przed Panem Bogiem. Był rok 1984. Cała moja rodzina pojechała na wakacje, a ja zostałem w domu i robiłem remont. Poszedłem do kościoła i ksiądz podczas ogłoszeń zapytał czy ktoś nie mógłby odstąpić kawałka swojej podłogi dla pielgrzymów A ponieważ mieliśmy wielki i pusty dom pomyślałem sobie, że mogę ich przyjąć. I wtedy zaczęło się. Przez cztery dni byłem z nimi, pokazałem im Kraków, łaziliśmy po kościołach. Dużo rozmawialiśmy. Kiedy wyjeżdżali odprowadziłem ich. Namówili mnie na wspólną Mszę św. A po niej nogi same mnie niosły z nimi na pielgrzymkę. Szedłem sześć dni w sandałach, podkoszulku, tak, jak wyszedłem z domu. Kiedy wróciłem, nie byłem, już tym samym człowiekiem, ale nie pamiętam, co się przez ten czas działo - opowiada. Jest niezwykle prosty w swojej wierze. Nie filozofuje: - Jeśli Bóg jest dla człowieka najważniejszy, to wszystko jest na właściwym miejscu. Mówiłem podczas tych spotkań do setek ludzi, mówiłem o mojej drodze wychodzenia z nałogu. Dałem im coś, ale też ogromnie dużo czerpałem z tych spotkań. Bo przecież nikt z nas nie wie, czy za chwilę nie zniknie z tego świata. A życie jest piękne. Trzeba więc rozglądać się dookoła, wsłuchać w to, co próbuje nam powiedzieć Bóg i więcej się modlić - przekonuje. Odczytuj znakiW licheńskim Sanktuarium spotkał się z uczestnikami 13. Ogólnopolskich Spotkań Trzeźwościowych. Po swoim świadectwie, Budziaszek poprosił wszystkich uczestników, by podeszli i uścisnęli mu dłoń na znak, że wierzą, że można i trzeba stać się nowym człowiekiem. Że trzeba zaufać, zawierzyć i mieć odwagę żyć po nowemu. Kolejka zdawała się nie mieć końca, a ludzie z radością ściskali jego dłoń.- Spotykam się z różnymi ludźmi. Któregoś dnia ścisnąłem rękę młodego mężczyzny, który ma dożywocie za kilkanaście morderstw. I mówię mu, a raczej Bóg przeze mnie mówi, że dopóki on żyje, Bóg ma dla niego jakieś wielkie zadanie na tej ziemi. Nie wiemy, co się dzieje z człowiekiem, że zabija drugiego. Ale Bóg jest miłością i nad każdym z nas, bez względu na to, co zrobił, pochyla się - tłumaczy. Nie niszcz życiaNie zawsze był blisko Boga. Na dobre oddał mu się w 1985 r. Co było wcześniej?- Nie pamiętam. Wiem tylko, że piłem, paliłem, rozkochiwałem w sobie kobiety i je porzucałem. Zdradzałem, niszczyłem najbliższe mi osoby: żonę, dzieci, rodzinę, przyjaciół. Teraz jestem taki mądry i mówię, że owszem, miłość w życiu jest najważniejsza, ale nie ma prawdziwej miłości do drugiego człowieka bez miłości do Boga i siebie - przekonuje.
Czego się boi?- Dzięki głębokiej wierze nie lękam się. Wszystko, co dla mnie Bóg przygotował przyjmę z pokorą prosząc o siłę - wyjaśnia.Na palcu nosi obrączkę-różaniec. - To było po koncercie z Marylą Rodowicz. Byłem zmęczony, pakuję bębny, a tu podchodzi do mnie jakiś facet i prosi o chwilę rozmowy. Złapał mnie za palec i zaczął mi na niego wkładać jakąś obrączkę. Zdębiałem. A on: przepraszam pana, ale jestem złotnikiem, bardzo lubię pana muzykę i zrobiłem dla pana różaniec... Dopiero później zauważyłem, że w środku było wygrawerowane: Jezu ufam Tobie - mówi. Mieć wiarę i odwagęPo 1985 r. nauczył się kochać Boga od nowa. Inaczej niż przedtem kocha żonę, dzieci, przyjaciół i zwykłego człowieka. Miał odwagę uwierzyć, że jest wartościowym człowiekiem, bo został stworzony na Jego podobieństwo. Miał odwagę na trzeźwość. Wierzy, że wiele zdziała tylko w porozumieniu z Bogiem. Oby ta wiara była bliska wszystkim...
Magda Kowalska Tekst pochodzi z Informatora Sanktuarium Maryjnego w Licheniu
|
[ Strona główna ] |
Modlitwy | Zagadki | Opowiadania | Miłość | Powołanie | Małżeństwo | Niepłodność | Narzeczeństwo | Prezentacje | Katecheza | Maryja | Tajemnica Szczęścia | Dekalog | Psalmy | Perełki | Cuda | Psychotesty | Polityka Prywatności | Kontakt - formularz | Kontakt
© 2001-2025 Pomoc Duchowa |